Autyzm ma na swoim koncie wiele ofiar. I to nie z powodu tego, że autyzm
zabija, ale z powodu wykluczenia, czy szkodliwych teorii. Do 1943 roku nie był
on w ogóle znany. Do dzieci z autyzmem podchodzono tak jak do wszystkich
innych: z drewnianą linijką i dobrym pasem. Kiedy moja córka została już zdiagnozowana
i na dłużej pojechaliśmy do mojego rodzinnego domu babcia stwierdziła:
dokładnie tak zachowywała się moja koleżanka z klasy. Było to przed wojną. Była
często bita za swoje zachowanie, bo wówczas lanie było jedną z metod wychowawczych.
Wykłady Korczaka nie docierały na wielkopolską prowincję. Dziewczynka nie
dożyła wojny. Z jakiego powodu? Nikt dziś nie wie. W pamięci babci pozostała tą
milczącą, płaczącą i ciągle bitą koleżanką, która nie potrafiła usiedzieć na
lekcjach. Rok 1943 nie przyniósł odmiany. Opisanie przez Kannera grupki dzieci,
które nie potrafiły się komunikować nie zmieniło losu tych dzieci. Nadanie
nazwy jednostce „chorobowej” przez Bleulera i przypisanie jej do rozszczepienia
schizofrenicznego wcale nie polepszyło losu dzieci. Powstały specjalne ośrodki,
do których rodzice masowo oddawali swoje dzieci. A tam działy się rzeczy
straszne: wiązanie, bicie, siłowa terapia. Oczywiście trzeba było znaleźć
winnego tego zaburzenia. Najłatwiej w takiej sytuacji zrzucić odpowiedzialność
na matkę. Zapoczątkowana przez Kennera teoria „chłodnych matek” i popularyzowanie
jej w latach 50 XX przez Bettelheima była teorią polityczną. Zadaniem tych
naukowców było udowodnienie, że jedyną rolą kobiety jest skupienie się na
domowym ognisku, bo jeśli tego nie robią to krzywdzą dzieci wywołując u nich
autyzm i wychowując osoby niezdolne do funkcjonowania w społeczeństwie. Skąd
potrzeba na taką teorię? Przypomnijmy sobie historię: II wojna światowa zaciągnęła
rzesze mężczyzn na front. Fabryki, biura, urzędy zapełnione były kobietami. A
po wojnie dumni mężczyźni wrócili z
frontu i chcieli iść do pracy, znowu poczuć się ważni, znowu chcieli mówić
kobietom, że los rodzin zależy tylko od ich zarobków, a napotkali zbuntowane
kobiety, którym spodobało się, że one też mogą mieć własne pieniądze, że mogą czuć
się niezależne, wolne. Trzeba było coś z tym zrobić. Patriarchalni naukowcy od
razu wykorzystali opisanie nowego przypadku, a winę za jego powstanie zrzucili
na matki karierowiczki. Opisana jednostka „chorobowa” spadła szowinistom z
nieba. Ich teoria na temat powstania autyzmu skrzywdziła tysiące matek, które
poświęcały się angażując się w opiekę nad dzieckiem. Prace Melanie Klein pozwoliły
nieco inaczej spojrzeć na problem i zauważającej, że już u noworodków można
zauważyć nietypowe zachowania, a polegały one na tym, że dzieci z autyzmem (w przeciwieństwie
do tych bez autyzmu) odczuwały lęk przed utratą kontaktu z matką nawet jeśli do
tej utraty kontaktu nie dochodziło. Tustin zauważyła, że autyzm może być
spowodowany genetycznie, ale ciągle w tle pojawiała się „wina matki” za ujawnienie
się autyzmu. Do końca ubiegłego wieku matki były tymi, na które zrzucano
odpowiedzialność (pewnie znacie wiele przypadków, kiedy to w historii zrzucano
na kobiety winę za coś tam, ale zawsze wtedy powtarzamy sobie: to było dawno). Bardzo
dużo w kwestii autyzmu zrobiły znienawidzone przez niektórych feministki, które
obaliły krzywdzące teorie dotyczące złego zachowania matek, poddając w
wątpliwość metodologię badań, spojrzały na problem z punktu problemu autyzmu u
bliźniaków. To z ich przyczyny na autyzm patrzymy obecnie przez pryzmat czynników
biologicznych z naciskiem na genetyczne. Nadmierny lęk, kiedy matka oddala się
nawet na chwilę i nieumiejętność nawiązania satysfakcjonującej relacji przez
dziecko z matką jest jednym z czynników, który pozwala ocenić występowanie
autyzmu. Nim naukowcy doszli do tego nie brakowało teorii dotyczącej diety,
środowiska, szczepionek, grzybów, pasożytów w organizmie. Mimo upływu lat,
wskazania, które geny odpowiadają za autyzm wszystkie te teorie nadal mają się
świetnie. Najgorsze jest to, że są one żywe wśród wielu lekarzy, pedagogów,
psychiatrów, neurologów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz