poniedziałek, 29 kwietnia 2024

Julia Quinn "Małżeństwo ze snu"


Są takie sytuacje, że małe, niewinne kłamstewko może zmienić się w prawdę. Mijamy się z faktami, aby komuś pomóc, a później okazuje się, że niedopowiedzenie czy niezgodność z faktami nas dopada w wersji, którą stworzyliśmy. I z takim zjawiskiem ma właśnie do czynienia Cecilia Harcourt, główna bohaterka książki Julii Quinn „Małżeństwo ze snu”.

Opowieść otwiera troskliwa opieka bohaterki nad Edwardem Rokesby. Młoda kobieta może przebywać w szpitalu dzięki kłamstwu. Personel medyczny jest przekonany, że to żona wojskowego, który w czasie misji został ranny i stracił przytomność. Wielotygodniowa pielęgnacja nie daje nadziei. Jednak Cecilia czuwa nad nim. Do Ameryki przywiały ją inne powody. Wyruszyła na poszukiwania zaginionego brata. Jego zaginięcie sprawiło, że na majątku łapę położył chciwy i ordynarny kuzyn budzący w niej odrazę. Mogła uciec do surowej ciotki, ale od tego zdecydowanie wolała niepewny los na froncie. I właśnie z tego powodu w 1779 jest w Nowym Jorku na Manhatanie.

Do romansu Julia Qiunn po raz kolejny wplata prawdziwe wydarzenia. W tle mamy wojnę o niepodległość w Ameryce. Pokazuje jak trwające od dwóch lat walki wpływają na sytuację wielu osób w kraju oraz jak wiele mężczyzn ginie w imię walki o wpływy monarchów. Jednocześnie zobaczymy jak bardzo pozycja społeczna jest zależna od przymusowego udziału w wojnie. Na tym tle osobistych tragedii i interesów monarchii zobaczymy historię osieroconej Cecili, która ratuje swoje życie podróżą przez Atlantyk i poszukiwaniami brata. Odnalezienie jego przyjaciela w szpitalu staje się początkiem intrygi. Żywiąca dużą sympatię do rannego postanawia się nim zaopiekować, ale aby było to możliwe musi udawać żonę. Sprawy się komplikują, kiedy Edward w końcu odzyskuje przytomność. Początkowo stajemy się świadkami zabiegów Cecili, aby kłamstwo nie wyszło na jaw. Później do gry dołącza Edward. Wszystko w imię dbania o dobre imię opiekuńczej kobiety. Młodzi bohaterzy odgrywają rolę małżeństwa, ukrywają przed otoczeniem prawdę. Czy będą zdemaskowani? Jak ta intryga wpłynie na ich życie?

„Małżeństwo ze snu” to kolejny tom z serii Bridgertonowie, która bez wątpienia podbiła serca czytelników. Opowieści zaliczane do romansu historycznego pozwalają na przeniesienie się w czasie, ale bez dbałości o szczegóły i realia. Mamy tu zabieg ubierania w szaty z przeszłości pozostawia wielkie pole do popisu dla autorki, pozwala to jej fantazji popłynąć i tylko przez elementy etykiety oraz wydarzeń historycznych osadzony jest w określonych czasach. Poza lekkimi nawiązaniami do historii cały schemat sprawia, że opowieść może być osadzona w jakichkolwiek realiach. Tu akurat wykorzystano epokę romantyzmu, otoczenie z popularnych romansów z epoki. Po tym rodzaju literatury też nie oczekujemy literatury wysokich lotów. To ciekawa rozrywka. Kostium z przeszłości sprawia, że nabiera ona znamion egzotyczności. Julia Quinn dobrze czuje ten gatunek. Wie, że napięcie buduje się wprowadzając w życie bohaterów zamieszanie związane z dylematami dotyczącymi wyboru ukochanej osoby. Rzucenie na szalę powinności oraz honoru sprawia, że czytelnik z jednej strony przenosi się do akcji przypominającej historie znane z książek Jane Austen, a z drugiej ma dużo współczesnych realiów, przełamywania schematów, wyraziści bohaterzy. Opowieści wykreowane przez dobrze władającą słowem Julię Quinn podbiły serca czytelników opowieściami o miłości, która czeka na każdego. Mamy tu bogaty język. Spotkałam się z twierdzeniem, że to taki Grey ubrany w kostium historyczny. Nic z tych rzeczy. E.L. James posługuje się naprawdę prostym językiem przypominającym pisaninę licealistki fantazjującej o poznaniu bogacza, który ją uwiedzie. Tu mamy bogatsze słownictwo i dylematy aktualne dla epoki, ale pisarka faktów historycznych się nie trzyma. Zresztą nie takie jest jej zadanie, bo romans to romans, a nie monografia naukowa.

Wydani pod pseudonimem Bridgertonowie znani są już od 20 lat. Nie do wszystkich książki dotarły, nie każdego oczarowały. Ich popularność wzrosła po ekranizacji w postaci serialu Netflixa. Razem z rosnącą ilością widzów wzrastało zainteresowanie książkami. To mi troszkę przypomniało sytuacji książki „Mary Poppins”, która stopniowo traciła popularność i ekranizacja sprawiła, że na nowo czytelnicy zainteresowali się nią i powstały nowe wydania. Tak jest i tu. Na fali tych wznowień, większej ilości tłumaczeń historia wykreowana przez Julię Quinn trafiła i do mnie. Jeśli znacie serial to mogę Was zapewnić, że w czasie lektury także będziecie dobrze się bawić, bo w kolejnych tomach akcja toczy się nieco inaczej, niektóre wątki są inne. Do tego powodzenie serii i serialu sprawiło, że powstały kolejne publikacje. Była antologia opowiadań pozwalająca na poznanie różnorodnych bohaterów. Pojawiła się też opowieść o królowej. „Małżeństwo ze snu to kolejny prequel do głównej akcji serii, dzięki czemu poznajemy losy wcześniejsze niż te umieszczone w głównej serii. To pozwoli na dopełnienie wątków oraz zdarzeń, o których opowiadała główna historia. Mamy tu te same czasy co w książce „Wszystko przez pannę Bridgerton” czyli rok 1779. Do tego od początku pojawia się Rockesby, czyli członka rodziny mieszkającej po sąsiedzku z Bridgertonami.
„Małżeństwo ze snu” stylistycznie bliskie jest temu, co znamy z„Wszystko przez pannę Bridgerton”. Mamy tu rozwleczone dialogi, które często nic nie wprowadzają do akcji. No, może troszkę pozwalają na pokazanie relacji między bohaterami. Bardziej taki zabieg pasowałby do filmu, gdzie te sceny trwają dłużej niż w książkach.

Mimo tego lektura była lekka, przyjemna i miło spędziła czas poznając kolejną historię związaną z Bridgertonami. Do tego Cecilia nie jest postacią nijaką. To kobieta silna, inteligentna, przedsiębiorcza, potrafiąca zawalczyć o siebie i potrafiąca wzbudzić szacunek. To kolejna historia uświadamiająca czytelnikom jak duży wpływ na nas ma wychowanie i to, w jakim otoczeniu przebywamy. Ze względu na to, że jest to romans mamy tu przewidywalną akcję, ale przecież całą zabawa tkwi w oczekiwaniu na to, kiedy w końcu bohaterzy wpadną sobie w ramiona i co wyniknie z odgrywania przez nich ról, w które się wcielili. Dla miłośników serii Bridgertonów i romansów historycznych będzie to ciekawa lektura. Polecam.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz