Życie jest sinusoidą z całym mnóstwem niespodzianek. Czasami
miłych, czasami przykrych. Szczęście daje poczucie błogości i satysfakcji.
Porażki natomiast skłaniają do rozpamiętywania, analizowania doświadczeń,
wyborów życiowych, wpływu bliskich na nasz los. I właśnie tak jest w książce
Jany Innej „Co by było, gdyby…”.
Bohaterką jest tu czterdziestoletnia kobieta, która właśnie rozwiodła się z
mężem. Ten przełom skłania ją do zastanawiania się, w jaki sposób losy bliskich
zdeterminowały jej życie. Zosia jest typem bohaterki silnej, mającej cele w
życiu. Jej próba wyzwolenia się z losu bliskich.
„Co by było, gdyby Zosia nie była w swoich marzeniach tak powściągliwa? Do
końca życia będzie się zastanawiała, jak mogłoby wyglądać ich wspólne życie na
trzeźwo...".
Zmiana statusu prawnego skłania bohaterkę do przyglądania się historii całej
rodziny. Śledzimy bliższych i dalszych krewnych pochodzących z chłopskiej
rodziny, ich marzeniom, wartościom, jakimi się oddawali, pracy i powolne
staczanie się w alkoholizm. Niewinne młodzieńcze picie zmienia się w codzienne
zalewanie się, kończące się śmiercią przed przejściem na emeryturę. Zadaje
sobie pytanie jak wyglądałoby jej życie, gdyby wcześniej zauważyła symptomy,
wcześniej zawalczyła o krewnych. Tylko, czy my mamy wpływ na innych? Czy każdy
sam dokonuje w życiu wyborów i musi ponieść konsekwencję obranych dróg?
Zosia przekonuje się, że każda decyzja może prowadzić do zła, będzie początkiem
staczania się. Zostanie w domu skończyłoby się piciem ze starszymi męskimi
krewnymi, edukacja w mieście też kończy się alkoholizmem. Dostrzega jak bardzo
rodziny i społeczeństwo jest zależne od używek dających pozorną wolność. Złudne
poczucie szczęścia jednak szybko mija przynosząc rozczarowanie, kaca,
przepijanie majątku, stratę pracy, społeczne staczanie się. Czy powinniśmy
takim osobą pomagać, ciągnąć ich jak balast za sobą.
Zosia pochodząca z wielodzietnej rodziny chłopskiej, w której alkohol był
jedyną formą rozrywki to przykład heroicznej bohaterki, nad którą właśnie przez
wielopokoleniowe wybory wisi fatum. Z tego powodu próba wyrwania się ze swojego
środowiska, znalezienie sobie celu jest utrudnione. Ciągnięta w dół próbuje
utrzymać się na powierzchni, której kontakt pozwala jej na spojrzenie na
bliskich z dystansu, zadania sobie pytań o to, czym jest uzależnienie i jak mu
zapobiegać. Czy uda jej się pójść inną drogą i nie zostać porwaną przez ostry
nurt alkoholizmu? Czy ten dystans uchroni ją przed błędami? Czy posiadanie
celów w życiu wystarczy?
Alkoholizm pokazany jest tu jako choroba społeczna, czyli wciągająca kolejne
jednostki w swoją sieć, uniemożliwiającą wydostanie się z niej. Zobaczymy jak
zdradliwa jest to przypadłość, jak degraduje relacje międzyludzkie, niszczy
ludzi, prowadzi do biedy, agresywnych zachowań. Obserwujemy jak całe wsie
ulegają wpływowi etanolu, ludzie dają się porwać poalkoholowemu pijaństwu.
„Co by było, gdyby” to nie tylko opowieść o życiu Zosi i Mateusza, ale też o ich
bliskich, determinowaniu losu człowieka przez wybory krewnych. Przeplatających
się drogach, miłości, walce o wyzwolenie z wielopokoleniowej choroby niszczącej
społeczeństwo oraz wybaczanie w imię rodzinnego szczęścia i świętego spokoju. W
społeczeństwie pijaków trudno trafić na połówkę, która pomogłaby w wyzwalaniu się
z błędów przodków.
W powieści mamy wszystkowiedzącego narratora trzecioosobowego. Z jednej strony możemy
zachować dystans wobec bohaterki, a z drugiej intensywnie wchodzimy do jej
codzienności, poznajemy losy rodziny, jej stosunek do zachowań bliskich, myśli
bliskich, zachowania, o których nie wie. Mimo dystansu mamy wrażenie intymności,
poznawania skrywanych tajemnic. Historia porywa od pierwszych stron i trzyma w
napięciu do ostatniej, pozwala na prześledzenie powodzeń i niepowodzeń
rodzinnych, historii miłosnych, radykalnych decyzji, współpracy, wsparcia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz