Etykiety

sobota, 30 grudnia 2023

Opowiem Wam bajkę o seksie

To ten czas, kiedy lud polski więcej się spotyka, więcej imprezuje i więcej pije. Ponieważ w moim mieście lokali do picia za bardzo nie ma ludzie radzą sobie jak mogą i spotykają się w domach lub w dostępnej przestrzeni publicznej. Ma to swój urok. W domach i mieszkaniach na rozmowy przy fajce wyskakują na balkon czy do ogrodu, a jak imprezują pod chmurką to nie muszą już nigdzie wyskakiwać, ale za to ma się radio społeczne gratis i uświadamianie sobie, dlaczego ludzie głosują tak, a nie inaczej, bo upici mężczyźni, których mijałam rozmawiali albo o zarabianiu albo o ruchaniu, przy czym pierwsze też sprowadzają do ruchania, bo "jak będę więcej zarabiał to będę miał więcej ruchania" i nie olśni ich, że to nie zawsze tak wygląda, że czasami duża ilość kasy nie przysłoni chujowego charakteru i bycia chujem. Temat zarobków pozwala też na zahaczenie wysokości pensji, oczekiwanych wynagrodzeń i podatków oraz rzeczy finansowanych przez państwo. I tak mi się zdarzyło minąć panów w typie konfiaczków ("finansowanie szkół bee, powinny być prywatne, bo ja dzieciaków nie mam i nie chcę się dokładać do wychowania cudzych bachorów", ale kościół musi być na państwowym garnuszku, bo przecież chodzi i korzysta to osoby niekorzystające niech mu się dorzucą). W pewnym momencie jeden z nich mówi:
-Musiałbym na tym zarobić milion.
-Ale brutto czy netto.
-Eee, jakby było milion netto to wyszłoby jakieś 700 tys. brutto, bo trzeba jeszcze podatki zapłacić.
I panowie nierozróżniający brutto od netto wiedzą, co i dlaczego trzeba finansować i dlaczego kobietom nie wolno pozwolić na decydowanie o swoim ciele, bo "trzeba dbać o rozsiewanie genów" zamiast dbać o rozsiane geny".
A to dopiero początek wieczoru... Później tematy mogą być dużo poważniejsze, mylenie pojęć intensywniejsze, promile obijające się o mózg dużo wyższe, więc i rozmowy bardziej bełkotliwe.
Miłego wieczoru 
🙂
*co w cudzysłowie to cytowane

Monika Suska "Fakty i plotki o syrenkach"


Syrenki to istoty niesamowicie różnorodne. Baśnie, legendy i mity podsuwają nam sporą ilość obrazów. Do tego całkiem sporo dowiemy się o nich z filmów i gier. Wszystkie łączy to, że są pół człowiekiem i pół rybą. Są tak popularne, że w wielu państwach znajdziemy nie tylko opowieści o nich, ale też pomniki reprezentujące je. Dziś kojarzą nam się bardziej z gotową do poświęcenie postacią wykreowaną przez Hansa Christiana Andersena niż z mitologicznymi przebiegłymi femme fatale będącą kobieto-ptakiem uwodzącymi śpiewem nieuważnych żeglarzy. Rzymskie poddania zmieniły spojrzenie i wizerunek tych postaci. To właśnie wtedy zyskała ona cechy nimfy morskiej z rybim ogonem. Z czasem przytemperowany został też jej charakter.
Monika Suska znana z serii „W Robaczkowie” zabiera nas do świata tych mitycznych istot w wersji rzymskiej. Dowiemy się z książki, co łączy takie syreny. Przy okazji przyjrzymy się różnorodnym zwierzętom, które możemy zobaczyć pod wodą i tym, które trafiły tu przypadkowo. Zajrzymy do prehistorii syren, poznamy jaskiniowych przodków. Teorii ich początków jest wiele. Jedną z rozkładówek poświęcono istotom podobnym do syren. Wyprawa na targowisko stanie się pretekstem do śledzenia zachowań bohaterów, przyjrzenia się jak bardzo są różnorodne, co lubią jeść. Jest tu sporo miejsca na fantazję. W publikacji poruszono też temat sportu, nauki śpiewu, wynalazków, sekretów, szkoły, nauki, sprzątania, zabawy, wakacji, hobby, śnienia i straszenia. Każdy element życia syren jest tu troszkę podobny do naszego ludzkiego.
„Fakty i plotki” to seria interesujących publikacji, w których mamy sporo miejsca na fantazjowanie. Każda publikacja zawiera piękne i bogate w szczegóły ilustracje pozwalające lepiej przyjrzeć się smokom, samochodom, kosmicznym piratom i syrenkom. Pod pretekstem fantastycznych opowieści autorzy przemycają sporą dawkę wiedzy o świecie, ale też zachęcają do poruszenia wyobraźni, zastanowienia się jak świat wyglądałby, gdyby udało nam się wykorzystywać odpady do poprawiania wyglądu świata. Recykling, empatia i dbanie o innych to tematy powracające w każdym tomie. Każda lektura z serii ma solidne kartonowe strony i piękne ilustracje stworzone przez znanych i nagradzanych rysowników. Rysunki są tu pełne akcji, co zdecydowanie zachęci do opowiadania o tym, co dzieje się na ilustracjach. Jak we wszystkich książkach z serii „Fakty i plotki” mamy tu niewielką ilość tekstu i bogate w szczegóły ilustracje. Dzięki niewielkiej ilości tekstu pozwala na swobodne oswajanie się z książką oraz ćwiczenie opowiadania o niezwykłych wyczynach jej bohaterów. Mali czytelnicy będą mogli odkrywać motywy literackie, przetwarzać je po swojemu, bawić się skojarzeniami, a do tego poznawać różne role bohaterów poszczególnych tomów w naszej kulturze. Wielość szczegółów pozwala na zabawy w wyszukiwanie przedmiotów na ilustracjach, dzięki czemu będziemy ćwiczyć spostrzegawczość. Wielkim plusem książki są solidne strony, duży rozmiar, ilustracje znajdujące się na podwójnych stronach, co pozwala na koncentrowaniu się na konkretnej tematyce. Rewelacyjna książka do pracy z logopedą i wspólnego czytania oraz opowiadania. Zdecydowanie polecam.
Zapraszam na stronę wydawcy
















Ewa i Paweł Pawlakowie "Mały atlas psów (i szczeniaków)"


Książki Ewy i Pawła Pawlaków są w naszym domu bardzo popularne, ponieważ często ich tematem są zwierzęta, ale bywają też emocje i relacje między ludźmi. Dzięki temu możemy przepracować wiele trudnych spraw, przygotować dziecko na różnorodne problematyczne sytuacje. Do tych ważnych lektur zabierających do świata ludzkich problemów, godzenia się ze stratą bliskich osób należą dwie fantastyczne książki Pawła Pawlaka „Ignatek” i „Pan Stanisław”. Z jednej strony mamy tu oswajanie dziecka ze strachem, a z drugiej przepracowywanie tematu żałoby. Z kolei w przypadku Ewy Kozyry-Pawlak fantastycznymi lekturami okazały się „Liczymy pieski” oraz „Ja, Bobik”. Wspólnym dziełem autorów był
„Mały atlas kotów (i kociaków)”, „ Mały atlas zwierzaków”, „Mały atlas motyli” i „Mały atlas ptaków”, w których znaleźliśmy piękny przegląd podstawowych, najczęściej spotykanych ras i gatunków, ich środowiska naturalnego, niesamowitą różnorodność i zróżnicowanie wyglądu. Lektura wprowadziła do naszego słownika osobistego wiele pojęć. Każda rozkładówka okazała się solidną dawką wiedzy. Lektury Pawlaków są barwne, przyciągające wzrok, w większości ilustracje stworzone są z różnorodnych materiałów, dzięki czemu sprawiają wrażenie uszytych. Do tego zawsze zajdziemy w nich dużą dawkę humoru, radosnego spojrzenia na świat. Właśnie z tego powodu sięgnęłyśmy po kolejną książkę Ewy i Pawła Pawlaków. Tym razem jest to „Mały atlas psów (i szczeniaków)”, który podobnie jak wcześniejsze lektury przykuwa uwagę fantastyczną szatą graficzną. Podobnie jak w innych książkach z serii zwierzaki są tu stworzone z różnorodnych tkanin, papieru i faktur. To daje niesamowity efekt. Ilustracje zdecydowanie przyciągają wzrok młodych czytelników, a to pierwszy krok do wspólnego czytania. Później przechodzimy do zgłębiania treści.
W książce znajdziemy mały przegląd psich ras. Gośćmi są tu konkretne zwierzaki mieszkające z określonymi ludźmi. Dowiadujemy się jak wygląda ich codzienność, do jakiej rasy są zaliczane, czym się cechują, jakie mają upodobania. Kundelki są tu traktowane na równi z „rasowymi”. Poza tym sporo informacji znajdziemy tu o rolach zwierząt, wyglądzie (z wyjaśnieniem, w jaki sposób określona część ciała pomaga w funkcjonowaniu) oraz dlaczego uczenie psa jest bardzo ważne.
Między opowieściami znajdziemy informacje, w jaki sposób pielęgnować te zwierzęta, w jaki sposób komunikują się z nami, dlaczego człowiek jest ważny w życiu psów. Całe mnóstwo informacji przy niewielkiej ilości tekstu, dzięki czemu można po tę publikację sięgnąć już z rocznymi maluchami. Ułatwiają to też solidne, kartonowe strony z zaokrąglonymi brzegami. Dzięki pięknym ilustracjom, kolorowym stronom młodzi czytelnicy mają na czym skupić wzrok w czasie czytania. Będzie to też świetny materiał do oglądania, zachęcania mówienia i wskazywania części ciała zwierzaków. Zdecydowanie polecam!
Zapraszam na stronę wydawcy












Wyluzowanie


Często słyszę: "Nie ufam ludziom, którzy nie piją alkoholu, bo oni nigdy nie potrafią być szczerzy i wyluzowani".
Jeśli ktoś do wyluzowania i szczerości potrzebuje jakiejkolwiek substancji to NIGDY tak naprawdę nie jest wyluzowany.
Wyluzowanie po alkoholu kojarzy mi się z panami, którzy tak wyluzowali, że leżą na chodniku lub trawniku i na dwie strony robią pod siebie. Do tego są tak szczerzy, że co drugie słowo to wulgaryzm zamiast dzielenia się spojrzeniem na świat. I to zdecydowanie nie jest szczere. To zwyczajny bełkot pomylony ze szczerością.
Wiem, wiem, mam spaczony obraz sytuacji, ale mój ojciec był wyluzowanym typem z flaszką i to nie moja wina, że jestem DDA i przez to mam spaczony obraz świata sprawiający, że i bez alkoholu jestem zdrowo "je*nięta"
😉
A Wy jakie macie spaczenia?
Miłego dnia

piątek, 29 grudnia 2023

Emilia Dziubak "Rok w lesie. Robaczki. Książka z okienkami"


Już osiem lat w naszym domu króluje seria „Rok w lesie”. Zaczęło się od fantastycznej książki o tym tytule, ale początkowo zaliczanej do serii „Rok w”. Poznawałyśmy wówczas różne środowiska: miasto, targowisko, wieś, przedszkole, plac budowy i krainę fantazji. Oczywiście jako miłośniczki spacerów do lasu nie mogłyśmy też przejść obojętnie obok tej przenoszącej nas do ulubionego miejsca. Lektura okazała się strzałem w dziesiątkę. Rewelacyjne ilustracje Emilii Dziubak (której jesteśmy wielkimi fankami i sięgamy po każdą zilustrowaną przez nią książkę) zdecydowanie zrobiły furorę. Do tego moja córka jest miłośniczką wszelkich zwierząt i praca z materiałem z ich rysunkami sprawiają, że bardzo chętnie po nie sięga. Czas mija, seria się rozrasta, a my nadal wiernie z niej korzystamy, bo ciekawe materiały pozwoliły nam na ćwiczenie spostrzegawczości, wprowadzania do świata określonych zwierząt, zachęciły do układania puzzli oraz ćwiczenia mowy oraz pamięci z memory i stawianie pierwszych kroków w czytaniu. „Rok w lesie” było pierwszą i najbogatszą w szczegóły publikacją z serii.
Codzienna lektura pozwoliła na odkrywanie zmian zachodzących w świecie, naukę miesięcy, pór roku i wspomagała obserwowanie otoczenia, zachęcała do wynajdywania nowych rzeczy na spacerach. Razem z tą publikacją pięknie rozwinęło się u mojej córki dostrzeganie przyczynowości oraz umiejętność wyszukiwania szczegółów, nauki nowych słów (całe bogactwo zwierząt), dostrzegania, które są w naszym najbliższym otoczeniu. Kiedy sięgałam po tę książkę pierwszy raz brakowało mi wielu rzeczy, aby lepiej z nią pracować. Obecnie wybór jest tak duży, że można zorganizować dziecku ciekawe ćwiczenia wykorzystując materiały niekoniecznie tak jak przewiduje autorka. Naszą kolekcję wzbogacił ostatnio tom z Robaczkami. „Rok w lesie. Robaczki” to publikacja z okienkami, które wprowadzają do lektury element zaskoczenia.
Lekturę oczywiście zaczynamy od obejrzenia poszczególnych stron, zobaczenia, co kryje się pod okienkami. Dopiero później stopniowo przechodzimy do właściwej pracy, czyli dokładniejszego poznawania leśnego otoczenia, nazywania poszczególnych małych zwierząt. Tym razem nie ma informacji i nich na początku lektury tylko w czasie przeglądania książki znajdziemy nazwy wkomponowane w ilustrację. I to mi się bardzo spodobało, bo z jednej strony ten napis możemy dziecku pokazać i wprowadzać w obszar czytania globalnego, ale na początku możemy poćwiczyć zapamiętywanie nazw i wymawianie ich. Zabawę z czytaniem warto wzbogacić o samodzielnie wydrukowane kartony z podpisami i wówczas ćwiczymy czytanie i dopasowywanie do ilustracji. Wbrew pozorom jest to łatwe ćwiczenie i spostrzegawcze dziecko szybko zauważy podobieństwo podpisów i wydrukowanych kartonów i na tej podstawie będzie odnajdywało zwierzaka, a jak już zna jego nazwę to będzie mówiło i tym sposobem czytało globalnie.
Dużym plusem są tu okienka wprowadzające sporą dawkę wiedzy oraz humoru. Do tego warto tę publikację wykorzystać do liczenia poszczególnych zwierzaków, wyszukiwania różnych elementów, szukania podobieństw.
„Rok w lesie. Robaczki” to publikacja zdecydowanie inna niż sam „Rok w lesie”. Nie śledzimy tu poszczególnych miesięcy, ale różnorodne środowiska, w których możemy spotkać owady. Zajrzymy do lasu, ale też nie zabraknie łąki, akwenu, sadu czy nawet naszych domów. To pozwoli uzmysłowić naszym dzieciom, że robaki są wszędobylskie i mają niewielkie wymagania mieszkaniowe oraz żywieniowe. Zobaczymy, że często żywią się resztkami. Oczywiście nie odmówią też skosztowania soczystej czereśni.
Seria „Rok w lesie” należy do tych, z których dziecko nie wyrasta szybko, ponieważ daje szerokie pole rodzicom do rozwijania umiejętności własnych pociech. Świetnym uzupełnieniem książek są tu puzzle i różne elementy z gry pozwalające na ćwiczenie dopasowywania do ilustracji zawartych w książkach, zabawy z nimi na spacerach. Pomoce te są doskonałym źródłem wiedzy o zachodzących wokół nas zmianach, ale nie ma tu tradycyjnego ograniczania się do zilustrowania ich „czterema drzewami” obrazujące zmiany zachodzące w ciągu roku, dlatego warto zainwestować w całą serię, bo pozwala ona przemycanie sporej dawki wiedzy i umiejętności pod pretekstem zabawy. Uważam, że to świetne zestawy pozwalające zainteresować dzieci światem, przemycić im sporo wiedzy oraz zachęcić do mówienia i liczenia. Do tego poszerzamy osobisty słownik naszych pociech. Zdecydowanie polecam!
Zapraszam na stronę wydawcy










Ola Woldańska-Płocińska "Opowiem ci, mamo, o kolorach"


Jestem zwolenniczką wprowadzania małych dzieci do świata książek. Niejednokrotnie przekonałam się, że oswajanie z lekturami może być świetną zabawą wprowadzającą w świat przyrody, baśni, a czasami oswajającą z różnego rodzaju stworami i jednocześnie pozwala na rozbudowywanie słownika osobistego. Literatura potrafi być świetnym sposobem na przepracowanie własnych problemów, ale też przy okazji może pomóc w rozwijaniu wyobraźni, podsuwaniu ciekawostek o świecie, rozwijanie podstawowych umiejętności i poszerzanie osobistego słownika. Wszystkie te elementy znajdziecie w świetnej serii „Opowiem ci mamo”. Każdy z ponad dwudziestu tomów poświęcono innemu wycinkowi rzeczywistości, dzięki czemu będziemy mogli poszerzać dziecięce zainteresowania oraz dostarczyć pierwszych lektur pozwalających na odkrywanie świata, zgłębianie wiedzy przydatnej na przyrodzie i biologii, a także w życiu i zdobywaniu podstawowych pojęć. Wśród publikacji znajdziemy zarówno te poświęcone zwierzętom (koty, psy, pszczoły, żaby, mrówki, pająki, konie, lisy, owce), narzędziom, kołom oraz pojazdom (statki, samoloty, samochody, pociągi) oraz prehistorycznym zwierzętom (dinozaurom), a nawet dorosłym i własnemu ciału, a także potworom i kolorom.
Cała seria swój sukces zawdzięcza interesującym i atrakcyjnym dla dzieci ilustracjom, których niesamowite bogactwo staje się dla młodych czytelników inspiracją do tworzenia własnych rysunków oraz opowieści oraz przyswajania sobie reprezentacji słów. Lektury zachęcają do opowiadania, snucia zawiłych historii o przygodach pojawiających się w nich bohaterów, dzięki czemu pomogą w ćwiczeniu umiejętności językowych. Wielkim plusem lektur z tej serii jest solidna oprawa, bardzo dobrze sklejone kartonowe strony sprawiają, że mogą po nią sięgnąć już dzieci siedzące i będą z niej korzystać przez kilka lat. Zwłaszcza, że zawartą w nich wiedzę czytelnicy wykorzystają w przedszkolu i szkole. Uważam, że „Opowiem ci, mamo” to seria bardzo interesująca i polecam wszystkim dzieciom od drugiego do szóstego roku życia. My zawsze wyczekujemy kolejnych tomów, dzięki którym będziemy mogły dowiedzieć się wielu ciekawostek i zniknąć w czasie przeglądania bogatych ilustracji, stworzyć interesujące zabawki, wykorzystać posiadane plastikowe figurki, które wcielą się w bohaterów książek, czy znaleźć inspirację do klejenia kolejnych bohaterów.
Dziś zapraszam Was do świata kolorów. Już po otwarciu książki odkryjecie, że nie będzie to zwyczajna nauka kolorów, ale fantastyczne opowieści. Na pierwszej stronie znajdziemy wskazówki, w jaki sposób pracować z publikacją. Są tu propozycje zabaw w wyszukiwanie określonych rzeczy, opowiadanie o bohaterach, przyglądanie się barwom. Każda strona bogata jest w różnorodne rzeczy o określonych kolorach, ale nie są to proste ilustracje prezentujące je tylko strony, na których dużo się dzieje. W przypadku białego koloru zobaczymy, że biały niedźwiedź trzyma talerz z białymi warzywami. Tuż obok stoliczek nakryty białym obrusem, na którym postawiono białe filiżanki. Pod stoliczkiem śpi owca opita mlekiem. Znajdziemy tu też duszki, balony, kamienie, jaja wtaczane pod górę przez białe ptaki. Są też sowy, papugi, grzyby, mrówki transportujące gałązki bawełny, motyle, bałwan, kwiaty, fruwające motyle, żarówki i wiele, wiele innych rzeczy. Wzrok tu wędruje od jednej rzeczy do innej, a bogactwo akcji zachęca do wymyślania historii. Podobnie jest w przypadku innych kolorów. Bohaterzy się zmieniają, mnogość światów rozrasta. Dużym plusem jest też to, że dzieci uzmysłowią sobie, że każdy kolor może mieć wiele odcieni. Takie rozkładówki z kolorami przeplatają zadania dla dzieci. Mamy labirynty, zachęcanie do mieszania farb i obserwowania jaki kolor powstanie, a także strony z wyszukiwaniem rzeczy, którymi ilustracje się różnią. Każda rozkładówka to też inny klimat opowieści. Czasami trafiamy do świata spokojnego, innym razem mamy wrażenie karnawałowej zabawy, czy halloweenowych przebieranek. Przez wszystkie strony oprowadzają nas urocze i psotne myszki wprowadzające sporą dawkę humoru do lektury.
„Opowiem ci, mamo, o kolorach” zawiera 10 fantastycznych rozkładówek, które świetnie sprawdzą się w pracy z przedszkolakami. Zdecydowanie polecam.
Zapraszam na stronę wydawcy








czwartek, 28 grudnia 2023

Katarzyna Bester "Serce Noelle"


Mega świąteczny klimat, opowieść miłosna i bardzo życiowa historia, w której bohaterzy są różnorodni i muszą mierzyć się z wieloma wyzwaniami? Zdecydowanie to wszystko znajdziecie w powieści Katarzyny Bester „Serce Noelle”.
Po książkę sięgnęłam, ponieważ potrzebowałam przeczytać coś lżejszego, przewidywalnego i ze szczęśliwym zakończeniem. No i prawie mi się udało, bo ta książka zdecydowanie nie jest przewidywalna. Przynajmniej nie do końca, bo bohaterzy mają sporo tajemnic na swoich kontach i całkiem dużo doświadczeń. Splot wydarzeń i tajemnica to mieszanka, która na pewno Was zaskoczy. Ja spodziewałam się czegoś innego w zakończeniu, jakiegoś bardziej oczywistego rozwiązania, a pisarka naprawdę fantastycznie zakończyła powieść. A jak to musicie przekonać się sami.
„Serce Noelle” to bardzo klimatyczna opowieść o świętach, przygotowaniach, czyli mamy tu strojenie, pieczenie i gotowanie, a w tle pojawia się miłość. I to nie jeden raz, bo jedna w przeszłości, a druga w teraźniejszości. Noelle jest bohaterką doświadczoną. Z tego powodu z dużą nieufnością podchodzi do nowych znajomości i zacieśniania relacji. Interes jednak prowadzi. Jest to typ kobiety, która poradzi sobie w każdych warunkach. Po odejściu ojca i załamania matki musiała dorosnąć jako dziesięciolatka, która ciężar emocjonalnej opieki nad rodzicielką wzięła na siebie. Dbała o mamę tak jak umiała i przy okazji stawiała pierwsze kroki w pieczeniu ciast. Z czasem zapisała się na odpowiednie kursy, a po ich skończeniu z koleżanką otworzyła cukiernię. Samodzielnie robione wypieki stopniowo podbijają serca klientów, których przybywa. Kobiety mają coraz więcej pracy, ale ich życie nie jest do końca takie różowe jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka: jedna ma problem z teściową, a druga z narzeczonym, który tuż przed świętami zaczyna się dziwnie zachowywać. Z opowieści z teraźniejszości wiemy, że już nie jest z ukochanym. Dalej z zaangażowaniem prowadzi cukiernię i nie jest do końca pewna, czy już przyszedł czas na zmiany.
Historię otwiera opowieść o przygotowywaniach specjalnego świątecznego ciasta. Wczesnym rankiem pojawiają się pierwsi klienci zwabieni zapachami oraz wyglądem słodkości. Od pierwszych stron widzimy klimat małej cukierni, w której zna się wszystkich klientów i coraz dokładniej poznaje ich życie. Noelle jest wcześnie w pracy, ponieważ cierpi na zaburzenia rytmu snu. To sprawia, że czuje się coraz bardziej przemęczona, ale nie ma szans na odpoczynek, bo własny interes wymaga zaangażowania. Wspólniczki postanawiają kogoś zatrudnić. Student chcący zarobić sobie na nowy telefon nie do końca ich przekonuje, ale z braku innych kandydatów stwierdzają, że taka pomoc wystarczy. Szybko się przekonują, że wprowadzenie nowej osoby do firmy to była fantastyczna zmiana. Biznes rozkwita. Życie osobiste właścicielek też zaczyna nabierać innego tempa. Szczególnie mocno widoczne są zmiany w codzienności Noelle unikającej wszelkich randek, ale kto powiedział, że zakochiwać można się tylko i wyłącznie, kiedy wyrazi się zainteresowanie tym?
„Serce Noelle” to wzruszająca i pełna humoru opowieść przepełniona świątecznym klimatem. Dostajemy tu cudowną cukierkową zimową aurę, ale też sporo życiowych historii. Wykreowani przez Katarzynę Bester bohaterzy nie mają łatwego życia. Każdy musi zmierzyć się ze swoimi demonami, pokonać lęki i uprzedzenia. Pisarka wprowadza nas do świata miłości, dbałości o innych. Pokazuje jak ważna jest radość z życia. Pośpiech niczemu nie służy. Do tego duży nacisk postawiono tu na głębokie, wartościowe relacje międzyludzkie. Losy Noelle wciągają od pierwszej strony. Śledzenie z jednej strony aktualnych wydarzeń, a z drugiej przeszłości sprawia, że przepadamy w historii i chcemy zrozumieć sytuację, w której znalazła się bohaterka. Zobaczymy też, z jaką łatwością nawiązuje współprace. Jedną z firm, dzięki której właścicielki cukierni dobrze prosperują jest restauracja Matta. Początkowo biznesowa relacja w okresie świąt zaczyna się nieco przeobrażać. Kilka miesięcy wspierania się prowadzi do zacieśniania znajomości. Rozwijająca się między Noelle i Mattem przyjaźń jest urocza. Ten cukierkowy obraz przełamuje gorycz doświadczeń sprzed lat. Każdy z bohaterów ma swoją tajemnicę. Łączy ich jedna osoba. Jak to wpłynie na ich relacje?
„Serce Noelle” Katarzyny Bester to powieść, w której się przepada. Do tego czyta się ją niesamowicie szybko. Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością pisarki i już wiem, że nie będzie ono ostatnie. Kolejne książki już czekają na przeczytanie, a Wam zdecydowanie polecam, bo jest to pełna ciepła i dużej dawki pozytywnych emocji opowieść, która z jednej strony daje nam wiarę w prawdziwą miłość, a z drugiej jest wiatrem w żaglach do planów i działań.
Zapraszam na stronę wydawcy




Jolanta Kosowska "Cicha noc"


Każdy z nas może zdziałać bardzo wiele dla siebie pod warunkiem, że zadba o innych – to główne przesłanie najnowszej powieści Jolanty Kosowskiej „Cicha noc”, dzięki której wchodzimy w zimowo świąteczny klimat, ale też możemy nauczyć się bardzo wielu ważnych rzeczy: znaczenia zaangażowania i dbania o jakość relacji społecznych. Otaczający świat wydaje się pędzić tak, że nie daje wytchnienia, relacje bywają powierzchowne i ograniczają się do skupiania na własnych potrzebach. Na nic nie ma czasu. Trzeba pracować, spłacać kredyty, kupować kolejne rzeczy, spełniać zachcianki, które mogą krzywdzić innych. Na realizacje marzeń nie ma przestrzeni. No, chyba, że zadbamy o innych, aby oni mogli pomóc nam w dążeniu do celu.
Opowieść otwiera wyjazd bohaterki na święta do Polski, do rodziny. W pociągu jednak dochodzi do wniosku, że najbliższą osobą, z którą chce być w tym czasie jest ukochany. Później przeskakujemy w czasie do przeszłości, kiedy Ewa będąca absolwentką architektury wnętrz po złych doświadczeniach rzuca dotychczasowe życie w ojczyźnie i wyjeżdża do Drezna, aby zacząć wszystko od nowa. Szybko odkrywa, że jako cudzoziemka z niewielkim doświadczeniem i brakiem znajomości oraz wyrobionej pozycji może tylko pracować w zawodach, w których Niemcy nie chcą: na zmywaku, jako kelnerka, kurierka lub pracownica hospicjum. Po dniach próbnych w kilku miejscach ostatnia opcja wydaje jej się najbardziej atrakcyjna. I to właśnie ona prowadzi do przewrócenia jej życia do góry nogami czy raczej wepchnięcia go na właściwe tory. Praca z osobami starszymi jest trudna i wymaga sporej ilości empatii, otwartości i elastyczności oraz sprawności. Nie wszystko się udaje. Można stwierdzić, że Ewa jest zdecydowanie bardzo słabą pracownicą, ale za to potrafi dać innym uwagę i serce. Te cechy sprawiają, że młoda kobieta wprowadza wspaniałą rewolucję w ośrodku, w którym wiele jest do zmienienia, aby jego mieszkańcy czuli się dobrze oraz byli bezpieczni, a także byli pozytywniej nastawieni do życia. Nieszablonowe podejście pozwala jej na wprowadzenie wielu zmian oraz odkrycia wielu tajemnic.
Jolanta Kosowska w fantastyczny sposób nakreśliła problem zaniedbań w ośrodkach dla osób z niepełnosprawnościami. Zobaczymy jak różnorodne patologie potrafią doprowadzić do tragedii. Uważność, obserwacje, rozmowy z mieszkańcami nie zawsze dają pełny obraz. Aby odkryć prawdę trzeba zaangażowania. Tylko tak możemy przygotować miejsca dla innych, ale też i dla siebie. Ewa jest tu postacią niesamowicie wrażliwą i potrafiącą docenić wkład innych w otoczenie. Uświadamia też jak niesamowicie ważne jest zaangażowanie ludzi w różne projekty, nadawanie ich życiu sensu, bo w ten sposób możemy otrzymać też wsparcie od innych, dać sobie szansę na spełnienie marzeń.
Jolanta Kosowska należy do pisarek, które kładą duży nacisk na relacje międzyludzkie. W swoich książkach promuje pozytywne wzorce oraz zabiera czytelników do świata, w którym istnieje prawdziwa miłość i warto o nią walczyć. Do tego pokazuje czytelnikom, że to uczucie może mieć różne wymiary: z jednej strony erotyczny, a z drugiej miłość bliźniego, akceptacja i dbanie o napotykanych ludzi. Oczywiście nie ma tu ciągłego dążenia do kontaktów z każdym człowiekiem, szukania relacji na siłę. Wręcz przeciwnie: bohaterzy potrafią być nieuważni wobec napotykanych osób, ale kiedy spotykają kogoś, kto podaruje im czas oraz uwagę to oddają to samo. Do tego nie zabraknie wciągającej historii miłosnej.
„Cicha noc” to poza życiową historią o spełnianiu marzeń, wyznaczaniu sobie celu, pracowitości oraz zaangażowaniu opowieść o świętach. Przenosimy się do Drezna, wędrujemy jego ulicami, przyglądamy się ozdobom świątecznym, zaglądamy ja jarmark bożonarodzeniowy, podziwiamy łuki adwentowe, cieszymy się melodią kolęd. Do tego całe mnóstwo tu zapachów, kolorów, faktur oraz opisywania pozytywnych relacji. Świat bohaterów to przestrzeń osób, które chcą zmieniać swoje otoczenie, eliminować niedociągnięcia, usuwać zło ze swojego otoczenia oraz chronić tych najbardziej bezbronnych.
„Cicha noc” jest kolejną fantastyczną, ciepłą i pouczającą powieścią Jolanty Kosowskiej. Z książki bije ciepło, pozytywne nastawienie do świata. Oczywiście nie znaczy to, że świat jest tu lukrowy i wszystko bohaterom się udaje. Wręcz przeciwnie: muszą stawić czoła wielu wyzwaniom, czasami odegrać różne role. Do tego pisarka uświadamia nas, że w każdym wieku możemy zdziałać wiele. Wystarczy chcieć dzielić się swoją energią, pomysłowością i zaangażowaniem. „Cicha noc” należy do tych powieści, po których ma się bardzo dużo motywacji do działania, zmieniania siebie i swojego otoczenia na lepsze.
Zapraszam na stronę wydawcy





Fajerwerki a emocje


Lubię obserwować to, co ludzie piszą w internecie. Ostatnio bardzo intensywnie wyświetlały mi się posty o uciążliwości dzieci, hałasach oraz psuciu przez nich zabawek, bójkach z rodzeństwem, kłótniach. Małe dziecko nie ma jeszcze wypracowanego systemu komunikowania swoich potrzeb. Robi to tak jak potrafi: czyli płaczem, krzykiem i niszczeniem. Praca nad emocjami wymaga od nas właściwych wzorców oraz zapewnianie poczucia bliskości. Dziecko ma nie tylko być w naszym towarzystwie, ale czuć, że skupiamy na nim uwagę. Może być to 30 minut zabawy, w której młody człowiek czuje bliskość, bo skupiamy mu całą uwagę. Odkładamy wówczas telefony, wyłączamy telewizję, laptopy, komputery, tablety, przestajemy sprzątać, gotować. Jesteśmy tylko my i dziecko, z którym możemy porozmawiać, porysować, poukładać coś, zagrać w planszówkę. Jakość uwagi jest niesamowicie ważna do poczucia bezpieczeństwa. Kolejną sprawą jest dawanie przykładu, czyli poukładanie sobie wszystkiego w głowie. Spokojny umysł, przepracowanie emocji sprawia, że zarówno dzieci jak i zwierzęta lepiej działają. Skąd to wiem? Z książek neurologów oraz z własnego doświadczenia. Widzę jak świetnie pracuje mi się z dzieckiem i zwierzętami, kiedy mam poukładane emocje, a jak fatalnie to wpływa na relacje, gdy czymś się zdenerwuję, coś mnie przestraszy. Na niektóre rzeczy nie mam wpływu (zakompleksione samczyki rzucające petardy pod nogi przechodniów, żeby zwrócić na siebie uwagę), ale to nie znaczy, że muszę tkwić w tym stanie, bo emocje są zaraźliwe. Niestety w procesie dorastania niewiele się z nimi pracuje. Ważniejsze w szkole są przedmioty ścisłe, a z reszty trzeba nauczyć się samodzielnie. Inaczej dorosły będzie zachowywał się jak dziecko, domagające się uwagi: czyli będzie hałaśliwy, niszczył otoczenie wokół siebie, bił i wyzywał innych. To ich sposób wołania o uwagę, próby zaznaczenie terenu. Wynikają z dużej niepewności, braku stabilizacji emocjonalnej, kiepskich relacji społecznych. Może i jest dużo kontaktów, może i media społecznościowe dają duże możliwości na zdobywanie fanów, ale to nie przekłada się na zaspokojenie ich potrzeb, bo brakuje czegoś, dzięki czemu będą czuli się jak to zadbane dziecko, któremu rodzic poświęca 100% uwagi, nawet jeśli nie trwa to bardzo długo. Kiepskie relacje prowadzą do frustracji, narastania agresji i pojawiają się wówczas takie zachowania jak śmiecenie w miejscach publicznych, niesprzątanie po swoich zwierzętach, puszczenia głośno muzyki, przemoc fizyczne, a także strzelanie petardami. Zamiast atakować takie osoby pamiętajcie, że oni robią to nie dlatego, żeby komuś zrobić coś na złość. To jest ich sposób wołania o uwagę. Ja tych ludzi strzelających petardami nawet rozumiem: cały rok nikt nie zwraca na nich uwagi, cały rok są kiepscy w pracy, nie potrafią radzić sobie z emocjami, mają byle jakie związki z bliskimi i taka petarda pozwala na ujście emocji. Chwilowe, prymitywne, ale im to wystarcza. Podobny system działa w przypadku dotowania fanatycznych organizacji: dają i mogą sobie na chwilę pozwolić na samozachwyt, że wsparli coś, co będzie walczyło o ich uprzywilejowaną pozycję, a zapominają, że osoby stojące na czele takich organizacji nie są zainteresowane nikim poza sobą. I nakręca się spirala frustracji, potrzeba wspierania i strzelania. A wszystko zaczyna się od bycia tzw. „rozwydrzonym dzieciakiem”, który tak naprawdę nie jest zły tylko na miarę swoich możliwości woła o uwagę innych.
Nie, nie będę Was namawiała na wpłacanie pieniędzy na jakiekolwiek organizacje charytatywne. Nie będę namawiała do niestrzelania. Każdy ma prawo zrobić ze swoimi emocjami, co zechce, ale nie może oczekiwać, że następnego dnia inni będą mu zapewniać dobrą jakość relacji, bo ci inni też mają prawo do własnych emocji.
Miłego dnia.

środa, 27 grudnia 2023

Halszka Olsińska "Przebyt"


„Przebyt” jest słowem, które kojarzy mi się ze średniowieczem, mówieniem o niebie/ rajem, który miał dawać ludziom nadzieję, ale też zachęcać do posłuszeństwa. W „Bogurodzicy pojawia się on w opozycji do życia, które ma być „zbożne” (pobożne, czyli pełne modlitwy i braku przekraczania ustalonych norm społecznych), aby po śmierci mógł nastąpić pobyt w raju.
„A na świecie zbożny pobyt, / Po żywocie rajski przebyt”
Słowo „przebyt” nasuwa mi też skojarzenie z przepychem, czyli byłby to pobyt inny niż ten ziemski naznaczony cierpieniem i brakami. Przebyt to świat pełen delikatności oraz dostatku. Nie ma tu miejsca na zło, krzywdę i przywłaszczanie sobie każdego elementu świata. Zamiast tego współgranie z nim, cieszenie się tym, że nie trzeba już o nic walczyć.
Wiersze Halszki Olsińskiej tchną delikatnością, kobiecym spojrzeniem ożywiającym otaczające podmiot liryczny przedmioty, które mu sprzyjają i czuwają nad każdym dniem pełnym wątpliwości oraz nacisku na instynkt zwierzęcy wygrywający z intuicją. W poezji Halszki Olsińskiej obserwujemy przepełnienie, przesączenie, doprawienie codziennością spotkań ze znajomymi, nieznajomymi, znanym i nieznanym. Wszystko ma tu swoje życie i naznacza nas swoim spotkaniem, obok którego nie możemy przejść obojętnie. Spotkania, na które można patrzeć przez pryzmat „filozofii dialogu” stworzonej przez Rosenzweiga, pielęgnowanej przez Bubera i Levinasa oraz Tischnera, gdzie "Inny" pozwala poznać "Ja", ale w wierszach odniesienie się do własnej egzystencji jest możliwe do „Innego”, który może być upersonifikowanym przedmiotem czy nawet pojęciem, które pozwala ją naświetlić różne elementy naszego „Ja” obdartego z Putmanowskiej wizji mózgów w naczyniach, bo przecież kształtowanego przez spotkania, które są tu bliskie. Dzięki prześwietlonej, zanalizowanej i ożywionej rzeczywistości możemy poznać siebie, wyznaczyć miejsce swojemu „Ja” w świecie pełnym „Innego” nakreślonym oszczędnym językiem, by dać szeroki zakres odczytu, możliwości wepchnięcia siebie w formy zawarte w utworach, do których może pasować każdy, ponieważ ludzie zostają tu pozbawieni indywidualności. Duże znaczenie mają tu odwołania do świata wartości, otoczenia, nauki, sztuki, ontologii, epistemologii, logiki, astrologii, biologii, odczuć. I tak jest też w tomie „Przebyt”. Na jednej stronie obok ważnych kwestii epistemologicznych, duchowych, a może nawet religijnych lub tylko biologicznych. Do tego pojęcia abstrakcyjne są upersonifikowane,  żywe: „Cisza/ skrada się/ przyczajone zwierzę/ niezdolne do skoku/ bez widoku przepaści/ gardła”.
„Przebyt” to zbiór utworów skłaniających do wytężonej refleksji. Z jednej strony są niesamowicie proste, z drugiej kryje się w nich bogactwo prawd o świecie. Poetka wskazuje drogi niezbadane i nie do końca odkryte przez ludzi. Zawarte w tomie wiersze sprawiają wrażenie luźno wrzuconych, tak jak nasze myśli przepływają swobodnie z miejsca w miejsce. Do tego połączenia związków frazeologicznych, epitetów oraz metafor są tu zaskakujące, wprowadzają nowe spojrzenie na codzienność i utarte schematy. Dekonstrukcjonizm pozwala na nadanie zwrotom nowych sensów, na które składa się świat przemyśleń poetki. Idziemy zakamarkami różnych myśli, wyławiamy z tego cenne wskazówki, próbujemy odtworzyć lub przetworzyć z tych słów myśli. Zawsze jednak pozostaje nam ułomność języka upraszczającego przekaz: „nie trafić/ w punkt/ najprościej kulą/ w płot i/ przypadkiem/ trafić/ pod zły adres”.
Słowa nie oddają stanu rzeczy, nie pozwalają na precyzję, ale z drugiej strony są nierozerwalnym elementem wszelkich ludzkich kultur. To one stwarzają nas, jako osobowości, ograniczają nas, zasobem słów. W tym pierwszym minimalistycznym utworze pobrzmiewa echo Wittgensteinowskiego spojrzenia na język: „Granice naszego języka są granicami naszego świata”. Z jednej strony dają możliwość, a z drugiej ograniczają. Jednak w granicach naszego osobistego języka może dziać się wiele. Kilka słów, a jak znaczące to wprowadzenie. Już na pierwszej stronie dostajemy informacje, że sens będzie tu ważniejszy niż liryzm, że przesłania będą kryły głębszą prawdę, tę nieuchwytną słowami. Z drugiej strony jest to fenomenologiczne doświadczenie języka, więc wymaga wprowadzenia nas w obszary swoich przeżyć, wspomnień, przemyśleń z nimi związanych, doświadczeń, „jazgot przeszłości”. Wszystko w formie pozornie ascetycznej, ale w tym ascetyzmie jest coś barokowego, pewnego rodzaju nawarstwianie się obrazów, znaczeń, zderzenie przeciwieństw. Wszystko poskładane, poupychane, aby małą ilością słów przekazać wiele. Używane przez nią zwroty niby niewiele ujawniają sferą językową, ale to tylko pozór: „tylko ty/ sam zasiejesz/ po sobie/ ciszę”. Ileż w tym dynamiki, zmiany odczuć. Sianie związane z żywotnością sąsiaduje z ciszą będącą uosobieniem braku, nieobecnością. Można pokusić się o stwierdzenie, że w tym króciutkim wierszu znajdziemy paletę emocji: od nadziei, która skłania nas do siania/tworzenia po ciszę. I znowu ważniejsze jest to, co czujemy poza tymi słowami, jakie obrazy nam się pojawiają, jakie wywołują skojarzenia.
Nie może się też obyć bez motywu teatru. Jest on już tak na wszystkie strony przerobiony, wykorzystany, zawłaszczany przez humanistycznych badaczy, że motyw wcielania się w role, zakładania masek wydaje się oklepany. A jednak Halszka Olsińska mnie zaskoczyła, pokazała z nieco innej strony. Z jednej strony jest to teatr sądów, a z drugiej utrwalania siebie za pomocą poetyckiego selfie: „robię selfie/ rzadko a jednak/ nazbyt często/ słowami/ tak własnymi że/ stają się/ aktami/ w całej rozwiązłości/ nie dla wszystkich/ oczu”.
Poezja Halszki Olsińskiej to poezja skupiająca się na detalach nadających całości określone znaczenie, uchwyconych chwilach wprowadzających w klimat otoczenia, w którym istotne są krople deszczu spływające po szybie, pęczniejąca cisza, rozchodzące się światło czy przedmioty wpisane w naszą codzienność, ale w różnych sytuacjach postrzegane inaczej:
„obrazek/ zawieszony w ramce/ z ruchomym obłokiem/ nieruchomy// słychać/ pęcznienie ciszy/ jak się rozpiera/ we wszystkich/ kątach/ krzyk niemocy/ nocnego ptaka”.
Prostota, oszczędność sprawiają wrażenie prozy pozbawionej nawet znaków interpunkcyjnych tak jak w życiu nie ma przerywników. Jesteśmy nosicielami ciągu doświadczeń oraz potencjalnych wydarzeń: „przestrzenie/ bez dna/ wyrywają się/ z korzeniami/ z otchłani/ swoich źródeł// wszystko/ dopiero będzie”.
W „Przebycie” Halszki Olskińskiej z jednej strony mamy  lekkość, a z drugiej nawarstwianie się. Niby nie pulchne, a jednak dość wysokie. Troszkę skojarzyło mi się to z ciastem francuskim i jego warstwami, które wywołują wrażenie, że ciasto nie jest puchate, ale przerwy między warstwami dają podobny efekt. I tu jest tak samo: to, co jest niedopowiedziane daje duże możliwości czytelnikowi. Z tego powodu z jednej strony wiersze Halszki Olsińskiej są bardzo osobiste, bo zabierają w świat jej doświadczeń, przemyśleń, a z drugiej strony pozwalają na wpisanie w nie własnych życiorysów przez czytelnika.
Zapraszam na stronę wydawcy




wtorek, 26 grudnia 2023

Maria Bigoszewska " Złodziejska kieszeń"


„Starasz się, głupia,
lecz i tak ockniesz się
oszukana. Świat to złodziejska kieszeń,
kobieto, nigdy nie wiesz,
co wyciągniesz z zanadrza, prosząc
o lepszy dzień”.
Poezja Marii Bigoszewskiej to twórczość skupiająca się na relacjach, obserwowaniu emocji, reakcji bohaterów lirycznych na różnorodne zjawiska prowadzące nas powoli do odchodzenia, umierania. „Złodziejska kieszeń” jest tomem, w którym dużą rolę odgrywa voyeryzm. Podglądający podmiot liryczny relacjonuje poczynania kobiecego ciała, jego działania. Każda czynność ma tu wymiar biologiczny, ale też powiązany z seksualnością.. Nie istotna jest tu osobowość tylko różne działania. Kobieta – jako bohaterka – nie ma tu osobowości innej niż podejrzaną, zaobserwowaną, a później zrelacjonowaną. Ciągle będąca na widoku karmi swoje ciało na różne sposoby. I nie jest to pokarm taki, jaki kojarzy nam się z odżywianiem, ale strawa duchowa w postaci wersów, strof, wierszy przyrównywanych do narodzonego dziecka. Proces twórczy jest sprowadzony do biologii, w której ważne jest karmienie, rodzenie, wypuszczanie na świat.
„Kobieta karmi swoje ślepe ciało
i wsuwa się do środka
wiersza powoli, palec po palcu,
mówiąc: zrób to ze mną bez słowa,
przenieś nad pustą kartką” („Głodny wers” s. 7).
Poetka w opowiadaniu o ulotności życia z jednej strony wprawnie posługuje się metaforami:
„Tęsknisz za swoim kotem, obserwując/ ślady łapek na śniegu, czarny kształt/ sosen, gładkość chmur”, aby za chwile dosadnie stwierdzić „Szczęście? – pytasz,/ mimo że wiesz od dziecka: wszyscy mają przesrane”.
Wchodzimy do świata ograniczeń, jakie niesie ze sobą wystawione na widok ludzkie ciało potrzebujące karmienia, ciepła, bezpiecznej przestrzeni i wytchnienia, którego życie nie daje. Człowiek jest zamknięty w cykliczności życia i jednocześnie świadomości fatalizmu swojego położenia:
„Nie tu, nie na tej ziemi.

Cóż, było nie zaczynać,
choć jesteś jeszcze młoda i rodzisz
na niepewne. Z nadzieją. Raz za razem

prosząc, aby nie wracać.
I żeby się skończyło. Znaczyć więcej,
niż łątka, tego pragniesz i wołasz

niebo na pomoc. Górą
jak zwykle płyną obojętne obłoki”.
Kobieta jest tu niczym bogini rodząca słowa, powołująca je do życia, otwierająca krąg istnienia, a jednocześnie niepotrafiąca poradzić sobie z cierpieniem, poczuciem straty, bezsensem przemijania, w którym „Żadne łzy nie ukoją rzeczy bolesnych”, bo „Dla człowieka obolałego relacja z własnym ciałem oznacza nieustanną percepcję samego siebie, a wówczas ból staje się cierpieniem”.
Maria Bigoszewska w swojej twórczości przypomina nam o ulotności życia i jego różnorodności, nawet, jeśli w każde wpisane jest ciągłe wędrowanie i pakowanie walizek. Podmiot liryczny jest rejestratorem wrażeń. Poezja zwykle kojarzy się z emocjami i dzieleniem się nimi. I tu też tak jest, ale opisane są z punktu obserwatora przyjmującego dwie perspektywy: z zewnątrz (obserwacja) i od środka (autoobserwacja). Podmiot liryczny dystansuje się do siebie, ciało opisuje jako coś obcego, do obejrzenia, dziwi mu się, utrwala reakcje, a z drugiej strony zabiera do świata wrażeń, pragnień, lęków i doświadczeń. To daje wrażenie behawioralnego opisu, czyli opisania zachowąń bohaterki i wyciągnięcie wniosków o jej stanach, myślach. Życie ludzkie ograniczone jest czasem, naznaczone chorobami, słabościami, świadomością trudu. Nic tu nie jest łatwe. Obserwowana musi się zmagać ze światem i tym, co nosi w sobie. Upływający czas niesie ciągłe straty: wersów, siebie, kolejnych dni, bliskich, zdarzenia. Ludzka egzystencja jest tu ciągłą niepewnością i nieobecnością wypełnioną ulotnymi wrażeniami niczym obłoki na niebie, ale nie są one lekkie, delikatne tylko ciężkie, raniące. Ciało jawi się więzieniem, z którego kiedyś trzeba się wydostać, aby poczuć wolność. . „Zgoda, ciągle istnieję. / Tylko po co?”.
Powracającym motywem jest tu sens istnienia, celowość życia i ciągłego przypominania sobie jak wielkim wysiłkiem ono jest: „Śmierć? A co innego miałoby się wydarzyć się po życiu?/ Po tym, jak ogołaca i kpi?”.
Zapraszam na stronę wydawcy





Maria Bigoszewska "Jeden pokój"


Homonimy to wyrazy, których zrozumienie wymaga znajomość kontekstu wypowiedzi. Samo słowo może oznaczać różnorodne rzeczy, wprowadzać w inne obszary tematyczne. Wykorzystywanie ich w poezji poszerza pole interpretacji, daje możliwość szerszego spojrzania, tworzenia światów i znaczeń. Zwłaszcza w kontekście relacji międzyludzkich. I taki właśnie zabieg zastosowała Maria Bigoszewska w tomie „Jeden pokój”. Z jednej strony mamy podmiot liryczny spotykający się z różnymi osobami i sytuacjami, w świecie, który jest czymś w formie pomieszczenia czy przestrzeni, którą mamy w sobie. Spotkanie z Innym to wpuszczanie ludzi do swojego otoczenia. Z drugiej strony mamy „pokój” opisujący stosunki między państwami, wewnątrz nich, ale też między ludźmi oraz w sobie, czyli stan unikania przemocy, narzucania sobie i innym czegoś, akceptację z całą gamą wad. Z trzeciej strony może to być moment zakończenia konfliktów, rozliczenie i uzgodnienie warunków dobrych relacji. Każde z tych znaczeń zakłada spotkanie, wsłuchiwanie się w Innych i w swoje Ja. Pokój – zarówno ten abstrakcyjny jak i materialny – jest związany z szeregiem kompromisów, tolerancją oraz asertywnością.
Maria Bigoszewska w swojej twórczości duży nacisk kładzie na kontakt z innym człowiekiem. Zauważa, że narodziny otwierają cykl spotkań pozwalających na uczenie się i dorastanie. I tak jest też w tym tomie.  Życiorysy bohaterów lirycznych, osób poznanych przez podmiot liryczny mogą być różnorodne, ale wszystkie sprowadzają się do narodzin i świerci:
„Ale nikt nie był pozbawiony
dnia narodzin
jakkolwiek złe byłoby jego życie
lub śmierć” (*** s. 8)
Życie ludzkie obfituje w nieuniknione relacje i idące za nimi emocje oraz zmiany. Wszystko płynie – jakby powiedział starożytny filozof. Spotkanie jest najważniejszym doświadczeniem w życiu każdego człowieka. Nie możemy od niego uciec. Napotkanie Innego to zderzenie z innym człowiekiem, jego wizją świata, jego istnieniem sprawia, że z takiego doświadczenia nigdy nie wychodzimy tacy jak byliśmy wcześniej. Kolejne relacje determinują wcześniejsze doświadczenia, zaskoczenie zmianami, niemożność godzenia się na nie. Spotkania to zmiany, płynące i zmienne doświadczenia, ulotność chwili, którą staramy się łapać. Spotykamy ludzi na ulicach, w sklepach, pracy, domu, szpitalu, tym samym budynku, bliskich, znajomych, obcych. Wszyscy dostarczają nam różnych emocji i tylko pozornie wydają się nie wpływać na nasze życie.
O tych różnych spotkaniach jest „Jeden pokój”, „Wołam cię po imieniu” i „Złodziejska kieszeń”. W tomach tych znajdziemy sporo nawiązań do klasycznych tekstów kultury i przypominanie, że w każdym pokoleniu pojawia się miłość, rodzicielstwo, przyjaźń, sympatia, ale nie zabraknie też złości, nienawiści. Z jednej strony podmiot liryczny doświadcza zdrady, a z drugiej wierności. Wszystkie łączą ludzie i przemijalność oraz utrwalanie się w cudzej pamięci. Poetka pokazuje bardzo ważną rzecz: nie ma spotkań bez emocji. Człowiek i jego relacje z innymi to głównie uczucia wpływające na siłę doświadczenia. I tak jest też w „Jednym pokoju” w którym emocje często są niezależne od intencji napotkanych osób, wynikają z naszych doświadczeń, zaistnienia w świecie czy kondycji psychicznej:
„Czego tym razem chcesz,
stworzenie boże, teraz
kiedy nie stać mnie
nawet na strach?” (*** s. 9).
Zaistnienie staje się punktem wyjścia, ale też etapem, kiedy matka i dziecko nie są jednym organizmem tylko osobnymi bytami wzajemnie się doświadczającymi, uczącymi żyć obok siebie i ze sobą, aż do odejścia tej drugiej osoby. Jedni mijają szybciej, inni są w naszym życiu dłużej. Jednych zabierają inni ludzie, a innych śmierć. Każde takie odejście to odmienne emocje zbudowane przez wspólne doświadczanie przemijalności, gromadzenie kolejnych złych doświadczeń, kolekcjonowanie w pamięci rozpaczy:
„Jaki żal, kiedy dziecku pęknie
biały balonik. Jaki żal. Potem nic tak nie boli.
No, może samo życie.
Tyle życia do zdobycia. W milczeniu
tyle trwogi. Takie progi
wysokie. Kto kryje,
ja czy ty?” („Zabawa”, s 13).
Rozczarowanie życie zmusza podmiot liryczny do rozmowy z Bogiem przypominającym rządy totalitarne:
„Boże, którego nie ma,
pomódl się za nami.
Nasze psy i koty. Pomódl się za konie
i za owce, nie tylko za tę zagubioną,
jaką odnajdzie pasterz
lub partia. Proś o wybaczenie nas,
wszystkie stworzenia
śmiertelne.

Choć co to da” (*** s .19).
Świat jest przytłaczający, bo pełen niedociągnięć, brzydoty, chorób, starości, która jest męcząca i odpychająca i sprowadzająca człowieka do poziomu materii:
„To, co tu widzę, ciągle jest
moją matką. Ten bełkotliwy pień.
Ciało stoczone, opuchnięte,
nagie. Ale trwalsze niż rozum.
Nie do pojęcia.
nie do zniesienia, ponad
wytrzymałość
żywe” (*** s. 27).
W umieraniu nie ma nic pięknego ani wzniosłego. Życie z chorą osobą jest trudne, ale też i przeżywanie żałoby nie należy do łatwych doświadczeń: „Karmiłaś mnie, a teraz nie potrafię nawet/ złożyć cię w trumnę. Dzisiaj, kiedy nie jesteś” („Urodziny. Przemyśl 1915” s. 28).
Poezja Marii Bigoszewskiej jest swoistym domaganiem się uwagi, przetrwania w cudzej pamięci, żądaniem ciągłości istnienia także po śmierci. Jednak to istnienie przez pamięć pozostaje obarczone emocjami każącymi patrzeć na innych przez pryzmat ich cielesności, wkładu, ale też zaskoczenia ich stanem, strachu, że i podmiot lityczny może tak skończyć: „kiedy umierał Pan T. nade mną, nad sufitem, było głucho. / (...) Został tylko mój rak. (...) Ociąga się, (...) / Przeciąga się” („Zmiana pokoleniowa s. 31).
Wiersze są swoistą autorefleksją dotyczącą własnych relacji i odczuć wobec napotkanych, spotkanych. Są to przemyślenia umieszczone na tle śmierci, przemijalności, zmienności, nieuchronności losu i wielkiego wpływu własnego zaangażowania w spotkanie z innym człowiekiem. Wyłania się z nich nieokreślona nostalgia za tym, co już minęło.
„Jeden pokój” to poezja spotkania, otwierania się na człowieka, emocjonalnego doświadczania go i przechodzenia różnych etapów w ramach odmiennych ról społecznych. Nie zabraknie tu też tematu osamotnienia wśród innych ludzi, poczucia braku zrozumienia i olśnieni, że sami też nie zawsze pozwalamy sobie na to zrozumienie wobec innych, bo doświadczani przez los tracimy siły, bo ciągle czuje się zagrożona regularnie pojawiającą się w historii ludzkości eksterminacją. „Jeden pokój” to zbiór wierszy o ludzkiej egzystencji, przemijalności, ulotności chwil. Ludzie ograniczeni są tu czasem pojawienia i odchodzenia oraz przestrzenią, w której żyją. Każdy element sprawia wrażenie bezsensownego i przynoszącego cierpienie, bo nawet szczęście nie jest wystarczające:
„Szczęście? Jest męskie, żeńskie.
najczęściej  bywa
nijakie” (*** s. 42)
Zapraszam na stronę wydawcy