Etykiety

czwartek, 30 września 2021

Pocztówki z Oli pracami


Reprodukcje Oli prac pojawiły się na pocztówkach wydawanych przez Wydawnictwo FORMA. Można nabyć je na stronie wydawnictwa.
Jeśli chcecie wesprzeć terapię Oli i otrzymać pocztówki to można zrobić to wpłacając darowiznę na subkonto oraz kontaktując się z nami. Pieniądze naprawdę bardzo nam się na terapię przydadzą, bo na 1% czekamy troszkę jak na cud, aby na nowo ruszyć z hipoterapią. Oli naprawdę tego bardzo brakuje, a zrezygnowaliśmy z tego, z czego można było, bo z lekarstw nie można: najpierw lekarstwa, a później cała reszta, która pomaga, ale nie jest niezbędna do funkcjonowania (oczywiście funkcjonowanie poprawia, ale da się przeżyć). Ciągle można też w zamian za darowiznę nabyć książki z Oli reprodukcjami i wierszami Anny Lisowiec. Oczywiście będziemy niesamowicie wdzięczni za udostępnianie posta.

Fundacja Dzieciom "Zdążyć z Pomocą"
Alior Bank S.A.
42 2490 0005 0000 4600 7549 3994
Tytułem:
25068 Sikorska Aleksandra darowizna na pomoc i ochronę zdrowia

Dorosłe dzieci śpiące z rodzicami


Dziś w jednej z gazet temat dnia: dorośli pacjenci śpiący z rodzicami. Każdy z nas potrzebuje bliskości. Jedni znajdują osoby na stałe i z nimi śpią i wszyscy uważają, że jest to dobre, inni nie potrafią się związać, bo mają takie, a nie inne uwarunkowanie mózgu, ale jest jeszcze inny powód tego spania z rodzicami. Wiele dorosłych niepełnosprawnych intelektualnie lub neurologicznie śpi z rodzicami. Nikt z dziećmi seksu nie uprawia. Nawet tymi dorosłymi. Rodzice są po to, aby dzieci lepiej spały, nie bały się. Nie są samodzielne i potrzebują 24h opieki, a tylko tak można ją zapewnić. Niestety za mało o tym się mówi i później społeczeństwo zszokowane, że to jakieś dewiacje. Nie dewiacje tylko ciężka całodobowa opieka. PS Nasze dorosłe zwierzaki też wolą spać ze sobą niż same. Zaspokajają zwyczajną potrzebę bliskości.

Paczki, paczki i paczusie

Można powiedzieć, że połowa tygodnia, a ja mam za sobą bardzo dziwny tydzień, bo pełen niespodzianek. W końcu dotarły wszystkie paczki, które miały dotrzeć, ale cała przygoda zaczęła się nie od tych, o których wiedziałam tylko od niespodzianek. W jaki sposób? Nie wiem. Kto za nimi stoi: wydawca czy autor? Też nie wiem. W niektórych przypadkach wiem, ale dostałam paczkę z pieczątką wydawnictwa, z którym nie patronuję i którego nie kojarzyłam z ulubioną pisarką, a tam w środku książka, na którą czekałam z innego wydawnictwa lub podwydawnictwa. W końcu też dotarły Oli książki i wiem już, co będziemy robiły po południu. Wczoraj skończyłyśmy "Farmagię", a dziś pewnie powędrujemy w towarzystwie detektywów (Ola lubi zagadki). Ja natomiast zgłębiam tajniki naszego mózgu, zasiadam przy stole z rodziną, w której tabu sprzed lat niszczy relacje i towarzyszę bohaterkom zmagającym się z trudami życia i układami w świecie sztuki. Oczywiście nie zabraknie wędrówek przez różnorodne obrazy, delektowania się poezję, o której raczej napiszę na samym końcu przyszłego miesiąca, bo poezji nie czyta się szybko tylko trawi, przetrawia, przeżywa.
Którą z książek macie w planach? Znacie je? Lubicie autorów?





Ten wpis jest polityczny!

„Ten protest jest polityczny” – powiedziała jedna z polityczek we wrześniu. Pewnie myślicie, że zaraz opowiem Wam o proteście medyków i żenującej władzy PiS próbującej dyskredytować strajkujące pielęgniarki. Tym razem żenująca była członkini partii PO wyśmiewająca osoby, które z lekkim opóźnieniem stwierdziły, że chcą w mieście szpitala, bo kilka lat temu w mieście powiatowym sprzedano, a później zamknięto kolejne oddziały i obecnie budynek straszy pustkami i odpadającym tynkiem. Kiedy dochodziło do sprzedaży szpitala przez powiat mogła przejąć go gmina lub parafia. Gmina ze względów politycznych nie chciała, bo przecież z przeciwnikami politycznymi (PiS-em) współpracowała nie będzie, a parafia ma ważniejsze wydatki (budowany od kilkunastu lat kościół). Kiedy patrzę na przepychanki w lokalnej i krajowej politycznej piaskownicy stwierdzam, że jedni drugich warci. Czasami myślę sobie, że wśród partii nie ma osób, które nie użyłyby tego żałosnego i manipulującego publicznością zwrotu zarzucającego polityczność demonstracji lub zadawania pytań, bo co innego oznacza polityczny jak taki, który dotyczy spraw społecznych? Radnych lub pomniejszych działaczy ucisza się właśnie w taki sposób, podważa zasadność zadawania przez nich pytań, a przecież rządzący są po to, aby przed nami-obywatelami-pracodawcami rozliczać się i odpowiadać na czasami niewygodne pytania. Polityczna jest każda sprawa wpływająca na taki, a nie inny sposób funkcjonowania społeczeństwa i jakość jego życia. Można do tych spraw zaliczyć zrobienie chodników, chwalenie się dokonaniami z pieniędzy podatników w mediach społecznościowych, pokazywanie jak dobrym jest się panem/ panią i pięknie umie rozdawać z pominięciem czyje to pieniądze, bo świadomy podatnik mógłby się wkurzyć albo stwierdzić „ależ to należy do zakichanych obowiązków rządzących”, chwalenie się cudzymi dokonaniami jak swoimi, bo przecież nikt nie będzie dopytywał o szczegóły pojawienia się w mieście/ powiecie/ kraju czegoś, co robi dobry piar osobie, która o tym pisze i sprawia wrażenie, że to jej dokonanie. No i oczywiście w przypadku spotkania oporu lub innego spojrzenia z każdej strony pada populistyczne hasełko „Ten protest jest polityczny”. To hasło też jest polityczne, bo ma wpłynąć na myślenie i funkcjonowanie społeczeństwa. Mój wpis też jest polityczny, bo ma obnażyć bezczelność polityków i ich prostacką manipulację ludźmi, dla których polityka i polityczny kojarzy się z dyktaturą, a przecież polityka nie powinna być obłudną manipulacją i strzelaniem w przeciwnika, wyśmiewaniem go, ale dyskusją nad lepszymi rozwiązaniami dla dobra społeczeństwa. Zwłaszcza, kiedy są możliwości, aby to rozwiązanie znaleźć i dojść do kompromisów. I moja prośba: nie dajcie stłamsić się manipulującym politykom.


czwartek, 23 września 2021

Autyzm i mowa


Większość czynności wykonujemy automatycznie nie zdając sobie sprawy z procesów zachodzących w naszym mózgu. Odkrywamy trudności, kiedy robimy coś zupełnie nowego. Wtedy dostrzegamy, z jak wieloma bodźcami i czynnościami nasz mózg musi sobie radzić. Nauka chodzenia trwa naprawdę długo, ale kiedy już ją opanujemy nie zastanawiamy się nad kolejnymi stawianymi krokami. Podobnie jest z mówieniem, czytaniem i pisaniem, jazdą rowerem czy jakimkolwiek innym pojazdem. Trening czyni z nas mistrzów. Jedni potrzebują mniej czasu, inni więcej. I tak właśnie jest też z umiejętnością komunikacji u osób z autyzmem. Mowa w przypadku osób z autyzmem nie jest czynnością automatyczną. Wymaga namysłu, analizowania. Mówiąc nie zastanawiamy się, w jaki sposób musimy ułożyć usta, z jakim natężeniem wydać dźwięki, ale osoby z autyzmem mogą skupiać się na każdym elemencie z osobna. I to wymaga dużego wysiłku. Nie wszystkie dźwięki mogą dotrzeć do mózgu. Niekiedy słowa mogą sprawiać wrażenie płynących obok. Przetwarzanie informacji dopływających do nich wymaga tak wielkiego wysiłku, że nie nadążają z mową lub nie są w stanie przetworzyć myśli na dźwięki, a czasami nawet to, co mówimy mogą odbierać niego inaczej, dlatego niezwykle ważna jest obserwacja w tym obszarze, bo może się okazać, że dziecko ma nie tylko problem z mową, ale i odbieraniem jej. I to wcale nie znaczy, że jest głuche. Może zwyczajnie słyszeć inne dźwięki, bo mózg dochodzące do uszu fale przekształci w inne brzmienia. Czy możliwa jest wówczas nauka mowy? W jaki sposób przekroczyć barierę braku komunikacji? Naprzeciw wychodzą alternatywne sposoby komunikacji: miganie i porozumiewanie za pomocą obrazków. Ważne jest, aby próbować różnych metod, obserwować, a czasami mieszać je, aby wychwycić, który sposób komunikacji jest dla osoby z autyzmem najlepszy. Sposób wyrażania nie zawsze musi być taki, jaki oczekuje otoczenie. Na początku może ograniczać się do pokazywania palcem przedmiotów, a nie obrazków oznaczających je, bo połączenie między tym przedmiotem a ilustracją wymaga kolejnego przetwarzania, świadomości tego, że to, co jest trójwymiarowe można pokazać dwuwymiarowo.


Autystyczny mózg


Mózg jest najbardziej zadziwiającym organem w naszym ciele: potrafi przetwarzać wiele informacji na raz, czasami czyni to intuicyjnie, ma zdolność regeneracji i oddawania niektórych funkcji innym obszarom, zwiększa swoje możliwości, kiedy działamy bez świadomości. To właśnie on odgrywa najważniejszą rolę w chorobach neurologicznych. A do takich można zaliczyć zarówno autyzm jak i padaczkę, czyli dwie „przypadłości”, które od kilku lat są w kręgu moich zainteresowań. Ostatnio doszedł zespół Tourette’a, które kojarzył mi się z echolaliami, kłopotliwymi tikami głosowymi i ruchowymi. Autyzm też często kojarzony jest właśnie z takimi zachowaniami. Jeśli pacjent ich nie ma kiepscy specjaliści mają problem z diagnozą, bo niby pacjent nie funkcjonuje tak jak powinien, ale nie wpisuje się w ich wyobrażenia. Z chorobami neurologicznymi jest jak z kodem DNA: każdy ma nieco inną i tylko cechy wspólne pozwalają wychwycić określony sposób postrzegania świata. A ten można odbierać na wiele sposobów. Wiele badań nad mózgiem zaskakuje. Zwłaszcza te dotyczące niewidomych i osób z halucynacjami. Doświadczany świat wpływa na obrazy w mózgu. Dlaczego piszę Wam o tym w kontekście autyzmu? Z bardzo ważnego powodu: autyzm to zupełnie inny sposób odbioru świata. Jeśli go nie doświadczymy nie zrozumiemy tego. Przez bardzo wiele osób byłam postrzegana (i pewnie nadal jestem) jako nadwrażliwa matka chuchająca na dziecko, ale nie da się postępować inaczej, bo otoczenie atakuje bodźcami. I to takimi, które dla większości osób są niedostrzegalne. Moje dziecko było tak wrażliwe na otoczenie, że potrafiło rozróżnić, kto w sklepie dotknął jej wózka, chociaż siedziała tyłem do osoby przestawiającej. Właśnie z tego powodu lepiej nie przestawiać matkom wózków, kiedy chce się sięgnąć określony towar tylko poprosić. Kto z Was chciałby być dotykany w miejscach intymnych przez zupełnie obcych ludzi? Dla niej taki dotyk był właśnie dotykiem intymnym i przekroczenie tej sfery powodowało krzyk. Delikatne drgania powietrza, inny zapach, inny sposób poruszania się niż rodzice wywoływał panikę. Do tej odmienności musiała się przyzwyczaić, ale to wymagało czasu i zaskakiwanie jej wcale nie przyspieszało procesu.
Kolejnym problemem jest natłok wrażeń. Im więcej tym większe zmęczenie. Co robimy po ciężkim dniu pracy? Wypoczywamy. Czasami dla takich dzieci/ osób pięć minut intensywnych wrażeń jest jak cały dzień naszej ciężkiej pracy: muszą odsapnąć, wyłączyć się. I właśnie z tego powodu nie udało nam się odejść od wózka, bo dzięki niemu jest czas na relaks, nabranie sił. Innym uspokajaczem i relaksatorem jest kciuk. Wiele osób z otoczenia wkładanie kciuka do buzi oburzało. Skupiali się na tym, że kiedyś będzie miała krzywe zęby. My przyjęliśmy strategię: skoro to daje jej wytchnienie niech będzie. Zwłaszcza, że za radą jednej ze specjalistek oduczyliśmy Olę relaksowania się przedmiotami śliskimi.
Osoby z autyzmem często mają wyostrzone zmysły. To sprawia, że intensywniej czują zapachy, widzą kolory, słyszą dźwięki, odczuwają dotyk. Wiecie już, że nawet dotknięcie wózka mogło boleć, ale też zwyczajny miejski gwar może powodować strach, zagubienie i ból. Ilość osób w otoczeniu, wykonywanych przez nich ruchów, wydzielanych zapachów i wydawanych dźwięków może powodować duże napięcia. To właśnie jest przyczyną tego, że osoby z autyzmem maja problem z wejściem w relację z większą grupą osób, bo wtedy trzeba przetworzyć te liczne dane i nadążać za konwersacją. Nie jest to zadanie łatwe i wymaga pomocy ze strony otoczenia, jego wyrozumiałości, otwartości i chęci przyjęcia do wspólnoty, bo kiedy już osoby z autyzmem staną się częścią grupy potrafią wiele do niej wnieść.


środa, 22 września 2021

eleWator 36 / Zenon Fajfer / czwartki literackie „13 Muz”


30 września 2021 (czwartek), godzina 19.00

eleWator 36 / Zenon Fajfer / czwartki literackie „13 Muz”

promocja 36 numeru szczecińskiego kwartalnika literacko-kulturalnego ‘eleWator’, pt. „Eksperyment”

spotkanie z Zenonem Fajferem / promocja tomu poetyckiego Zenona Fajfera „Widok z głębokiej wieży”

prowadzenie: Damian Romaniak

‘eleWator’ jest pismem, w którym oprócz najnowszej prozy i poezji uznanych i debiutujących autorów, mieszkających w Polsce oraz za granicą, znaleźć można teksty literackie przetłumaczone na język polski, szkice o literaturze i jej najwybitniejszych twórcach, a także eseje, felietony i recenzje. Kwartalnik jest miejscem dyskusji, polemik i platformą ożywczej wymiany poglądów. Dzięki stałym współpracownikom z Dublina, Kijowa, Londynu, Paryża i Nowego Jorku, eleWator’ ma charakter globalny, a także interdyscyplinarny. Wiele uwagi poświęca bowiem najnowszym światowym działaniom artystycznym omawianym w działach filmu, muzyki, sztuk plastycznych i architektury oraz teatru. Kwartalnik, którego wydawcą jest Fundacja Literatury imienia Henryka Berezy jest pismem szczególnym, bowiem punktem odniesienia do wszystkich decyzji formalnych, redakcyjnych i konceptualnych, jest dziedzictwo Autora „Prozaicznych początków”.

W numerze 36 swoją twórczość zaprezentują: Maryam Ala Amjadi, Katarzyna Bazarnik, Katarzyna Biela, Sasan N. Czegini, Joe Evans, Kazimierz Fajfer, Zenon Fajfer, Glen Calleja, Estera Gałuszka, Zuzana Husárová, Michael Joyce, Marcin Karnowski, Wiktoria Kieniksman, Anton Kodlin, Jakub Kornhauser, Richard Kostelanetz, Jerzy Kutnik, Małgorzata Lebda, John Lennon, Jaan Malin, Piotr Marecki, Philip Meersman, Marcin Mokry, Nick Monfort, Paweł Nowakowski, Radosław Nowakowski, Adriana Omylak, Wojciech Osielczak, Karol Samsel, Karol Senator, Zofia Skrzypulec, Artur Tajber, Monika Tomaszewska, Jarosław Westermark, Sally-Shakti Willow, Szymon Wołek i Hsia Yü

 

„eleWator” ukazuje się dzięki wsparciu Miasta Szczecin oraz Stowarzyszenia Gmin Polskich Euroregionu Pomerania

 

Zenon Fajfer (ur. w 1970 r.) – poeta, dramaturg, twórca i teoretyk liberatury oraz nowej formy poetyckiej nazywanej wierszem emanacyjnym, poprzez którą kreuje niewidzialny wymiar tekstu. Mieszka w Krzeszowicach. Redaktor serii wydawniczej „Liberatura” w Korporacji Ha!art. Twórca i reżyser sztuk teatralnych: „Madam Eva, Ave Madam” (Kraków 1992), „Finnegans Make wg Joyce'a” (Dublin 1996) i „Pieta” (Kraków 2006-2012). Współautor utworów napisanych wraz z Katarzyną Bazarnik, inicjujących zjawisko liberatury: „Oka-leczenie” (2000, 2009) i „(O)patrzenie” (2003) oraz międzynarodowej akcji poetyckiej „Liberty Poem” (od 2011; pokazy m.in. w Nowym Jorku, Chicago, Tajpej, Tokio, Wenecji, Brukseli). Autor książek: „Spoglądając przez ozonową dziurę” (poemat w butelce, 2004), „dwadzieścia jeden liter / ten letters” (2010), zbioru tekstów teoretycznych „Liberatura czyli literatura totalna. Teksty zebrane z lat 1999-2009” / „Liberature or Total Literature. Collected Essays 1999-2009” (2010), hipertekstowego tomu poetyckiego” Powieki” (FORMA 2013, książka + cd) oraz tomu poezji „Widok z głębokiej wieży” (FORMA  2015).

 

„Widok z głębokiej wieży”

Gdzie jest głęboka wieża Zenona Fajfera? Jaki widok się z niej rozlega?

Szukam jej w impresjach z podróży, w krzyku mew nad oceanem, na realnych i „przeczytanych” łąkach, na wzgórzu rododendronów pachnących literaturą, w weneckich olśnieniach i wielokrotnych odbiciach, w drobinach codzienności i intymności, w wędrówkach w głąb czasu wśród krajobrazów i ludzi, których już nie ma. Szukam w zajaśnieniach, w cichej szczelinie światła między jawą a snem, w bólu, tęsknocie, wzruszeniu, w nieporadnym tańcu śmierci i miłości. Słucham ciszy i melodii ptasich skrzypiec, muzyki wierszy i słów – migotliwych, ulotnych, zadziwionych sobą; słów widzialnych i niewidzialnych.

Kształty, kolory, zapachy, dźwięki rozpraszają się, umykają, nie dają się schwytać ani nazwać, bo są jak „sny wypuszczone spod powiek”, bo „tu wszystko jest wbrew prawom grawitacji”, „wielkie jak księżyc obracany w palcach”. Bo są nieprzewidywalne i nieogarnione jak życie... Dokonuje się w tym tomie niezwykłe stopienie idei liberackich, poetyki emanacyjnej i tradycyjnej, tworząc zupełnie nową jakość w poezji. Zachwyca czystość i intensywność lirycznego tonu, czułość dla słowa, które pragnie bardziej bezpośredniego spotkania z czytelnikiem.

Spotkania gdzieś na „rozświetlonym tarasie głębokiej wieży” [Teresa Nowak].

 

wstęp wolny

 

wtorek, 21 września 2021

Kiedy ignorant ocenia profesjonalistę


Kiedy wchodzisz w świat książek jesteś przekonana, że czeka Cię tylko merytoryczna krytyka. Dostaniesz wskazówki, w jaki sposób pisać lub nie. Szybko jednak odkrywasz, że w świecie książek wygląd też ma znaczenie. I stąd owo powodzenie niektórych tworów książkopodobnych, których autorzy zrobili sobie zdjęcia pokazującej dużo więcej niż zaserwowali w książkach. Nigdy nie spotkałam się z merytoryczną krytyką, a już kilka lat piszę. Zawsze była to krytyka ad personam, czyli dotycząca mnie, mojego wyglądu zachowania, moich celów, poglądów. Zwykle pisana lub wygłaszana, przez osoby, które zdecydowanie nie miały kompetencji, aby wygłaszać opinie o książkach, ale zabłysnąć chciały. Takie błyszczenie to najzwyczajniejszy hejt, który jest karalny i śmiało można zgłaszać na policji.
Czego zwykle dotyczy hejt?
Przede wszystkim wyglądu, bo to jest łatwe do „ocenienia”. Chude osoby są wieszakami, a grube prosiakami. Oceniane jest wszystko: długość włosów, fryzura, kolor, ubrania, wzrost sylwetka wygląd twarzy. Dla takich osób nikt nie jest idealny.
"Jak się wygląda jak prośna locha to nie powinno opowiadać się o książkach" - pouczyła mnie baba po zawodówce, która pewnie nie rozumie, że do opowiadania o książkach nie potrzebna jest mała dupa tylko odpowiednie kompetencje. Pamiętajcie, że nie jesteście jedynymi, które usłyszą lub przeczytają coś przykrego niezwiązanego z Waszą działalnością.
Inny obszar, w którym można zaatakować nieznaną osobę w internecie to jej dziecko. Masz niepełnosprawne? Siedź w domu i zajmij się dzieckiem, a do ludzi nie wychodź. Ktoś z niepełnosprawnym dzieckiem nie powinien przecież opowiadać o książkach, bo jak dziecka nie potrafi wychować to na pewno nie może nic wiedzieć na inne tematy.
Kolejnym obszarem jest działalność społeczna: cokolwiek zrobisz zawsze zrobisz to źle. Chwalisz się działalnością charytatywną to jesteś zjechana za robienie kariery na potrzebujących. Nie chwalisz się to znaczy, że nic nie robisz, a powinnaś.
I ta opcja rozciąga się też na „podaruj książkę na licytację”. Nie dajesz to znaczy, że źle życzysz. Nie ważne, że takich próśb dostajesz setki dziennie i maksymalnie jedną osobę miesięcznie jesteś w stanie dobrze wesprzeć. Innych pozostawiasz w potrzebie, więc zły z Ciebie człowiek.
Nosisz maseczkę? Źle. Nie nosisz – też źle. Ludziom nigdy nie dogodzisz, dlatego najlepiej skupić się na sobie i tym, do czego się dąży. Nikt z nas nie jest zupą pomidorową, aby wszyscy musieli nas lubić (a i zupę nie każdy lubi).
Bycie książkową blogerką niesie wiele wyzwań. Niekoniecznie związanych z promocją literatury 😉


Andrzej Turczyński "Żywioły"


Żywioły jednoznacznie kojarzą nam się z tym, co w naturze nieosiągalne, niepoddające się ludzkiemu ujarzmianiu, gwałtowne , potężne i groźne zjawiska determinujące człowieka. W kulturowym rozumieniu są to też zainteresowania, grupy ludzi dążących do określonego celu. Od czasów pradawnych miały one niesamowite znaczenie dla ludzi. W filozofii starożytnej Grecji uchodziły za elementy składowe Wszechświata. Równowaga panująca w nich tworzyła Kosmos. Sposób, w jaki reagują ze sobą miały wyjaśniać przemiany w świecie. W przednaukowych kulturach za ich pomocą objaśniano świat. W książce Andrzeja Turczyńskiego mamy do czynienia z dwoma podejściami to tego słowa: z jednej strony jest to siła natury, której człowiek ulega, a z drugiej porywający wodospad, a czasami tsunami zaintersowań. Pisarz zabiera nas w świat prozatorskich miniatur z jednej strony ocierających się o opowiadania, scenki, nowele, ale są to opowieści eseistyczne, przenoszące czytelnika w zadziwiające zakamarki kultury i filozofii. Lektura wymaga czasu, spokoju i braku pośpiechu. Czytelnicy poszukujący lekkiej i niewymagającej lektury mogą sobie śmiało darować tę publikację, ponieważ autor wymaga od odbiorcy erudycji, obeznania i skupienia. Swoimi tekstami w chodzi jakby w dialog z czytającym, zachęca do myślenia, spierania się w myślach, poszukiwania nowych ścieżek.
W „Żywioły” Turczyńskiego wchodzimy tak jak we wszystkie jego teksty: płynnie, melodyjnie, ale też wolno z otwarciem na dużą intertekstualność, bo tropów kulturowych znajdziemy tu wiele. Autor zabiera nas w zadziwiające labirynty swoich skojarzeń. Przemierzamy świat hermeneutycznego podejścia do otoczenia. Doświadczenia nie zawsze poddają się tu empirycznemu podejściu, bo zmysły mogą człowieka zwodzić. Zwłaszcza w obliczu bezkresu żywiołów, czego doświadczają bohaterzy pierwszych opowieści. Człowiek postawiony naprzeciw świata, uciekający od skupisk ludzkich prędzej czy później w tym przytłaczającym kontakcie z naturą skazany jest na szaleństwo. Człowiek może być człowiekiem tylko w kontakcie z innymi. Kiedy ich brakuje musi tych innych tworzyć w sobie, być innymi dla siebie, aby nadal móc trwać. Czytelnik musi odnaleźć się w labiryntach tego, co prawdziwe i co wykreowane przez umysł. Do tego teksty Andrzeja Turczyńskiego zmuszają do hermeneutycznego poszukiwania wątków kulturowych, którymi teksty są przesiąknięte. Nawet szkatułkowe opowiadania nie dadzą czytelnikowi wytchnąć intelektualnie. Pisarz zabiera nas w wędrówkę, w czasie której wjedziemy w świat niemal jak z powieści Jana Potockiego, Hermana Hessego, Witolda Gombrowicza, Jana J. Szczepańskiego, Lwa Tołstoja, Fiodora Dostojewskiego, Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Spotkamy tu też Epikura, Homera, Mozarta, Puszkina, Kafkę, Woolf, Nabokowa, Szestowa i wielu innych. Kultura często jest tu tym, co zostało wytworzone w kontakcie z bezkresem natury, czyli dużo tu odwołań do literatury rosyjskiej, ale bez ograniczenia się tylko do niej. Są tu mary, maski, zesłania, człowiek naprzeciw świata i swojego umysłu, a z drugiej strony wędrówka po myślach, teoriach, dokonaniach, przekonaniach, obrazach, w których człowiek zderza się z ogromem i potęgą świata, przy czym świat nie ogranicza się tylko do natury, ale rozciąga też na obszar kultury.
Andrzej Turczyński zabiera nas w wędrówkę zarówno w czasie, jak i przestrzeni. Jego proza jest gęsto utkana z tropów, które podsuwa i sugeruje czytelnikowi, od którego często zależy uchwycenie ich, dostrzeżenie. Autor zachęca do intelektualnej zabawy, filozoficznych ćwiczeń wokół odkrywania wszystkiego, co nas otacza, sposobów naszego istnienia, wpływu sztuki na owo bycie. Na pierwszy plan wyłania się tu wędrówka zarówno w przestrzeni, jak i czasie oraz kulturze zakrzywiającej zaburzającej empiryczne poznanie. Żywioły, z którymi człowiek ma kontakt to nie tylko woda, ogień, powietrze i woda, ale też czas, w którym jesteśmy osadzeni. To on odpowiada za to, że życie mija. Przy połączeniu z innymi siłami jest odpowiedzialny za utratę wielu wytworów kultury, ale też niszczenie człowieka, kształtowanie go, próbowanie, okradanie z rzeczy niezwykłych, tworzenie tęsknoty za tym, co było i bezpowrotnie zginęło. Pozostaje wzdychanie za tekstami, rycinami, ale też osobami, które te piękne rzeczy wytworzyły. Uświadamiamy sobie, że teksty kultury wcale nie czynią z nas nieśmiertelnych, że zapisanie się w kulturze, zbudowanie pomnika spiżowego z różnych elementów sztuki nie daje nam gwarancji pamięci, bo żywioły prędzej czy później mogą wszystko zniszczyć. Turczyński jest niczym odkrywca wykopujący z popiołów to, co ulotne, staje się kronikarzem śledzącym różnorodne przejawy ludzkiej egzystencji, która oparta jest na przeżywaniu wrażeń i dzieleniu się nimi z innymi, wyłuskującym delikatne ślady tego, co minęło.  Pisanie jest tu tym, co daje możliwość zaburzania rytmu czasu, trwania w tym nieubłagalnym żywiole.
„nie chodzi o faktyczny powrót, bo ten raczej już niemożliwy, ale o znaki pamięci, o to, że im dalej od punktu wyjścia, tym więcej przybywa owych symbolicznych znaków, tym gęściej od nich na mapie, chociaż się wie, iż większość z nich jest fałszywa lub wyraża tak skrajnie subiektywne obrazy przeszłości, że brakuje miejsca na obiektywizm. Czas, nawarstwiając się z roku na rok, tworzy nie tylko nowe łże-okolice, stapiając je ze starymi i poniekąd, ale też całkowicie realnie zastępując, lecz również kreśli kontury znużenia”.
„Kiedy jednak czytelnik zmienia się w pisarza (...) wpada w fazę cicer cum caule, czyli pomieszania z poplątaniem”.
„człowiek uczy się od drugiego człowieka przez całe życie i jeśli kiedykolwiek odkrywa dla siebie jakąś o nim prawdę, to czy aby nie w chwili śmierci, kiedy rzeczy ważne i ścinki łączą się w całość – piękną, może nawet cudowną, a przecież już całkowicie zbędną”.
„Że świat nas nie rozumie, niby to rzecz pospolita i doświadcza jej każdy, kto bodaj odrobinę się wychyla poza wytyczone przez głupków granice poznania, choć przecie przykro z tym się godzić i niewygodnie znosić”.
„Teraźniejszość przepada w przeszłość, to fakt niezbity, ale przecież niezupełnie, coś tam z niej jednak zostaje dla przyszłości”.
„w pewnym sensie to prawda, iż fakt niezapisany znika wraz ze swoją faktycznością, nawet, jeżeli jego skutki jakoś tam trwają, podobnie jak znika kamień w wodzie, choć jeszcze czas jakiś rozbiegające się po jej powierzchni kręgi świadczą, że coś się stało, wydarzyło, zaistniało – ale co? fakt niepochwycony w porę, przepada i ginie bezpowrotnie; rozwiewa się i znika jak dym, jak mgła, jak chwila szczęścia, nawet pamięć nie kwapi się, aby zatrzymać go jako wspomnienie-na-całe-życie, a co dopiero mówić o zachowaniu go dla wnuków, prawnuków, słowem dla przyszłości”.
„Jednakże nie zapominaj i miej się na baczności: demony nie są synami ciemności, jak sądzą głupcy, przeciwnie – to synowie jasności i zimnego jak lód logicznego umysłu; dzieci fakultetów filozofii i teologii; bój się ich z całego serca twego i całej duszy”.
„A teraz jestem wolny? Nie wiem lub raczej już wiem, iż wolność urojona jest najgrubszym rodzajem zniewolenia, uciemiężeniem niedającym żadnej szansy nadziei. Jednakże, czy nie ulegając swoim zwidom i snom, wyobrażeniom i olśnieniom, wiedzielibyśmy bodaj cokolwiek o wolności?”
„Czyż nie jest tak, że wszystkie nasze wariactwa czynią nam życie znośniejsze i milsze, a bywa nawet, że szczęśliwe?”
„Od dnia, kiedy to się nurzałem w kosmicznych cudownościach wiem, iż to, co bierzemy za niezwykłe, niezwykłym czynią tylko niewiedza i wyobraźnia albo nazbyt bujna i nieposkromiona, albo odwrotnie – uboga i strachliwa”.
„Nie pierwszy to przypadek, gdy pragnienie niezwykłości i piękna pokonuje rozum; gdy marzenie góruje nad pospolitą realnością wszechrzeczy”.
„Rodzimy się z nadmiaru, w nadmiarze wzrastamy i z nadmiaru giniemy. Nadmiar jest także przyczyną śmierci tego, co już umarło, rozpraszania się, zanikania ku przeistoczeniu się w pusty obłok życia wiecznego. Nadmiar to stan koncentracji do aktu dekoncentracji, przemiany będącej w istocie przejściem fazowym, czyli zmianą właściwości materii, częstokroć, na wzór przemiany bogów, utożsamianą z biegiem lub przemianą czasu, choć teoria względności ma to za głupstwo: w naturze bowiem nie istnieje nic takiego jak czas obiektywny; mimo że wszystko płynie, czas nie płynie ani się zmienia, ani trwa; nie jest ani skończony, ani nieskończony, bo faktyczną cechą czasu jest brak czasu – bezczas. Jednakowoż przy nieistnieniu czasu wszystko inne istnieje w takim nadmiarze, iż brak nam czasu na poznanie bodajże cząstki tego wszystkiego, co było, jest i być może będzie. Stąd niewiedza to specyficzny rodzaj wiedzy, jednakże nie wiedzieć o tym, to triumf głupoty i ciemniactwa. Swoistą zatem misją pisarstwa jawi się niestrudzone, pracowite wypełnianie owego naturalnego braku czasu słowami, które w opinii twórców są najdoskonalszym mechanizmem tworzącym i napędzającym czas, aby biegł i nieustannie się zmieniał. Oto sedno sprawy, istota i cel sztuki literackiej – ukazać czas i jego przemiany, nieistniejący w rzeczywistości czas obiektywny jako rzeczywisty, wyrażając to nie w jakiejś abstrakcyjnej, wysublimowanej i ascetycznej formie, lecz właśnie jako nadmiar, nadmiar tego wszystkiego, czym jest, i co ofiarowuje język”.
„Pisanie bowiem unieważnia czas lub jak kto woli uprawomocnia wieczyste Teraz! (…) Biblioteka to nie tylko zbiór ksiąg, tabliczek glinianych lub krzemowych, poszytów i zwojów, ale przede wszystkim miejsce przebytu Litery ukształtowanej zgodnie z jej funkcją i przeznaczeniem, mimo że nie zwie się ono litterarium, choć zapewne byłoby to zdaniem fanatyków literaturoznawstwa bardziej 'litteratus'”.




poniedziałek, 20 września 2021

"Siła miłości" Anny Sakowicz

Historia oparta na prawdziwych wydarzeniach


Gdzie jest granica miłości i czy w ogóle taka istnieje?
Malwina i Adam Ostrowscy, specjalistyczna rodzina zastępcza, przyjmują pod swój dach niemowlę. O chłopca przez dwa lata walczy biologiczna matka. Kiedy udaje się wreszcie ustalić sytuację prawną dziecka, na stałe trafia ono do Ostrowskich, gdyż nie ma chętnych na adopcję Kacpra. Okazuje się, że nikt nie chce dziecka z zaburzeniami intelektualnymi. Malwina z Adamem kosztem własnych dorastających dzieci wkładają wiele wysiłku, by zapewnić Kacprowi odpowiedni rozwój. Z wiekiem chłopiec ujawnia skłonności do przemocy wobec słabszych. Malwina i Adam stają przed dylematem: zakończyć opiekę nad dwunastoletnim Kacprem i rozwiązać rodzinę zastępczą czy nie? Każdy wybór niesie za sobą czyjeś cierpienie.

Anna Sakowicz – absolwentka filologii polskiej, edukacji filozoficznej i filozofii na Uniwersytecie Szczecińskim oraz edytorstwa współczesnego na Uniwersytecie im. Stefana Kardynała Wyszyńskiego. Przez 17 lat pracowała jako nauczycielka języka polskiego i etyki, była doradcą metodycznym oraz redaktorem naczelnym regionalnego pisma pedagogicznego. Debiutowała, pisząc do szczecińskiego „Punktu Widzenia”. Od 2013 r. prowadzi blog annasakowicz.pl. Mama dorosłej córki, żona fotografa amatora, właścicielka dwóch kotów i bibliofilka. Do tej pory wydała: Żółtą tabletkę (2014), trylogię kociewską: Złodziejka marzeń (2014), To się da!(2016), Już nie uciekam (2017), Szepty dzieciństwa (2015), Niedomówienia (2016), Żółtą tabletkę plus (2017), Na dnie duszy (2018), serię Plan Agaty: Postawić na szczęście (2018), Dogonić miłość (2019) i Zatrzymać czas (2020), powieści: Niebieskie motyle (2020) i Niegrzeczna dziewczynka (2021) oraz dwie części Jaśminowej Sagi – Czas grzechu (2020) i Czas gniewu (2021). Napisała również trzy książki dla dzieci: Leniusiołki (2017), Wiewiórka Julia i magiczny orzeszek (2019) (we współpracy z Emmą Kiworkową) oraz Listy do A. Mieszka z nami Alzheimer (2019). Ostatnia z książek została wpisana na prestiżową listę Białych Kruków przez Internationale Jugendbibliothek w Monachium oraz przetłumaczona na język hiszpański.

niedziela, 19 września 2021

Waldemar Bawołek "To co obok"


„Podążam własną drogą: krętą, ciemną, pełną zasadzek, lęków, pokus, wycofań, lęków, błędów, ale i iluminacji”.
Wszystko to, co dzieje się wokół nas jest obok. Waldemar Bawołek zabiera nas w wyścig po życiu. A w tym nie zabraknie romansów, tragedii, gonitwy z czasem, podążania za własnymi myślami, pędzenia z nurtem tłumu. Bohater porwany jest przez życie i niemal jak w śnie przechodzi od jednej swojej roli do innej.
„(…)to, kim się jest, zawsze pozostaje tajemnicą. Tym, czego człowiek poszukuje, jest on sam”.
Odgrywa role, zdejmuje maski, dziwi się sobie, osobom, które spotyka, przygląda jak widz z boku, ale jest to obserwator wciągany w różnorodne gry społeczne, uczestniczenie w obrządkach, rytuałach przejścia. Mamy tu doświadczenia zdrady, radości, sprowadzanie bliskości do zaspokojenia potrzeb fizjologicznych. Życie ciągle zaskakuje bohatera porwanego przez prąd istnienia. Człowiek pokazany jest tu jako źdźbło targane przez okoliczności, wystawiane na próby zmian klimatów społecznych.
„Wysoki pałac w stolicy, bardzo wysoki, tak wysoki, że gdy popatrzysz w dół, ludzie wyglądają jak mrówki. Zdaje się, że bliżej jest do nieba niż do ziemi”.
Balansowanie między niebem a ziemią, między jawą i snem, między wyznaczonymi celami, a tym, co narzuca popychający nas w rzece życia tłum. Składająca się z czterech rozdziałów opowieść podzielona jest na dwie wyraźne części. W pierwszej z perspektywy bezwolnego elementu porwanego przez otoczenie, a w drugiej przyglądającemu się temu otoczeniu, dziwiącemu się relacjom, działaniom.
„Wszędzie trzeba coś mówić, odzywać się, dawać do zrozumienia, że się jest, że się widzi i słyszy innych”.
„To co obok” Waldemara Bawołka to książka niedługa, bo licząca nieco ponad sto stron, ale za to bogata w wątki, zaskoczenia, wydarzenia, które targają bohaterami, ubrane w słowa, które uwypuklają paradoksy uprzedzeń kulturowych, przekonań politycznych i religijnych kształtujących ludzkie życie. Pierwszoosobowy narrator i bohater porywany przez nurt życia, dziwiący się temu, co wokół niego się dzieje, jakie działania podejmuje często zadaje sobie pytanie o swoje miejsce w świecie i kulturze, na ile jest produktem tego, co naturalne i tego, co społeczne i bodźców wpływających na mózg, nasze postrzeżenia. Mamy tu przyglądanie się językowi i temu, w jaki sposób kształtuje on nasz świat, jak granice języka są granicami tego, jak bardzo potrafimy zrozumieć i wyrazić to, co wokół się dzieje. Mamy tu Wittgensteinowskie podejście, w którym to, co doświadczalne zależy od granic naszego języka, osobistego słownika i gramatyki, którą się posługujemy.
„Zdaje się, że czym prędzej pędzimy, tym miej rozumiemy, ku czemu to wszystko zmierza i dlaczego akurat ku temu”.
„To co obok” to z jednej strony pęd po świecie, a z drugiej ciągłe zaglądanie w siebie, swoje myśli, stosunek do tego, co świat mu narzuca, dziwienie się przez pryzmat tego, w jaki sposób ukształtowała go kultura, kontrast między zaprogramowaniem społecznym a doświadczeniem z naciskiem na skupianie się na sobie. Pierwszoosobowy narrator jest tu lupą, przez którą przygląda się światu.
„Ileż można grzebać w tym paskudztwie? Ileż można myszkować w sobie?”.
Narracja oddaje stosunek bohatera do siebie i świata. W pierwszej i czwartej części mamy narrację pierwszoosobową, w drugiej drugoosobową, w trzeciej trzecioosobową. Może być to wyraz pewnego rodzaju odchodzenia od siebie, patrzenia na siebie z boku, przez pryzmat napotykanych osób, aby móc wrócić do siebie, bo człowiek nigdy nie jest tworem żyjącym w próżni tylko sumą wypadkową spojrzeń otoczenia, własnych doświadczeń, doświadczanych wydarzeń. Z drugiej strony spojrzenie, z jakim mamy do czynienia w narracji skierowanej na czytelnika, sprawia, że pisarz zwraca się do nas, mówi wprost do nas, jest wścibski, pokazuje nam, że i my mogliśmy tego wszystkiego doświadczyć, obdarza nas wyrozumiałością, ale jednocześnie mówi o własnych doświadczeniach oczekując przyjęcia ich jako własne i przez to obdarzenia bohatera większą empatią.
„Wszystko na tym świecie tworzone jest przez relacje z czymś innym”.
Narracja trzecioosobowa pozwala na wspólne zdystansowane obserwowanie, ale czy to jest możliwe, kiedy już doświadczyło się zanurzenia w emocjach porywanego przez nurt życia bohatera? Zabiera nas w świat doświadczeń ekipy remontowej, której życie toczy się wokół pracy, ale też bywa urozmaicone irracjonalnymi decyzjami, wyprawami do burdelu, kierowaniem się impulsami i popędami, ograniczonej zależnościami, kontaktami.
„Nie możesz nic nie robić. Szwendać się bez celu, lekceważyć miłość”.
Mamy tu świat pełen paradoksów przywodzących na myśl labirynty, w jakie wchodzi bohater Franza Kafki, gry społeczne jak u Witolda Gombrowicza, poczucie wyobcowania jak u Gottfrieda Wilhelma Leibnitza, poklatkowanie życia jak u Davida Huma, zdejmowanie masek i zakładanie innych jak Erwinga Goffmana, poczucie manipulacji doświadczeniami jak u Hilarego Putnama.
Waldemar Bawołek łapie to, co wokół bohatera płynie i przenosi na karty książki. Rewelacyjnie uchwycił monologi nowohuckich blokersów, stragany z tanimi towarami, zależności i tworzenie pozorów w firmach tnących koszty narażając życie pracowników. Mamy tu ludzi nieporadnych, jednosezonowych fachowców, ciągłe przechodzenie od zajęcia do zajęcia, wielkich kombinatorów zbijających majątki.
„Nie jest to bowiem przypadek, że zauważamy pewne naturalne dziwy, dopiero gdy znajdziemy się w sytuacji możliwie daleko odbiegającej od codzienności”.
Życie bohatera to wielowarstwowe dzieło: niektóre elementy są bardziej wypukłe, inne mniej, ale odbiór zależy od czytelnika i jego doświadczeń, oceny, co jest dla niego ważne, jak wyglądał jego osobisty skok na główkę w życie. Od pierwszej sceny, w której bohater patrzący na tłum z wysokości Pałacu Kultury waha się czy skoczyć przechodzi płynnie jak po bezpiecznych kładkach i drabinach położonych pomiędzy kolejnymi wyspami wyborów, opcji, jakie daje mu życie pełne zdrad, miłości, rozczarowań, awarii rur, zadziwiających zachowań, problemów finansowych, niedostosowania społecznego, poczucia obnażenia, samochodów, spania po kątach, poszukiwania własnego miejsca i relacji z innymi, substytutów bliskości. Bohaterzy żyją tu tak jakby komunikowali się przez jakieś medium: nie rozumieją siebie, wydają się nie dostrzegać wielu rzeczy, ale brak tu technologii, która okazuje się nie tak niezbędna do komplikowania sobie życia i odczuwania samotności, ułomności, niedomówień i zachowań łamiących konwenanse, ciągłego zrywania kontaktów, kiedy współtowarzysze znajdą się na innej „wyspie” lub za innym „zakrętem” życiowym. Dużo tu przechodzenia od relacji do relacji, wspinania się po drabinach nawet w obszarze publicznym. Zycie to ciągłe wyzwanie i stwarzanie pozorów, scen niemal ze snu żywcem wyjętych, bo nierealnych, ale krążących wokół pragnień, marzeń i wysiłku z tym związanego.
„Bez wchodzenia po drabinie trudno wspiąć się na najwyższe półki”.
Życie to ciągłe wspinanie się, wchodzenie, pokonywanie przeszkód, płynięcie pod prąd. Każda aktywność wystawia bohatera na ścieranie się z napotykanymi innymi, przepływanie obok nich. Bohater jest tu jak strumień kierowany przez kamienie. Jego życie to zawiły labirynt, w którym nie wiadomo, co czeka na nas za rogiem, ale powrotu do ponownego wyboru drogi już nie ma. Z drugiej strony można odnieść wrażenie, że cały świat przepływa obok bohatera, a on nie zmienia swojej sytuacji. „Nie sądź, że się oddalasz, stoisz nadal na wprost siebie”. Świat zawsze oglądany jest przez pryzmat naszych odczuć, a my stajemy się sumą wypadkową kontaktów z tym, co obok.

sobota, 18 września 2021

Oliver Sacks "Wszystko na swoim miejscu"


Każdy z nas chce, aby w jakimkolwiek momencie swego życia móc powiedzieć, że wszystko jest na swoim miejscu. Właśnie o takim nastawieniu i doświadczeniach jest książka Olivera Sacksa, w której z jednej strony oprowadza nas po swoim życiu, z drugiej po doświadczeniach zawodowych, z trzeciej przemyśleniach i obserwacjach przyrody. Autor esejów był profesorem neurologii na Uniwersytecie Columbia. Przez całe życie fascynował go świat z naciskiem na umysł. W swoich publikacjach wprowadza w zadziwiające labirynty ludzkiego mózgu. Własne doświadczenia przełożył na poszukiwania naukowe i w poszczególnych publikacjach zabiera w świat poszukiwań.
„Wszystko na swoim miejscu” to książka podsumowująca doświadczenia z całego życia. Jest jedną z ostatnich publikacji, które napisał pod koniec życia. Mamy tu bardzo szerokie i różnorodne spojrzenie na różne wydarzenia, śmieszne anegdoty pozwalające zdystansować się do trudów rodzicielstwa, ale też i zachęcające do pracy, dokształcania się, wędrówek po zadziwiającym świecie nauki, niezwykłych przypadkach, zadziwiającemu sposobowi działania naszych organizmów. Sacks zabiera nas w świat swoich emocji, fascynacji, doświadczeń rozwijania poszczególnych umiejętności, pierwszych obserwacji naukowych, ale też w obszar problemów zawodowych, doświadczaniu kontaktu z przyrodą, patrzeniu na człowieka jak na element większej układanki. Zabierając nas w podróż po własnych doświadczeniach, pisząc nietypową autobiografię przemyca sporą dawkę wiedzy, ciekawostek, opisów zderzenia ze specjalistami także z własnej dziedziny. Widzimy wizerunek lekarza otwartego na człowieka i krytycznie patrzącego na swoją grupę zawodową pacjenta, który poszukuje przyczyn innego działania swojego mózgu. Jego publikacje zwykle krążą wokół jego własnych doświadczeń. Mamy książki o migrenie, halucynacjach, różnorodnych sposobach doświadczania bodźców zewnętrznych, sposobów, w jaki mózg radzi sobie z otoczeniem oraz jak determinuje nas chemia tego organu, w jaki sposób kształtowane są nasze myśli. Podobnie jest właśnie w książce, która do polskiego czytelnika trafiła dzięki Wydawnictwu Zysk i s-ka.
Zwykle jestem niesamowicie sceptyczna do książek, na których okładkach widnieje informacja „Światowy bestseller”. Tym razem sięgnęłam właśnie ze względu na autora. I po raz kolejny się nie zawiodłam, bo jego opowieści z życia to z jednej strony piękna podróż do przeszłości, a z drugiej niesamowicie duża dawka wiedzy. I to wiedzy nie byle jakiej, bo właśnie o nas, tym, co może nas determinować, w jaki sposób mózg może wywrócić nasze życie do góry nogami. Wchodzimy w labirynty chorób neurologicznych, zadziwiających doświadczeń, uświadamiania, że empiryzm może nas zawodzić, a przywrócenie do normalnego funkcjonowania uśmiercić. Całość podzielona jest na trzy części. W pierwszej poznajemy dzieciństwo, młodość, świat, w którym autor dorastał, spojrzenia na jego liczne i często bardzo niebezpieczne zainteresowania, w drugiej skupia się na chorobach układu nerwowego z naciskiem na mózg, osobistych doświadczeniach, ciekawych przypadkach u pacjentów. Ostatnia zabiera nas w świat naukowych ciekawostek, tego jak otoczenie wpływa na nasze funkcjonowanie, obserwacji zmian zachodzących w naturze. W każdej opowieści dostrzeżemy dziecięcą fascynację światem, otwartość, chęć lepszego poznania i zrozumienia otoczenia. Poważny profesor z wielkim dorobkiem i bagażem doświadczeń otwarcie pisze nie tylko o ułomnościach własnego umysłu, ale i wyzwaniach jakie ciągle stoją przed nauką.
Sacks w swój świat wprowadza nas stopniowo. Oswaja z różnymi fascynacjami, sposobami funkcjonowania ciała, rozwijania osobowości dziecka, podsycania zainteresowań, dawania przestrzeni do rozwoju, nawiązywaniu znajomości w oparciu o podobne zainteresowania. Zobaczymy zadziwiającą ścieżkę edukacji, podążanie drogą własnych predyspozycji, prostowanie ścieżki narzucanej przez innych (determinacji społecznej) by przejść do spraw bardzo poważnych i ciągle niezrozumiałych, wejść do świata funkcjonowania mózgu, problemów pacjentów. Odkryjemy jak pozornie błahe rzeczy mogą nas zmieniać, wpływać na sposób tego, w jaki sposób funkcjonujemy, jakie mamy zdolności intelektualne. Zrozumiemy, że mózg bardziej niż inne organy zależy od tego, co jemy i w jakich ilościach. I nie będzie to spojrzenie osoby, która próbuje nam wepchnąć suplementację tylko specjalisty, który pokaże, że niektóre objawy chorób wcale nie muszą świadczyć o tym, że jesteśmy chorzy, a zadaniem lekarza jest zrobienie solidnego wywiadu z pacjentem, aby mógł znaleźć przyczynę i pomóc pacjentowi. Wchodzimy w świat bolączek pośpiechu w medycynie, pobieżnego diagnozowania.
„Wszystko na swoim miejscu” to publikacja pokazująca nam, że wszystko, co dzieje się w naszym życiu jest na swoim miejscu, zależy od innych elementów. Ludzki los jest tu pokazana jako składowa różnych elementów: od determinacji społecznej (kulturowej) po dietę i klimat. Większość opowieści kończy się tu źle, ale są po to, aby wskazać nam drogę, byśmy wyciągnęli wnioski, oswoili się z niepełnosprawnością wynikającą ze źle działającego układu nerwowego. Dużo miejsca poświęcono tu starości i dochodzeniu, ale to nie znaczy, że nie ma tematów ważnych i dotyczących także osoby młodsze. Sacks przybliża nam świat depresji, autyzmu, halucynacji, hibernacji, manii, euforii, szaleństwa, zaburzeń snu, a nawet tak banalnych rzeczy jak czkawka. Uświadamia nas, że choroby neurologiczne dotyczą każdego z nas, bo każdy z nas dla siebie samego jest puszką Pandory, która nie wiadomo, kiedy się otworzy, a jak już to się stanie będziemy dużym wyzwaniem do otoczenia. Pokazuje, że czasami pomoc potrafi zabić.
Oliver Sacks to postać, która może wiele nas nauczyć, zachęcić do aktywności, samoobserwacji. Zmarły w 2015 roku naukowiec do końca swoich dni był aktywny, otwarty, zaangażowany i zafascynowany nauką. Jego publikacja napisana jest z perspektywy specjalisty i pacjenta. Właśnie to drugie doświadczenie stało się punktem wyjścia do tego, aby opisać, w jaki sposób należy podejść do chorych, jak przeprowadzać z nimi i ich bliskimi wywiad, jak traktować, aby widzieć w nich ludzi, a nie przypadki. Autor uczy nas delikatności, wyrozumiałości, ale też uświadamia, że czasami potrzebna jest stanowczość, aby pomóc choremu.
„W efekcie zespół Tourette’a nigdy nie ogranicza się tylko do dotkniętej im osoby, lecz obejmuje też innych oraz ich reakcje, a ci zewnętrzni obserwatorzy wywierają nacisk – niekiedy niechętny, a niekiedy wręcz gwałtowny – na tourettyków. Tak więc choroby tej nie można rozpatrywać w izolacji, jako zespołu ograniczonego tylko do jednej osoby, albowiem ma on społeczne konsekwencje, które również trzeba uwzględnić. Gdy zaś tak zrobimy, wtedy mamy do czynienia ze skomplikowanym systemem negocjacji pomiędzy chorym a otaczającym go światem. Negocjacji, które czasami przybierają postać miłą i zabawną, ale niekiedy wiążą się z nimi konflikt, ból i złość”.
Oliver Sacks zabiera swoich czytelników nie tylko w obszar chorób neurologicznych, sposobów funkcjonowania osób dotkniętymi odmiennym funkcjonowaniem mózgu i układu nerwowego, ale także pokazuje konsekwencje społeczne, przyczyny nasilania określonych zachowań, izolacji społecznej, przemocy kulturowej. Świetna książka uświadamiająca wiele problemów chorych, ich bliskich i tego jak postawa otoczenia może pomóc w codzienności. Świetna i bardzo pouczająca publikacja. Zdecydowanie polecam.
Zapraszam na stronę wydawcy











czwartek, 16 września 2021

Szekla

Zwykle opowiadam Wam o książkach. Teraz jednak będzie troszkę o urokach naszego kraju. Nim oprowadzę Was okolicy pokażę, gdzie nocujemy. Miejsce piękne, właściciele niesamowicie przyjaźni. Tuż obok strumyk, w którym można pomoczyć nogi, odpocząć z lekturą i laptopem. Cudny kot do głaskania w pakiecie. Polubiłyśmy się od pierwszego wejrzenia
Do tego sporo roślinek, bo właścicielka tak jak ja uwielbia się nimi otaczać.
Cóż ja Wam będę więcej opowiadać. Zobaczcie zdjęcia.