piątek, 22 grudnia 2023

Joanna Matlachowska-Pala "Bezpowrotne"


Tak się składa, że tworzona przez kobiety poezja, po którą sięgam bardzo często wprowadza czytelników do świata relacji międzyludzkich, związanych z nimi emocjami i ulotności. Nawet kiedy w tle pojawia się przyroda, rzeczy to zawsze z napomknieniem o ludziach, związkach między nimi, dostrzeżeniem przemijalności, rozpadających się zależności powstawania pustych miejsc po tych, którzy byli obecni w życiu, zderzenia doświadczenia zmian w otoczeniu z określoną postacią ważną dla podmiotu lirycznego. Ta twórczość to opowiadanie o czułości, uwadze i empatii. Tak jest też w twórczości Joanny Matlachowskiej-Pali, w której drugi człowiek zajmuje wiele miejsca. Pojawia się on w kontekście przemijalności, obserwowania zmagań z chorobą, traceniem sił, poczucia straty. Właśnie z takimi obrazami mamy do czynienia w tomie „Bezpowrotne”.
Sam tytuł jest tu sugestywny i sprawia, że już wiemy, że będziemy wchodzić do obszaru przemijania, niemożności cofnięcia czasu. Pojawiają się przebłyski podobnych dni, ale tylko po to, aby uświadomić nam jak bardzo nieuniknione są zmiany. Czas pędzi, przyroda się zmienia, ludzie odchodzą i umierają. W ten ciąg przeobrażeń jesteśmy wpisani my z naszymi emocjami i poczuciem nietrwałości, która często wybrzmiewa w prostych zwrotach pojawiających się u osób starszych uświadamiających sobie, że mogą to być ostatnie chwile: „Do następnego razu/ o ile jeszcze będziemy” („Minione” s. 7).
O samych staraniach zatrzymania czasu, przeżywania ich jeszcze raz mówi: „Stajemy na głowie/ aby je choć jeszcze raz zobaczyć” („Tu”, s. 8), a w innym wierszu czytamy: „Trzymam się mocno przestrzeni/ choć grawitacja powoli zanika/ niebo otwiera się nagle gwiazdami// tak dużo mam tu pustego miejsca/ za dużo” („Przyjdź” s. 12). Wchodzimy do świata świadomego przezywania własnej śmiertelności, uświadamiania sobie, że każdego dnia umieramy: „jak bardzo ubywa/ nas i nagie gałązki kruche/ trzaskają w palcach/ już tylko szkielecik” („Pamiętając o grudniu uśmiechnij się do lutego” s. 14), a w innym wierszu mówi: „Znikam/ zostało po mnie/ kilka miejsc pamięci/ niektóre bolą” („Niebyt?” s. 18).
Życiu towarzyszy też obserwowanie swojego ciała, doświadczaniu choroby swojej i bliskich lub po prostu bliźnich pojawiających się na krócej lub dłużej, ale wystarczająco długo, aby mogli naznaczyć przestrzeń podmiotu lirycznego swoją obecnością na tyle mocno, aby puste miejsce było widoczne, przyciągało uwagę.
„’Daj mi nowe życie’
to stare gubi rytm
stany wewnętrzne straciły odpowiedniość
wobec tego co w wierzchniej warstwie
która ciągnie się w prostych czynnościach
leki – mycie – obiad – leki
jak ślad ślimaka – powidok
mnie już tu dawno nie ma” („Pamięci E.S.” s. 22).
Podmiot liryczny to wrażliwa obserwatorka dostrzegająca jak szybko następują zmiany, na jak wiele godzimy się każdego dnia. Wchodzimy też do świata powolnego tracenia sił, obserwowania degradacji ciała, zaniku sił:
„Najpierw nogi…
uczymy się stawiać ostrożniej
-stopu bolą
obcasy w kąt
witaj lecznicza wkładko
potem parasol – zmyłka
laska niechętnie
kula – ostateczność
samochód – bo dalej
wciąż dalej od siebie
wózek na kółkach – mniejsze zło
w końcu łóżko” (Raz dwa trzy i” s 23).
Kilka stron dalej obserwujemy walkę i, niepoddawania się, aby doświadczyć jeszcze kilka chwil: „Cierpliwie jeździła na zabiegi/ pozwoliła na dren/ i zwisający u jego końca worek/ szwy i igłę” po czym pojawia się pytanie: Ile człowiek musi się namęczyć/ żeby jeszcze trochę pożyć” (*** s. 28)
Po chorobie następuje śmierć, którą w poezji Joanny Matalchowskiej-Pali uosabia tekturowy segregator z wiersza, którego tytuł wyraża zdziwienie, bo zgon nawet oczekiwany, następujący po długiej chorobie zawsze zaskakuje: „Opasły tom historii choroby/ aktów niezgody/ załamań i kompromisów – nie było łatwo// Pieczęć ostatnich godzin/ na koniec numer/ Wszystkie sprawy doczesne/ zamknięte w pudle/ na dwadzieścia pięć lat/ przedłużonego poza śmierć/ dożywocia” („I już?” s. 25). A później następuje odliczanie czasu, które zanika, kiedy gubimy się w rachubie dni, zaciera się obraz zmarłej osoby: „ale chabry…/ To już dwa tygodnie jak Ci je układaliśmy/ wzdłuż ramion? I we włosach/ żebyś była piękna// na pogrzeb” („Już po” s. 26).
Poetka dostrzega, że obok bliskich relacji naszej codzienności towarzyszy też uprzejma nieuważność: niby się dostrzegamy, niby rozpoznajemy, ale dyskretnie, by nie wkraczać w życie innych ludzi: „Spotykam ją od lat/ na ulicy na moście/ mijamy się” („Kobieta” s. 31).
Poza refleksją na temat życia, przemijalności mamy tu także fantastycznie oddany zachwyt przyrodą, dostrzeganie jej piękna, wyjątkowości, sile z jaką wkracza w nasze życie. Miesiące mijają, naznaczają naszą codzienność: „sierpień dzwoni w niebo
szeleszczą zbrązowiałe kopry i bodiaki
horyzont w pagórkach

Tonę w sierpniu
w kwaśnym zapachu opadłych jabłek
pod nogami brzęczenie os
nad wodą biały opar
oddychamy zanurzeni po szyję
wskazówka zegara
zawieszonego nie wiedzieć komu
wysoko na drzewie
opada” („Pejzaż à la Stanisławski” s. 11). Na kolejnych stronach „powietrze pachnie nadchodzącym deszczem” („Przyjdź” s. 12).
Całość zwieńcza autorefleksja dotycząca natchnienia, pisania wierszy:
„Wiersza rodzą się na kamieniu (…) żyjesz latami i nic/ aż raz-/ nalewasz czystą wodę do szklanki/ i jest/ Ile trzeba żyć dla kilku wersów” („Odpowiedź dla” s. 36).
„Bezpowrotne” Joanny Matlachowskiej-Pali to zbiór niewielki z pięknymi, prostymi, ale jednocześnie bardzo pobudzającymi wyobraźnię wierszami.
Zapraszam na stronę wydawcy









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz