środa, 16 grudnia 2020

Autyk w kolejce w przychodni

Badanie krwi to u nas zawsze dzień rodzinnej traumy, dlatego zwykle wysyłam męża na takie akcje. No, ale dziś czuł się nie wyraźnie, do tego od tygodnia w pracy (od dnia, kiedy sobie na niego po powrocie do domu popatrzyłam) i mi przypadła ta przyjemność.
Wchodzę, witam się i informuję się, że zgodnie z przepisami wchodzę bez kolejki. I nagle poczekalnia ożywa:
-Jakimi przepisami?
-Ja czwarta byłam, a teraz to dziesiąta będę.
-Co to za zwyczaje?
-Młodym to się teraz nie chce z dzieckiem poczekać.
-Ale na jakiej podstawie.
-Ale ja już tu długo czekam.
-Trzeba było wcześniej przyjść.
A na koniec pani, która zgodnie z przepisami powinna być przed nami, bo w ciąży i wszyscy na krzywą cukrową idą na pierwszy rzut:
-Niech pani wejdzie z dzieckiem. Ja poczekam.


Pielęgniarki niesamowicie miłe, cierpliwe i profesjonalne.


Czekanie na pobranie krwi jest dla Oli bardzo trudne. Komentarze dla mnie i Oli też. To, że ona nie mówi nie znaczy, że nie rozumie chamstwa. Mamy dziś nieco nerwowy dzień. Umilamy sobie spacerami, czytaniem, ciastoliną, malowaniem, rozpieszczaniem się. I w sumie nawet jesteśmy rozpieszczane na spacerkach, bo Ola dostała słodki prezent: opakowanie pierniczków, którymi niby się nie zainteresowała, ale później doszła do wniosku, że to dobry prezent. I jaki smaczny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz