Etykiety

wtorek, 21 czerwca 2022

Żaneta Pawlik "Mowy nie ma!"


Do powieści wkraczamy dynamicznie i trafiamy do bardzo zaskakującego miejsca: na SOR. Tam poznajemy Adama, ratownika medycznego. Jego życie toczy się wokół ratowania życia ludzi, którzy czasami za bardzo eksperymentowali z substancjami odurzającymi, czasami ulegli wypadkom albo ich ciało zawiodło. Jego codzienność ciągle jest na pełnych obrotach: między ratowaniem ludzi, przeprowadzką, a pomaganiem potrzebującym. To jego widzimy na pierwszych kartach powieści. Dostrzeżemy jego zmęczenie, przepracowanie, ból i zniechęcenie, bo z jednej strony na SORze spotyka umierających, walczących o życia, a z drugiej są tu osoby, które przesiadują godzinami, mają pretensje do całego świata i traktują SOR jak przychodnię.

Adam właśnie wprowadził się do kamienicy, tuż pod mieszkaniem wieloletniego małżeństwa. Z obrazkiem jego wymagającej pracy kontrastuje świat Małgorzaty, która z mężem wybiera się na firmową wigilię. Jest sztywno, nudno i niby wytwornie. Przyjęcie dla biznesmenów nie jest miejscem, w którym bohaterka chce się pojawić. Małgorzata uczy w liceum . W tej pracy nie ma wiele okazji do strojenia się. Jej codzienne ubranie musi być schludne i wygodne. więc jej sunia na firmowe Wigilie jest taka sama od wielu lat. Na tle młodych pracownic i partnerek pracowników wypada nijako, szaro i staro. Przynajmniej sama się tak ocenia. Za to siedzi u boku męża, który awansował i zyskał osobistą sekretarkę i dobrze się prezentuje, jest pewny siebie. Małgorzata nie czuje się w tym otoczeniu dobrze. Jest stworzona do pracy w szkole z młodzieżą. To tam jest spełniona. Lubi też dom, w którym może zadbać o bliskich.
Kiedy wchodzimy do jej świata uderza nam sposób, w jaki mąż ją traktuje. Dla niej jest to norma. Powoli przesuwana granica z coraz bardziej raniącymi słowami i obojętnością. Małgorzata to gotowana żaba, która może znieść jeszcze więcej. Każdy przytyk męża, który udaje, że jej nie dostrzega traktuje jako efekt przemęczenia, zapracowania. Usprawiedliwia go, tworzy mu bezpieczny dom, wychowuje dziecko.

Codzienności towarzyszą obrazy z przeszłości. Bohaterka miała niesamowicie trudne dzieciństwo (i tu pisarce należą się wielkie brawa za realizm), które pozostawiło po sobie wiele blizn. I to nie tylko tych fizycznych. Być może to jest powodem, że ona nie zauważa przesuwanej granicy, przemocy słownej i finansowej, którą mąż wobec niej stosuje.
Z boku wszystko wygląda pięknie: oto kochająca się rodzina. Od lat są razem. Mają nastoletnie dziecko. Ona – nauczycielka, on – biznesmen i córka – dobra uczennica liceum. Wydawałoby się, że w takiej rodzinie wszystko powinno być dobrze. Każdy powinien być szczęśliwy, mieć wsparcie w innych. I tak to troszkę wygląda, ale tylko z boku. Kiedy wchodzimy do rodziny Małgorzaty złudzenia znikają. Stajemy przed brutalną rzeczywistością, w której nikt dla nikogo nie ma czasu. Każdy z członków rodziny zajmuje się sobą, a innym docina. Tylko Małgorzata dba o wszystkich, martwi się, ciągle chodzi na kompromis, ciągle ustępuje, przyjmuje słowne ciosy, aby wszyscy byli szczęśliwi i zadbani. Nawet teściowa, której nie lubi.
Żaneta Pawlik zabiera nas do świata zawiłych relacji międzyludzkich. Pokazuje, że nie ma związków idealnych, ale są takie, które mimo upływu lat, różnych doświadczeń, wielu prób nadal trwają. Może z siły rozpędu, może z braku okazji, a może jest jakiś inny powód. Małgorzata wie, że dla męża jest wiele zrobić. Wiele jest mu też wybaczyć, bo wie, że razem jest łatwiej żyć. Zwłaszcza, kiedy dwoje ludzi łączy dziecko. Czy nastoletnia córka wystarczy, żeby wybaczyć każdą rzecz? Jaka granica musi być przekroczona, żeby Małgorzata podjęła decyzję o końcu małżeństwa?
Jej świat zaczyna powoli przeplatać się ze ścieżkami nowego mieszkańca kamienicy. Drogi bohaterów będą się krzyżować nie tylko na klatce schodowej. Zetkną się ze sobą w szpitalu, natkną w różnych dziwnych miejscach. Do tego oboje odkryją, że świat jest zadziwiająco mały, a ścieżki różnych znajomości zawiłe.
Wchodząc w świat Małgorzaty, obserwując jej męża przewidujemy katastrofę. Ona jest nieubłagalna. Jednak to, co przyniesie los zaskoczy bohaterkę jeszcze bardziej. Ale nie tylko ją. Każdy z bohaterów dostanie tu prawdziwą szkołę życia, cenną lekcję, z której powinien wynieść trafne wnioski, ale też nowe szanse. W jaki sposób je wykorzystają?
„Mowy nie ma!” to mimo trudnych tematów bardzo optymistyczna powieść. Mimo całego realizmu zła, pokazania jakim demonem staje się alkoholik, jak bardzo można ranić słowami i ograniczeniami, kiedy druga osoba staje się natrętnym stróżem pilnującym zamiast ukochaną, mamy tu dużą dawkę energii. Bywają chwile, że bohaterka wydaje się poddawać, ale już za chwilę bierze się z życiem za bary. A wszystko, dzięki temu, że nie jest z problemami sama. Ma ciotkę i dobrą przyjaciółkę, do której może przyjść z każdym problemem. To one uzmysławiają jej wiele rzeczy, to one wyzwalają w niej siłę, ale też ona daje siłę im. Kobiecy krąg wsparcia nie ma tu granic wieku. Z czasem widzimy, że i córka może do niego dołączyć. Szczególnie ważna jest tu postać przyjaciółki, która pozwala Małgorzacie wiele rzeczy zrozumieć i pokazuje jej jak bardzo wiele zależy od nas, jakie relacje z ludźmi budujemy.
Jedno mogę tej książce zarzucić: skończyła się za szybko. Tak bardzo weszłam w codzienność Małgorzaty, że trwałabym w niej jeszcze przez kolejne setki stron, bo w jej życiu i jej bliskich jeszcze wiele może się zdarzyć. Żaneta Pawlik w swojej książce pokazała różne oblicza miłości, poruszyła ważne problemy społeczne, bardzo realistycznie pokazała zagubienie w czasie kontaktu z niepełnosprawnym (autykiem?) chłopakiem. Mamy tu całą gamę naprawdę bardzo zróżnicowanych bohaterów: od elity po kloszardów, którzy nie tylko przegrali swoje życie, ale robią wszystko, aby nigdy nie dostać szansy na zmianę swojego losu. Mamy tu samotne matki, matki szczęśliwe i te, które są męczennicami, ale też wiele innych, bo każdy jest tu inny, coś innego jest dla niego ważne, ma odmienne doświadczenia.
Czy Małgorzatę da się lubić? Nie wiem. Nie patrzyłam na nią przez ten pryzmat, bo okazała się za bardzo taka jak ja: chce dobrze dla innych, a ja wiem, że to jest jedna z moich większych wad. Nawet, kiedy jest skrzywdzona stara się widzieć to co dobre, stara się wybaczać i chce pomagać, a gdy tego nie robi czuje wyrzuty sumienia. Mnie to we mnie wkurza, więc i w Małgorzacie mnie wkurzało, bo czasami trzeba dać ludziom to, co nam dają, aby mieli szansę wyciągnąć wnioski. Mimo tej złości na nią jednak czuję do niej sympatię, bo pokazała mi wiele ważnych rzeczy.
„Kręcisz się wokół niego, jakby był słońcem, a gdy obiera inny kurs, zabiera światło, które wyznaczało ci cały twój świat. Tymczasem on znika, zabiera ze sobą to cholerne światło, a ty padasz na ryj, stawiając nieporadnie kroki, bo przecież bez niego nie umiesz funkcjonować. Potykasz się jak ślepiec w obcym terenie, nie masz się na kim wesprzeć”.
„Leonardo da Vinci twierdził, że w każdym człowieku drzemią nieograniczone możliwości, ale aby coś osiągnąć, trzeba się wysilić".
„Nie możesz uzależniać się od facetów. W ten sposób nigdy nie staniesz na nogi. Jesteś niezależnym bytem i to, czy wpuścisz kogoś do swojego świata, zależy wyłącznie od ciebie samej. Ale zawsze bądź przygotowana, że może odejść. Ta świadomość pozwoli ci zachować dystans i być może nie złamie na pół, gdy coś pójdzie nie tak”.
„Stworzyliśmy coś, kogoś, kto nie mógłby zaistnieć, gdyby nie ty i ja. Nikt nam tego nie odbierze. Kochałeś mnie. Nie wiem, dlaczego tak to się kończy”.
„Wszyscy żyjemy w jakiejś bańce. Kiedy ktoś lub coś ją przekłuje, przecieramy oczy ze zdziwienia, choć od początku zdawaliśmy sobie sprawę, że poza nią jest jeszcze inny świat ".
„To nigdy nie jest tak, że jak jest wszystko w porządku, to się pojawia ta druga osoba i człowiek się zakochuje. Zakochanie jest irracjonalne, a najczęściej się pojawia w takich momentach, gdy w związku od dłuższego czasu jest źle”.
„Wszyscy jesteśmy znudzeni w związkach. Po iluś latach nie ma ognia, a nie każdy odchodzi”.
„Wielu podchodzi do związków w konsumpcyjny sposób: coś się zużyło, zainwestuję w coś nowego. Tak jak kupują przedmioty, idą w kolejne związki. To nigdy nie jest także jak jest wszystko w porządku, to się pojawia ta druga osoba i człowiek się zakochuje. Zakochanie jest irracjonalne, a najczęściej się pojawia w takich momentach, gdy w związku od dłuższego czasu jest źle”.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz