Może to zabrzmi dziwnie, ale ekscytuję się tym, że po przeczytaniu iluś tam tomów komiksów o Luckym Luke’u potrafię rozpoznać, kto jest autorem i z jakiego okresu jest określony tom. Właśnie trafił do mnie jeden z tych należących do pierwszej pięćdziesiątki. Akcja jest tu troszkę powolniejsza, bardziej schematyczna, a sam kowboj jeszcze ma lekko zaokrągloną twarz (raczej owalną). Później pod wpływem trudów życia chudnie i rysy stają się wyraziste. Do tego akcja będzie szybsza, a twórcy będą podsuwać czytelnikom wiele ciekawych smaczków i aluzji lub nawiązań do historycznych wydarzeń, zachowań społecznych, znanych nazwisk, wdrażanych przepisów. Na początku seria była dość spokojna i bazowała na tym, co kowboja mogło spotkać na Dzikim Zachodzie, czyli są bandyci, Indianie, dyliżanse, gorączka złota, pościgi, głupie decyzje rządzących, wielkie napady na banki i więzienia z pracą w kamieniołomach.
Wróćmy jednak do postaci najszybszego rewolwerowca. Wielu osobom Lucky Luke
przede wszystkim kojarzy się z animowanym serialem bardzo popularnym w latach
90 XX wieku. Pierwowzorem tej lekkiej i przyjemnej rozrywki były komiksy
belgijskiego rysownika i scenarzysty Morrisa (czyli Maurica de Beverego), który
pragnął stworzyć film rysunkowy o Dzikim Zachodzie. Nim doszło do realizacji
studio filmowe zbankrutowało, a szkice przerobiono na komiks, który od 1947
roku podbija serca małych i dużych miłośników westernów. Od 1955 roku seria
komiksów powstawała przy współpracy z Reném Goscinnym (znanym z opowieści o
Asteriksie), a później kontynuowali ją miłośnicy opowieści o kowboju, dzięki
czemu pomysły Morrisa są realizowane. Nad przygodami kowboja pracowali Achdé,
Gerra i Pessis zabierający nas w świat Dzikiego Zachodu i bardzo dobrze
oddający ducha oryginału (także pod względem szaty graficznej). Pisałam również
o efekcie pracy Goylouisa, Fuche, Léturgie z ilustracjami Morrisa i Janviera.
Wszystkie godne uwagi, a dziś po raz kolejny zabieram Was do kolejnych tomów
wydawanych przez Wydawnictwo Egmont. Dostajemy w nich wszystko to, co znamy,
czyli Dziki Zachód prażący promieniami słońca i słynący z band rozbójników,
galopujących Indian i bohaterskiego Lucky Luke’a – najszybszego rewolwerowca i
najgorszy koszmar braci Daltonów, najbardziej znanych gangsterów. Towarzyszą mu
inteligentny koń Jolly Jumper i mający problemy z pamięcią oraz myśleniem pies
Bzik. Mimo upływu czasu komiksy z kowbojem ciągle cieszą się powodzeniem.
Tak jest też z kolejnym tomem przenoszącym nas w realia XIX wieku. Do komiksu
wchodzimy, kiedy nowy prezydent po wygraniu wyborów ogłasza amnestię dla wszystkich
więźniów. Jest z tym troszkę zamieszania i zdziwienia. Bracia Daltonowie
zostaną zaskoczeni w czasie kopania tunelu pozwalającego na ucieczkę. Ich trud
nie będzie doceniony, ale za to znajdą się szybciej na wolności. Do tego
całkowicie legalnie. Z tego powodu postanowią troszkę podroczyć się z Luckym Lukiem.
On oczywiście nie pozostanie dłużny, gdy przedsiębiorczy bracia postanowią otworzyć
saloon w sąsiedztwie banku. Jakby atrakcji było mało w okolicy pojawią się
Apacze. Co z tego wszystkiego wyniknie przekonajcie się sami sięgając po tom.
Zapewniam Was, że pojawi się tu troszkę zaskakujących zwrotów akcji. Do tego
autorzy poruszą temat dawania szansy więźniom bez porządnej resocjalizacji,
wprowadzania w życie społeczne. Ot takie wypuszczenie na wolność bez względu na
czyny, bez badań neurologicznych. Ach, wróć, rozpędziłaś się, toż to XIX wiek.
I taki tu jest klimat: propaganda dla prostego ludu, a później zmuszanie ludzi
do życia tuż obok poważnych przestępców, jeśli takimi można nazwać
okradających, ale zostawiających ludzi przy życiu.
Komiks jest uroczy i pięknie wprowadza w westernowy klimat. Do tego porusza
trudny temat tolerancji, umiejętności dotrzymywania słowa oraz otwartości na
dialog. Dostajemy tu piękny obrazek, w którym zarówno Apacze jak i kowboj nie
naruszają przewagi wobec drugiej strony. No, chyba że w grę wchodzą Daltonowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz