Etykiety

piątek, 3 czerwca 2022

Monika Kowaleczko-Szumowska "Galop'44"


Ciągłe wciskanie przez polityków wątków męczeńskich, w których patriotyzmem jest bohaterskie ginięcie za ojczyznę, żołnierze wyklęci, powstanie warszawskie, AK i tym podobne tematy sprawia, że wychowujemy kolejne pokolenia obywateli nie zdolnych do współpracy, tworzenia wielkich projektów, organizujących się, jednoczących w imię rozwoju. W dyskursie poprawności politycznej wychwalanie bezsensownej śmierci urasta do rangi świętości, której nie wolno podważać. Nie ma tu miejsca na wskazanie, że znaczenie ma rozwój, nauka, praca na rzecz społeczeństwa czy nawet dbanie o przestrzeń dookoła siebie (sprzątanie po pupilach, nie śmiecenie w miejscach publicznych) oraz jakakolwiek praca czy aktywność. Podrzucanie przez rządzących tematów religijno-wojennych w kontekście patriotyzmu sprawia, że dbanie o kraj kojarzy się z bohaterskim ginięciem. A przecież nie na tym on polega. I świadomość tego ma sporo pisarzy, którzy przy okazji wzniosłych tematów są w stanie poruszyć także współczesne problemy oraz dylematy bliskie nastolatkom. Mogę śmiało powiedzieć, że „Galop 44” Moniki Kowaleczko-Szumowskiej mimo tematyki powstańczej stara się przemycić młodym czytelnikom coś jeszcze.

Cała akcja toczy się wokół dwóch nastolatków, którzy podczas wizyty w Muzeum PW, dzięki znajdującej się tam replice kanału, trafiają do sierpnia 1944 i lądują w samym środku powstania. Motyw podróży w czasie nie jest tu ani nowy, ani oryginalny. Ot po raz kolejny kolejni bohaterzy udają się do przeszłości i mogą ze współczesnej perspektywy zobaczyć wiele wydarzeń. Zarys fabuły w takich książkach też zwykle jest banalny lub prosty, bo nie oczekujemy po nich niesamowitych i niespodziewanych zwrotów akcji. Dokładnie wiemy jak wyglądały ówczesne wydarzenia, ale dzieci nie koniecznie muszą wiedzieć. Do tego wiedzieć, a wyobrazić sobie realia to też dwie różne sprawy.
Monika Kowaleczko-Szumowska zabiera nas w świat dwóch braci: Mikołaja będącego duszą towarzystwa i ciągle poszukującego przygód oraz Wojtka stroniącego od tłumów i znikającego w książkach. Oboje są na tyle ciekawi, że przez replikę kanału trafiają w wir wydarzeń z sierpnia 44. Każdy z nich nieco inaczej podchodzi do tematu: jeden rzuca się w wir wydarzeń i jest bardzo zaangażowany, a drugi chce szybko załatwić to, co ma do załatwienia i wracać do teraźniejszości. Powrót jednak nie jest łatwy, bo o ile łatwo było przedostać się na drugą stronę to z wędrówką do swoich czasów już nie będzie tak łatwo, a wszystko przez takie przyziemne sprawy jak miłość, przyjaźń i chęć cieszenia się zdobytym szacunkiem, ale też poczucie potrzeby uratowania tych, którzy ginęli i o których czytało się w książkach. Dylemat między powrotem, a towarzyszeniem i ostrzeganiem sprawia, że wcale nie tak łatwo pozostawić bohaterów powstania.
Na początku wspomniałam, że patetyzm sprawia, że niektóre tematy już się przejadły i poruszanie ich prowadzi do odwrotnego skutku. Tu jest inaczej. Nie ma wzniosłości, gloryfikacji. Są zwyczajne dylematy, tragedie, żal po tych, którzy zginęli. Pisarka w prosty sposób pokazuje ogrom śmierci i jej bezsensowności, pochyla się nad bohaterami, którzy przecież mogli żyć, gdyby podjęto inne decyzje. Pokazanie wielu zwykłych, zwyczajnych ludzi w czasie powstania skłania do przemyśleń nad tym, czym właściwie jest miłość do ojczyzny, jak powinny wyglądać relacje rodzinne oraz co daje nam tradycja i jakie jej elementy są nam potrzebne, które pozwalają na tworzenie lepszego społeczeństwa dla wszystkich.
Myślę, że pisarka zrobiła naprawdę dobrą kwerendę, dzięki czemu w książce znajdziemy najważniejsze wydarzenia z powstania, możemy poznać kontekst historyczny i zrozumieć postępowanie dowódców. Dostajemy sporo informacji o poczynaniach aliantów i Rosjan.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz