czwartek, 10 listopada 2022

Czytanie po dawaniu w szyję


Po wczesnej pobudce (córka od czasu przestawienia zegarów wstaje o 3:00) nagrywałam fragmenty kolejnego patronatu. Wiecie jak to jest wstać za wcześnie i myśleć sobie: "Ooo pospałabym sobie". Kładziecie się, bo dziecko wyprawione do szkoły i za nic nie możecie zasną. No to wstajecie i próbujecie zrobić coś sensownego. Sensownie coś tam napisałam i myślę sobie: "Idzie mi całkiem nieźle to wezmę się jeszcze za nagranie fragmentów". Normalnie wrzucam na yt i hula, ale dziś mówię sobie: "Lepiej odsłucham". Brzmiałam jakbym dawała sobie w szyję albo nie potrafiła czytać
Macie jakiś sposób na to, żeby przy takim zmęczeniu zasnąć w dzień?
Jak Wasze koty, psy i dzieci radzą sobie z tym przestawianiem zegarów?
I najważniejsza sprawa: Czy dawanie w szyję naprawdę działa? Pytam, bo biorę prochy, a po nich też wątroba się niszczy, więc może to w szyję nie będzie takim złym wyjściem. Grunt, żeby było skuteczne?
Zwłaszcza, że już nawet spróbowałam, że może być smaczne, bo Jarosław Kaczyński natchnął mnie do otwarcia butelki domowego wina, które dostałam w 2019 (wiem, w którym roku, bo podpisana była). Wino przeleżało, nie miałam natchnienia, ale ponoć kobiety dają w szyję i myślę sobie: "A co ja tam znowu będę jakimś dziwolągiem niepijącym". Z powodu różnych dziwnych sytuacji w domu (remont, zalanie, remont, zalanie, kilka razy przemeblowanie, kilkadziesiąt gruntownych porządków) było przestawiane. No i w końcu stwierdziłam, że otwieram. Jak huknęło to myślę sobie, że świetnie, że nie mieszkam w bloku, bo od razu byłaby wzywana policja, że strzelanina lub zamach terrorystyczny. Koty przepłoszone zwiały do łazienki, pies obrażony poszedł wąchać drzwi prowadzące do części domu teściów, a Ola z podekscytowania przez pół godziny mówiła "Bum" i się chichrała tak jakby samym dźwiękiem wystrzeliwującego korka można było dać w szyję. A ja myślę sobie: strzeliło, ale chyba dobre. Raz się żyje: piję. Rzadko pijam i jak już to piwo i muszę przyznać, że taki trunek mogłabym pić regularnie, bo alkoholu to zdecydowanie tyle, co w piwie (albo mniej).
Następnego dnia mówię znajomemu, że dobry ten jego szampan.
-Jaki szampan?
-Ten, co mi dałeś trzy lata temu. Myślałam, że to wino, a wczoraj odkryłam, że szampan.
-Niemożliwe. To było wino. Piłem i wiem. Nie umiem robić szampana.
No i okazało się, że jak tam przekładałam i przekładałam to coś chyba nawstrząsało się i wyszedł szampan... Tak wnioskuję z uzyskanego efektu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz