Okres dojrzewania, a później wchodzenia w dorosłość to czas pierwszych miłości, intensywnie przeżywanych uczuć, ważnych doświadczeń dających ważną szkołę życia oraz zdobywania wiedzy, a także całego mnóstwa problemów z jakimi borykają się młodzi ludzie, dlatego pisanie o nastolatkach jest chwytliwe, bo można wiele rzeczy tam umieścić. Tylko czy na pewno warto? Tego pytania na pewno nie zadała sobie Emilia Jachimczyk przez wydaniem książki „Nigdy przenigdy”.
Sam pomysł na historię jest dość powszechny, fabuła do przewidzenia, ale w tym
nie byłoby nic złego, gdyby nie realizacja. Język jakim posługują się w
kontakcie ze sobą bohaterzy zdecydowanie jest nieodpowiedni. Nazywanie siebie
debilem i głupkiem jest tu codziennością. A wszystko otoczce życia klasy średniej,
dzieciaków, których rodzicom się powodzi. Ubieranie tej opowieści w amerykańskie
realia sprawiło, że miałam wrażenie, że to kolejny przemocowy serial dla
młodzieży, a takich wzorców mamy w życiu, aż za dużo. Opowieść otwiera rozmowa
dwójki przyjaciół. Ich relacje wydają się jasne. Od dziecka są przyjaciółmi. Nie
ograniczają się wyłącznie do swojego duetu. Każde spędza czas także z innymi
znajomymi. Maks jest zainteresowany przyjaciółką Marissy (swojej przyjaciółki).
Znajoma ma mu pomóc w przełamaniu nieśmiałości i pierwszych lodów na randce, z
czego nie jest zadowolona, ale czego nie robi się dla osób, które są dla nas
ważne. Jego pierwsze randki są udane. Do tego Marissa też poznaje młodego,
inteligentnego i intrygującego chłopaka, który okaże się nowym uczniem w ich
klasie. Relacje się zacieśniają, emocje buzują, gonitwa myśli przeplata nudną
szkolną codzienność i urozmaicone życie towarzyskie beztroskiej amerykańskiej
młodzieży, która już za chwile wyfrunie z rodzinnych gniazd, aby za chwilę
rozwijać swoje umiejętności na studiach. Czeka ich czas intryg, zadawania sobie
ważnych pytań o emocje i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że cała fabuła
wydaje się pisana na siłę jak pamiętnik nastolatki i nie byłby w tym nic złego,
gdyby nie sztuczność, pewnego rodzaju amerykańska pretensjonalność i cała masa negatywnych
zachowań, złego traktowania się dwójki bohaterów i ich znajomych. Niby się
przyjaźnią, ale nie ma tu miejsca na szacunek, bo przecież kogoś kogo lubimy
nie nazywamy głupolem i debilem. Przynajmniej nie w moim otoczeniu. Jak dodamy
do tego normalizowanie zdrady to zdecydowanie nie jest to powieść dla
młodzieży. Mam też zastrzeżenia dotyczące zachowania lekarza w kontekście
uderzenia piłką lekarską i zemdlenia z tego powodu. Myślę, że zabrakło tu
porządnej kwerendy.
Same postacie miały potencjał. Fabuła też. Bohaterzy są dość typowi: kujonka,
błaznujący przyjaciel, nijaka, ale ładna przyjaciółka i bad boy, który nie jest
taki zły na jakiego stara się pozować, a jego poza wynika z posiadania
artystycznej (czyli bardzo wrażliwej duszy). Akcja, zachowania bohaterów, w
połączeniu z lekkim piórem wywołały we mnie mieszane uczucia. Niby czyta się tę
książkę szybko, ale zachowania bohaterów mnie irytowały, były bardzo dziecinne.
Wielkim plusem jest tu pokazanie jak otoczenie, to z kim się spotykamy wpływa
na nasze zachowanie i relacje z bliskimi. Do tego brak szczerości ze sobą może
prowadzić do wielu złych decyzji. Druga ważna rzecz, którą poruszyła tu autorka
to pokazanie, że powinniśmy być ostrożni komu ufamy, bo możemy trafić na osobę,
która będzie próbowała zniszczyć naszą wieloletnią przyjaźń. Młodzi czytelnicy
dowiedzą się też, że w miłości trzeba być ostrożni, bo prawdziwa miłość może
być bliżej niż nam się wydaje.
„Nigdy przenigdy” Emilii Jachimczyk to lektura lekka, niewymagającego dużej
uwagi, bohaterów tu niewielu, akcja prosta, szybka i tocząca się wokół
pierwszych miłości oraz wyboru życiowej drogi.
Zapraszam na stronę wydawcy
Zapraszam na stronę wydawcy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz