Uta Przyboś do literatury weszła jako dziecko, kiedy razem z ojcem tworzyła rymowanki. Julian Przyboś był jednym z najwybitniejszym poetów Awangardy Krakowskiej. Jego spojrzenie było świeże, twórczość pełna prostych tematów: miasta, robotników, a później też pejzażów. Czytając wiersze Uty Przyboś zawsze jakoś uaktywnia mi się świadomość tego powiązania. Nie wiem, czy dobrze czy źle, ale inaczej nie potrafię odczytywać jej twórczości jak dwugłosu, dialogu z wierszami ojca. Nie znaczy to, że poetka ogranicza się do tematyki i stylistyk, w ramach której tworzył. Raczej mamy tu nawiązania to tematów żywych w tamtej epoce, postawa, że każda nowinka oraz zjawisko zasługuje na wiersz, pozwalający się zdystansować. I jest to dialog właśnie w sensie pokazywania świata, w jakim żyje. Kolejną cechą czasów jej dzieciństwa było to, że poeci bardzo chętnie włączali swoje pociechy w proces twórczy. I to rozwijanie talentu od wczesnych lat widać, bo ich twórczość jest lekka, bez zbędnych udziwnień, obrazowa. Jednak poezja Uty Przyboś to spostrzeżenia kobiety dojrzałej, doświadczonej utratą bliskich, narodzinami dziecka, swoją siłą dawania życia i towarzyszeniu w odchodzeniu, pomagającej ludziom i przyrodzie:
„Jeszcze barwną jesienią powierzyłam ziemi bure cebule,
a wyrosły kolorowe kwiaty.
Posiałam suche nasiona trawy, a wzrasta zieleń pożywna.
Kiełek cukinii w czepku urodzony – z łuską nasienia -
wzbudza tym większą czułość.
Cuda zbyt spowszechniałe.
Tępe oczy nasze nie dostrzegają wzrastania roślin,
subtelności ich ruchu, ale czuję:
powierzając ziemi ziarno – współpracuję.
*
Biały embrion fasoli mogę bez trumny
umościć w ciemnym zagięciu ziemi.
Wtedy naprawdę trwa to, co zwą czasem:
pomału wzrusza się ziemia jasnozielonym istnieniem.
Zwielokrotni to, co zwą życiem” („Współpracuję” s. 78).
Wiersze tworzone przez Utę Przyboś mają specyficzny klimat. W jej utworach ludzie
występują na takich samych prawach jak ludzie. Podmiot liryczny otoczony jest
zarówno przez osoby, jak i rzeczy. Sama przyroda zostaje ożywiona, wkrada się w
ludzkie życie, obserwuje i uczestniczy w różnych ważnych wydarzeniach czy
zwykłych przemianach pór roku, cyklach ludzkiego życia. W takie otoczenie
wpisane są ważne kwestie społeczne, polityczne, życiowe oraz intensywny kontakt
z przyrodą, której zawdzięczamy wszystko to, co wydarzyło się w historii („Gdyby”
s. 56). Wszystkie tematy są uniwersalne. Pojawia się wśród nich młodzieńcza
naiwność, idealizacja świata, poprawność polityczna, doświadczenie odchodzenia
bliskich osób, porządkowanie rzeczy po zmarłych, samotność, starość, choroba,
zmiany pór roku. Zbiór „Jakoby” wydaje się być swoistą wewnętrzną rozmową z
rodzicami i wszystkimi, którzy odchodzą. Bliscy pokazywani są na różnych
etapach życia jak w „Zamazywanie” (s. 29), w którym „To Tata pokazał mi, jak
najlepiej zamazać to, co już zapisane:/ na słowa nałożyć nowe, inne wyrazy./
Znaczenie zasłonić zniaczeniem?”, ale czasami jest to opowiadanie nie wprost
tylko przywoływanie i sugerowanie, że mowa o poecie, którego stylistyka wierszy
jest bardzo specyficzna i doskonale wpisująca się w kulturowe przekonanie o
męskiej sile, aktywności, działaniu: „Niektórzy jeszcze się łudzą. Szczególnie
młodzi mężczyźni, tacy jeszcze/ nieśmiertelni. Z niezużytym sercem./ Że lepszy
system społeczny ułożą jak kołderkę, choćby i co nieco/ dusząc”. A o naiwnym
zapale mówi „Jeszcze nie podcierali umierającego ojca”.
Doświadczenie przemijania, obserwowanie choroby, utraty sił to element
ludzkiego życia. I właśnie ta tematyka otwiera tom „Jakoby”. Stajemy się
obserwatorami zmagania matki ze swoją starością, utratą sił. Śmierć nie jest
niczym zaskakującym, ale spodziewanym, będącym wynikiem długiego odchodzenia,
towarzyszącej mu chorobie, bezsilności, niepanowaniu nad fizjologią, pełnymi
pieluchami, śledzeniem kroków osoby wspierającej się na balkoniku, obserwowaniem
oddechów, aż po ten ostatni, obwiązywaniem twarzy i zamykaniem oczu. Strata
bliskiej osoby jest doświadczeniem traumatycznym, w którym nie ma pewności czy
powinno pojawić się uczucie ulgi czy bardziej rozpacz. Żałoba to czas godzenia
się, w czasie porządkowania rzeczy, czyli jeszcze jeden obowiązek i
spostrzeżenie, że człowiek ciągle żyje wśród rzeczy, które pozostały mu po
osobach, które były przed nim (zarówno żywych jak i umarłych).
Poezja Uty Przyboś ma w sobie pewnego rodzaju lekkość. Ważne i poważne tematy
podsuwane są jako taki sam element życia jak radość, cieszenie się z życia i
witalność. Znikanie wśród przedmiotów pozostałych po bliskich tak samo ważnym
zajęciem jak jazda na rowerze po parku w majowy dzień i upajanie się zapachem
bzów. Poetka dąży do zatrzymania chwili, utrwalenia nieuchwytnego i
rozciągnięcia chwili do wieczności. Obserwacja otoczenia, własnej cielesności,
dostrzeganie jak wszystko, co wokół nas oraz my sami przez swoją fizyczność jesteśmy
łącznikami z bliskimi. Powraca tu też obecność technologii, komunikacji przy
ich wykorzystaniu. Mamy tu tablety, klikanie, fejkowekonta, ludzi istniejących
na niby, z pozorną życzliwością. Człowiek jest tu osadzony w różnych
kontekstach i zmieniających się porach roku. Podmiot liryczny sprawia wrażenie
wchłaniającego otoczenie. Każde doświadczenie to pretekst do zadawania pytań,
poruszania ważnych tematów etycznych, naszej ingerencji w życie przyrody i
jednoczesne przyjmowanie takich samych postaw:
„O poranku, o majowym, o słonecznym, o rozkosznym
skrzek i wrzask.
Stado wron jak z Hitchcocka: wielkie w niebie poruszenie.
Terkot srok broniących gniazda.
Atak wron.
Instynktownie przepłaszam wrony,
po małpiemu, szympansiemu waląc drągiem w balustradę,
bo wspólnota terytorium, no i przecież w gnieździe dzieci, jestem matką…
Już dwa trupki młodych sroczek na trawniku, na zielonym…
nasza suka w cień odniosła.
Czułam absurd stronniczości: jakim prawem ja-bezskrzydła…
Odleciały gdzieś tam wrony.
Tego samego dnia myśliwiec ‘przejął’ samolot pasażerski.
Wyłuskali ciało ludzkie na ubicie…
Nasze życie drapieżnicze” („Życie drapieżnicze” s. 49)
Sielskość zderza się z brutalnością. Przeplatanie się dobra ze złem jest stałym
elementem naszego życia toczącego się wśród przedmiotów jako przejawu tego, że
nie jesteśmy sami:
„Osaczona przedmiotami z dotyków nieżywych
w atakującym ciele
wśród martwych rzeczy niedługo zbytecznych
mam pisać do żywych
czy do tych, co umrą?” („Pośród” s. 68)
W czasie lektury często zastanawiałam się: czy to ciągle wiersz o danym
przedmiocie czy raczej przedmiot jest pretekstem do opisania bolączek,
nierówności, niesprawiedliwości naszego świata:
„Przy alei Solidarności jest sąd. Można dostać tam wyciąg z Ksiąg Wieczystych.
Obok, na trawniku koczują bezdomni. Pachnie przyjemnie zupa, którą dostali w
kościele. Część z nich pachnie nieprzyjemnie. Obok leżą pakunki, nie
mają gdzie ich zostawić. W wydziale Ksiąg Wie-czy- z- tych można dostać
papierek,
świadczący, że kawałek ziemi, mieszkanie, dom są tylko twoje. Zapisane
bezładnymi
cyframi i literami bez wyraźnych znaczeń.
Bezdomni koczują na miejskim trawniku. Romom już dawno zabrano ich życie, bo
wędrowiec zagraża. Aż tak, że umierają ludzie na granicy naszego pięknego,
rodzącego pszenicę kraju.
Przed kościołem ławeczka z rzeźbą łachów na podobieństwo śpiącego człowieka
…mnieście uczynili…” („Przy alei Solidarności” s. 55).
Paradoks strachu przed wędrowcami zderza się z paradoksem natury człowieka jako
istoty wędrownej. Podróżowanie, przemieszczanie się jest cechą dużo ważniejszą
od zdolności do pracy. Docieranie do kolejnych miejsce jest warunkiem oswajania
ich, zasiedlania. Ten nacisk na wędrówkę uświadamia bogactwo językowe:
„Rękawiczki mają mało nazw: obcięte do pracy są mitynkami, jednopalczaste
łapkami, nazwy nabierają ze swojego przeznaczenia.
Za to buty mrowią się nazwami,
bo droga niepewna ważniejsza od mozołu pracy?” („Rękawiczki i buty” s. 81)
W poezji Uty Przyboś obecny jest dojrzały dystans do świata, ludzi i przede
wszystkim siebie. Podmiot liryczny wie więcej, ale mniej czuje się uprawniona
do strofowania innych. Przybywa doświadczeń i wiedzy, idealizm temperowany jest
przez towarzyszenie w odchodzeniu. Z
wiekiem priorytety się zmieniają, odkrywamy bezsens narzucania innym swojego
punktu widzenia, przepisów na życie, ingerowania w naturalny bieg rzeczy. Za to
coraz częściej pojawia się refleksja nad słowami, ich znaczeniami, emocjami,
których nie da ubrać się w słowa, a z drugiej strony świadomość, że swoje
emocje właśnie za pomocą słów przekazujemy. To staje się punktem wyjścia do
wejścia w obszar tematów filozoficznych, przyglądaniu się granicom języka,
wyzwalania się z niego, niemożności istnienia poza kulturą, bo ona jest w nas i
wyzwalanie to śmierć. A przecież to nie ona przyczynia się do naszego rozwoju
tylko trwanie, życie, rozmnażanie (zarówno rodzenie, jak i sianie i sadzenie
roślin).
Wiersze Uty Przyboś to pokazywanie chwil, przemyśleń. Zabiera nas do swojej
codzienności, ale też towarzyszymy w jej podróżach odwiedzając miejsca ważne
dla naszej kultury oraz te mniej rozpoznawalne. Bardzo wyraźnie zarysowują się
tu odwołania do „Biblii”. Postać Dawida zestawiona z poglądami Arystotelesa, a
nawet same rozważania nad językiem: Wulgata, 1. listu do Koryntian, 14.9: „Tak
też i wy: jeśli pod wpływem daru języków nie wypowiadacie zrozumiałych słów,
któż pojmie to, co mówicie? Na wiatr będziecie mówili”. Słowa mają tu
znaczenie, kiedy są zrozumiałe dla nadawcy i odbiorcy. A co jeśli nie potrafimy
nazwać emocji, rzeczy i zjawisk? Poetka przekonuje nas, że warto nad językiem
się pochylać, ciągle zastanawiać nad znaczeniami, używanymi zwrotami, utartymi
schematami, doprecyzowywać słowa. I ta refleksja jest w poezji Uty Przyboś
obecna, ciągle wraca jako zastanawianie się nad semantyką i semiotyką z
jednoczesnym naciskiem, że nie ma tematów niepoetyckich, bo każdy przedmiot
może odkryć przed nami ważne problemy, być punktem wyjścia do podzielenia się
swoimi emocjami:
„wynoszę śmieci w plastikowych workach
psa i koty
martwe
okryliśmy miękką ziemią i spokojnym kamieniem
widziałam jak powoli ogarnia je zieleń
Matkę
spakowaną w plastik
potem wynieśli
brzydcy mężczyźni”.
W poezji Uty Przyboś ważne jest stawanie naprzeciw konkretnego Innego. Jest to
swoista poezja spotkania, bo pretekstem do wyjścia naprzeciw anonimowym
jednostkom są przedmioty, których istnienie uświadamia nam, że zawsze istnieje
ten zły czas. Czasami jest bliżej, czasami dalej, ale nigdy nie możemy się od
niego wyzwolić, dlatego musimy być bardzo czujni. Przemoc może pojawić się w każdej chwili i nigdy
nie jest bezinteresowna, ale staje się pretekstem do zawładnięcia rzeczami, toczenia
wojen.
„Jakoby” bardzo bogaty zbiór. Znajdziemy tu miniatury i dłuższe formy bardziej
przywodzące na myśl prozę poetycką. Poetka z lekkością wędruje od tematu do
tematu ubierając je w znaczenia. Do tego tom podzielono na kilaka części mających
tematy przewodnie, ale wszystkie się ze sobą w łączą, dopełniają. Spotkanie
zaczynamy od doświadczenia umierania, zagubienia w dniach między śmiercią, a
pogrzebem, przyłapywaniu się na tym, że ciągle żyje się wokół dbania o drugą
osobę, która stałą się już przedmiotem, bezwolnym i bezużytecznym ciałem pozostawiającym
po sobie wiele rzeczy, które trzeba uporządkować. Wspomnienia są punktem
wyjścia do przyglądaniu się słowom, znaczeniom i śledzenia aktualnych wydarzeń,
wśród których nie zabraknie doświadczenia pandemii, by przejść do przyglądania
się sobie, a później przedmiotom w swoim otoczeniu.
Zapraszam na stronę wydawcy
Zapraszam na stronę wydawcy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz