Niektórzy ludzie są jak tornado: ich pojawienie gwarantuje wielkie zniszczenia i ciąg katastrof. Kataklizmy stoją na solidnych fundamentach ich dobrych intencji. Czegokolwiek się chwycą to zaczyna się w magiczny sposób sypać. Jedyną sensowną rzeczą jaką można zrobić w kontakcie z nimi to ucieczka. Tylko czy ona jest możliwa? Co jeśli takie osoby są równie uparte jak destrukcyjne? Taką wizję świata dostajemy w książce Iwony Banach „Szczęśliwy pech”.
Opowieść zaczyna się od wyjazdu Reginaldy Kozłowskiej na prowincję na wakacje,
w czasie których ma spełnić swoje marzenia o napisaniu poczytnego dzieła. Przez
lata unikała wyjazdów, aby minimalizować koszty życia, ale przedsiębiorcza
matka przymusiła ją do podróży, która zaczyna się jazdą przez polskie
pustkowia, czyli ugory, wertepy do domu położonego na odludziu. Szybko okazuje
się, że zamówiony nocleg nie do końca jest taki jak sobie przyszła pisarka
wyobrażała. Zamiast czekającego na nią otworem budynku i zaangażowanych w umilanie
jej pobytu właścicieli zastaje zamknięte drzwi, a później czeka ją konieczność
wywalczenia noclegów i posiłków, za które zapłaciło. Szybko okazuje się, że to dopiero
początek wyzwań, jakie ją czekają w kontakcie z Rafałem w Dębogórze.
Reginalda jest postacią zagubioną, pakującą się w wiele niebezpiecznych
sytuacji, działającą pod wpływem impulsu. Żaden jej czyn nie jest przemyślany,
co prowadzi do wielu niebezpiecznych sytuacji oraz nieporozumień.
„Wynajmujący” pokoje Rafał jest typem samotnika, który zaszył się na prowincji
i prowadzi walkę z byłą żoną, do której należy połowa domu. To prowadzi do
wielu dziwnych sytuacji. Kobieta chcąca uzyskać dochód ze swojej części
nieruchomości wynajmuje pokoje. On doskonale zdaje sobie z tego sprawę i
każdego intruza skutecznie przegania. Jednak temperament Reginaldy prowadzi do wielkiej
zmiany w jego życiu. Kobieta nie tylko wprowadza się do pokoju, wymaga
wypełnienia umowy, ale też przyciąga pech i następne osoby. Życie z nią pod
jednym dachem nie jest łatwe. Jeszcze trudniej robi się, kiedy zadowolony ze
swoich umiejętności językowych obcokrajowiec trafia pod jego dach. Beztroska w
używaniu słów podobnie brzmiących, ale oznaczających zupełnie coś innego
napędza humor. W tle mamy oczywiście trupy, zaskakujące zachowania tubylców,
chordy lokalsów, pościgi i ciąg katastrof, a na plan pierwszy wyłania się
tajemniczy skarb i teorie spiskowe.
Bohaterzy książki Iwony Banach są różnorodni, wyraziści. Główna bohaterka to
postać marząca o wielkiej karierze pisarskiej i uznaniu. Jednak pisanie
romansów jej nie idzie, bo żyje przekonaniem, że do tego potrzebne jest
natchnienie, a skąd je wziąć skoro samemu ma się złe doświadczenia i miłość
kojarzy się z interesownym kandydatem na męża? Kilkumiesięczny pobyt na
prowincji ma jej pomóc w bardziej pozytywnym spojrzeniu na świat. Ale czy to
jest możliwe, kiedy do najbliższych zabudowań jest kilkanaście kilometrów, a swoją
pierwszą dobę spędza na zdobywaniu jedzenia, ucieczce przed wściekłym psem oraz
kąpielach błocie? Z każdą stroną robi się coraz ciekawiej. Prowincjonalna nuda
w Dębogórze zmienia się w ciąg katastrof napędzających akcję.
Po raz kolejny się nie zawiodłam na książce Iwony Banach. „Szczęśliwy pech”
zdecydowanie polecam osobom szukającym lekkiej i pełnej humoru lektury.
Zapraszam na stronę wydawcy
Zapraszam na stronę wydawcy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz