Etykiety

poniedziałek, 23 kwietnia 2018

Jolanta Jonaszko "Bez dziadka. Dziennik żałobny"

Jolanta Jonaszko, Bez dziadka. Dziennik żałobny, Szczecin, Bezrzecze „Forma” 2018
Motyw odchodzenia, umierania, godzenia się z przemijalnością życia, jego zmiennością, ulotnością i ułomnością jest jednym z ważniejszych i poważniejszych w literaturze. Towarzyszy mu zestawienie żywotności i pośmiertnej ciszy, siły i kruchości ciała oraz powstałej pustki. Śmierć bliskiej osoby staje się pretekstem do wspomnień, przypominania sobie wspólnie spędzonych chwil, tego jaki zmarła osoba miała na nas wpływ. Ponowne przeżywanie w pamięci jest częścią żałoby, pomagającą na godzenie się z nieuniknionym, z którym nigdy nie da się do końca pogodzić. Refleksja nad egzystencją, trudami życia, radościami, codziennością, która przestaje wydawać nam się wyjątkowa dopóki trwa zmusza nas do dostrzeżenia uroków życia, docenienia tego, czym dawno przestaliśmy się zachwycać.
„Bez dziadka. Dziennik żałoby” Jolanty Jonaszko zabiera nas do świata takiej refleksji po odejściu bliskiej osoby. Jak podtytuł sugeruje są to myśli bardzo osobiste (można nawet stwierdzić, że intymne) pokazujące zmarłego, jego relacje ze światem oraz bohaterką-narratorką wspominającą dziadka uczącego ją jeździć na łyżwach, chodzącego z psem na spacery, gubiącego się we własnym mieszkaniu, budzącego w środku nocy, zagubionego w świecie ciszy spowodowanej utratą słuchu oraz ciemności wynikającej z niewidomości. Jego ostatnie lata życia naznaczone były trwaniem w zamkniętej przestrzeni, kontemplowaniem codzienności, przyglądaniu się zmienności otoczenia. Odchodzący, słabnący, zanikający, ale mieszczący się w domowej przestrzeni, która wydaje się niepokojąco pusta po śmierci. Nim jednak ona nadchodzi następuje zwyczajna zamiana ról: dziadek karmiący wnuczkę z czasem staje się dziadkiem karmionym przez wnuczkę, dziadek opiekujący się wnuczką staje się dziadkiem pielęgnowanym przez wnuczkę. Czas jest brutalny i sprawia, że zamiana ról staje się elementem życia. Jednak w książce „Bez dziadka” jest to zmiana naturalna, wynikająca ze stworzonej między ludźmi więzi, ciepła, wyrozumiałości. Dziecko, któremu poświęcono czas staje się wrażliwym, dbającym dorosłym poświęcającym czas. Wszystko jest płynne, naturalne, jak upływ czasu sprawiający, że te same miejsca łączą ludzi z różnych pokoleń.
W tym obrazie nie brakuje kontrastów: młody, żywotny dziadek, dziadek ze wspomnień jego córki, dla której był innym ojcem niż dziadkiem dla wnuczki. Dziadek w zderzeniu z nowym pokoleniem, bo odchodzenie to też czas przychodzenia. Kolejne miesiące żałoby przeplatają się z kolejnymi miesiącami macierzyństwa. Jedno życie odchodzi, inne się rozwija, a wszystko po to, by ciągłość międzypokoleniowa była zachowana, by kolejne pokolenia zachowywały w sobie ślady wcześniejszych.
„Bez dziadka. Pamiętnik żałobny” to niesamowicie dojrzała książka pokazująca tworzenie więzi przez udział w codzienności dziecka, trwające relacje w czasie dorastania, usamodzielniania się, studiowania, a później stopniowego odchodzenia. To też zaskakująca obserwacja bliskiej osoby, która była pełna sił, które brutalny czas odebrał. Ten pełen paradoksów obraz podkreślają takie zwyczajne wspomnienia: „Przychodził tata Jacka, Twój rówieśnik, który nigdy nie był wysportowany, a do końca był i nadal jest, w świetnej formie”.
Jolanta Jonaszko zabiera swoich czytelników w świat głębokiej relacji, ciasne więzi, w której dziadek jest bardzo ważną osobą dającą siebie dziecku, obserwującą z niepokojem przyszłość, zerkającą na dorastające dziecko i nienachalną, nie roszczeniową, ale za to zawsze obecną i żyjącą (pomimo swoich starczych słabości) dla innych. Osobą, która daje się łatwo oszukać, by nie sprawiać problemu i pragnącą dać z siebie wszystko, nawet jeśli ma do zaoferowania niewiele.
Dziadek Czesiu jest tu nie tylko jest elementem świata, ale go tworzy, sprawia, że pewne rzeczy postrzega się w określony sposób, wchodzą do osobistego słownika, wrastają we wspomnienia o dzieciństwie, a później towarzyszą dorosłości, nadają jej sensy, smaki, obrazy, sprawiają, że osoba, która minęła, nadal z nami jest:
„Zastanawiam się, w jakich stałych powiedzeniach pozostajesz.
Sernik dziadka. Taki tradycyjny, z kaszką manną, bez budyniu i innych wynalazków. Dużo sera.
Rower dziadka. To taki z cienkimi oponami. I musi być lekki, żeby go móc łatwo wynieść z piwnicy, schodkami do góry, albo z balkonu, schodkami w dół. To taki, na którym się siada o świcie, i jedzie, daleko, spokojnie, z przystankami, stałym tempem. Dla przyjemności.
Dzień dziadka. Laurkę od Ali zawiesiłeś obok portretu Piłsudskiego na czerwonej wstążce. Dzień dziadka będzie dalej, tylko już nie nasz, a Kubusia i jego dziadków, i jeszcze innych dziadków.
Wnuczka dziadka. Jej już nie będzie. Czy jeszcze będzie? Czy jeszcze wciąż jestem?
Wnuczką dziadka”.
„Bez dziadka” to swoiste epitafium (ale nie nagrobne tylko wewnętrzne, uczuciowe) połączone z trenem i epifanią, a do tego napisane prozą, w której proza życia zyskuje nowe kolory, każdy przedmiot czy wspomnienie pozwala docenić jej uroki oraz zachęca do zatrzymania się, zadania sobie pytań metafizycznych o to, co nieuchwytne, niedostrzegalne, oczekiwane po śmierci, która jest tu pretekstem do pochylenia się nad losem każdego z nas.












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz