Obserwując ludzi odnoszących sukcesy nie widzimy całej otoczki mierzenia się ze słabościami, motywowania się, mobilizowania, pracy trenerów, terapeutów i współpracowników. Jest tylko osiągnięcie i pokazywanie jednostki jako postaci heroicznej. Zapominamy, że za sukcesem każdego człowieka stoi sztab osób organizujących codzienne życie, pomagających rozwiązać zwyczajne problemy. Kolejny przemilczany temat to kondycja psychiczna. Pokutuje przekonanie, że ludzie sukcesu są silni i nie muszą borykać się z negatywnymi emocjami. Choroby psychiczne? Zdecydowanie nie. A jeszcze jak dodamy do tego depresję z całym mnóstwem zabobonów i rad to zdecydowanie dominuje przekonanie, że to choroba osób leniwych. A co jeśli jest inaczej? Jeśli to przypadłość ludzi za bardzo obciążających swój organizm aktywnością fizyczną, intelektualną i psychiczną? Takie spojrzenie dostajemy w książce Agnieszki Kobus-Zawojskiej powstałej przy współpracy z Mateuszem Ligęzą „Mój wyścig z depresją”.
Dwukrotna medalistka olimpijska w rozmowie z dziennikarze opowiada o swojej
chorobie. Odczarowuje depresję, pokazuje, że nie wystarczy więcej się ruszać i
pracować, żeby jej uniknąć. Wręcz przeciwnie. Dostajemy obraz osoby nieradzącej
sobie z presją. Pokazuje jak bardzo otoczenie wpływa na jej doświadczanie i
postrzeganie świata, jakie emocje towarzyszą jej naciskowi oraz rywalizacji
panującej w sporcie zawodowym. Stajemy się świadkami codzienności pełnej wyzwań.
Sytuacji nie ułatwia otoczenie, czyli medialne podkręcanie strachu związanego z
covidem. Pięknie pokazuje jak choroba kształtuje jej spojrzenie na otoczenie,
jak zwyczajne rzeczy zaczynają ją przerastać, a współpracownicy i ich
oczekiwania wydają się toksyczni. Autorzy pokazują tu ważny problem, który
często jest pomijany: z osobą chorą choruje całe otoczenie. I nie ma znaczenia,
czy w grę wchodzi złamana noga, zwichnięty bark czy przeciążona psychika. Za
każdym razem angażowani są bliscy, współpracownicy, za każdym razem
niedyspozycyjność zmienia życie całego otoczenia. Różnica między fizycznymi uszkodzeniami,
a neurologicznymi polega na tym, że te pierwsze widać, a drugich nie i dlatego
chorzy często wstydzą prosić o pomoc. Takie książki zdecydowanie pomogą zmienić
podejście, normalizują leczenie chorób psychicznych.
„Mój wyścig z depresją” to lektura, po którą warto sięgnąć. Może poznawanie
świata wioślarki pozwoli Wam zrozumieć, z jakim problemem także Wy się
borykacie, a może odkryjecie jak osoby z depresją patrzą na codzienne wyzwania,
podkręcanie śruby, nacisk na bycie najlepszym. Ta lektura jest ważna jeszcze z
powodu uświadomienia, że wprowadzenie większej ilości ruchu nie ulecza z
depresji powstającej nie z powodu braku produkcji hormonów szczęścia, ale złego
funkcjonowania lub nieobecności białek przekazujących je do odpowiednich
ośrodków. Samo zwiększenie produkcji hormonów nic nie zmienia. Czasami trzeba
się wesprzeć leczeniem farmakologicznym, potraktować tę chorobę jak każdą
zagrażającą życiu i dezorganizującą codzienność. Pokazuje nam też, że to nie
trenerzy czy nauczyciele rozpoznają u nas symptomy. Poszukiwanie swojej
niedyspozycji może być długie, a drogi zawiłe.
Zapraszam na stronę wydawcy
Zapraszam na stronę wydawcy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz