To ten czas, kiedy lud polski więcej się spotyka, więcej imprezuje i więcej pije. Ponieważ w moim mieście lokali do picia za bardzo nie ma ludzie radzą sobie jak mogą i spotykają się w domach lub w dostępnej przestrzeni publicznej. Ma to swój urok. W domach i mieszkaniach na rozmowy przy fajce wyskakują na balkon czy do ogrodu, a jak imprezują pod chmurką to nie muszą już nigdzie wyskakiwać, ale za to ma się radio społeczne gratis i uświadamianie sobie, dlaczego ludzie głosują tak, a nie inaczej, bo upici mężczyźni, których mijałam rozmawiali albo o zarabianiu albo o ruchaniu, przy czym pierwsze też sprowadzają do ruchania, bo "jak będę więcej zarabiał to będę miał więcej ruchania" i nie olśni ich, że to nie zawsze tak wygląda, że czasami duża ilość kasy nie przysłoni chujowego charakteru i bycia chujem. Temat zarobków pozwala też na zahaczenie wysokości pensji, oczekiwanych wynagrodzeń i podatków oraz rzeczy finansowanych przez państwo. I tak mi się zdarzyło minąć panów w typie konfiaczków ("finansowanie szkół bee, powinny być prywatne, bo ja dzieciaków nie mam i nie chcę się dokładać do wychowania cudzych bachorów", ale kościół musi być na państwowym garnuszku, bo przecież chodzi i korzysta to osoby niekorzystające niech mu się dorzucą). W pewnym momencie jeden z nich mówi:
-Musiałbym na tym zarobić milion.
-Ale brutto czy netto.
-Eee, jakby było milion netto to wyszłoby jakieś 700 tys. brutto, bo trzeba jeszcze podatki zapłacić.
I panowie nierozróżniający brutto od netto wiedzą, co i dlaczego trzeba finansować i dlaczego kobietom nie wolno pozwolić na decydowanie o swoim ciele, bo "trzeba dbać o rozsiewanie genów" zamiast dbać o rozsiane geny".
A to dopiero początek wieczoru... Później tematy mogą być dużo poważniejsze, mylenie pojęć intensywniejsze, promile obijające się o mózg dużo wyższe, więc i rozmowy bardziej bełkotliwe.
Miłego wieczoru
*co w cudzysłowie to cytowane
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz