czwartek, 18 lipca 2024

Iwona Banach "Szczęśliwy pech"


Niektórzy ludzie są jak tornado: ich pojawienie gwarantuje wielkie zniszczenia i ciąg katastrof. Kataklizmy stoją na solidnych fundamentach ich dobrych intencji. Czegokolwiek się chwycą to zaczyna się w magiczny sposób sypać. Jedyną sensowną rzeczą jaką można zrobić w kontakcie z nimi to ucieczka. Tylko czy ona jest możliwa? Co jeśli takie osoby są równie uparte jak destrukcyjne? Taką wizję świata dostajemy w książce Iwony Banach „Szczęśliwy pech”.
Opowieść zaczyna się od wyjazdu Reginaldy Kozłowskiej na prowincję na wakacje, w czasie których ma spełnić swoje marzenia o napisaniu poczytnego dzieła. Przez lata unikała wyjazdów, aby minimalizować koszty życia, ale przedsiębiorcza matka przymusiła ją do podróży, która zaczyna się jazdą przez polskie pustkowia, czyli ugory, wertepy do domu położonego na odludziu. Szybko okazuje się, że zamówiony nocleg nie do końca jest taki jak sobie przyszła pisarka wyobrażała. Zamiast czekającego na nią otworem budynku i zaangażowanych w umilanie jej pobytu właścicieli zastaje zamknięte drzwi, a później czeka ją konieczność wywalczenia noclegów i posiłków, za które zapłaciło. Szybko okazuje się, że to dopiero początek wyzwań, jakie ją czekają w kontakcie z Rafałem w Dębogórze.
Reginalda jest postacią zagubioną, pakującą się w wiele niebezpiecznych sytuacji, działającą pod wpływem impulsu. Żaden jej czyn nie jest przemyślany, co prowadzi do wielu niebezpiecznych sytuacji oraz nieporozumień.
„Wynajmujący” pokoje Rafał jest typem samotnika, który zaszył się na prowincji i prowadzi walkę z byłą żoną, do której należy połowa domu. To prowadzi do wielu dziwnych sytuacji. Kobieta chcąca uzyskać dochód ze swojej części nieruchomości wynajmuje pokoje. On doskonale zdaje sobie z tego sprawę i każdego intruza skutecznie przegania. Jednak temperament Reginaldy prowadzi do wielkiej zmiany w jego życiu. Kobieta nie tylko wprowadza się do pokoju, wymaga wypełnienia umowy, ale też przyciąga pech i następne osoby. Życie z nią pod jednym dachem nie jest łatwe. Jeszcze trudniej robi się, kiedy zadowolony ze swoich umiejętności językowych obcokrajowiec trafia pod jego dach. Beztroska w używaniu słów podobnie brzmiących, ale oznaczających zupełnie coś innego napędza humor. W tle mamy oczywiście trupy, zaskakujące zachowania tubylców, chordy lokalsów, pościgi i ciąg katastrof, a na plan pierwszy wyłania się tajemniczy skarb i teorie spiskowe.
Bohaterzy książki Iwony Banach są różnorodni, wyraziści. Główna bohaterka to postać marząca o wielkiej karierze pisarskiej i uznaniu. Jednak pisanie romansów jej nie idzie, bo żyje przekonaniem, że do tego potrzebne jest natchnienie, a skąd je wziąć skoro samemu ma się złe doświadczenia i miłość kojarzy się z interesownym kandydatem na męża? Kilkumiesięczny pobyt na prowincji ma jej pomóc w bardziej pozytywnym spojrzeniu na świat. Ale czy to jest możliwe, kiedy do najbliższych zabudowań jest kilkanaście kilometrów, a swoją pierwszą dobę spędza na zdobywaniu jedzenia, ucieczce przed wściekłym psem oraz kąpielach błocie? Z każdą stroną robi się coraz ciekawiej. Prowincjonalna nuda w Dębogórze zmienia się w ciąg katastrof napędzających akcję.
Po raz kolejny się nie zawiodłam na książce Iwony Banach. „Szczęśliwy pech” zdecydowanie polecam osobom szukającym lekkiej i pełnej humoru lektury.
Zapraszam na stronę wydawcy


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz