sobota, 6 sierpnia 2016

kiedy kobieta sama sobie robi nierówność



Zwykle stoję po stronie kobiet, ponieważ przez wieki były dyskryminowane, wiele rzeczy kulturowo im się zabrania. Są jednak takie sytuacje, kiedy myślę sobie: „A czego ona oczekiwała?”. I nie jest to przypadek, kiedy kobieta idzie z nieznajomym mężczyzną na spacer i ten ją gwałci, ani kiedy wsiada do samochodu nieznajomego mężczyzny oferującego podwiezienie, ponieważ uważam, że kobieta wtedy wcale nie oczekuje od mężczyzny fizycznej przemocy. Jest to w przypadku, kiedy kobieta robi z siebie osobę całkowicie zależną. O takich historiach słyszałam kilka dni temu.
Ona poznała go, kiedy miała kilkanaście lat. Pracowała. Po ślubie szybko zaszła w ciążę, zrezygnowała z pracy (w czasach, kiedy nikt nie zmuszał młodych matek do rezygnacji z pracy), urodziła, szybko zaliczyła kolejną ciążę i poród, a później zajęła się wychowywaniem dwójki dzieci, a mąż zarabianiem. Kiedy dzieci poszły do przedszkola on coś tam przebąkiwał o tym, że mogłaby pójść do pracy i wesprzeć budżet domowy. Poszła, popracowała krótko, bo nie umiała pogodzić bycia matką-żoną-sprzątaczką-kucharką z bycia dobrą pracownicą, a od męża, który zachęcił do pracy nie potrafiła wyegzekwować równego podziału domowych obowiązków. Po paru latach mąż ją zostawił dla atrakcyjniejszej, bardziej zadowolonej z życia, młodszej, a ona została bez pracy z dwójką nastolatków. Nie poszła do pracy, bo przecież trzeba dzieci wychowywać i opiekować się nimi. Alimenty starczały na opłaty dopóki dzieci nie wyprowadziły się z domu. Wtedy odkryła, że nie ma z czego żyć i zaczął się lament nad złym światem, nad brakiem wsparcia finansowego, nad niemożnością znalezienie pracy z powodu braku doświadczenia i wykształcenia, nad złymi pracodawcami, którzy nie chcą zatrudniać kobiet po pięćdziesiątce, nad zdrowiem zniszczonym w domowej pracy, nad niedocenianiem jej umiejętności, nad proponowaniem jej pracy sprzątaczki, kiedy ona ma średnie wykształcenie i powinna pracować w biurze, nad dyskryminacją płciową, bo mężczyzna dostałby pracę, a ona nie. Zapomniała jednak, że równouprawnienie zaczyna się w domu. Ona pozwoliła sobie na brak równego zaangażowania w prowadzeniu domu, wychowaniu dzieci i zarabianiu pieniędzy. Stała się ofiarą kultury płciowego podziału ról społecznych.
Kim się stała? Zgorzkniałą matką zadręczającą dzieci z powodu niepowodzeń, organizującą swoim dorosłym pociechom weekendy, które koniecznie muszą spędzić z nią. Stała się kulą u nogi dla młodych osób, które startując na rynku pracy powinny dostać psychiczne i finansowe wsparcie, a otrzymują jedynie narzekania na zły los.
Inna kobieta w wieku trzydziestu paru lat straciła męża, który zginął w wypadku. Historia podobna: on zarabia, ona prowadzi dom, a później tragedia: ona zostaje z dziećmi i rentą po ojcu dla dzieci do czasu ich rozpoczęcia samodzielnego życia. Dzieci wchodzą w dorosłość, stawiają pierwsze kroki na rynku pracy, mierzą się z niskimi zarobkami. A dla niej zaczyna się życie pełne narzekania, bo dla pracodawców za mało doświadczona, za słabo wykształcona, mająca za duże oczekiwania, nieprzyzwyczajona do pracy i lepszej organizacji życia, za bardzo depresyjna, za mało energiczna, niesamodzielna.
Dlaczego kobiety same sobie gotują taki los?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz