środa, 4 września 2024

Mówić czy nie mówić? Oto jest pytanie...


Rodzic dziecka niemówiącego postawiony jest między młotem a kowadłem: z jednej strony ma dopingować w rozwoju mowy, a z drugiej strony tę mowę ograniczać, kiedy pojawiają się słowa niewłaściwe czy prowadzące do kłopotliwych sytuacji. Jeśli dodamy do tego dziecięcą fascynację z określaniem płci mijanej osoby robi się "ciekawie". Zwłaszcza, kiedy na placu zabaw podchwyci słowo "ch*j", a matka wyjaśni, że to chodzi o "penisa"... No i mamy określanie płci na zasadzie: "penis" (mężczyzna, chłopiec) i "nie ma penisa" (kobieta, dziewczynka). I wtedy muszę upominać, że tak nie mówimy, powtarzać, że ktoś jest chłopcem/mężczyzną/kobietą/dziewczynką (wiem, wiem, bardzo proste tłumaczenie, bo temat płciowości jest dużo bardziej skomplikowany).
Inne wyzwanie: kiedy niemówiące dziecko bawi się w piaskownicy i podgląda zabawy z innymi dziećmi, próbuje naśladować ich zachowania okazuje się, że przez brak mowy dzieci mogą się bać tej próby wejścia w interakcję. Lekkie przysunięcie się do innego dziecka kończy się jego odsuwaniem jakby dziecko niemówiące było trędowate, a przecież niepełnosprawność nie jest zaraźliwa. To, że jej nie widać, bo Ola nie ma żadnych atrybutów w postaci wózka to nie znaczy, że brak mowy czyni ją straszną. Zauważyłam, że z wiekiem coraz trudniej wyjaśnić dzieciom, że ktoś może się bawić bez mówienia. Takie dzieci jak Ola potrzebują zwyczajnej, prostej zabawy w towarzystwie. Zwyczajne wspólne kopanie dołków, budowanie zamków. Do tego nie trzeba dużo gadać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz