Relacje społeczne to tworzenie społecznego łańcucha pokarmowego: jednostki słabsze są likwidowane, a w bardziej cywilizowanych społeczeństwach wypluwane poza margines społeczny, uważane za nieporadne, nieodpowiedzialne, leniwe. Najdobitniej opisuje to zjawisko w wierszu „Pierwsze ogniwo”, w którym podmiot liryczny to odpowiedzialna kobieta potrafiąca wypełniać swoje obowiązki, aktywna, prospołeczna, ale będąca artystką i przez to nie jest traktowana poważnie, bo „Twórca robi z niczego – taki nieodpowiedzialny”. Dostrzega paradoks tego, że osoby pracujące wokół wytworów artysty są traktowani jako pracujący, odpowiedzialni, a tworzący te przedmioty nie: „Przeważnie jestem odpowiedzialna. Wstawałam w nocy do płaczącego dziecka. Dbam o koty, psy i konie. Podlewam kwiaty. Zdejmuję z dróg ślimaki i i żuki gnojowniki. Oddzwaniam do przyjaciół. Staram się oddawać długi i płacić rachunki choć różnie z tym bywa. Myślą, że jestem ekshibicjonistką, że lubię ‘wystawiać’. Melduję się w ‘pośredniaku’, bo niby nie pracuję więc społeczeństwo uważa mnie za nieodpowiedzialną. Cóż – artysta pierwszym ogniwem łańcucha pokarmowego. Historykom sztuki, kustoszom, szatniarkom w muzeach, budowniczym oper i galerii płacą za to co robią, zwą to pracą. Twórca robi z niczego – taki nieodpowiedzialny. Znajomy biolog powiedział mi, że pierwsze ogniwo to ‘materia podstawowa’. Jednak materia?!”.
Tworzenie nie bierze się z próżni. Można powiedzieć, że cały świat Uty Przyboś to świat rzeczy. Otaczają ją, przemawiają, opowiadają swoje historie, zmuszają do refleksji. Są w pewnym sensie przestrzenią osaczającą, niepozwalającą na wytchnienie od rozmyślania. Zwłaszcza te codzienne, obarczone osobistymi wspomnieniami, przeżyciami: „Od rana do wieczora/ osaczają puste krzesła, sztywne stoły,/ nabrzmiałe okrucieństwem szafy./ Napierają ściany opętując kablami./ Kurz z naszego życia wdziera się w niespełnienia.// Zazdroszczę wędrowcom.// Powtarzalność przestrzeni./ A i tak gubię w niej/ coś ważnego./ Wyruszę na łóżku”.
Kiedy już nasiedzi się w tych przestrzeniach codziennych, napatrzy na przedmioty, które mają swoje historie i kulturowe przesłania rusza świat. Ale i tam nie jest wola od krytycznego spojrzenia na ich dzieje, doświadczenia ludzi, piękno i ludzkie tragedie w jednym: „Paryż miasto światła-cienia. Barykad i błysku gilotyn./ Jeszcze zasiłki łagodzą sprzeczność poglądów, splątanie języków”.
Plątanie, przemiana, ścieranie się czy ewolucja są tematem przewodnim wiersza „Zapada zmrok” wprowadzającego do tomu: „Ciemnieje ziemia i wszystko co niesie niknie./ Stapiają się zwierzęta z drzewami./ Jednoczy wilk z owcą./ Morze z niebem./ Skała rozpada się w piasek./ Krągłe cielsko Ziemi blask przytłacza./ Wtedy ludzie rozpalają światła człowiecze/ z jej boków wyrwanej energii. Mroku./ Opieramy o nie oczy nasze okrągłe./ I dalej idziemy”. Idziemy i nie zwracamy uwagi na zachodzące zmiany dopóki nie zaczynają nam przeszkadzać, zmuszają do refleksji nad ich naturą, wyjątkowością lub uciążliwością jak małe porcje pakowanego jedzenia w sklepie i kontynent rosnący ze śmieci.
„Tykanie” to tom podzielony na pięć części. W każdej z nich owo „tykanie” ma nieco inny wymiar: czasami jest przyglądaniem się przedmiotom, zastanawianiem się jak przedmioty dotykają nas, czasami przeżywaniem pobytów w różnych miejscach, inny razem refleksją nad utartymi sądami, obserwowaniem przyrody, zastanawianiem nad funkcjonowaniem norm społecznych, aby na końcu znaleźć poetyckie portrety różnych postaci. Tykanie jest zaprzyjaźnianiem się, ale też wytykaniem win, opowiadaniem trudnych historii, patrzeniem na siebie z nieufnością i ciągłym przypominaniem sobie, że dobrym można być tylko, kiedy zachowamy ciągłą czujność oraz indywidualność, kiedy nie damy porwać się tłumom, ideom, przedmiotom i ich wymyślonej przez ludzi wartości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz