piątek, 4 października 2024

Jarosław Wojciechowski "Włocławskie przesilenie"


Niektóre sytuacje i myśli wywołują w nas niepokój, sprawiają, że nie możemy przestać myśleć o nich. Śnią nam się, przeszkadzają w pracy i wydają się wisieć nad nami niczym fatum. Bronimy się przed nimi zamiast pokierować się zasadą, że skoro nikogo nie krzywdzimy to możemy pójść za głosem serca. Może się okazać, że takie podążanie pozwoli dopełnić się różnym zdarzeniom. Takich przeżyć doświadczył bohater książki „Włocławskie przesilenie” Jarosława Wojciechowskiego.
Opowieść otwiera wizyta dorosłych dzieci w mieszkaniu Mariana i Teresy. Widzimy typowe patriarchalne podziały i seksizm, bo wiadomo, że tylko żona najlepiej zrobi kawę, herbatę i przygotuje posiłek. Syn zostaje z ojcem i ma z nim różne tematy do omówienia, w które nie wtajemnicza się kobiet. Niby jest zapowiedź tego, że kiedyś to nastąpi, ale czy to nie do zagłuszenia pytań? I co wynika s tej męskiej rozmowy ojca z synek, a później jeszcze kuzynem? Marian powinien zrealizować swoje pragnienia. Poznajemy historię początku niepokojów i tu znowu mamy typowo szowinistyczne spojrzenie: mężczyzna się rozpił, bo żona z dziećmi go opuściła, a opuściła, bo pił, ale jak ona mogła go tak warunkowo kochać. Irracjonalnie patrzący na własne życie, wybielający siebie alkoholik ma jednak przebłyski trzeźwości. Te dotyczą zjawisk gospodarczych. Widzimy, że o ile na siebie nie potrafimy spojrzeć krytycznie to na czyny innych już tak. Pochylający się nad losem biednego bezdomnego, za którego nieszczęścia w życiu odpowiada była żona w Marianie powstaje pragnienie pójścia do kawiarni. Wzbrania się przed tym uczuciem, spycha na dalszy plan. Jednak za radą syna postanawia zrealizować pragnienie. Odwiedzając lokal zaczyna zauważać i doświadczać różne tajemnicze rzeczy. Jego umysł podąża za kolejnymi fascynacjami, zmusza do nietypowych zachowań oraz śledzić niezwykłe wydarzenia. Główną atrakcją przykuwającą uwagę tłumów jest tajemnicza dziura. To przy niej spotykają się kolejne postaci, przyglądamy się im oczami Mariana.
Opowieść napisana prostym językiem jest tu pierwszoosobową relacją głównego bohatera opowiadającego o niezwykłych wydarzeniach. Uczestnikiem jest przeciętny emeryt posiadający sporą ilość czasu, ale troszkę zagubiony w świecie, w którym nic już nie każe mu robić. Pewnego rodzaju zastój, zagubienie i jednocześnie tkwienie w dawnych nawykach sprawiają, że nie potrafi w żaden sposób urozmaicić sobie życie, więc łapie się każdej umożliwiającej mu to okazji. Jest przy tym bierny, bo jedynie przez kontakt z innymi może wprowadzić do swojej codzienności nutę zaskoczenia. Tkwiący na co dzień w fotelu umieszczonym przed telewizorem popychany jest do aktywności przez innych. A to córka wyciąga go tradycyjnie na wspólne bieganie, a to syn zachęca do zrealizowania pragnienia pójścia do kawiarni. Zastygły w codzienności nie podejmuje samodzienych decyzji. Nawet wysłuchanie bezdomnego nie zależy od niego tylko od gawędziarstwa napotkanego.
„Włocławskie przesilenie” wydaje się być opowieścią o skrywanych lękach, zagubieniu w świecie. Mamy tu bohaterów, którzy niczym w „Procesie” Franza Kafki podążają przez różne zaułki, spotykają różne osoby. Nie brakuje tu też realizmu magicznego przywodzącego na myśl „Sklepy cynamonowe” Bruna Schulza: niezwykłe wydarzenia stają się elementem życia bohaterów. Do tego kolejne postaci wydają się tu różne wielkości w zależności od pełnionych przez nie  roli społecznej.
Opowieść stylizowana jest na prostą relację ustną. Mamy tu dużo powtórzeń, relacje z wydarzeń, obserwacji i odczuć oraz myśli. Pominięto tu opisy miejsc, do których bohater idzie. Można pokusić się o stwierdzenie, że Włocławek jest tu miejscem nieistotnym, bo zdarzenia mogły rozegrać się, w jakimkolwiek innym miejscu, średniej wielkości mieście naznaczonym powojennymi sowieckimi wpływami. Marian uczestniczy w wydarzeniach uzmysławiających, że te komunistyczne pozostałości ciągle wyłażą w najbardziej niespodziewanych miejscach. Spotkanie tłumów pod pomnikiem upamiętniającym „wyzwolenie”, tajemnicza czeluść przyciągająca tłumy i różnorodne irracjonalne zachowania ludzi – z takim nurtem wydarzeń płynie Marian. Nie zabraknie tu też tematu podążania za sensacją i manipulowanie mas. Główny bohater jest tu przeciętnym mężczyzną niezadającym krytycznych pytań. Przyjmuje do wiadomości wszystko to, co inni mu podsuwają. I to sprawia, że jak wielu laików widząc lecący samolot stwierdza, że czymś muszą ich znowu pryskać. Jako dowód przyjmuje własne coraz gorsze samopoczucie. Takie typowe anegdotyczne przykłady wydają się napędzać życie emeryta przekonanego, że wszelkie informacje znalezione w internecie są prawdziwe.
Marian jest tu uosobieniem przeciętnego Polaka dowartościowującego się powodzeniem dzieci, ich zaradnością, aktywnością, ale sam zbyt wiele nie osiągnął. Od lat mija te same twarze, a na spotkanie z niektórymi czeka od skończenia szkoły. Nie ma tu utrzymywania ściślejszych więzi poza najbliższą rodziną.
„Włocławskie przesilenie” to obraz naszych bolączek, błędów. Pokazywanie, że życie możemy zmienić od siebie. Trzeba porzucić bierność i wykazać zaangażowanie. Taka aktywność może budzić niepokój w otoczeniu, dziwić, wywoływać negatywne nastawienie. Autor pokazuje, w jaki sposób przeczucie może kształtować nasze życie. Jarosław Wojciechowski opisując nasze realia posługuje się absurdem, groteską, pokazuje wady, które poznajemy z relacji pierwszoosobowego bohatera. Jego słowotok to relacja z tajemniczych zdarzeń, podsumowanie tego, co doświadczył, spowiedź osoby, która przyczyniła się do dopełnienie się przesilenia. Nie ma tu większych zwrotów akcji. Ot relacja z codzienności okraszona spotkaniami, niezwykłymi wydarzeniami. Samo zakończenie historii jest tu mniej ważne od środka, czyli wszelkich doświadczeń.
Zapraszam na stronę wydawcy



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz