Etykiety

sobota, 31 lipca 2021

Anna Rybkowska "Ślady życia. Tom 3: Dotyk lata"


Życie to pasmo wzlotów i upadków. Niby wydaje nam się, że mamy na nie wpływ, a później okazuje się, że to inni bardziej sterują naszym losem niż my sami. Do tego ciągłe zwroty, niespodzianki. Życie potrafi zaskakiwać – mówimy, kiedy wydarza się w nim coś, czego byśmy się nie spodziewali. Ale to nie życie płata nam figle, przeorganizowuje nam codzienność, sprawia, że musimy zweryfikować nasze cele, wyznaczyć nowe, uporać się z powrotami demonów z przeszłości lub uzyskaniem wielkiego spadku, a później niespodziankami, które taki dar niesie, odkrywaniem masek noszonych przez bliskich. Sprawcami zawsze są ludzie, którzy w taki, a nie inny sposób kierują naszym losem, a my wodzeni za nos dajemy się zaskoczyć. Czasami bardziej, czasami mniej świadomie. Jeśli tylko ich mijamy i nie mają wielkich możliwości wywarcia wpływu mogą oddziaływać nieświadomie. Jednak, kiedy w grę wchodzą duże pieniądze sprawa zawsze robi się poważna. Do tego takie niespodzianki niosą ze sobą pakiet przykrości. Oczywiście takie przypadki z oddziaływaniem przez obdarowanie są sporadyczne i tylko w książkach pojawiają się jak grzyby po deszczu. Czasami są to bardziej, czasami mniej prawdopodobne. Do której grupy zaliczymy taką niespodziankę zależy od nas. Musimy jednak pamiętać, że czasami najmniej prawdopodobne scenariusze potrafią być prawdziwe. I mogą przydarzyć się właśnie nam. Nawet, kiedy jesteśmy najbardziej sceptycznymi i pokonanymi przez życie osobami. Tak jest właśnie w stworzonym przez Annę Rybkowską cyklu „Ślady życia”, w której mająca dorosłe dzieci Berenika dostaje informację, że odziedziczyła spadek po swoim dawnym kochanku, o którym ze względu na traumę, jaką jej zaserwował pragnęła zapomnieć. On jednak robi wszystko, aby jej się to nie udało. Tym sposobem mieszkająca z rodzicami rozwódka w końcu ma szansę na odmianę losu. Tylko uzyskanie spadku wymaga spełnienia paru warunków, które nie tylko przemeblują życie całej rodziny, ale też wprowadzą bohaterkę w inny świat, bo mokradła, na których zamieszka to nie tylko miejsce urokliwe, ale i pełne niespodzianek, tajemnic, dziwnych zdarzeń, paranormalnych zjawisk, które sprawiają, że z jednej strony oczekujemy cudu, a z drugiej zadajemy sobie pytanie, który z bohaterów za tym stoi. Z miejskiego zgiełku, ciasnego mieszkania rodziców, uciążliwych przyzwyczajeń starszych podopiecznych ma trafić na prowincję. Sama. Do dużego, opuszczonego domu i zamieszkać tam przez rok. Czy podejmie wyzwanie? Co ją czeka? Dlaczego wspomnienia z przeszłości dotyczące darczyńcy spadku są tak bolesne?
Cyklem „Ślady życia” Anny Rybkowskiej jestem totalnie oczarowana. Powieść ma klimat, który sprawił, że nie mogłam się od niej oderwać. Na początku mamy zwyczajną akcję pełną szarej, dobijającej rzeczywistości, ale później w świecie bohaterki zaczynają dziać się rzeczy niezwykłe. Można by powiedzieć, że wręcz magiczne. Przed jej domem pojawiają się i znikają dziwne rzeczy, ktoś wydaje się obserwować ją, ale nie ma śladów. Do tego w domu przedmioty zmieniają miejsce, a w drugim tomie pojawią się kolejne niespodzianki, które z jednej strony pozwolą odpłynąć do czasu dzieciństwa, a z drugiej zrobią z bohaterką coś takiego, że trudno będzie ją poznać. Z każdą stroną tych niezwykłości przybywa. Osoby goszczące w jej domu dokładają swoje porcyjki odkryć i tajemnic, w wśród których wisienkami na torcie codzienności będzie romans z młodszym mężczyzną i opieka nad zniedołężniałymi rodzicami.
Zacznijmy jednak od początku, ponieważ tak się rozpędziłam, że opowiedziałabym Wam połowę cyklu, a nie o to tu chodzi. Chcę Wam pokazać, dlaczego właśnie z tymi książkami będziecie dobrze się bawić i wypoczywać oraz wchodzić w klimat zimy, a później świąt, przedwiośnia, wiosny, rozkoszować się urokami lata. Szczerze mówiąc nie mogę doczekać się już ostatniego tomu, bo miejsce, do którego trafiła bohaterka jest nie tylko urokliwe, ale i magiczne, skrywające ważną tajemnicę, do której każda kolejna książka nas przybliża.
W pierwszym tomie zatytułowanym „Uśmiech zimy” wchodzimy w otwierającą książkę chłodną porę roku, w której dominuje wiatr i deszcz potęguje nastrój towarzyszący bohaterce. Kiedy jej byt poprawia się mamy piękną, malowniczą zimę z wszystkimi jej zaletami. Jest biało, puchato. Z zimy miejskiej pełnej pluchy przechodzimy do jej prowincjonalnej wersji i to w chłodniejszej części kraju, dzięki czemu możemy nacieszyć się śnieżną kołderką przykrywającą okolice. W takim krajobrazie wchodzimy w klimat świąt. Jest tu strojenie przestronnego domu, przygotowywanie tradycyjnych potraw. Wydaje nam się, że razem z bohaterką czujemy zapach choinki, maku i piernika. Do tego otoczenie jest jakby jaśniejsze, nieprzytłaczające, dające poczucie wolności. Ciasne, miejskie mieszkanie i szare okolice zastępują przestrzenie prowincji.
Zima wykorzystana jest tu do pokazania nastrojów, ale tworzy też aurę tajemniczości. Berenika dostaje w spadku majątek, którego do końca nie może odkryć, bo wszystko znajduje się pod śniegiem. Jej poznawanie ogranicza się do wchodzenia w zakamarki domu, który ciągle będzie zaskakiwał bohaterkę.
Anna Rybkowska zabiera nas na zasypaną śniegiem prowincję. Kontrast między miastem a wsią jest tu duży: szare, błotniste, ponure miasto, w którym bohaterka musi walczyć z przytłaczającą ją rzeczywistością, niskim poczuciem własne wartości wynikającym z rozwodu, małej pensji i bycia skazaną na mieszkanie z rodzicami, a z drugiej strony prowincja, na której ma cały dom dla siebie, duże, białe puchate przestrzenie, których tajemnice skrywa śnieg. Dostrzegamy jak miejsce zamieszkania wpływa na nastrój Bereniki. Żyjącą w mieście z niepełnosprawnymi rodzicami bohaterkę powoli dopada depresja, zniechęcenie, bezsilność, poczucie bezsensu, porażki. Żyjąca w takich warunkach rozwódka nie ma za bardzo możliwości zbudowania nowego związku, dlatego godzi się na kompromisy, które z dala od miejskich ograniczeń zaczynają być dla niej widoczne.
Tom drugi otwiera podobny nastrój jak w tomie pierwszym. Mamy tu rezygnację, bezradność, poczucie samotności. Tym razem jest to wpływ długiej zimy. Wiosenne przesilenie przynosi fizyczne wyczerpanie. Odcięcie od świata, posiadanie domu, sporych posiadłości bez dochodów, otaczanie się interesownymi znajomymi sprawiają, że Berenika opada z sił. Do tego w szafie na strychu znajduje krówki z własnego dzieciństwa. Będą one niczym proustowskie magdalenki i carrollowskie ciasteczka zmieniające bohaterkę i przenoszące do innych wymiarów, odmieniające wygląd. Berenika wydaje się zanikać. Przyroda rozkwita, a ona przekwita. Do życia powraca, kiedy wiosna już wybujała z intensywną zielenią oraz zapachami, a także całym mnóstwem dziwnych postaci spacerujących po jej posiadłości.
Wiosna to czas niepokojących odkryć, zaskakujących wydarzeń i kolejnych rewolucji w życiu. Możemy z boku obserwować całe mnóstwo szantaży emocjonalnych, oceniania, pouczania, strofowania. Berenika niby jest dorosłą kobietą, ale mamy wrażenie, że nikt nie traktuje jej zdania poważnie. Ważną rzeczą, której musi się nauczyć to stawianie granic innym. Czy w dziwnych okolicznościach posiadłości, w której mieszka będzie to możliwe?
Trzeci tom przenosi nas do lata pełnego smaków i zapachów. Przyroda pieści zmysły mieszkańców. W dużym sadzie można znaleźć porzeczki, agrest. Na mokradłach rosną zioła, chaszcze, ale też i egzotyczne rośliny. Niektóre wplączą Berenikę w duże kłopoty.
„Dotyk lata” otwiera pogrzeb dobrodusznego proboszcza mówiącego gwarą. Wraz z jego śmiercią wyjdzie na jaw kilka tajemnic z jego młodości, ale też pojawią się pytania o to, czego przestraszył się na mokradłach należących do Bereniki. Bohaterka odkryje, że życie na wsi wcale nie musi być łatwe, a wejście w hermetyczną mała społeczność czasami niemożliwe. Zwłaszcza, kiedy jest się „dziedziczką” mieszkającą na uboczu w miejscu skrywającym tajemnice wielu mieszkańców.
Codzienne obowiązki, wydłużający się dzień, ciepło, uroki przyrody pomogą Berenice wrócić do lepszej formy, rozbudzą zapał i sprawią, że będzie nie tylko bardziej pozytywnie nastawiona do życia, ale też i asertywna. Lato pozwoli jej na dalsze wędrówki, zapuszczanie się w kolejne obszary posiadłości.
Pisarka w swojej powieści potęguje aurę tajemniczości. Stary budynek wydaje się kryć w sobie wiele tajemnic, dzieją się w nim i wokół niego dziwne rzeczy, pojawiają się labirynty, znikają przedmioty. Anna Rybkowska ucieka się tu do teorii zakrzywienia czasoprzestrzeni i takiej podróży w świecie. A wszystko w miejscu owianym sporą ilością tajemnic. Odkrywamy kolejne tragedie, do których tu doszło. Cykl tylko pozornie jest powieścią obyczajową. Kiedy przyglądamy mu się przez pryzmat hermeneutyki dostrzegamy niesamowite bogactwo, erudycyjność, wielość fantastycznych pomysłów połączonych z teoriami naukowymi, co sprawia, że z jednej strony mamy wrażenie obcowania z opowieścią o paranormalnych zjawiskach, a z drugiej realnych wydarzeniach. Pisarka umiejętnie wodzi czytelnika za nos. Tak samo jak obdarowujący Berenikę spadkiem. Co z tego wyniknie? Mam nadzieję, że już niedługo dowiemy się z ostatniego tomu, który trafi do czytelników już za kilka miesięcy.



piątek, 30 lipca 2021

Karolina Wilczyńska "Właśnie dziś, właśnie teraz"


Trzy kobiety, trzy historie, jedna tęsknota – za życiem, w którym jest się dla kogoś naprawdę ważnym.

Zgorzkniała Sabina od lat samotnie opiekuje się zniedołężniałym ojcem, z którym łączy ją toksyczna relacja. Siedemdziesięcioletnia Bronisława ledwo wiąże koniec z końcem, utrzymując siebie i dorosłego syna, alkoholika. Elegancka Sonia prowadzi idealne życie w pięknym domu, z kochającym mężem i córką. Idealne do czasu pierwszego kryzysu. Nieszczęśliwy wypadek skruszy dotychczasowy porządek i splecie ich losy. Każdej z kobiet przyjdzie zmierzyć się z innymi problemami i każda będzie musiała stawić czoło prawdzie, nie zawsze przyjemnej. Prawdzie o sobie samej i o najbliższych. Bo czasami życie musi nami mocno potrząsnąć, żebyśmy odnaleźli jego sens.

"Właśnie dziś, właśnie teraz" przekornie pokazuje, że czekanie może okazać się zgubne, a tragedia nie zawsze zapowiada koniec, lecz początek czegoś naprawdę wyjątkowego.


Spotkanie z Jakubem Ćwiekiem


Pisarz, stand-uper, scenarzysta. Debiutował zbiorem opowiadań "Kłamca", który doczekał się pięciu kolejnych tomów i multimedialnego uniwersum. W 2007 roku ukazał się kryminał grozy "Liżąc ostrze", a rok później horror "Ciemność płonie" (aby go napisać, spędził pół roku wśród bezdomnych na dworcu w Katowicach). Stworzył też m.in. czterotomowy cykl "Chłopcy" (2012–2015) oraz dwutomowe "Dreszcz" (2013–2014) i "Grimm City" (2016–2017). Dziesięciokrotnie nominowany do Nagrody im. Janusza A. Zajdla, zdobył ją w 2012 roku. Napisał też thriller "Szwindel" (Marginesy 2019), a z Adamem Bigajem "Bezpańskiego. Balladę o byłym gliniarzu" (Marginesy 2018)

Spotkanie z Magdą Stachulą


 Magda Stachula – mistrzyni thrillera psychologicznego. Jak nikt inny potrafi zaglądać swoim bohaterom do głowy. Zadebiutowała „Idealną”, która była bestsellerem 2016 roku.

Spotkanie z Grażyną oraz Michałem Wiśniewskim


Alkohol jest prawdziwym demonem. Zabija bez skrupułów.
„Dziewczynka z kieliszkami” jest fabularyzowaną opowieścią Grażyny - mamy Michała Wiśniewskiego, popularnego piosenkarza, w której podejmuje się próby wytłumaczenia siebie przed synem za zło, któremu zadała, za trudne dzieciństwo, które mu zafundowała. Odsłania swoją słabość, pokazuje uwarunkowania zewnętrzne, biedę, złe towarzystwo, ale też uczciwie wyznaje, że wstydzi się wielu decyzji, które podjęła.
W tle Polska peerelowska, przesycona szarością, bylejakością, brakiem perspektyw, jakiegokolwiek lśnienia radości życia.

Spotkanie autorskie z Agnieszką Lis

 


Agnieszka Lis, jedna z najpoczytniejszych pisarek literatury obyczajowej, pianistka i dziennikarka. Jej powieści opowiadają o życiowych perypetiach – bólu, rozstaniu, trudnych relacjach, samotności, chorobie i marzeniach. Trafiają do zakamarków kobiecej duszy i pozwalają zrozumieć, że z każdej nawet najcięższej – sytuacji zawsze jest jakieś wyjście. Agnieszka Lis nie kreuje rzeczywistości, w której wszyscy są szczęśliwi i nie napotykają na swojej drodze problemów. Przeciwnie – stawia przed swoimi bohaterami wyzwania, które mogą wydawać się nie do przezwyciężenia.

Co ciekawe, każda jej książka jest inna, zawiera nie tylko inne treści, ale ma także inny charakter, nastrój i sposób narracji. Pokazuje to, że autorka, dysponująca szerokim wachlarzem literackich środków warsztatowych, nie na darmo uważana jest za jedną z najbardziej interesujących pisarek obyczajowych.
Członek Stowarzyszenia Autorów Polskich oraz Stowarzyszenia Autorów i Wydawców Copyright Polska.

Spotkanie autorskie z Jackiem Pałkiewiczem

 


Spotkanie autorskie z Jackiem Pałkiewiczem - Reporter, jeden z najbardziej aktywnych podróżników i eksploratorów naszych czasów. Trener i twórca survivalu w Europie. Niestrudzony organizator wypraw na wszystkich szerokościach geograficznych globu. Z zapałem dokumentujący pradawne kultury małych grup etnicznych, które pod niszczącymi wpływami naszej cywilizacji na zawsze znikają z powierzchni ziemi...

Na swoim koncie ma wiele osiągnięć i wyróżnień jak: odkrycie źródła Amazonki, szkolenia kosmonautów i jednostek antyterrorystycznych, założenie pierwszej w Europie szkoły survivalu, odznaczenie prymasowskie, pełnił rolę ambasadora Mazur, i wiele innych. Jest autorem ponad 40 publikacji książkowych (w tym wydania wznowione, uaktualnione i rozszerzone) i niezliczonych publikacji w prasie międzynarodowej. Odbył i zorganizował ponad 100 wypraw i podróży w różne zakątki ziemi.
Do dnia dzisiejszego pozostaje aktywny w swoich profesjach. Podróżuje oraz prowadzi i organizuje wyprawy na całym świecie i na różną skalę. Nieprzerwanie pisze artukuły dla prasy polskiej i międzynarodowej. Jego twórczość pisarska ukazuje się na półkach księgarni.
Jacek Pałkiewicz jest członkiem rzeczywistym Królewskiego Towarzystwa Geograficznego w Londynie.

Spotkanie autorskie z Piotrem Krysiakiem


 Spotkanie autorskie z Piotrem Krysiakiem - Dziennikarz śledczy, pisarz. Autor jednej z najbardziej kontrowersyjnych oraz medialnych książek ostatnich lat Dziewczyny z Dubaju. W tym roku wydał nową książkę Chłopaki z Dubaju. Film na podstawie jego książki już w listopadzie trafi do kin.

Spotkanie autorskie z Piotrem Gąsowskim



Absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie. Aktor, konferansjer, showman. Występował na scenach wielu warszawskich teatrów: Teatr Nowy, Rampa, Komedia, Syrena, Capitol, Kamienica, Kwadrat i 6 Piętro.
Piotr Gąsowski znany jest z ról w Teatrach TV ( m.in.: „Racja głodowa” reż. Sylwester Chęciński, „Uczone Białogłowy” reż. Andrzej Barański, „Dania” reż. Leszek Wosiewicz), a także z roli filmowych (m.in.: „Pierścionek z orłem w koronie” reż. Andrzej Wajda, „Rozmowy kontrolowane” reż. Sylwester Chęciński, „Nic śmiesznego” reż. Marek Koterski, czy ”Sęp” reż. Eugeniusz Korin). Popularność przyniosły mu także seriale telewizyjne takie jak: „Dom”, „WOW”, „Szpital na peryferiach”, „Daleko od Noszy”, Hela w opałach”, ” Duch w Dom”, czy „Hotel 52”.
Przez wiele lat Piotr Gąsowski występował w bardzo popularnych programach Zbigniewa Górnego „Gala Piosenki Biesiadnej”, wielokrotnie był gospodarzem największych cyklicznych programów telewizyjnych: „KOT”, „Kalambury”, „Dubidu” oraz największego programu na polskim rynku telewizyjnym ”Taniec z Gwiazdami”. Obecnie wspólnie z Maciejem Dowborem prowadzi program „Twoja Twarz brzmi znajomo”.
Od 20 lat wraz Hanną Śleszyńską, Robertem Rozmusem i Wojtkiem Kaletą tworzy formację kabaretowo-estradową „Tercet czyli Kwaret”, z powodzeniem koncertującą na polskich i zagranicznych scenach.
Czas wolny spędza grając w golfa i tenisa, jest świetnym snowboardzistą i pasjonatem dalekich podróży z plecakiem. Pilotuje własny samolot.

Spotkanie autorskie z Edytą Folwarską


Edyta Folwarska- dziennikarka i prezenterka telewizyjna, od 15 lat ściśle związana z polskim show biznesem. Mama samotnie wychowującego dwuletniego Tadeusza. W Polsacie prowadzi program „Disco polo - 25 lat później”. Możemy zobaczyć ją w roli prowadzącej na największych scenach muzyki tanecznej. Karierę rozpoczęła w wieku 19 lat od pracy w Super Expressie, gdzie przeprowadzała wywiady z najpopularniejszymi polskimi zagranicznymi gwiazdami.
Od dwóch lat realizuje się pisząc książki. Na swoim koncie ma dwa bestsellery „Zbiór miłości niechcianych” oraz „Wszyscy moi mężczyźni i wszystkie moje dramaty”.
W 2021 roku ruszył jej projekt Pink Book, Edyta przygotowała aż 12 romantycznych powieści.

Spotkanie autorskie z Bogdanem Rymanowskim


Bogdan Rymanowski - dziennikarz, absolwent Wydziału Prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim. Zaczynał w Radiu Kraków, później był reporterem, serwisantem i autorem audycji w Radiu RMF FM. W Radiu Plus rozmawiał "Twarzą w twarz" z politykami. Prowadził "Puls dnia" w TVP oraz "Kropkę nad i" w TVN. Był twórcą programu informacyjnego "Wydarzenia" w TV Puls. Od 2001 roku pracuje w telewizji TVN24. Był prowadzącym "Faktów" TVN, wieczornego "Magazynu 24 godziny" oraz "Rozmów Rymanowskiego". Obecnie jest gospodarzem programów "Kawa na ławę" i "Jeden na jeden".
Otrzymał tytuł Dziennikarza Roku "Grand Press" w 2008 roku, jest również laureatem Wiktora, Telekamery i Nagrody Fikusa. Razem z Pawłem Siennickim napisał książkę "Towarzystwo Lwa Rywina". Wspólnie z Wojciechem Bockenheimem był autorem filmu dokumentalnego Szpieg o Marianie Zacharskim. Mąż Moniki, ojciec Aleksandry, Julii i Karola.
Od października 2018 prowadzi Wydarzenia na antenach Polsatu i Polsat News, a także jest jednym z prowadzących emitowanego po nich programu publicystycznego Gość Wydarzeń. Od 2021 roku prowadzi niedzielny program Śniadanie Rymanowskiego, emitowany na antenie Polsatu News i na portalu Interia.

Spotkanie autorskie z Joanną Jurgałą-Jureczką


Spotkanie autorskie z Joanną Jurgałą-Jureczką - z wykształcenia historyk literatury, autorka publikacji dotyczących przede wszystkim okresu dwudziestolecia międzywojennego i czasów PRL-u. Autorka bestsellerów opisujących życie Kossaków. 

#LatoZksiążką w Mikołajkach!

 Dzień dobry! Ładujemy baterie, bo już za tydzień rusza #LatoZksiążką w Mikołajkach!

😍
To już ostatnia tegoroczna odsłona naszego Festiwalu Czytelniczego, więc zapisujcie daty i... DO ZOBACZENIA na Mazurach.


Depresja

Depresja to choroba, która zabija. Czasami mogą wywołać się trudne przeżycia, czasami mniej trudne. Zawsze trzeba dążyć do diagnozy, bo to zwodnicza morderczyni: niby choruje się na coś innego, niby objawy nie te, a później się okazuje, że to przez depresję.
W moim przypadku były problemy ze wzrokiem. Widziałam plamami, miałam z tego powodu problem z czytaniem, ale na badaniach u okulisty okazało się, ze wszystko jest ok. Niesamowicie bolały mnie wszystkie stawy. Do tego doszły problemy ze snem (3 h na dobę). Do dziś się męczę z tym ostatnim, ale dzięki diagnozie, rozmowom z innymi osobami, lekom jest łatwiej. U mnie wystarczyło jedno wydarzenie, żebym miała taki problem. Czasami depresja to wynik nasilonego napięcia, które przeżywamy, a innym razem wieloletnich trudów. Pamiętajcie, aby nie bagatelizować sprawy, nie wyśmiewać, akceptować to, że inni mogą mieć depresję i wspierać ich.
Jeśli sami macie problem to naprawdę warto korzystać z pomocy lekarza. Jesteście potrzebni swoim bliskim, a do tego lekarstwa sprawią, że polepszy się jakość Waszego życia.
Chorujecie? Mówicie o tym, dzielcie się doświadczeniami, bo może w ten sposób odczarujemy negatywne społeczne nastawienie, może pomożemy zrozumieć, że hasło "Idź do psychiatry" może mieć taki wydźwięk jak "Idź do kardiologa", a nie piętnujący.

czwartek, 29 lipca 2021

Kociaki-bezdomniaki

Bezdomne rozmnażające się koty to duży problem. Tak duży jak bezdomne gołębie, które przymarzają zimą na gzymsach, dlatego zawsze, kiedy mogę choć troszkę w tej sprawie pomagać pomagam. Nie jakoś hurtowo i ciągle tylko troszeczkę. Najlepszą pomocą jest sterylizacja. Gminy mają pieniądze na ten cel, dlatego nie waham się dzwonić w tej sprawie. Jakiś rok temu objaśniano mi, że nie ma środków. Później okazało się, że znajomi bez problemu załatwili. Od ręki zadzwoniłam i mówię, że wiem, że środki są.
-Nie ma. Już pani mówiłem godzinę temu.
-A pół godziny temu przyznał pan sterylizację innej osobie. Proszę nie kłamać, że nie ma środków.
-Nie kłamię.
-Proszę nie kłamać, że pan nie kłamie, skoro pół godziny temu miał pan środki, a godzinę temu wmawiał mi, że środków nie ma.
-Ile potrzeba?
-Trzy.
-Zlecenia są do odebrania w urzędzie.
Po jakimś czasie dzwonię w sprawie kolejnych bezdomnych kotów, bo nikt nie przygarnie niesterylizowanych, a ich matki lepiej, żeby się nie rozmnażały tyle. Opowiadam, że jest kotka z piątką młodych i wszystkie potrzebują sterylizacji, żeby można było znaleźć dla nich dom.
-A skąd pani tyle tych kotów bierze?
Tłumaczę, że mnożą się w całym mieście i też w mojej okolicy. Zdobywam jedno zlecenie, koleżanka drugie, kolejne załatwione inaczej.
Kolejna rozmowa (czyli w sumie 3 z przyznaniem jakiegokolwiek zlecenia i bez kłamania, że nie ma):
-Wie pani, środków nie ma. Niech mi pani wyjaśni skąd te koty?
-Rodzę panie. Co kwartał nowy miot, żeby panu głowę zawracać. Może da pan zlecenie chociaż na sterylizację matki, bo za miesiąc to ona znowu będzie chciała się mnożyć, a w sprawie młodych zgłoszę się w nowym roku, żeby mieć szansę na znalezienie dla nich domu i dzięki temu odciążenia gminy z konieczności utrzymania ich.
Niektóre gminy organizują też darmową sterylizację i kastrację dla zwierząt, które mają już swój dom. Aby skorzystać z darmowej sterylizacji kota czy psa, należy więc najpierw dowiedzieć się w urzędzie gminy bądź urzędzie miasta, czy finansuje on w ramach tegorocznego budżetu takie zabiegi i od kiedy. Warto zadbać, aby mniej zwierząt trafiało do schronisk, sterylizować i szukać dobrych właścicieli.

wtorek, 27 lipca 2021

Elżbieta Sidorowicz "Okruchy gorzkiej czekolady. Rachunek nieprawdopodobieństwa"


„Mam dwadzieścia dziewięć lat, za sobą naprawdę sporo doświadczeń i do tej pory byłem przekonany, że zdołałem się już uodpornić na nieprzewidziane wypadki losowe, w każdym razie o tyle, by nie burzyły doszczętnie wszystkiego, co dotąd udało mi się wypracować.
Ale ta blondwłosa małolata o oczach, w których czai się uśmiech i gorycz bardziej gorzka niż najbardziej trujące zioła, rujnuje mój spokój. Ona ma osiemnaście lat, ja o jedenaście lat więcej, ona jest uczennicą, ja profesorem, wiem, że to wszystko z daleka pachnie jeśli nie prokuratorem, to porażką, która jest w cały układ nieomylnie wpisana, i co z tego, że próbuję się przed tym bronić”.
Światowa literatura pełna jest motywów romansu nauczyciela z uczennicą. Wszystkie jednak pisane z patriarchalnego punktu widzenia, w którym męskie oko lepi kochankę na obraz wymyślonego przez siebie ideału. W takim układzie nie ma mowy o równości, partnerstwie. Jest za to dominacja i narzucanie, czyli tak naprawdę przemoc, bo wola kobiety nie jest ważna. W „Okruchach gorzkiej czekolady. Rachunku nieprawdopodobieństwa” jest inaczej. Mamy spojrzenie, w którym bohaterzy są sobie równi, mogą być dla siebie inspiracją, zachęcać się do wysiłku intelektualnego, wzajemnie się uczyć.
„Ania. Czego mnie nauczy, dokąd mnie zaprowadzi? Jakich rzeczy dowiem się o sobie samym? Co będę musiał znieść? Czy kiedykolwiek spotka mnie nagroda?
Ania. Raptem, ni stąd, ni z owąd. Przeznaczenie? Karma? Dobry los? Dobry Bóg?
Nie wiedziałem”.
Paweł Jeż to mężczyzna po przejściach. I to zarówno w kwestii osobistej jak i zawodowej. Doświadczył wzlotów i upadków, ekscytacji i rozczarowań, które doprowadziły go do pracy w szkole. Do tego nie pierwszej lepszej tylko liceum plastycznym, czyli z uczniami, którzy nie tylko nie zapowiadają się na geniuszy matematyki, ale też często mają do niej bardzo wrogie nastawienie.
„Matematyka była mną, była we mnie, w moim mózgu, w mojej pamięci, w moich odruchach i wyborach, w każdej cząstce mnie samego”.
Na tle fascynacji dziedziną i ignorancji uczniów rodzi się konflikt, który we wrześniu narasta. Uczniowie i młody nauczyciel traktują się jak zło konieczne: oni muszą zaliczyć przedmiot, a on potrzebuje pracy. Starcia są coraz bardziej desperackie. Przełom przychodzi pewnego jesiennego dnia.
„Zobaczyłem dwie dziewczyny na środku korytarza, z których jedna jak na zwolnionym filmie powolutku osuwała się na ziemię, a druga bezskutecznie usiłowała ją podtrzymać czy złapać. Próba się nie udała, podszedłem szybko, roztrącając tłumek uczniów, którzy natychmiast zebrali się wokół leżącej dziewczyny. Dopiero wtedy ją rozpoznałem. To ta Ania, o którą była ścina z dyrektorem, dziewczyna, która została zupełnie sama. Wtedy burknąłem to, co burknąłem, teraz pochyliłem się, odsunąłem jej przerażoną koleżankę i dźwignąłem Anię z ziemi. Podniosłem się, trzymając Anię na rękach, spojrzałem z bliska w jej twarz i raptem poczułem, że schodzi ze mnie lawina”.
Miłość potrafi zaskakiwać. Nawet tych, którzy twardo zapewniają:
„W ogóle nie wierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia”.
Uczucie otwiera go, pozwala uświadomić sobie, że cynizmem i zastraszaniem niczego nie nauczy uczniów, a do tego nie będzie miał szansy zawalczyć o bliskość ukochanej. Paweł Jeż otwiera się na refleksję, zmianę oraz wypracowuje w sobie cierpliwość. Wszystko, żeby zmienić to, co do tej pory wypracował w szkole.
„Bała się mnie jako człowieka…
Więc aż tak strasznie narozrabiałem w tej szkole, żeby trzeba się mnie było bać?”.
„Okruchy gorzkiej czekolady” Elżbiety Sidorowicz są jedną z tych powieści, obok których nie mogłam przejść obojętnie. Pisarka z niesamowitą wprawą porusza wiele ważnych tematów, maluje słowem świat, zabiera nas w krąg niezwykłej wrażliwości nastoletniej bohaterki, która jest delikatna i silna zarazem. „Morze ciemności” i „Serce na wietrze” pozwoliły mi na zaprzyjaźnienie się z tą niezwykłą postacią i rozkochanie w sposobie tworzenia świata przez pisarkę. Teraz do czytelników trafiły kolejne tomy. Oba zatytułowane „Rachunek nieprawdopodobieństwa” i zabierające nas w świat wydarzeń znanych z tomu „Serce na wietrze”, czyli czasu, kiedy serce bohaterki rozkołysane jest miłością. Wszystko byłoby piękne i proste, gdyby mężczyzna, w którym się zakochała nie był jej nauczycielem. Ostatni tom zabiera nas w świat Pawła Jeża. Poznajemy wydarzenia z jego perspektywy, czyli oczami naukowca na wygnaniu w liceum artystycznym, gdzie musi odnaleźć się i przygotować uczniów do matury. Zadanie nie łatwe. Do tego jego życie osobiste pełne będzie zaskakujących zwrotów, zadziwiających i często brawurowych akcji. Mimo znajomości wcześniejszego tomu ten czyta się z zapartym tchem. Nie pozwala nam na chwilę wytchnienia do ostatniej strony, a nawet wtedy czujemy pewnego rodzaju niedosyt. Dużym plusem tej części jest autonomia w stosunku do wcześniejszych. Jeśli nie znacie ich to wcale nie musicie po nie sięgać. Śmiało możecie wejść w świat bohaterów w trzeciej części. Zapewniam Was jednak, że po tej lekturze na pewno będziecie chcieli poznać wydarzenia z perspektywy Ani. Uważam, że rewelacyjną zabawą jest czytanie drugiej i trzeciej części jednocześnie. Będzie to  wolniejszy spacer przez życie bohaterów, ale za to lepiej będzie można cieszyć się drogą.
„Nigdy nie rozumiałem ludzi, którzy idą szlakiem, trzymając się w dodatku prognozowanego czasu wejścia co do minuty, więc pędzą tam, dolatują i natychmiast podejmują trud schodzenia, tak jakby liczyła się tylko droga. Droga jest ważna, ale droga służy też czemuś. Dotarciu w pewne miejsce, do którego dochodzi się, by tam być. Nie minąć, nie przelecieć nieuważnie. Zatrzymać się. Być. Być wewnątrz gór”.
W każdym tomie pisarka porusza wiele ważnych tematów. Jest tu problem przeżywania żałoby, inicjacji seksualnej, wykorzystania, przemocy fizycznej i psychicznej, brak wiary w siebie, nieuczciwość pracodawcy, manipulacja, próba samobójstwa, molestowanie, ale też pokazanie jak ważne są kontakty z ludźmi, jak wiele można zdziałać systematyczną pracą, jak istotna jest codzienna dyscyplina oraz określenie swoich celów bez zastanawiania się, co powiedzą o nich inny. Widzimy też, że prawdziwa miłość przetrwa największe próby, a rok to niewiele czasu i warto go dobrze wykorzystać, aby móc cieszyć się wspólną przyszłością. Jaka ona będzie? Przekonajcie się sięgając po książki.
„Jak to powiedział kiedyś Czarek – nie jestem ósmym cudem świata. Jak to powiedział Leszek – jestem zasranym romantykiem. Jak to powiedziała Majka – jestem pierdolonym skurwysynem. Jak to powiedziała Emilka – jestem matematykiem”.
W pierwszym tomie dominował smutek, który Elżbieta Sidorowicz bardzo umiejętnie przykryła malarskimi opisami otoczenia. W drugim mamy nakładające i piętrzące się uczucia. Bohaterka na pewno nie zapomni o śmierci rodziców, bo to nie jest łatwe, ale jej smutek będzie mniejszy, przeżywana żałoba łagodniejsza. Za to w sercu pojawi się coś jeszcze: miłość. I tu będzie aż iskrzyć. Nawet wtedy, kiedy nie będzie jeszcze świadoma swojego uczucia. Niestety w jej życiu nic nie jest łatwe i na drodze miłości stanie parę przeszkód. Trzeci wprowadza nas w świat napięcia, brawurowych i niebezmiesięcznych akcji oraz walki o serce ukochanej.
„Często w życiu podejmujemy desperackie decyzje, których potem nie potrafimy udźwignąć i z ulgą przyjmujemy czyjąś pomoc lub choćby obecność. Czasami jednak podejmujemy decyzje świadomie i nie chcemy, by ktokolwiek je podważał, zakłócał nasz spokój”.
„Okruchy gorzkiej czekolady” to powieść uniwersalna, czyli taka, która świetnie sprawdzi się zarówno w przypadku nastolatków borykających się z trudami życia, przeżywających żałobę, bunty, szukających swoich dróg, czujących, że świat jest niesprawiedliwy, złych na to, że muszą utrzymywać z kimś kontakty, bo „przecież tak wypada”, przeżywających pierwsze miłości, doświadczenia seksualne, uzależnienia, depresje oraz dla dorosłych czytelników mających dzieci w różnym wieku. Każdy znajdzie w tej książce coś dla siebie. Młodzi czytelnicy odkryją jak ważne jest tworzenie i podtrzymywanie relacji z bliskimi, poznawanie znajomych rodziców (chociaż to passe), zdobywanie każdej wiedzy, bo nigdy nie wiadomo, kiedy ona się nam przyda, a starsi dostrzegą jak niesamowite ważne jest poświęcanie dużej ilości czasu dzieciom, zachęcanie bliskich do rozwijania kontaktów z dziećmi, zabezpieczenia finansowe, tworzenie takich powiązań, które pozwolą uchronić pociechy przed pobytem w domu dziecka.
„Ania to nie dziecko. To dojrzała kobieta, mądra i dumna, o potężnym sercu. To cud, który się wydarzył w twoim życiu, stanął na twojej drodze. Kochaj ją, nie zawiedź, bądź jej godzien. Nie skrzywdź jej. Bądź cierpliwy. Czekaj”.
Powieść Elżbiety Sidorowicz to bardzo mocna literatura. Książka o bardzo trudnych sprawach, ale jednocześnie napisana w taki sposób, że obok rozpaczy, żalu, żałoby, rozgoryczenia jest też miejsce na przypominanie sobie jak ważna jest radość z małych rzeczy, dostrzeganie piękna otoczenia, podnoszenie się po upadkach, pozwolenie innym na pomoc i wspominanie pięknych chwil.
W książce Elżbiety Sidorowicz jest coś takiego, że ma się wrażenie, że ona powieść namalowała. Dużo tu opisów, barw, emocji mających konkretne kształty, a nawet nasycone określonymi dawkami światła, zwłaszcza w tomach, w których w swój świat wprowadza nas Ania: „…dom, jasny dom… jasny dom w jabłkowym sadzie, u wrót lasu…”. Czasami tak skąpe narysowanie całości sprawia, że my mimo wszystko wyobrażamy sobie to miejsce. Widzimy je też w jesiennych szarugach, zimowych pluchach, błocku prześladujących mieszkańców mających domy na obrzeżach Warszawy, gdzieś na skraju Lasu Kabackiego. Pięknie, malowniczo, ale też surowo, ciemno, nieprzyjaźnie. Kiedy autorka poucza Anię słowami jej babci, że ważne są miejsca między nutami to wiemy jak ważne w tej powieści są te miejsca nieopisane, te niedopełnienia, prześwity, niedopowiedzenia. Niby mamy tu opisy wszystkiego, ale są to szkice pozwalające czytelnikowi na umeblowanie miejsc, wyobrażenie sobie emocji związanych z określoną ilością światła czy pokazanych za pomocą surowca, z którym ma kontakt Ania. Chwile wytchnienia to te, kiedy mości się wygodnie w fotelu, patrzy na buzujący w kominku ogień, raduje się widokiem za oknem, a rozpacz wiąże się z kamieniem i czernią, pluchą, burością, twardością. Swoją żałobę bohaterka zagłusza walcząc ze stertą węgla, przeżywa płacząc na kamiennej posadzce, pokonując błotnistą trasę na przystanek. W czerni giną też ważne rzeczy: wizytówka, poczucie, że ma się kogoś bliskiego. Światło wyłania tu wszystko to, co dobre. Na tle jasnego okna widzi też osoby, które są bliskie jej sercu. Tej malowniczości nie zabraknie w spojrzeniu Pawła Jeża używającego dosadniejszego języka i patrzącego na otoczenie męskim okiem, ale nie ma w jego spojrzeniu szowinistycznego degradowania ukochanej. Jest za to dostrzeganie piękna jej ciała, umysłu i ducha. Do tego potrafi dać jej proste, przyjacielskie rady:
„Zawsze rób to, na co masz ochotę – powiedziałem najbardziej niepedagogicznie na świecie. W dupie miałem jakąkolwiek pedagogikę. – Nie oglądaj się na ludzi, nie kieruj się ich sądami. A jak cię ktoś obrazi… pamiętaj, ja też umiem dać w mordę”.
Elżbieta Sidorowicz rewelacyjnie snuje fabułę. Znajomość wcześniejszych tomów absolutnie nie przeszkadzała we wchodzeniu w czas, który doskonale znałam i wiedziałam, jak potoczy się akcja. Pisarka zabiera nas tu do świata męskiego, pokazuje wszystko to, co było dla nas tajemnicą, pozwala podejrzeć nie tylko codzienność ukochanego Ani, ale także jego myśli, przeżycia, odczucia. Bardzo miło zaskoczyło mnie to, że ostatnia część trzymała mnie w napięciu do ostatniej strony. Po raz kolejny ścigałam się z bohaterami, nie mogłam oderwać się od książki, chciałam lepiej poznać ich życie i ciągle im dopingowałam. Po zamknięciu lektury nadal czuję niedosyt. Chciałabym poznać dalsze losy bohaterów, bo jakże tak porzucać ich po tylu wspólnie spędzonych stronach, przeżytych emocjach, towarzyszeniu w ich wyzwaniach?








Wielkie rozdanie książek Justyny Chrobak

 


Koty i okna


Mamy dwa koty i od zalania wietrzę, suszę przy pomocy wszystkich okien otwartych. Koty chodzą, krążą i nie skaczą na parapety. Kiedy ktoś mnie odwiedza jest zdziwiony:
-One nie wychodzą przez okna?
Wtedy Leo (ten odważniejszy i wpychający pod ludzkie nogi ogon) siada na łóżku naprzeciwko okna i patrzy. Patrzy i myśli. A później biegnie do drzwi i tam próbuje wyjść. Drzwi zamknięte, bo drzwiami chcą wychodzić. Dlaczego? Trudno zrozumieć, ale zakładam, że duża zasługa tu Tutusia, który tylko drzwiami wychodzi i koty przez te szklane drzwi go obserwują. Zza okna też obserwują, ale Tutuś jeszcze nigdy nie wychodził przez okno. Jeśli on przez okno nie wychodził (a jest starszym i bardziej doświadczonym bratem) to zwyczajnie się nie da.
Lilka przyjmuje filozofię: "A po cóż wychodzić skoro ludzkość dobra? Pogłaszcze, przytuli, zrozumie kocie dylematy i potrzeby".

poniedziałek, 26 lipca 2021

Elżbieta Sidorowicz "Okruchy gorzkiej czekolady. Rachunek nieprawdopodobieństwa"


„Okruchy gorzkiej czekolady” Elżbiety Sidorowicz są jedną z tych powieści, obok których nie mogłam przejść obojętnie. Pisarka z niesamowitą wprawą porusza wiele ważnych tematów, maluje słowem świat, zabiera nas w świat niezwykłej wrażliwości nastoletniej bohaterki, która jest delikatna i silna zarazem. „Morze ciemności” i „Serce na wietrze” pozwoliły nam na zaprzyjaźnienie się z tą niezwykłą postacią i rozkochanie w sposobie tworzenia świata przez pisarkę. Teraz do czytelników trafia kolejne tomy. Oba zatytułowane „Rachunek nieprawdopodobieństwa” i zabierające nas w świat wydarzeń znanych nam z tomu „Serce na wietrze”, czyli czasu, kiedy serce bohaterki rozkołysane jest miłością. Wszystko byłoby piękne i proste, gdyby mężczyzna, w którym się zakochała nie był jej nauczycielem. Ostatni tom zabiera nas w świat Pawła Jeża. Poznajemy wydarzenia z jego perspektywy, czyli oczami naukowca na wygnaniu w liceum artystycznym, gdzie musi odnaleźć się i przygotować uczniów do matury. Zadanie nie łatwe. Do tego jego życie osobiste pełne będzie zaskakujących zwrotów, zadziwiających i często brawurowych akcji. Mimo znajomości wcześniejszego tomu ten czyta się z zapartym tchem. Nie pozwala nam na chwilę wytchnienia do ostatniej strony, a nawet wtedy czujemy pewnego rodzaju niedosyt. Dużym plusem tej części jest autonomia w stosunku do wcześniejszych. Jeśli nie znacie ich to wcale nie musicie po nie sięgać. Śmiało możecie wejść w świat bohaterów w trzeciej części.
Premiera już jutro!



niedziela, 25 lipca 2021

Michał Biarda "365 dni Grażynki"


To był zwyczajny wieczór w kinie, dopóki Grażynki nie wciągnął film. Dosłownie.

Piękna, młoda Polka podczas wakacji z ukochanym zostaje porwana przez sycylijskiego mafiosa. Tyleż bezwzględny, co przystojny, Massimo daje dziewczynie równo 365 dni na zakochanie się w nim. Ofiara, mimo początkowego buntu, zaczyna darzyć przestępcę uczuciem.

Brzmi znajomo? Tak! To fabuła bestsellerowej powieści erotycznej „365 dni" autorstwa Blanki Lipińskiej, na podstawie której nakręcono kinowy hit.

Idealny materiał na parodię...

Co byś zrobiła, gdybyś to Ty trafiła pod skrzydła zabójczo szarmanckiego bossa mafii? Ty, Twoje kilkanaście kilo nadwagi, nieodłączny gumowy przyjaciel Pan Różowy oraz Twój cięty język i poczucie humoru, którymi tuszujesz niedoskonałości ciała?

Odpowiedź na to pytanie poznała Grażynka, którą podczas kinowej premiery wciągnął film. Dosłownie.

Beata Sarnowska "Nuty Feliksa" il. Małgorzata Detner


Ostatnio mam duże szczęście do książek zabierających czytelników na prowincję. Zwłaszcza taką, która została wykreowana przez pisarzy, czyli nie ma sensu szukać ich na mapie, ale za to jest takim „Everytownem” dla małych miejscowości. Wszystkie pięknie pokazują relacje w małych społecznościach, zależności, układy, układziki, sieci powiązań, a czasami bywają pretekstem do pokazania zróżnicowania ludzkich charakterów i uświadomienia, że wszędzie mogą być ci dobrzy i źli, a samo funkcjonowanie społeczeństw zależy od każdego z nas. Tu z kolei kładziony jest nacisk na uczciwość, obowiązkowość, skrupulatność, zaangażowanie w pracę oraz umiejętność współpracy. Do tego do uroków takich prowincjonalnych miejscowości należy to, że mieszkańcy zwracają uwagę na niepozorne miejsca typu kawiarnia czy sklep. Miejsca, w których gromadzą eksponaty, urzędy oraz biblioteki to lokalne centra „dowodzenia”, których pracownicy w różnorodnym zakresie ze sobą współpracują. Widzimy sporą elastyczność mimo różnicy poglądów, bo w takich społecznościach każdy ma swoje miejsce i jest ważnym trybikiem, którego nie tak łatwo zastąpić. Czasami zdarzają się okazje do wymiany na innych współpracowników, ale nigdy nie wiemy, czego będziemy mogli się po nich spodziewać, a starych znamy i tolerujemy. Do tego ich wieloletnia obecność na danym stanowisku to gwarancja stałości i spokoju, a ten w małych miejscowościach jest bardzo ceniony. I tak właśnie jest w książce Beaty Sarnowskiej „Nuty Feliksa”.
Akcja zaczyna się powoli. Grupka dzieci z lokalną ekipą telewizyjną ma pokazać uroki małej miejscowości. Punktem wyjścia ma być lokalne muzeum poświęcone Feliksowi Nowowiejskiemu. Niestety na miejscu okazuje się, że nikt nie ma głowy do oprowadzania po miasteczku, ponieważ zginął bardzo ważny eksponat: nuty sławnego utworu kompozytora. Zamiast pokazywać prowincję dzieciaki razem z dziennikarzem prowadzą śledztwo, w czasie którego podejrzanych przybywa. Na jaw wychodzą zatargi, pretensje, znajomości, współprace, marzenia i pragnienia. Każdy ma powód do tego, aby ukraść nuty i wyeliminować przeciwników z pola wpływów. Dziesięcioletni bohaterzy jednak nie dają ponieść się emocjom i trzeźwo oceniają sytuację, dzięki czemu idą po nitce do kłębka i z powodzeniem rozwiązują zagadkę. Nuty udaje się znaleźć. Kto i dlaczego je zabrał musicie dowiedzieć się czytając książkę.
Opowieść pięknie pokazuje, dlaczego spostrzegawczość oraz umiejętność wyciągania wniosków są bardzo cennymi umiejętnościami. Do tego pozwala zrozumieć czytelnikom, że kierowanie się uprzedzeniami może przyczynić się do oskarżenia niewinnej osoby. Lepiej się zdystansować i poszukiwać kolejnych tropów, bo od znalezienia winnego ważniejsze jest odnalezienie cennego eksponatu. Do tego dorośli potrafią tu pięknie współpracować z dziećmi, pozwalają im na rozwijanie cennych umiejętności.
Beata Sarnowska podzieliła przygodę trójki młodych przyjaciół na mniejsze części. Po każdym ważnym spostrzeżeniu czytelnicy dostają pytanie, na które muszą odpowiedzieć. Dalsza akcja pozwoli zweryfikować to, czy mieli trafne spostrzeżenia. Świetna lektura nie tylko na wakacje. Zdecydowanie polecam.





Ariadna Piepiórka "Szmaragdowa ważka"


„Straszne to jednak, gdy ktoś żyje tylko dla pieniędzy. Ani Jemu nie można zaufać, ani on nie może zawierzyć nikomu”.
Istnieje przekonanie, że jednostka niewiele może zdziałać. Zwłaszcza, kiedy jest młoda i niedoświadczona. A co jeśli takich osób byłoby więcej? W grupie zawsze siła. To jak wygląda życie społeczne na każdym poziomie zależy od każdego jej członka. Jeśli udajemy, że nie widzimy i nie słyszymy zgadzamy się na przemoc i w ten sposób stajemy się współwinni. Jeśli nie reagujemy na dyskryminację, zastraszanie, niszczenie to powinniśmy stanąć przed lustrem i powiedzieć sobie: „To ja pomagam w złych czynach”. Jeśli nie potraficie przyjąć tego do wiadomości możecie dowiedzieć się jak pięknie można się buntować, jednoczyć, dążyć do społecznego dobra, walki z totalitaryzmem, mówić o nim, aby nie zadusił Was swoimi mackami.
Akcja „Szmaragdowej ważki” rozgrywa się na prowincji. W małym miasteczku wszyscy wszystkich znają, mają wyrobione opinie, wypracowane układy oraz zbudowaną pozycję. Miejscowość bardzo przypomina mi moje rodzinne strony, ponieważ mamy tu tylko szkołę podstawową i przedszkole. Do każdej innej placówki edukacyjnej trzeba dojechać. Z pracą jest podobnie. Głównym pracodawcą jest burmistrz. Ten powieściowy jest niesamowicie przedsiębiorczy i przez to uzależniający ludzi od siebie. Małe miasteczko bez perspektyw, ale z dużym potencjałem, którego włodarz wykorzystuje. Jednak jak owe możliwości zostaną wykorzystane tak naprawdę zależy od każdego z mieszkańców. W tym hermetycznym środowisku bardzo szybko wybija się burmistrz, który korumpuje wiele osób, dzięki czemu zyskuje oddanych pracowników gotowych zrobić wszystko. Stworzony przez niego światek dzieli się na jego zwolenników i tych, którzy powinni wyprowadzić się z miasta. I tak właśnie się dzieje. Kolejne osoby zamykają własne firmy i uciekają z dala od prowincji do miast, które dają większą swobodę działania. Mieszkańcom od lat wydaje się, że nic nie da się z tą sytuacją zrobić. Mamy tu niesamowicie piękny i trafny opis totalitaryzmu na poziomie prowincji. Tworzenie warstw uprzywilejowanych i będących w kręgach współpracy z władzą oraz prześladowanych jest tu niesamowicie dobitny. Na tym tle rozgrywa się akcja, która początkowo wcale nie wskazuje na to, że będzie to tak poważna i pouczająca lektura, dzięki której odkrywamy, że do tworzenia wielkich rzeczy wcale nie trzeba mocy superbohaterów. Czasami wystarczy upór, umiejętność dostrzegania zła i szukania metod walki z nim. Z takiego starcia nigdy nie wyjdziemy bez ran, ale na pewno wszystkim się opłaci. Zwłaszcza, kiedy niepozorne zachowania mogą się okazać siecią powiązań tyrana.
Bohaterami „Szmaragdowej ważki” Ariadny Piepiórki jest grupa nastolatków, na której czele stoi Basia Łuczak mająca trzynaście lat, dwóch braci i niepełnosprawną babcię wymagającą opieki. Starszy z braci opiekuje się wszystkimi. Rodzeństwo mu pomaga, aby nie było to dla niego zbyt trudne. Są biedni, ale szczęśliwi, bo mają siebie i wzajemnie o siebie dbają. Do tego Basia zdecydowanie preferuje towarzystwo kolegów, którzy robią ciekawsze rzeczy, łatwiej namówić do tworzenia organizacji mającej zwalczać zło. Młodzież początkowo ma małe doświadczenie i jest przekonana, że jedyny sposób walki to zastosowanie wobec małych i dużych terrorystów to karanie ich, czyli także przemoc. Adam (najstarszy brat Basi) pięknie pokazuje, że taka walka nie przyniesie niczego dobrego. To on uczy wszystkich, że czasami więcej można zdziałać bez krzywdzenia. Próba przemocowego działania sprawia, że bohaterzy wpadają w pętlę coraz większej przemocy wobec nich. Muszą się ukrywać, pilnować, bo ich życie zostaje wystawione na niebezpieczeństwo. W wyniku działań przestępców tracą dom. Wtedy zaczyna się największa z prób. Młodzi bohaterzy muszą mądrze wybrać u kogo zamieszkają, kto jest ich prawdziwym przyjacielem, a kto jedynie pragnie wykorzystać do własnych celów.
Książka pełna jest zaskakujących zwrotów akcji, pouczających lekcji, z których najważniejsza przekonuje młodego czytelnika, że każdy z nas może zmienić swoje otoczenie na lepsze. Czasami wystarczy głośno mówić o brudach i jednoczyć ludzi, aby nie ulegali władzy tyranów. Ariadna Piepiórka oddała nam do rąk piękną i pouczającą lekturę pokazującą jak ważne jest zaangażowanie społeczne. Do tego porusza kwestię niewykluczania nikogo ze względu na płeć, wiek czy zasobność portfela. Ważne jest to, co dana osoba może dać społeczności. Zdecydowanie polecam nie tylko młodzieży.




środa, 21 lipca 2021

Zdrowy chłop

-Mój syn to ma straszną dziewczynę. Już nie wiem co robić. Ona do kościoła nie chodzi. Co robić? - zagaduje mnie kobieta w wieku mojej mamy.
-Dziękować Bogu - podpowiadam.
-Ale przecież ona jest w ciąży. Jak ona nie ochrzci to mały szatanek będzie chodził.
-Niech się pani nie martwi. Jeśli syn jest idealnym katolikiem to na pewno nie jego, bo wiara wymaga niewspółżycia przed ślubem.
-No, co też pani. On zdrowy chłop jest. Na pewno jego. Tylko, żeby ochrzcili.
-Ale po co?
-Z panią to się nie da rozmawiać! - Obraziła się rozmówczyni i poszła dalej.

poniedziałek, 19 lipca 2021

Ekstremalne biegi

Kiedy szłam rano ulicami myślałam sobie jak niesamowicie dobrze, że już nie mamy w wózku kół z oponami napełnianymi powietrzem tylko kauczukowe. Zachwycałam się tym luksusem do popołudnia, kiedy to po 2 h wożenia Ola odzyskała siły i jak przyspieszyła to pozostało ją gonić. Kiedy się biegnie za dzieckiem z autyzmem (nie, to nie jest bieg za neurotypowym, które wystarczy zawołać i poczeka) nie ma czasu na patrzenie pod nogi. W stopę wbiłam sobie szkło. Już wiem jak to jest biec za dzieckiem mając szkło w stopie. Wcześniej wiedziałam jak to jest biec za dzieckiem mając zardzewiały gwóźdź (taka tam przygoda z wjechaniem w lesie w szczątki wywiezionego płotu). Różnica między dawną przygodą a obecną jest taka, że wtedy miałam przy okazji 2 koła do naprawy, wielki strach, że zgubię pędzącą Olę. Tym razem dziecko 20 m przede mną i jakoś tak spokojniej, pewniej. Zwłaszcza, że było to już niedaleko domu.
Jedno mnie zastanawia: skąd ta moda tłuczenia szkła po wypiciu alkoholu. Ja wiem, że był weekend i lud potrzebował się schlać, ale zostawiać potłuczone szkło tuż przy koszu. Sama nieraz interweniowałam, kiedy taki delikwent opróżnił butelkę i rozbijał ją na chodniku. Jestem tak przekonująca, że sprzątał... No, ale musiałam tego wymagać od niego. Kolejna rzecz: nigdy nie widziałam kobiety tłukącej szkło o chodnik.
Spotkałam dziś ulubieńca wielu osób, czyli miłośnika pisu. Pan podszedł do mnie i stwierdził:
-Pani nie może być magistrem.
-Dlaczego? - Zdziwiłam się.
-Pani ma w sobie za wiele życzliwości.
I później przypomniała mi się rzecz, która skłoniła mnie do wniosku, że empatia i życzliwość nie mają nic wspólnego z wykształceniem. Wykształcenie to wiedza i umiejętności z pominięciem umiejętności wczucia się w sytuację drugiej strony. Miałam ostatnio taką przygodę z "rewelacyjną" ścieżką rowerowo pieszą na Jagiellonów. Chodnik mający jakieś metr szerokości jest drogą dla rowerów i pieszych. Kiedy idę z Olą w wózku i psem w stronę OKW pies może iść po trawniku i dzięki temu zajmuję zaledwie 60 cm. Wjeżdżanie na trawnik wózkiem obciążonym dzieckiem jest problematyczne i kiedy nie muszę i nie trzeba to tego nie robię, więc staram się iść tuż przy krawężniku, pies po trawniku i pozostaje koło 50 cm dla innych. Osobom ze standardowymi wózkami z dziećmi i dla niepełnosprawnych ta szerokość starcza. Większości rowerzystów też ona nie przeszkadza. Bywa jednak, że taki rowerzysta powie, co myśli o moim niezjeżdżaniu na trawnik (jakby sam sobie tym trawnikiem nie mógł pojechać). W ubiegłym tygodniu Ola miała gorszą formę i chodzenie było szersze. Przeszkodziło to tylko jednej osobie. Aż przykre, że był to nauczyciel, bo inni nauczyciele witali się z Olą, zagadywali, próbowali ją rozweselić. Był też chłopak z upośledzeniem umysłowym. Skończył jedynie podstawówkę Zjechał rowerem na drogę wewnętrzną. Spytałam się go, dlaczego to zrobił. Powiedział mi, że po prostu chciał, aby mi było łatwiej, żebym nie musiała jej bardziej pilnować tylko iść swobodniej. Bardzo mnie wzruszyło, że dostrzegł i zrozumiał.

Spotkanie autorskie z K.N. Haner - ŁEBA


Spotkanie autorskie z K. N. Haner - pseudonim polskiej autorki Katarzyny Nowakowskiej, która zaczęła publikować w 2015 roku. Tworzy powieści erotyczne oraz romanse, ale w jej książkach nie brakuje również elementów fabuły przypisywanych takim gatunkom, jak kryminał czy thriller. Okrzyknięta przez swoje fanki "Królową Dramatów", doskonale radzi sobie z opowiadaniem historii, które uwodzą polskie czytelniczki.
Na swoim koncie ma 16 bestsellerowych powieści i nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Prywatnie jest przepełniona pozytywną energią,otwarta i rodzinna. Kocha pisać, czytać i gotować.

Spotkanie autorskie z Patrycją Strzałkowską w Łebie


Mama, żona, zakochana w swoim mężu od dziecka. Kiedy córka idzie do przedszkola, z kobiety domowej zmienia się w kobietę pracującą i pisze książki. Po godzinach jest także znana influencerką działającą na Instagramie jako @patrycjastrzalkowska. Teraz postanowiła przesunąć wajchę, romanse zamieniając na thrillery. Jej najnowsze książki zaskakują nowym stylem, przenikliwą fabułą i niespodziewanym zakończeniem. A to dopiero początek mrocznej odsłony Strzałkowskiej.

Spotkanie autorskie z Dariuszem Dziekanowskim w Łebie


Jeden z najlepszych i zarazem najbardziej kontrowersyjnych piłkarzy w historii polskiego futbolu przerywa milczenie. Kochany i nienawidzony, uwielbiany i wyszydzany, u szczytu kariery z łatwością mógł rywalizować z czołowymi zawodnikami na świecie. Kiedyś najdroższy piłkarz polskiej ligi, do dziś wynoszony na piedestał przez kibiców w Warszawie, Glasgow i Bristolu, za to z niechęcią wspominany w Łodzi.
Szczera, przesycona autoironią, pełna fascynujących i bulwersujących szczegółów opowieść człowieka, który w ukochanej dyscyplinie sportu osiągnął wiele, ale mógł znacznie więcej. Barwnie przedstawione postaci z pierwszych stron nie tylko sportowych gazet, kopalnia wiedzy dla miłośników piłki nożnej, żywa i wciągająca historia dla każdego, kogo interesują losy ludzi nietuzinkowych, wymykających się jednoznacznym ocenom. Autor wiele miejsca poświęca także swojej pracy trenerskiej, m. in. u boku Leo Beenhakkera, oraz współczesnej polskiej piłce nożnej, ujawnia fakty i stawia tezy, które z pewnością nie wszystkim przypadną do gustu.
Napisana żywym, potoczystym językiem książka dostarcza mnóstwa informacji faktograficznych, bawi, irytuje, wzrusza i skłania do refleksji. Pokazuje Dziekanowskiego takim, jakim go znamy i pamiętamy, a równocześnie odsłania jego zupełnie inne, mało znane oblicze.

Spotkanie autorskie z Robertem Ziębińskim w Łebie


Współprowadzący audycję „Gra wstępna” w Antyradiu. Przez prawie dekadę pracował w dziale kultury „Newsweek Polska”, pisał dla „Tygodnika Powszechnego”, „Gazety Wyborczej”, „Rzeczpospolitej”, „Przekroju” i „Nowej Fantastyki”. W latach 2017-2019 redaktor naczelny „Playboya”.
Autor dwóch unikatowych na skalę europejską książek o Stephenie Kingu: „Stephen King: instrukcja obsługi” (2019) i „Sprzedawca strachu” (2014), a także kryminałów: „Furia” (2019), „Wspaniałe życie” (2016), „Dżentelmen” (2010), horrorów: „Dzień wagarowicza” (2020), „Piosenki na koniec świata” (2019), powieści dla młodzieży „Czarny staw” (2020) i przewodnika szlakiem kultowych londyńskich filmów, zespołów i książek: „Londyn. Przewodnik POPkulturowy” (2015).
Jazz to jego ulubiony gatunek muzyczny. Na kartach jego książek słychać właśnie jazz. Autor w wywiadach śmieje się, że cały czas otacza się martwymi ludźmi. Słucha starych jazzowych płyt, czyta stare powieści i ogląda stare filmy.

niedziela, 18 lipca 2021

Powoli, powolutku




Ja przestawiam, przekładam, żeby meble nie stały przy ścianach, a koty chodzą i przyglądają się. Leo z wielkim zafascynowaniem. Lili z lękiem w oczach. Troszkę nabijamy się, że koty wybieraliśmy charakterem takim jak siebie nawzajem: Leo wybrał Dominik, ja Lilkę. Leo to typ kota, który nie zraża się niepowodzeniami. Jest ciekawski, żywotny, zawsze spada na 4 łapy i wszędzie wejdzie, wskoczy na najwyższe szafy, podporządkuje sobie psa. Lilka natomiast jest delikatna, zdystansowana, nie lubi zmian. Kiedy patrzy na to, co wyprawiam ma dokładnie taką samą minę jak Dominik: "To naprawdę takie niezbędne? Przecież było dobrze" i na wszelki wypadek ewakuuje się ze strefy przestawiania.
Ola wybierała Tutka i jest jak Tutek: przychodzi, zerka, szturcha, że trzeba wyjść na spacer, a nie przestawiać kolejne rzeczy, a później siedzi i klei swoje masy, zużywa hurtowe ilości kleju (Tutek w tym czasie pracuje nad tworzeniem frędzelków w swoim kocu). Wszystko powoli, spokojnie, z trzema spacerami po 6 km każdy. Ola potrafi już przejść 3 km dziennie i bardzo pięknie odpręża się. Już nie reaguje paniką na szczekające psy. Po pogryzieniu w styczniu 2020 miała problem i krzyczała na odgłos szczekającego psa. Obecnie potrafi przejść bez paniki obok miejsca zdarzanie. Jeszcze tylko Tutuś zachowawczo ogląda się i rozprasza zamiast skupiać się na swojej pracy, czyli pilnowaniu, kontrolowaniu i aktywowaniu Oli.
Kolejna wspaniała rzecz: Ola powoli zaczyna zasypiać bez strachu. Wcześniej była to walka. Robiła wszystko, żeby tylko nie zasnąć. Dużo zrobiłam, jestem fizycznie zmęczona, psychicznie też, ale jest naprawdę wspaniale, że to powoli wygląda inaczej, że nie muszę sterczeć nad Olą tylko mogę coś jeszcze zrobić, a ona potrafi sama zająć się sobą. Oczywiście pod nadzorem (muszę mieć ją na oku), ale to zupełnie inna jakość pracy, kiedy nie trzeba mówić dokładnie dziecku, co ma robić, kierować każdym jego ruchem.