Etykiety

poniedziałek, 31 sierpnia 2020

Za każdym sukcesem blogera stoi tłum, który mu pomógł

Jestem blogerką, bo pewnego dnia stwierdziłam, że trzeba coś robić poza zajmowaniem się dzieckiem, które uwielbiało słuchać czytane opowieści, ale koniecznie musiały być nowe. Drugie i trzecie czytanie odpadało, więc czytałam wszystko jak leci, później zaczęłam dzielić się wrażeniami i z podziwem patrzyłam na te wszystkie osoby, które miały tysiąc lajków, sto tysięcy wejść na bloga. Wow, tak dużo. Myślałam sobie: ja nigdy nie dam rady przyciągnąć takiej uwagi. Stwierdziłam, że raz kozie śmierć i napisałam do kilku wydawnictw i do dziś z nimi współpracuję. Jestem niesamowicie wdzięczna za szansę, jaką dało mi Wydawnictwo Forma, Nasza Księgarnia, Egmont, Zysk i S-ka, Novae Res, Wilga, Znak, PWN, Replika, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Krytyczna Polityka, Agora, Wydawnictwo Skrzat, Nowa Era, Od deski do deski i wiele innych. Byłam płotką, laiczką, która otrzymała niesamowite wsparcie od Anny Sakowicz, Urszuli Kozłowskiej, Agnieszki Korol, Agnieszki Polak. Dostałam kredyt zaufania od wielu cenionych pisarzy, którym książkom mogę patronować i którzy wsparli mnie także swoją korespondencją, wymianą myśli. Wydawnictwo Attyka przy współpracy z Uniwersytetem Wrocławskim wydało moją książkę. Do tego miałam niesamowicie wiele szczęścia, że trafiłam na mądrych i empatycznych blogerów, od których mogłam się nauczyć i z którymi współpraca trwa do dziś. Szczególnie wiele zawdzięczam mamie Dropsa książkowego, która bezinteresownie wyciągnęła do mnie dłoń wtedy, kiedy traciłam wiarę, że ktoś może rozumieć moje dylematy. Niesamowite wsparcie dostałam od Kingi z „Przeczytane. Napisane”, Doroty z „Przeczytanek”, Wioli z „Subiektywnie o książkach”, Jarka z „Krytycznym okiem”, Ani z „Niepoprawnej marzycielki”, Marzenie z „Matki Puchatki”. Bardzo dziękuję też Kulturoholiczce i Czytam duszkiem oraz Blogowi pod Małym Aniołem za aktywną wymianę myśli. Bardzo cieszę się, że mogę współpracować także z takimi lokalnymi pisarkami jak Katarzyna Janus, Anna Lisowiec. Dziękuję też Lubimy Czytać za zaliczenie mnie do grona oficjalnych recenzentów. I Wam czytelnicy bardzo dziękuję, że wchodzicie tu, polecacie mnie znajomym, którzy lubią czytać. Bez Waszej wiary we mnie, dawanego mi kredytu zaufania nie byłoby moich osiągnięć.


 

Patronaty

 













Koty i ciekawe zapachy

Wybrawiliśmy się do babci. Oczywiście z psem, bo on też uważa się za wnuczka. Do tego koniecznie musiał odwiedzić swoje wrzaskliwe koleżanki i przetestować długość ich szczekania, wytrzymałość gardła i zbadać, czy na babci terenie nie pojawił się jakiś nieznany osobnik. Wąchania, biegania, tarzania było co nie miara. Ola oczywiście prawie krok w krok (pies jest szybszy, ale kilka kółeczek wokół Oli skutecznie go spowalniało). W dwójkę przekopali pół ogrodu. Kolanami i łapami. Wszystko w wilgotnej ziemi, więc kalosze pełne błotka (czasami zastanawiam się, czy ma sens zakładania kaloszy). Przebrali się (w sensie Ola), obmyli i wrócili do domu. A tam niespodzianka: dwa natarczywe koty biegające od Oli do Tutka:
-No daj się powąchać. Pachniesz inaczej. Dawaj, nie bądź taki - miauczące w czasie rzucania się na Tutka i łapiącego go pazurkami za włosy, żeby móc przez jakiś czas "jechać" na nim i badać przywiezione zapachy.
Po kilku minutach stwierdziłam, że nie ma sensu walczyć z ciekawskimi kotami. Pakujemy się i idziemy na spacer, a później kąpiel.
Ola się wykąpała, Tutek wymoczył. Do łóżka przyszły koty. Wąchają Olkę. Miny niezadowolone. Tupią po Tutku wąchając go. Zdecydowanie obrażone. No przecież miały tyle ciekawych zapachów do poznania, a tu taka porażka: pies czysty, pachnący znanymi zapachami. Ach ta złośliwa ludzkość.To my siedzimy w domu, z nudów zrzucamy szklanki, które złośliwie się nie tłuką i jeszcze nam psa kąpią, żeby ograniczyć ilość rozrywek. 

 

"Gigant Poleca. Tom 100/2020. Przygoda na balkonie"


Nie ma żadnego, absolutnie żadnego tak skutecznego materiału zachęcającego do czytania przyciągającego uwagę dzieci i nastolatków jak komiksy. Duża ilość dialogów i towarzyszące temu ilustracje wyrabiają w czytelnikach to, co w literaturze jest ważne: wyobrażenie akcji, wypełnienie miejsc pustych, bo nawet, jeśli w filmach animowanych takie się pojawiają to nie są normą między kolejnymi wymianami zdań. A komiks jednak bliższy jest temu, co dzieje się z ludzkim mózgiem w czasie czytania, bo pozwala na uruchomienie obszarów odpowiedzialnych za abstrakcyjne myślenie. Właśnie z tego powodu polecam Wam kolejny komiks dla Waszych uczniów stroniących od książek. Może nie od razu sięgną po inne książki, ale już podwaliny pod zainteresowanie tego typu rozrywką będziecie mieli.
Tak pięknie się złożyło, że dziś ostatni dzień wakacji i jednocześnie polecam Wam wakacyjne przygody z Kaczorem Donaldem i „jego” ekipą. Nie wiem jak Wy, ale dla mnie długo były to komiksy kultowe i czytałam wszystkie, jakimi dysponowała biblioteka. Zwłaszcza w deszczowe dni lub kiedy nie było pomysłów na zabawy. I właśnie z powodu tego sentymentu sięgnęłam po kolejny tom „Gigant Poleca”, które jest kontynuacją „Komiksu Gigant” czasopisma z disnejowskimi komiksami wydawanego właśnie w czasach mojego dzieciństwa. Obecnie jest to książkowy dwumiesięcznik, w których znajdziemy prace europejskich (zwłaszcza włoskich) rysowników. Są wśród nich między innymi: Massimo Fecchi, Enrico Faccini, Flemming Andersen, Giorgio Cavazzano, Mårdøn Smet, Miguel Fernandez Martinez, Paolo De Lorenzi, Francesco D'Ippolito, Guido Scala, Lara Molinari, Valerio Held, Roberto Vian, Romano Scarpa, José Antonio González, Giorgio Di Vita, Donald Soffritti, Michele Mzzon, Carlo Limido, Andrea Freccero i wielu innych znanych z wielu różnorodnych projektów. Każdy tom poświęcony jest innej tematyce. I tak właśnie w wakacje mieliśmy urlopowe klimaty, które dobrze sobie powspominać nie tylko w ten ostatni dzień wolnego od szkoły, ale także jesienią i zimą, kiedy tęsknimy za wakacyjną nudą.
Twórcy pokażą nam, że wakacje na balkonie to nic złego. Nie stać nas na wyjazd? Możemy zagospodarować go czytaniem komiksów i poszerzaniem asortymentu balkonowych zabaw. Możecie być pewni, że sporo będzie tu pomysłów na spędzenie czasu. Będą podpowiedzi jak zorganizować nietypową koszykówkę, zawody w wykonywaniu trudnych zadań rozwijających wiedzę o różnych sferach naszego ciała(np. o ekspiracyjności naszego języka). Do tego tradycyjnie troszkę zwrotów w językach obcych (troszkę ubolewam, że bez transliteracji w hiszpańskim, za to w rosyjskim nie zapomniano o tym). Będą eksperymenty kuchenne, ogrodnicze, proponowane wyścigi. Pomysłów wiele i nad wieloma można pracować każdego dnia, bo są naprawdę wielkim wyzwaniem.
Podpowiedzi na spędzenie wolnego czasu przeplatają wakacyjne przygody Kaczora Donalda, a wiadomo, że w jego towarzystwie nie będziemy się nudzić, bo ten bohater jak nikt przyciąga wiele kłopotów. Do tego ma trójkę niesfornych siostrzeńców. A jeśli ci zawiodą to zawsze możemy liczyć na jego przyjaciół, którzy w mniejszym lub większym stopniu wciągną go w dziwne przedsięwzięcia podsycane jego uporem mogą przerodzić się w różnorodne katastrofy. Jedno jest pewne: wakacje to będzie czas prób dla wielu bohaterów. Z jednej strony chęć odpoczynku od sąsiadów, których mają za złośliwych, z drugiej rywalizacja w różnorodnych zawodach, a z trzeciej tęsknota za domem, brak chęci wyjazdu oraz przekonanie, że najlepiej odpoczywa się w czasie wykonywanej pracy.
Donald razem z siostrzeńcami wyrusza w nocy nad morze. Wszystko po to by uniknąć towarzystwa sąsiada. Na miejscu siostrzeńcy odkrywają, że nielubiany przez stryja bohater już tam jest. Czy uda się zapobiec katastrofie? Kuzyn zapewni Donaldowi i wielu osobom pobyt na bezdomnej wyspie. Zapracowany Diodak okaże się tak dużym pasjonatem, że przebuduje plaże, na której miał wypoczywać. Pojawią się drogie klejnoty, poszukiwania skarbów, legendy, spiski, pościgi, walki z protestującymi, spontaniczne wyprawy z Goofim, a Donald da się wciągnąć w dziwny biznes.
Niektóre z przygód są znane starszym (czyli takim jak ja) czytelnikom. Ja jednak wypożyczałam kolejne albumy z biblioteki, więc nie miałabym szansy na czytanie ich z córką, ponieważ były to tomy, które cieszyły się dużym powodzeniem. Na szczęście ukazują się nowe tomy z nowymi przygodami. Możemy być pewni, że będzie to lektura pełna humoru, lekka, wciągająca i rozwijająca zainteresowania. Wielkim plusem jest to, że mamy tu opowieści o wakacjach. I są to wakacje na balkonie, czyli coś, co jest nam znane w tym roku. Autorzy przekonują, że nawet w domu nie trzeba się nudzić, a wyjazdy mogą być niebezpieczne. Zwłaszcza w towarzystwie nieodpowiedzialnych przyjaciół. Szukacie czegoś, co nakłoni Wasze dzieci do czytania? „Gigant poleca” będzie strzałem w dziesiątkę.
Zapraszam na stronę wydawcy















 

czwartek, 27 sierpnia 2020

Agnieszka Dydycz i Antoś Oniśko "O Wojtku z planety Uran"


Każdy z nas czasami czuje, że nie pasuje do otoczenia. Mam wrażenie, że w czasach mojej edukacji podkreślano, że trzeba być takim jak inni, nie odstawać, wtapiać się w tłum. Może patrzę na to z perspektywy czasu i wyolbrzymiam. Dziś wiem, że bycie innym nie jest złe. Inny może nas wiele nauczyć, pokazać, że to, co mamy jest ważne, piękne i niezwykłe. Różnorodność sprawia, że każdy od każdego może uczyć się czegoś nowego, dostrzegać swoje zalety i wady, poprawiać otoczenie, unikać błędów. Otwarcie na napotykane osoby pozwala na zawarcie wartościowych przyjaźni. I właśnie o tak ważnych tematach jest książka Agnieszki Dydycz i Antosia Oniśki „O Wojtku z planety Uran”.
Wszystko zaczęło się od drugiego z autorów, który pewnej nocy spotkał Wojtka i opowiedział o tym mamie, która „chwyciła za pióro” i spisała tę niezwykłą przygodę z małym mieszkańcem planety Uran. Sam wybór planety jest dość zaskakujący i wywołuje wiele pytań, bo każdy z nas, w jakimś stopniu przywykł już do opowieści o Marsjanach. Ale nawiedzający Ziemie przybysz z Urana? Tego jeszcze nie było! Gazowy olbrzym, na którym ponoć padają z nieba diamenty zamiast deszczu nie zachęcał do snucia opowieści o jego mieszkańcach. Długo niewidoczna dla nas planeta (dopiero pod koniec XVIII wieku) jest całkowicie inny niż ta, którą my zamieszkujemy: inaczej wygląda rok, pogoda, inna odległość od Słońca, nachylenie (tam, gdzie inne planety mają równik tu jest jeden z biegunów), grawitacja i należy do jedne z tych planet, które nie zachęcają do zamieszkania. Dziecięcej fantazji jednak nigdy nie przeszkadzają różnice. Zamiast szukać podobieństw i przeszkód do zamieszkania jej stwierdza, że żyją tam czworonożne ludziki z sześcioma oczami i czułkami na głowie. Można ? Można!
Ilość nóg, oczu, kolor skóry i wszelkie cechy świadczące o odmienności Wojtka wcale nie sprawią, że wszyscy będą mu się przyglądać, szydzić z niego, wykluczać. Wręcz przeciwnie. Znajdzie on na Ziemi kilkudniową opiekę, będzie mógł odwiedzić zoo, „przyszyć” sobie babcię, nauczyć się jeździć na rowerze i wiele innych rzeczy. A wszystko dzięki temu, że rodzina Antosia jest bardzo otwarta i tak samo wychowała chłopca.
Autorzy przenoszą nas do świata, w którym Wojtek po wylądowaniu na Ziemi odkrywa, że jego pojazd nie jest sprawny do dalszego lotu. Nie martwi się tym jednak, ponieważ ma już 150 lat (czyli tyle co Antoś na ziemskie lata) i to nie pierwszy jego samodzielny lot. Dłuższy pobyt i spotkanie ludzi wykorzystuje jako pretekst do próbowania nowych rzeczy. A tych będzie sporo, bo jedzenie i przyroda, a także całe mnóstwo urządzeń na Uranie jest całkowicie inne. Nawet relacje społeczne są odmienne, dlatego Wojtek nie ma tam babci. Mieszkanie ze ziemską rodziną pozwala mu nie tylko na odkrywanie różnic, ale też planowanie zmian w swoim otoczeniu. Kto wie, jakie nawyki rozprzestrzeni na swojej planecie?
„O Wojtku z planety Uran” to ciepła opowieść o przyjaźni oraz różnicach pozwalających nam uczyć się nowych rzeczy, tolerancji otwierającej na czerpanie pozytywnych wzorców, rozwijaniu empatii. Z książki płynie też przesłanie, że literalna znajomość słów czasami może wprowadzić zamieszanie. Do tego dzięki Wojtkowi odkryjemy, że wcale nie jest głupio czegoś nie umieć, bo zawsze można się tego nauczyć. Poza tym każdy z nas ma inne talenty i to my czasami możemy stać się nauczycielami dla innych. Ważne, aby ciekawość świata i chęć rozwijania talentów nie zanikła w nas.
Książka świetnie sprawdzi się jako lektura terapeutyczna dla dzieci nieśmiałych, przekonanych, że ich odmienność sprawia, że są gorsze od otoczenia.
Ponad to sięgając po tę książkę pomagacie, ponieważ dzięki sponsorom firmowym i prywatnym, razem z Wydawnictwem Alegoria uzbierano fundusze na pokrycie kosztów jej wydania, a autorzy i ilustratorka zrezygnowali z honorarium, dzięki czemu aż w 70% dochodu ze sprzedaży tej publikacji trafia do Fundacji Pomóżmy Dzieciom!