Twórczość Bogusławy Latawiec przywodzi na myśl Prousta. U poznańskiej artystki
magdalenkami są obrazy przedmiotów przeradzające się w zapachy i dźwięki
intensywnie nasycone emocjami. Zarówno w jej poezji jak i prozie oglądanie
jednych rzeczy przywołuje w pamięci inne, a myśli, skojarzenia próbują to
wszystko spiąć w klamrę, dzięki której teraźniejszość i przeszłość stają się
jedną płaszczyzną w umyśle i składają się na tożsamość. Te przeplatanie się
czasów, przeszłych i teraźniejszych doznań to także próba wyłonienia głębszych
prawd z przeżyć, dostrzeżenie, że człowiek jest sumą doświadczeń, wyborów i
związanych z tym odczuć. To uczucia determinują dalsze działania, sprawiają że
ludzie podejmują takie, a nie inne decyzje.
„Po latach z pokorą wpisujemy swoje życie w powtarzające się schematy. Nic
nowego pod słońcem Ziemi. Biografie jako ‘miejsca wspólne’. Cała niezwykłość
jest dopiero w szczegółach i o te szczegóły toczy się gra. Wyłapać z mijanego,
jak ryby z pędzącej rzeki i ocalić. Ocalić niepowtarzalność. Jej nadmiar dany
nam na własność. Z czasem każdy dźwiga w pamięci własną księgę. Można ją czytać
od tyłu do przodu, otwierać w dowolnych miejscach, można także gubić swój czas,
wytracać, marnotrawić. Żyje się wtedy ciasno, coraz ciaśniej. Tylko od jednej
granicy dnia do drugiej”.
„Ciemnia” to opowieść o wyłanianiu się prawdy. Miejsce, które kojarzy się z
ciemnością, zakryciem to tak naprawdę miejsce odkrywania, uświadamiania sobie
ważnych spraw. To ono pozwala zrozumieć prawdę dotyczącą sposobu zniewalania
ludzi, poznać mechanizmy i ludzi będących sprawnymi trybikami w machinie
zniewolenia. Bogusława Latawiec zabiera nas do stanu wojennego, który staje się
pretekstem do opowiedzenia o wojnie, początkach komunizmu, stopniowych
przemianach, budzeniu się ludzi, ich wychodzenia ze skorupy reżimu. Stajemy się
obserwatorami zadziwiającego życia społecznego ograniczonego nieufnością oraz
prześladowaniami, ale też napędzanego poczuciem wspólnoty wokół wspólnej
sprawy. Tytułowa ciemnia to miejsce łączące pokolenia, burzące bariery między
uczniami i nauczycielami. Można wręcz pokusić się o stwierdzenie, że jest to
miejsce zamiany ról. To młodzi ludzie wprowadzają starsze pokolenie w świat
wartości, odkrywają prawdy, uświadamiają zależności oraz pomagają w budowaniu
nowych zasad, zależności, powiązań. Miejsce, w którym najbardziej uświadamiamy
sobie, że wolność nie jest dana tylko musimy ją w sobie wypracować.
„Pierwsze dni stanu wojennego miały w sobie taką samą niebezpieczną podwójność.
Składały się z dwóch żywiołów: realności i niezgody z nią”.
„Ciemnia” to opowieść o ludziach, ich człowieczeństwie w czasach zagrożenia.
Napisana prozą osobista opowieść jest niesamowicie poetycka, nasączona obrazami
i metaforami. Ta wprowadzająca nas w intymne szczegóły relacja przywodzi na
myśl pamiętnik, który otwiera wspomnienie z wprowadzenia stanu wojennego.
Jednak nie jest to jedyna płaszczyzna akcji. Pojawiają się tu wspomnienia z lat
młodości rodziców, jest dzieciństwo bohaterki będącej alter ego pisarki, są
niesamowicie osobiste wyznania, emocje związane z tym, co minęło. Magdalenką
jest tu zapach i kolor jabłka przynoszonego przez niezwykle radosną ciotkę
Bachę. To właśnie ona staje się pretekstem najczęstszych powrotów do
przeszłości jako znanego i przyjaznego, bo ograniczającego się do tego, co
bliskie ładu. Dorastanie to wychodzenie poza strefę komfortu, dostrzeganie
politycznych niuansów, uświadamianie sobie problemów powstałych w określonej
atmosferze politycznej. Bogusława Latawiec dzieli się z czytelnikami osobistymi
doświadczeniami, pierwszymi miłościami, ale też doświadczeniach z pracy w
szkole, działaniu tam równolegle dwóch światów, w których nie ma podziału na
uczniów i nauczycieli tylko na donosicieli i opozycję. Każde wydarzenie wyłania
się z emocji, które pozostały w pamięci. Wchodzimy tu w świat nauczania jako
powołania, ale jednocześnie jest ono ograniczone do elitarnej szkoły. Poza nią
bohaterka nie widzi szansy na zarażanie młodych ludzi miłością do kultury,
otwartością, analizą, krytycznym myśleniem. Z jednej strony jest w tym pewnego
rodzaju klasowe ograniczenie, a z drugiej świadomość, kto będzie należał do
elit intelektualnych, świadomość, że podział na elity i masy jest potrzebny,
kiedy wykształceni potrafią poświęcać się dla sprawy i patrzeć krytycznie na
narzędzia zniewalania.
„Ciemnia” to też droga poszukiwania własnej tożsamości, dążenie do odkrywania
sensów i powołania, ale też jednocześnie próba zrozumienia siebie i swojego
miejsca na świecie. Pojawiają się tu filozoficzne refleksje nad granicami
naszego poznania, zniekształcania świata przez emocje, próby nakreślenia
wydarzeń i swojej roli. Po ogłoszeniu stanu wojennego obserwujemy tu nauczycielkę
sparaliżowaną wszechogarniającym strachem.
„Kiedy już pokazano na ekranie telewizora spikera w mundurze, na tle jakiegoś
dziwnego studium, które przypominało celę bez klamek, obitą dermą, po raz
pierwszy poczułam się w naszym mieszkaniu jak w klatce, przez pręty tej klatki
ze wszystkich stron czujnie nas obserwowano. Dom nagle przestał być domem.
Byliśmy wydani oku, słuchało nas wmontowane w telefon, a może i pod tynk, ucho.
Przez wiele tygodni nasłuchiwaliśmy kroków na schodach i niezapowiedzianych
dzwonków u drzwi”.
Codzienności zaczynają towarzyszyć złe
przeczucia, konspirację otaczają chmury zła będące wszystkowidzącymi oczami i
wszystkosłyszącymi uszami. Śledzeni bohaterzy próbują sobie wmówić, że mają
manię prześladowczą. Prawdę jednak można łatwo odkryć, przyczyny łatwo
zdemaskować. Poczucie zagrożenia nie obejmuje tu więzienia czy zsyłek tylko
dotyczy zaburzenia rytmu dnia. To przemeblowanie codzienności, uczynienie wyjść
z psem w nocy nielegalnym sprawia, że taka działalność staje się bardziej
stresująca niż współpraca z opozycyjnymi czasopismami.
„Świat się tylko przechylił, wmawiałam sobie, trzeba chodzić tak, jakby się
tego nie dostrzegało. Nie tracić równowagi”.
Wywrócenie świata przez ograniczenia w pewien sposób motywuje do wzmożonej
aktywności, angażowania się w nowe ruchy społeczne, uczestniczenia w
zebraniach, tworzeniu programów, przemycaniu treści zakazanych uczniom i walka
o to, aby nauczanie było na jak najwyższym poziomie. Stajemy się tu
obserwatorami pewnego rodzaju kultu romantyzmu, któremu brakuje pozytywistycznego
praktycyzmu, a jest całe mnóstwo rzucania się na bagnety, nadstawiania piersi.
Wszystko to przy jednoczesnym udawaniu przed sobą, że stanu wojennego nie było,
że luka w nauczaniu to tylko forma wolnego, a donosy jej nie dotyczą, bo
przecież nie robi nic złego.
„Dziwactwa, natręctwa pamięci zdradzają nam część prawdy o nas. Wyprawy w głąb
morza, w minione, dla zbadania linii brzegu, na której stoimy”.
Nawet przesłuchanie nie wytrąca jej z roli odgrywanej dla samej siebie. Tej
grze towarzyszy wiara w ludzką życzliwość, nawet tam, gdzie jej nie ma.
Przypadkowo odkryta w szkolnych murach ciemnia zmusi ją do porzucenia złudzeń. Jest
to miejsce poznania dobra i zła. Wejście tam, zakosztowanie jej owoców sprawia,
że zbudowany misternie świat legnie w gruzach. To ona paradoksalnie pomaga w
dostrzeżeniu prawdy w mrokach ciemnych czasów. Obok niej równie silnym
narzędziem są jabłka przywodzące na myśl dzieciństwo i postać ciotki Bachy,
która nawet w czasie wojny żyła, jakby zło i przeszkody nie istniały. Owoce te
urosły do rangi symbolu. Odgłosy codziennego jedzenia ich w stanie wojennym zamieniają
się w dźwięki przywodzące na myśl zagrożenie:
„’Chrzęst mekintoszy’ zamienił się w chrzęst walących o naszą ulicę wozów
pancernych i ciężarówek pełnych żołnierzy. Jechały w kierunku Zakładów
Cegielskiego. Czołgi z wyciągniętymi lufami przez wiele miesięcy stały przy
wszystkich bramach fabryki. Rynio mówił, że wyglądają jak dinozaury i że
wkroczyliśmy w epokę lodowcową”.
Bogusława Latawiec zabiera czytelników w swój osobisty świat, a w nim spotkamy
Edwarda Balcerzana – wybitnego literaturoznawcę widzianego oczami jego
ukochanej. Staje się tu bardziej ludzki i mniej posągowy, sięgający po prosty i
czasami wręcz dosadny język. Z ojcem Bogusławy Latawiec łączy go nerwowość,
nieustępliwość i nieumiejętność odnalezienia się w totalitaryzmie. W „Ciemni” pojawia
się też wielu literatów, artystów, nauczycieli, bo jest to światek poznańskiej
elity intelektualnej, do której stopniowo dorastają też uczniowie liceum. I to
jest właśnie dla autorki i bohaterki najważniejsze: wyprowadzić kolejne
pokolenia na wyżyny. To zderza się z obrazami ze stanu wojennego, kiedy dawny
porządek zostaje zburzony i powoduje odwrócenie ról sprawiających, że woźna
staje się ważniejsza od nauczycieli, bo to ona w imię walki o znany ustrój
będzie ustawiać pedagogów, pokrzykiwać na nich, donosić.
„Takie wędrówki po minionym są jednak często niebezpieczne. Obudzone zdanie,
wyjęte brutalnie z ciemności, potrafi zaświecić tak intensywnie, że później
przez całą bezsenną noc nie potrafimy go zgasić. Raz się przebiwszy do
teraźniejszości, zalęgnie się w niej, zwinie w kłębek, zadomowi się i nigdy nas
już nie opuści. Oddychające, ciepłe zwierzę przeszłości. Dobrze jeszcze, jeśli
nie atakuje, nie jest drapieżne, nie pożera godzin, w których akurat żyjemy, bo
i to się zdarza. Przez kilka lat męczyłam się powracającym jak refren piosenki
tekstem starego listu, który kiedyś otrzymałam. Bez powodu wyłonił się z
pamięci i został”.
Bohaterstwo w tej książce ma słodkawo złoty smak. Z jednej strony jabłka, a z
drugiej spadające śliwki, z których przetworzeniem trzeba się spieszyć tak samo
jak z tworzeniem struktur opozycji, bo za wolne działanie może doprowadzić do
psucia się i zmarnowania tego, co dała natura. Pospieszne działania to też
drobne gesty pamięci i dawania poczucia, że nikt w strukturach nie jest
obojętny, że może liczyć na wsparcie innych.
„Zawsze intrygowała mnie anatomia przyjaźni. Jak to się dzieje, że człowiek
osobny, z innej niż rodzina przestrzeni, nagle staje się bliski. Co o tym
decyduje? Prawdziwa przyjaźń wymaga także fizycznej akceptacji. Oswajamy się z
cielesnością ‘tego drugiego’ prawie jak ze swoją własną. Doglądamy jej z
troską. Dotyk ręki, bliskość oddechu, picie z jednej szklanki, kaszel, nawet
choroba nie wywołują normalnego w takim wypadku odruchu izolacji. Więź
psychiczna, tajemnicze momenty wspólnego pomyślenia o sobie, kiedy w tej a nie
w innej sekundzie odzywa się dzwonek do drzwi. Lub dzwonek telefonu, a do
skrzynki wpada biała koperta. Wiemy na pewno, kto dzwoni, kto do nas napisał.
Jest to po prostu wynik wieloletniego trwania obok siebie. Konieczna jest także
wzajemna akceptacja wad, nawet ich sekretna ochrona. Przyjaźń wymaga rezerwatu,
to nic nowego. Najtrudniej rozszyfrować genezę przyjaźni. U mnie była ona
zawsze ciemna, okryta tajemnicą. Widzę kogoś ponad wszelką wątpliwość po raz
pierwszy, a jednocześnie wiem na pewno, że go dobrze znam, w jakich
przestrzeniach gościliśmy razem, że wybrzmienie jego głosu jest tylko
przywołaniem minionego, a gest ręki wywołuje uczucie, jakie przeżywamy po
dziesięcioleciach przypominamy sobie epizod z własnego dzieciństwa. Obcy
wkracza w naszą prehistorię”.
Świetnie napisany artykuł.
OdpowiedzUsuń