Adam
Skwierczyński, Mesjasz, Gdynia „novae
res” 2014
Spiskowa teoria dziejów po raz kolejny została ładnie
opowiedziana. Szare eminencje sterują światem i poganiają leniwe masy, by na
czele państwa postawiły przywódcę, który pozwoli im zrealizować własne cele, a
są one nietypowe: za pomocą zbrodni o dużym zasięgu doprowadzić do wyniesienia
Żydów. Wszystko zaczyna się od Ariela Hartmana, który nie chce by jego naród
kojarzono z brudem, smrodem, ubóstwem i upadkiem, ponieważ od wieków wiadomo,
że są narodem wybranym, więc muszą rządzić innymi rasami, tak jak zwierzętami.
Jego pragnienie rośnie i zmusza go do zgromadzenia drużyny siedmiu wpływowych
znajomych, którzy mogą pomóc w realizacji. Żaden jednak nie chce na ten cel wyłożyć
pieniędzy, żaden nie chce, by biedne masy przybyły do Ameryki, która jest
ziemią obiecaną dla zaradnych. Postanawiają wspierać polityka o najbardziej
antysemickich poglądach, a gdy ta wrogość do Żydów chwilowo w nim przygasa to
sami ją wzniecają przez manipulację ludźmi oraz prasą. Są prawie jak bogowie:
czuwają nad krokami ludzi, tylko ci ludzie nie bardzo chcą się słuchać i nim
dojdzie do upragnionej wojny minie ponad dziesięć lat, a na obozy wyniszczające
wstydliwy element muszą poczekać jeszcze troszkę. Kiedy miliony Żydów znajdą
się w nich podeślą wzory na substancje trujące, aby unicestwiać pasożyty. Rasa
panów ma być silna, a Niemcy mają stać się jedynie doskonałym narzędziem do
osiągnięcia celu. Najdziwniejsze jest to, że pociągającymi za sznureczki
interesów są Żydzi, którzy pragną śmierci swoich bliźnich, by nie kojarzono ich
z biedotą, jakiej w Europie pełno. Cel – jak wiemy z historii – udało się
osiągnąć, a że metody potępiono obwiniono nimi naiwnego Adolfa Hitlera, który
tylko chciał zjednoczyć państwo, a zmuszono go do marszu poza wymarzone
granice.
Pomysł na książkę znakomity. Gorzej z realizacją. Nie znaczy
to, że książka jest kiepska. Bardzie nadaje się na sztukę niż na powieść,
ponieważ o wydarzeniach dowiadujemy się z dialogów bohaterów. Jest na tyle
sceniczna, że wszystko dzieje się prawie w jednym miejscy (z wyjątkiem
rozdziałów ze Stanleyem Brandtem). Czytając książkę cały czas prześladowało
mnie poczucie podobności do „Ceny” Waldemara Łysiaka, która wg autora
pierwotnie miała być sztuką, ale ostatecznie wydał, jako powieść. I to jest
wielki minus tych książek: są przegadane. Nie znajdziemy tam opisów przyrody
(no, może nieliczne), niepotrzebnych opisów otoczenia (tylko tyle ile zawarto
by w didaskaliach). Tak samo jak książkę Łysiaka czy nawet powieści Umberto Eco
(zwłaszcza „Wahadło Foucaulta”) „Mesjasza” czyta się dość trudno. Wymaga ona
dużego skupienie i chęci poznania dalszej manipulacji dziejami. Jest to książka
zdecydowanie dla cierpliwych czytelników, którzy mają dość schematycznych
książek z zakochanymi bohaterkami, których losy ulegają wielu zmianom, by
szczęśliwie połączyć się z ukochanym. To jest opowieść o siedmiu Żydach, ich
skąpstwie, manipulacji, przebiegłości i braku skrupułów. Wszelkie teorie o
masonerii, Żydach urabiających ludzi, by osiągnąć swój cel mają tu swoje – co
prawda fikcyjne (kto nam zagwarantuje, że tak nie było?) – potwierdzenie.
Z takim pomysłem na książkę jeszcze się nie spotkałam. Nowe
spojrzenie na oklepane i na nowo odgrzewane tematy dotyczące niemieckiej
historii. Mnie bardzo interesuje, jak na tę książkę zareagują Żydzi i Niemcy.
Może zostaną przetłumaczone i wywołają prawdziwą burzę w dyskusji nad historią,
może zmuszą kogoś do odmiennych poszukiwań w materiałach, akie pozostawiła nam
historia. Można się na nią wkurzać lub zachwycać. Na pewno nie można przejść
obok niej obojętnie. U mnie walczą dwa odczucia: pomysł genialny, a wykonanie i
dopracowanie pod kątem poprawności języka pozostawia wiele do życzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz