Etykiety

niedziela, 31 lipca 2022

P.L. Travers "Mary Poppins otwiera drzwi"


Książki o Mary Poppins mają swój niepowtarzalny urok i klimat, który nie każdemu może się podobać, jak inne książki brytyjskich pisarzy z początku XX wieku. Jest w nich mrok i dużo zła, ale też i zabawa, niepowtarzalne powiedzonka, zabawy słowne. Do tego pisarka pokazuje problem dyskryminacji, pokazuje snobizm i seksizm wśród klasy średniej i wyższej. Nie ma tu ich krytyki tylko przedstawienie rzeczywistości, a ta z perspektywy naszych czasów wygląda brzydko i egzotycznie jednocześnie. Wykreowany przez P.L. Travers świat niejednokrotnie próbowali uchwycić filmowcy i to sprawiało, że lektura na nowo zyskiwała czytelników oraz słuchaczy. Można się pokusić o stwierdzenie, że to właśnie filmy sprawiły, że wykreowani przez Travers bohaterzy stali się sławni i zapewnili reklamę jej książce, która zdecydowanie odbiega od przesłodzonych obrazów filmowych. Do tego nie jest to łatwa, lekka i przyjemna opowieść. Sporo tu fantazji, niezwykłych wydarzeń, absurdalnych przygód dzieci, ale całość wypada bardzo ponuro, wręcz przytłaczająco, bo z jednej strony młodzi bohaterzy uczestniczą w niezwykłych wydarzeniach, łamią prawa fizyki, a z drugiej ich pytania często traktowane są jak wścibstwo i niepotrzebne zawracanie głowy. A może pisarka po prostu pięknie uchwyciła zderzenie świata dorosłych i dzieci: jedni chcą mieć spokój, a drudzy fantazjują. Zresztą o taki klimat w filmach bez powodzenia walczyła autorka. W przypadku tej książki uważam, że zdecydowanie jest to opowieść, którą rodzice powinni czytać, bo tempo przechodzenia przez tekst ma duże znaczenie. Zwłaszcza, że nie jest to lektura krótka, a przecież skierowana do uczniów nauczania początkowego.

Mary Poppins to bystra, uśmiechnięta, śpiewająca piosenki niania, która zawsze dopina swojego celu – z taką ją pamiętamy z filmów Disneya. A jaka była naprawdę? Zdecydowanie paskudna, wredna, opryskliwa, stawiająca całe mnóstwo zakazów i nakazów, a do tego jest porywcza, przez co dobrze wpisuje się w cechy brytyjskich bohaterów w książkach dla dzieci. Mimo tego charakteru dzieci ją uwielbiają. Jaj opryskliwe odpowiedzi na dziecięcą ciekawość świata i próby wyjaśnienia niezwykłych zdarzeń, w których uczestniczą są zaskakujące. Jej sekret tkwi w poświęcaniu im czasu, uwagi i zabieraniu na niezwykłe wyprawy, przemycania do życia sporej dawki magii, którą później traktuje jako normę lub fantazję dzieci. I właśnie to sprawia, że staje się ona jedyna w swoim rodzaju, przynosi ład do rodziny ogarniętej chaosem. Co z tego, że całość ponura skoro fascynuje tajemnicą i zapewnia dreszczyk emocji?
Opowieści o Mary Poppins przenoszą nas do Anglii z lat 30. XX wieku. Każdy tom otwiera nerwowa atmosfera. Nawarstwiające się problemy sprawiają, że członkowie rodziny Banksów są nerwowi. Marzą o wyprawach lub braku rodziny, bo to rozwiązałoby ich problemy związane z posiadaniem grupki dzieci, które od jakiegoś czasu nie mają niani, ponieważ ta zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Od tej pory wszystko się sypie, a dzieciaki oceniane są jako rozrabiaki, marudy i lenie. Z każdą stroną dorośli bohaterzy przekonują się, że trudno sprostać wielu zadaniom. Sytuacja wygląda tu źle. Zaczęło się od odejścia niani, Mary Poppins. Dzieci są rozwydrzone i wkurzają dorosłych swoimi psotami. W tomie „Mary Poppins otwiera drzwi” widzimy poranną sprzeczkę wokół butów, rozgardiaszu. Na szczęście w domu Banksów zjawia się kominiarz, który nie tylko wyczyści kominy, ale zabierze też gromadkę urwisów na spacer do parku, gdzie mają odpalić fajerwerki z okazji Święta Prochowego. Wizyta w parku ma pomóc w rozładowaniu energii dzieci. W czasie odpalania farejwerków pojawia się ich ukochana niania. Do pogrążonej w chaosie rodziny przybywa zaradna Mary Poppins, która porwie dzieci w wir niezwykłych przygód, o których młodzi bohaterzy nie będą mogli powiedzieć nikomu dorosłemu, bo są nie tylko irracjonalne, ale też niania utwierdza ich w przekonaniu, że są nieprawdziwe i to wymysł ich niezwykłej wyobraźni.
Tym razem bohaterzy zajmą się załatwianiem wielu drobiazgów: strojenie fortepianu, robienie zakupów i zwierzaniem podwodnej krainy. Każda wyprawa wiąże się z niezwykłymi doświadczeniami wynikającymi z nowych, niewytłumaczalnych doświadczeń. Mamy tu poruszone ważne tematy wypowiadania życzeń, umiejętności selekcjonowania ich, niemarnowania na rzeczy niepotrzebne. Do tego jest problem próchnicy, obserwowanie niezwykłego kota, który odwiedza królową, wyprawa na zakupy, w czasie których spotykają niezwykłą damę sprzedającą zakupy i spotkanie z syrenami oraz wieloma zadziwiającymi istotami. Każda przygoda to pretekst do przemycenia cennych wskazówek, pokazania, kiedy i czemu warto poświęcać czas. Dzieci przypatrują się też zadziwiającym i niezrozumiałym dla nich relacjom między dorosłymi. Przy niani każda czynność urasta do rangi magicznych. Nawet zwykłe przebieranie wydaje się dzieciom tak szybkie jak zmienianie stroju przy pomocy różdżki.
Pisarka była krytyczka teatralną, eseistką, podróżniczką, recenzentką, wykładowczynią. Poza Mary Poppins napisała kilkanaście książek dla dzieci i dorosłych. Jej życie obfituje w wiele zaskakujących wydarzeń, ale też jest owiane licznymi tajemnicami. Jedno jest pewne: Mary Poppins zapewniła jej nie tylko przetrwanie, ale i bogactwo. I to nie wersja książkowa tylko filmowa, przed którą autorka długo się wzbraniała. Opowieści o niezwykłej niani urozmaicają ilustracje Mary Shepard, córki Ernesta Sheparda, ilustratora książek Kubusia Puchatka i „O czym szumią wierzby”.









sobota, 30 lipca 2022

Heath Corson "DC Liga Super-Pets: Wielka psota" il. Bobby Timony i Jeremy Lawson


Superbohaterzy wracają do mnie regularnie. Wydawałoby się, że takie historie są lekkie, niezobowiązujące. Wchodzenie w świat herosów może jednak być fascynujące i pozwolić na śledzenie zmian zachodzących w świecie komiksowych bohaterów. A tych w przypadku historii DC Ligi jest naprawdę wiele. Same początki istnienia różnych postaci były dość kontrowersyjne i często ostatecznie różnią się one od prototypów. Największa metamorfoza była w przypadku pierwszej takiej komiksowej postaci, czyli Supermana, który zrobił oszałamiającą karierę. Przeobrażenia jednak nie ominęły też innych. Do tego między najmłodszym a najstarszym z bohaterów jest pół wieku różnicy.

Samo powstanie i kreowanie Suermana ma dość kontrowersyjne korzenie. Pierwowzór to złoczyńca o telepatycznych zdolnościach. Wydany w 1933 roku „The Reign of the Superman” (Panowanie Supermana) autorstwa Shustera i Siegela fanzinu Science Fiction czerpał z koncepcji nadczłowieka (Übermensch), opisanej przez Friedricha Nietzschego w „Tako rzecze Zaratustra” (Also Sprach Zarathustra), która w tamtym czasie cieszyła się sporym powodzeniem. Także wśród kreatorów narodowych potęg. Pierwowzór był zły, ale później Siegel i Shuster postanowili uczynić z tej postaci herosa. Zwłaszcza, że trwała era powoływania do życia takich postaci jak Zorro (1920), Robin Hood (1922), czy Hugo Danner z „Gladiatora” (1930). Połączenie tych pozytywnych cech stało się punktem wyjścia do stworzenia przybysza z planety Krypton (1939). Z powieści Wylie’a „When Worlds Collide” (1933) zaczerpnięto motyw ucieczki z planety zagrożonej zagładą. Ważną inspiracją była taż powieść science fiction, Edgara Rice’a Burroughsa, autora powieści o przygodach Johna Cartera na Marsie m.in. Księżniczka Marsa (A Princess of Mars,1912). Jeśli dokładnie przyjrzymy się postaci zobaczymy też motywy z judaizmu i mitologii greckiej (herosi). Prawdziwe, kryptońskie nazwisko Supermana brzmi Kal-El (oryginalnie Kal-L), co przypomina hebrajskie „głos Boga”. Postać bardzo szybko zyskała duże zainteresowanie i stała się ikoną amerykańskiej popkultury XX wieku. Jest obok Batmana i Spider-Mana najbardziej rozpoznawalną postacią komiksową. Jako przybysz z innej planety jest uosobieniem przedstawiciela obcej kultury, imigranta, który zaaklimatyzował się w amerykańskim społeczeństwie, co jest zresztą twórców. Obdarzony nadludzkimi zdolnościami heros staje w obronie słabszych. Do tego rozpoznawany jest po specyficznym stroju, który wówczas kojarzy się z kostiumem cyrkowego siłacza.

Później na komiksowej scenie pojawił się Batman, który do czytelników trafił w maju 1939 roku. Wykreowana przez Boba Kane’a i Billa Fingera postać od początku miała być być pogromcą przestępczości, powstałym z połączenia cech przede wszystkim Zorra, Draculi, Sherlocka Holmesa i projektów Leonarda da Vinci. Inspiracją dla imienia alter ego Batmana – Bruce był król Szkocji Roberta I Bruce’a, a nazwisko Wayne pochodzi od bohatera rewolucji amerykańskiej – Anthony’ego Wayne’a. Jak widać kultura popularna też potrafi zaskoczyć.

Po tych dwóch postaciach nie trzeba było długo czekać na pojawienie się kolejnych. Każdy z nich miał taką cechę, która mogła w jakiś sposób zaimponować czytelnikom. Kolejny był Flash, czyli pierwotnie Jay Garrick posiadającym umiejętność szybkiego poruszania się. Jego hełm przywodzi na myśl kapelusz Hermesa, czyli boga-posłannika, opiekuna dróg, podróżnych, kupców, pasterzy, złodziei, „przekonującej wymowy”. Historie z udziałem Flasha jako Garricka ukazywały głównie się w czasie II wojny światowej i krótko po jej zakończeniu, kiedy komiks cieszył się naprawdę wielkim powodzeniem. Później przemianowano go na Barrego Allena i z czasem stworzono jego pomocnika znanego jako Wally West, czyli Kid Flash Ich następcą był tzw. Impulse, którego z czasem przemianowano na Flasha. Każda kolejna postać superszybkiego bohatera dołączała do grona już istniejących.
Aquaman do odbiorców trafił mniej więcej w tym samym czasie. Stworzony przez scenarzystę Morta Weisingera i rysownika Paula Norrisa, bohater także doczekał się wielu zmian. Początkowo był zwykłym człowiekiem, synem badacza morza, który w wyniku eksperymentu przeprowadzonego na nim, zyskał umiejętność życia pod wodą, co miało ułatwić w rozwiązaniu zagadki zaginięcia Atlantydy. W kolejnych wersjach stał się Arthurem Currym, synem latarnika i wygnanej z Atlantydy kobiety. W najnowszej wersji ukazywany jest jako król Atlantydy, noszący imię Orin, a jego rodzicami byli atlantydzka królowa Atlanna i półbóg o imieniu Atlan. Z czasem uzbrojono go w atrybuty Posejdona.

Bardzo ważnym momentem w historii komiksów było pojawienie się Wonder Womam, którą wykreowałpsycholog William Moulton Marston (znany z prac nad udoskonaleniem skuteczności wariografu) oraz rysownik Harry G. Peter. Inspiracją dla Marstona była mitologia grecka oraz własne badania, dzięki którym zrozumiał, że kobiety nie tylko są w stanie dorównać mężczyznom, ale też, że są bardziej szczere i niezawodne od mężczyzn, przez co mogą pracować efektywniej. Był zwolennikiem wizji wyzwolenia kobiet (pamiętajmy, że w tym czasie w USA kobiety mogły już głosować, ale nadal ich los zależał od łaski mężczyzn). Wonder Wooman to Diana Price będąca członkinią plenienia Amazonek żyjącej na wyspie Themyscir. Jest ambasadorką Amazonek wśród ludzi i walczy ze złem oraz równouprawnienie kobiet.

Inną ważną dla nas postacią jest Hal Jordan (pełne nazwisko Harold „Hal” Jordan) wykreowana przez scenarzystę Johna Broome’a i rysownika Gila Kanego. Bohater początkowo był polotem doświadczalnych należącym do elitarnej formacji. Wybrany przez kosmitę na swego następcę dostał pierścień mocy będący projektorem zielonej energii, która może się materializować w dowolny twór, służący mu jako broń bądź narzędzie. Wygląd tworu ogranicza jedynie wyobraźnia użytkownika pierścienia. Przez moment w latach 90. XX wieku zyskał złą sławę. W najnowszej serii jest superbohaterką, więc przemianie uległ nie tylko charakter, ale i płeć. Czekam na tych, który będą ronić nad tym łzy, bo wiem, że sporo jest miłośników komiksów, którzy rozpaczają z tego powodu, a zapominają, że Superman pierwotnie był przecież złoczyńcą.

Z czasem pojawił się też Cyborg wykreowany przez Marva Wolfmana i George’a Péreza. Razem z tą postacią pojawił się Starfire i Raven będący członkami nowego składu Teen Titans. Do tego poruszono tematy aktualne i postać Victora Stone’a jest afroamerykańskim superbohaterem, będącym półczłowiekiem-półmaszyną (cyborgiem). Jego organizm uległ uszkodzeniu w wyniku tragicznego wypadku, ale dzięki technologiom eksperymentalnym powstaje utrzymujący go przy życiu egzoszkielet. Wypadek odebrał mu szansę na normalną karierę sportową, ale dzięki technologii zostaje uzbrojony i może stać na straży dobra i zła.

No to się rozgadałam o postaciach, a to nie o nich miałam opowiadać. Chociaż o nich też. Tym razem na plan pierwszy wychodzą Super-Pets, czyli zwierzaki superbohaterów, bo wiadomo, że każdy chce mieć swojego pupila, o którego może dbać i który wesprze go w misjach. Wszystko zaczęło się, kiedy pies Supermana musiał ratować członków Ligi Sprawiedliwości. W schronisku znalazł odpowiednich kompanów, którzy otrzymali niezwykłe moce. W tym komiksie nie poznamy tego początku więzi między bohaterami i zwierzakami. Widzimy, że taka współpraca jest zadziwiająco owocna. Przynajmniej takie odnosimy wrażenie na pierwszych stronach komiksu pt. Super-Pets: Wielka psota”. To złudzenie szybko pryska, kiedy wielcy bohaterzy przekraczają próg pokoju konferencyjnego. Ich pupile muszą zostać na zewnątrz, bo niby ich sierść niszczy nowoczesną i wrażliwą aparaturę. Widzimy tu, że zwierzęta w akcjo są wykorzystywane, ale nadal nie są traktowane jak równi członkowie zespołu. Szybko okazuje się, ze w mieście pojawia się nowe zagrożenie. Jest to dziwny magik robiący różnorodne sztuczki, bawiący się otoczeniem i planującym zniszczyć planetę. Liga zamierza go powstrzymać. Okazuje się, że nie jest to takie łatwe. Jakby tego było mało ów kosmiczny magik zamienia superbohaterów w zwierzęta. I wtedy zaczyna się naprawdę prawdziwy problem, bo odkrywają jak wielkim utrudnieniem jest stworzenie zabezpieczeń odcinających wejście do pokoju konferencyjnego zwierzętom. Tym sposobem pozbawiają się dostępu do tajnej broni i narzędzi analizowania możliwości pokonania złoczyńcy. Jednak jeszcze jest jakaś szansa, bo do akcji wkraczają ich sprytne i mające niezwykłe moce zwierzaki. Jak poradzą sobie z intruzem i jakie zmiany zajdą w Lidze musicie się przekonać sięgając po komiks.
Fabuła prosta, oparta na prostych chwytach napiętrzania wyzwań i szukania łatwych rozwiązań. Do tego szybka akcja, prosta kreska
Sam komiks to wynik ciekawego projektu wydawnictwa DC Comics, które wystartowało z „DC Ink”, czyli powieściami graficznymi dla czytelników w wieku mniej więcej kilku i kilkunastu lat. Później inicjatywę przechrzczono na „DC Graphic Novels for Young Adults”. Cel jest jeden: wychowanie sobie młodych czytelników, którzy chętnie będą sięgali po kolejne komiksy, w których mamy lekki powiew nowości, bo nie brakuje tu elementów bliskich dzieciom i młodzieży oraz poruszeniem tematów ważnych i bliskich tej grupie odbiorców.








Christphe Cazenove i Filippe Fenech "Kumpelki. Tom 2: I kto jest najlepszy?"


Christphe Cazenove i Filippe Fenech to twórcy już znani polskim czytelnikom. Szczególnie dużo znamy komiksów pierwszego artysty. Młodzi czytelnicy zaczytują się w seriach „Sisters”, „Mali bogowie”, „Owady”, „Kasia i kot”, „Ptyś i Bill”. Fenech w naszym kraju znany jest na razie z „Idefiksa i nieugiętych”. Ma też na swoim koncie takie seria jak: „Les Profs”, „Tuff and Koala”, „Anatole et compagnie”, „L'Empire des Mecchas”, „Leo”, „Passion rugby”, „Un héros presque parfait” i „Ulysse”. Obaj twórcy kojarzeni są z gagami, etiudami, minimalistycznym pokazywaniem codzienności bohaterów. Tym razem zabierają nas w świat „Kumpelek”. Tytuł pewnie może skojarzyć Wam się z „Przyjaciółkami” Angeli Brazil, ale to zupełnie inny klimat. Tam było na poważnie i z pokazaniem, co dzieje się, kiedy grupa rówieśnicza wyklucza, z jakimi traumami oraz problemami muszą sobie radzić młodzi ludzie. Tu bohaterka jest częścią zadziwiającej paczki, w której nie ma przywódczyni „stada” i nie trzeba rywalizować o jej względy, czyli pozbywamy się toksycznej rywalizacji. Do tego często i bez żalu odkrywa, że może i kiedyś z niektórymi ludźmi coś ją łączyło, ale jest to nieaktualne i trzeba iść dalej, spędzać czas z tymi, z którymi mamy wspólny język oraz dobre relacje.

„Kumpelki” to opowieść o spędzaniu czasu z przyjaciółkami. Główną bohaterką jest Jessica niewyobrażająca sobie, że w jej życiu mogłoby zabraknąć niektórych osób. Poznajemy tu wszystkie te, z którymi się przyjaźni, ale też i takie, które przez moment pojawiły się w jej życiu i w pewien sposób na nią wpłynęły. Poznajemy wszystkie dziewczyny, z którymi często się spotyka, rozmawia, lubi spędzać czas, ale są i takie, które ją irytują, unika ich i z którymi zakończyła znajomości. Samo kumplowanie potraktowane jest tu lekko i z perspektywy asertywnej bohaterki, która nie musi zabiegać o uwagę oraz pozycję w grupie, bo w jej otoczeniu nie ma przywódczyń oraz hierarchii. Każda dziewczyna jest inna, każda lubi coś innego, ma odmienne talenty i może dać jej coś innego, wzbogacić o nowe doświadczenia. Nastoletnia Jessica powoli wchodząca w dorosłe życie spotyka się z koleżankami należącymi do różnorodnych grup kulturowych, mających różne upodobania, doświadczenia i status społeczny. Są tu dziewczyny biedniejsze i bogatsze, przedsiębiorcze, pracowite, przeliczające wszystko na pieniądze oraz bezinteresowne, wrażliwe, artystyczne dusze, sportsmenki, gwiazdy, kujonki i olewaczki. Różnią się też kolorem skóry i seksualnością. Jedne prowadzą dość bogate życie erotyczne, a inne czekają na swoje pierwsze doświadczenia. Do tego są zarówno te, które nie rozumieją rodziców i wszystkich uważają za tyranów, jak i nastoletnie matki, które same wcielają się w rolę rodziców. Te wszystkie światy często się zderzają ze sobą i na gruncie starć z odmiennością powstają zabawne, ale jednocześnie pouczające historie. Wszystko tu niby ładnie, pięknie, ale. I to „ale” jest tu naprawdę bardzo znaczące, bo feminizm w pierwszym tomie „Dzwonią koleżanki” pokazany jest tu z mizoginistycznej, patriarchalnej, szowinistycznej perspektywy, jako zaniedbywanie siebie i upodobnianie się do mężczyzn, a przecież nie na tym on polega, ale zupełnie na czymś innym: na pokazaniu, że kobiece może być różnorodne i cała ta różnorodność ma takie same prawa jak biali heteroseksualni mężczyźni z klasy średniej. Autorzy jednak tego nie rozumieją. I to jest przykre. Feministka w ich ujęciu to dziewczyna, która nie dba o higienę i wygląd. Kumpelki (te same, które chodzą do szkoły i mogą pokazywać się publicznie bez przyzwoitek, bo wywalczyły to dla nich aktywistki) chcą z tej pokazanej z szowinistycznego ujęcia młodej feministki zrobić kobiecą i owa kobiecość (tu mocno) polega na ubieraniu się w modne ciuchy i depilowaniu. Można powiedzieć, że mamy na paru stronach konsumpcjonistycznego babola, przez którego całość wypada kiepsko, chociaż zapowiadało się lepiej niż w „Przyjaciółkach”, bo miało być bardziej pozytywnie, z większym nastawieniem na autonomię, niezależność oraz asertywność i otwarcie oraz pogodzenie się z tym, że niektóre znajomości po prostu przemijają. I okazało się, że to wszystko jest dopóki nie pojawia się ktoś, kto chce mieć takie same szanse jak chłopcy i podejmować decyzje zgodnie ze sobą oraz uważa, że jego ciało to jego wybór i ma prawo zrobić z nim, co chce. Patrząc z boku: można robić czasami szpecące tatuaże, można malować się bardzo wyraziście, farbować włosy, chodzić na siłownię i być kulturystką, robić z ciałem cokolwiek i wszystko jest ok, dopóki nie jest się feministką, która jest tu większym babo-chłopem niż kulturystka. Takie pejoratywne pokazywanie ważnego ruchu jest szkodliwe. Wyrwać trzy strony i będzie rewelacja, bez schizofrenicznego przesłania, że inność jest fajna dopóki nie jest kojarzona z feminizmem.

Drugi tom moim zdaniem jest już dużo lepszy. Tym razem autorzy zabierają nas w czas wakacji, wypoczynku, przeżywania niezwykłych przygód, wyjazdów na kursy językowe. Pojawia się też problem niezależności, zakupów, relacji damsko-męskich, czy przelotnych znajomości. Widzimy powolną ewolucję naszej bohaterki, która z osoby łaknącej kontaktu z wszystkimi powoli zmienia się w osobę dobierającą sobie ścisły krąg przyjaciółek wśród osób, z którymi ma wspólne zainteresowania, tematy do rozmów czy możliwość swobodnego spędzania czasu. Kumplowanie się jest tu ważnym elementem życia. Jessica należy do osób, które powoli i systematycznie odkrywa, że kumpelek można mieć wiele, nie wszystkie trzeba lubić, nie ze wszystkimi trzeba spędzać czas i warto dbać o osoby, które są jej bliskie. Nie zabraknie tu też stereotypów: ładna blondynka to głupia dziewczyna, a brzydka koleżanka zna się na wielu rzeczach, więc i tu nie zabrakło tych minusów.
Nie ma tu wyrazistej, długiej akcji. Twórcy bazują na scenkach, skojarzeniach, łączeniu w całość odrębnych przygód. Cała historia toczy się wokół Jessiki i jej relacji z innymi. Akcja to zbiór różnorodnych gagów.
Pod względem graficznym komiks wypada bardzo dobrze: każda postać jest inna. Bywają podobne postacie (bliźniaki), ale to tylko ze względów przez geny. Jeśli nie ma wspólnych to nie ma też podobieństw. Widzimy tu postacie należące do różnych subkultur, pochodzące z różnych regionów świata. Wygląd i zachowanie bohaterek często odzwierciedla cechy ich charakteru. Do tego mamy pojawiające i znikające tło. Wszystko zależy od tego, co autorzy chcą podkreślić, pokazać. Jeśli kontekst to owo tło widzimy, jeśli w grę wchodzą emocje i relacje między dziewczynami to ono znika. Kadry są wyraziste, proste, kolorowe. Cartoonowe rysunki świetnie się tu spełniają.






Cazenove i William "Sisters. Tom 16: Uda się czy nie uda"


W tym miesiącu tak się dobrze składa, że do polskich młodych czytelników trafiają dwa komiksy, których współautorem jest Cazenove. Jeden to kolejny album „Sisters, a drugi to „Kumpelki”. Oba cykle łączy to, że zabierają młodych ludzi w świat ich problemów i pokazują przerysowane relacje. Bazują też na pokazywaniu gagów ze złośliwościami, ale też nie zabraknie w nich słodkich i uroczych scenek. Wiadomo: siostry i kumpelki to największe zło i dobro, więc i to i to musi się pojawić. W pierwszej kolejności zabieram Was w świat rodzeństwa, bo wiem, że wielu z Was wypatruje wieści o nowym tomie.

Najlepsze przyjaciółki i najwięksi wrogowie jednocześnie? To muszą być siostry. Kochają się wzajemnie, ale na co dzień są siebie złośliwe, rywalizują ze sobą, zrzucają jedna na drugą obowiązki, starają się zaimponować i zdobyć jak najwięcej uwagi otoczenia, a do tego ich kłótnie są legendarne… Posiadanie siostry nie jest łatwe. Bycie siostrą również. Wiąże się to z ciągłą czujnością i koniecznością stawiania granic prywatności oraz ciągłej walki o szacunek. Jednak siostry czasami potrafią zjednoczyć swoje siły, stworzyć razem coś pięknego. O takich relacjach opowiadają tomy komiksu „Sisters”, francuskiej serii komiksów Christophe’a Cazenove’a i Williama Maurego. Humorystyczna codzienność dwóch sióstr, Wendy i Marine, jest tematem akcji. Mała miejscowość, szkolne i rodzinne życie, a do tego miłość zmieszania z niechęcią sprawiają, że komiksy czyta się bardzo przyjemnie. Jak to w życiu bywa kilkuletnia Marine naśladuje nastoletnią Wendy. Takie relacje często prowadzą do spięć. Dziewczynki prześcigają się w pomysłach na psikusy, a jeśli trzeba to dbają o siebie. Cechą charakterystyczną serii są jednostronne historyjki, co ułatwia lekturę i pozwala na czytanie bez zakładek. Do tego ilustracje wykonano w słodkich, cukierkowych kolorach, dzięki czemu mają specyficzny klimat.
Codzienność sióstr to scenki, które mogą być częścią życia każdego rodzeństwa: dzielą się ubraniami, młodsze muszą nosić ubrania po starszych, muszą razem spędzać czas, razem odnajdują interesujące zajęcia w nudnych czynnościach, ale jednocześnie muszą dbać o swoją prywatność i przywileje.  Wendy i Marine dzieli spora różnica wieku: jedna jest już nastolatką, a druga dopiero zaczyna szkolną przygodę. Wydają się należeć do dwóch różnych światów, w których inne rzeczy są ważne, a mimo tego łączy je bardzo wiele. Codzienne złośliwości nie przeszkadzają im w dobrej zabawie, na którą przecież są skazane z racji bycia siostrami. Bywają jednak takie chwile, że tylko siostra może pocieszyć, uratować i zapewnić towarzystwo oraz zjednoczyć się w walce z rodzicielskimi pomysłami, a te bywają naprawdę dziwne. Ponad to Wendy i Marine bywają superbohaterkami w swoich zabawach, które czasami kończą się zapchaniem odkurzacza przez wieżę ciśnień. Do tego dochodzi odwieczne polowanie na pamiętnik, którego lektura pozwoli odkryć wszelkie tajemnice siostry.
Scenki przybliżające nam świat Wendy i Marine nie posiadają długiej, skomplikowanej fabuły. Życie sióstr ujęto w jednostronicowe pełne humoru niedługie opowieści, które mogą z powodzeniem zastąpić tom z „kawałami”, dzięki czemu będzie to świetna lektura dla początkujących czytelników. Komiksy z serii „Sisters” polecam uczennicom szkoły podstawowej.
„Uda się czy nie uda” zabiera nas w typowo wakacyjny klimat. Przy okazji mamy tu całe mnóstwo wyzwań, które siostry sobie stawiają w różnych okolicznościach. Razem z nimi udajemy się na słoneczną plażę, widzimy zabawy w wodzie (czasami tylko ogródkowym basenie). Już na początku tomu odkryjemy, że czasami lepiej nie przypominać rodzeństwu okrutnych zabaw, którymi nas męczyli, bo mogą się one wyłonić z otchłani ich pamięci o powrócić do codzienności. Do tego udamy się na wycieczkę w góry, na spływ kajakowy,  zobaczymy jak dziewczyny radzą sobie z grami zespołowymi, ogrodnictwem, pamiętnikarstwem, no i oczywiście chłopakami.
Wielkim plusem całej serii jest to, że każda strona jest osobną historią, w której znajomość wcześniejszych przygód jest zbędna. Niepowiązane ze sobą zabawne scenki z codzienności tworzą interesującą całość o specyficznej fabule. Całość dopełniają piękne ilustracje z nowoczesną kreską i wprowadzające czytelników w świat dzieci oraz młodzieży. Polecam młodym czytelniczkom poszukującym dawki humoru. „Sisters” doskonale zabawią, rozbawią i zachęcą do czytania.







piątek, 29 lipca 2022

Loïc Jouannigot "Opowieści z Bukowego Lasu. Tom 4: Wyprawa po skarb"


Najważniejszą rzeczą w książkach dla najmłodszych są ilustracje. To od nich zależy, czy młodzi czytelnicy zechcą sięgnąć po określoną opowieść i jak długo z nią będą. Widać, że Loïc Jouannigot doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Francuski rysownik razem z Michelem Plessixem zabiera nas w świat „Opowieści z Bukowego Lasu”. Na razie do polskich czytelników trafiły trzy tomy: „Urodziny”, „Chór” i „Wyprawa po skarb”. W przygotowaniu jest „Królicza melodia”.

Stroje zwierzaków stylizowane są na XIX wieczne, co szczególnie widać w przypadku cioci i Różyczki. Maluchami opiekuje się ciepła i opiekuńcza ciocia Cynia, ponieważ dzieciaki straciły mamę w czasie polowania (taki mały szok dla młodych czytelników, ale też uświadomienie, że polowania to krzywdzenie). Drugim opiekunem jest tata Narcyz Rabatek (utalentowany stolarz). On jednak jest takim troszkę stereotypowym ojcem uciekającym w pracę, ale kiedy trzeba też ma czas dla dzieciaków oraz całe mnóstwo pomysłów na zabawy. Akcja jednak dzieje się wokół piątki dzieci. Jest tu Bratek (najstarszy i pomysłowy), Koniczynek (artystyczna dusza), Różyczka (jedyna siostra), Bławatek (sportowiec) i Stokrotek (najmłodszy z rodzeństwa). Każdy tom skupia się na kimś innym.

„Urodziny” to przygody Stokrotka, który jest na tyle mały, że nie rozstaje się z Pajacykiem, swoją niebieską przytulanką, bo dzięki temu jest mu raźniej, czuje się bezpieczny. To on obchodzi urodziny. Cała rodzina przygotowuje mu przyjęcie niespodziankę. Nie będzie to łatwe, bo powodzenie misji zależy od skutecznego zajęcia czymś Stokrotka. Na szczęście uwielbia on spędzać czas w ogrodzie pełnym warzyw i owoców, gdzie zawsze znajdzie się jakaś praca. W pieleniu grządek ma mu pomóc Bławatek, ale tak naprawdę na dopilnować, aby Stokrotek był zajęty i nie wszedł do domu zbyt wcześnie. Reszta rodziny w tym czasie przygotowuje przyjęcie: ciocia piecze, tata majsterkuje, a rodzeństwo wyprawia się do sklepu po potrzebne produkty i przygotowuje prezent.
„Chór” to przygoda skupiająca się na Różyczce marzącej o zaśpiewaniu z jej idolem Romeem (Elvisa i Liberace). Z tego powodu pędzi na próbę chóru u sowy. Ciocia posyła z nią wszystkie króliczki, aby było jej raźniej i żeby się nie zgubili oraz nie bali lasu. Wędrują długo i wytrwale, aż w końcu stwierdzają, że nie wiedzą w jaki sposób dotrzeć do domu sowy. Na szczęście spotykają borsuka Alberta, który w zamian za pomoc w zbieraniu ważnego dla niego ziela wskazuje im miejsce prób chóru. Różyczka niestety spóźnia się. Do tego nie zachwyca głosem. Bracia natomiast w tym czasie przeżywają niezwykłe przygody, które zaczynają się kradzieży pałeczek do bębnów Bławatka, a później ich uszkodzenia. Szybko okazuje się, że wiewiórki nie miały złych intencji i prowadzą do kogoś, kto może takie pałeczki mieć. Króliczki bardzo szybko odkryją, że warto pomagać, bo to każdego przybliża do spełnienia marzeń.

„Wyprawa po skarb” zaczyna się od czytania książek o wyczynach słynnych piratów poszukujących skarby. Kiedy po długiej podróży rozbijają się i trafiają na bezludną wyspę okazuje się, że tym razem szczęście im dopisało. Muszą jednak szybko dokonać trafnego wyboru: wziąć złoto i liczyć na ratunek, czy wykorzystać skrzynię po złocie, aby się uratować. Piraci zrozumieją, że czasami to, czym jest skarb zależy od sytuacji. Zainspirowane pirackimi opowieściami i wspomnieniami o krewnym piracie króliczki postanawiają przeżyć własne niezwykłe przygody. Tata postanawia im w tym pomóc i zabiera w miejsce, wokół którego powstała opowieść o piracie. Ku zaskoczeniu dzieci znajdują mapę skarbu. Nim zdążą ją odczytać tata musi pędzić cioci na ratunek, bo ktoś ją napadł. W okolicy grasuje złodziej naleśników i biżuterii. Dzieci niestety w tym czasie nie czekają. Ruszają zgodnie ze wskazówkami zawartymi na mapie. Szybko dołącza do nich dziwna postać. Do tego w okolicy pojawiają się egzotyczne ptaki. Co się kryje za tymi wydarzeniami? Przekonajcie się sami sięgając po komiks.
Trzeci tom to przede wszystkim opowieść o zachowaniu ostrożności wobec obcych. Autorzy pokazują jak wielkim zagrożeniem może być włączenie do własnego planu kogoś, kogo nie znają. Do tego dowiadują się, że zawsze trzeba słuchać taty i czekać na niego, kiedy o to prosi, bo samotne wyprawy mogą się skończyć źle.
Każdy z tomów jest bogaty w wydarzenia z codzienności. W dwóch pierwszych akcje toczą się jednego dnia: od wczesnego poranka do późnego wieczora. W trzecim do domu Rabatków wchodzimy wieczorem, kiedy młodzi bohaterzy słuchają książek przed snem. Takie wieczorne czytanie pomaga im na wymyślanie zabaw i przygotowanie się do przygód na kolejny dzień. Do tego widzimy, że każdy ma tu jakieś zadanie, inne talenty, dzięki czemu nie muszą ze sobą konkurować, ale wspierać się. Widzimy rodzinę w której wszyscy pomagają sobie nawzajem, są ciepli, wyrozumiali. Ich czyny świadczą o miłości.
Akcja jest tu dość szybka. W rodzinie Rabatków dzieje się dużo. Do tego od czasu do czasu skaczemy z wątku na wątek, dzięki czemu komiks pozwala rozwinąć podzielność uwagi, ale też zmusza do wyciągania wniosków z podglądania tego, czego bohaterzy jeszcze nie wiedzą.
Komiksy Loïca Jouannigota przede wszystkim zachwycają stroną graficzną. Mamy tu cudne ilustracje skutecznie przyciągające dziecięcy wzrok. Miękka i obła kreska, pastelowe otoczenie, delikatność, ale i bogactwo szczegółów na rysunkach, tło pełne rozrastających się światów świetnie sprawdzają się jako ilustracje do opowieści o króliczych bohaterach. Mamy tu niesamowitą mnogość elementów, dbałość o detale, dzięki czemu książka posłuży także jako publikacja do przeglądania i wyszukiwania określonych elementów, zabaw w spostrzegawczość. Uważny czytelnik może dostrzec bohaterów drugoplanowych: pracowite myszki, których życie toczy się równolegle do króliczego. Nie zabraknie tu też ślimaków, wiewiórek, ptaków, a nawet jeża na motocyklu. Innym ciekawym zabiegiem jest umieszczanie symboli marchewek w różnych dziwnych miejscach. Te kształty znajdziemy m.in. jako szczeble płotu otaczającego dom Rabatków, na poręczy schodów lub żyrandolu, a nawet oparcie krzesła i uchwyt dzwonku do furtki. Takich smaczków jest więcej i warto zabawić się w wyszukiwanie ich. Dzieci będą miały niesamowitą frajdę z odkrywania kolejnych szczegółów.






Brigitte Lucianii „Pan Borsuk i pani Lisica. Tom 4: Ani chwili wytchnienia!” il. Eve Tharlet


Coraz więcej książek pozwala rodzicom na poruszenie z dziećmi trudnych tematów. „Pan Borsuk i pani Lisica” Brigitte Lucianii i Eve’y Tharlet to seria komiksów, któa niewątpliwie na to pozwalają. Autorki uroczej historii z cudnymi ilustracjami zabierają nas do świata dwóch grup dzieciaków: borsuków i lisków. Każdy tom poświęcony jest innemu tematowi, ale problemem przewodnim jest tu otwartość i akceptacja w specyficznych warunkach, bo wynikająca z budowania rodziny przez dwie całkowicie inne osoby. Tu autorki wykorzystały dwa różne gatunki zwierząt, aby tę różnorodność pięknie podkreślić i pokazać różnice oraz możliwość tworzenia rodziny pomimo świadomości ich istnienia.

Tom pierwszy pt „Spotkanie” zabiera nas w świat pana Borsuka będącego wdowcem. Z powodu śmierci żony został ze stadkiem dzieci w różnym wieku. Z kolei pani Lisica rozstała się z partnerem. Jakby mało było nieszczęść myśliwi zniszczyli jej norę. Pan Borsuk ma dobre serce i oferuje jej i jej córce miejsce we własnym domu. Na początku dzieci nie dogadują się. Są tak złe na sytuację, że razem zaczynają snuć plan mający doprowadzić do rozstania ich rodziców. Efekt jest odwrotny: uczą się wspólnej zabawy i akceptacji.

"Rozgardiasz" to drugie spotkanie z nietypową rodziną, w której spore zamieszanie wywoła pojawienie się niespodziewanego gościa który spowoduje zamieszanie. Tata Różyczki jest bohaterem niepotrafiącym usiedzieć długo w jednym miejscu. Ciągle gdzieś go nosi. Nie ma też własnego mieszkania, dlatego odwiedza córkę, którą bardzo kocha, ale nie potrafi zapewnić odpowiednich warunków. W tym tomie pojawia się problem umiejętności dzielenia miłością mamy z innymi dziećmi.
Do trzeciego tomu pt. „Ale załoga!” wchodzimy, kiedy jeden z bohaterów wpada na pomysł ciekawej i bardzo niebezpiecznej zabawy. Szperaczek jest tym, który ciągle próbuje nowych rzeczy, ciągle projektuje, szuka nowych rozwiązań. I przede wszystkim uważa, że ma najlepsze pomysły. Tym razem wymyślił skoki z górki na stertę liści. Widzimy jak wiele radości może przynieść maluchom jesienna zabawa. Róża wpada na kolejny pomysł. Chce zbudować łódkę. Szperaczek nie jest z tego powodu szczęśliwy, bo przecież to on wymyślił świetną zabawę. Powrót do domu po narzędzia jest pretekstem do zjedzenia posiłku i zabrania najmłodszego malucha. Widzimy jak między przybranym rodzeństwem narasta napięcie. Róża ma bardzo luźne podejście do budowy. Nie planuje niczego z wyprzedzeniem. Ot w czasie pracy wyjdzie, co trzeba będzie poprawić. Szperaczek natomiast musi dokładnie wszystko zaplanować. Z tego powodu powstają dwie grupy budujące łódki. Okazuje się, że nikt nie chce pracować z narzucającym wszystkim swoją wizję borsukiem. Wolą spontaniczność lisicy. Okazuje się, że nawet brak projektu, kiedy ma się zgraną drużynę i słucha pomysłów każdego uczestnika przynosi lepszy efekt niż praca w pojedynkę z dobrze opracowanym planem. Dzieciaki oczywiście godzą się i wspólnie bawią jak na świetne, kochające się rodzeństwo przystało. A to, że są z dwóch różnych rodzin niczemu nie przeszkadza.
Czwarty tom przenosi nas do późnej jesieni i zimy. Widzimy tu intensywne przygotowania zwierzaków do chłodniejszych dni. Muszą zgromadzić odpowiednią ilość suchych liści paproci, aby było im zimą ciepło. Niestety dzieci są zmęczone i protestują. Pan Borsuk dopinguje je jedzeniem. Doceniają to tylko jego dzieci, którym warstwa tłuszczu pozwala przetrwać trudny czas mrozów. Z kolei lisica obrasta w grube futro. Kiedy nadchodzą już chłodne dni pojawia się inny problem jak razem wytrzymać w domu. Samo tworzenie gier i granie w nie może okazać się za mało angażującym zajęciem. Na szczęście spadnie pierwszy śnieg. Zwierzaki też nauczą się współpracować ze sobą, akceptować inny rytm życia rodzeństwa.
„Pan Borsuk i pani Lisica” to świetna seria pokazująca uroki rodzin mieszanych, tworzenia nowych związków, relacji. Widzimy ciepły obrazek rodziny, w której każdy jest inny, ale świetnie się dopełniają. Do tego autorki bardzo ładnie pokazały dziecięcą spontaniczność, ciekawość, podążanie za nowymi pomysłami, pęd za zabawami i sposób na rozwijanie wielu umiejętności. Każda pora roku niesie nowe wyzwania i atrakcje. Pochodzenie i wiek nie mają znaczenia, bo każdy może być świetnym kompanem zabaw. Widzimy tu też starsze dzieci potrafiące zająć się młodszą siostrą, wciągnąć ją do swojej zabawy, aby nie czuła się odrzucona. Dzieci też angażują się w przygotowanie dobrych warunków do przetrwania zimy. Każdy ma tu jakieś zadanie. Dzięki współpracy tworzą jej coś na rodzaj kamizelki bezpieczeństwa.
Pokazanie różnorodnych charakterów pod maskami zwierząt to nie jest nowy pomysł, ale tu mamy do czynienia z uwolnieniem tych postaci od stereotypów. Lisica wcale nie jest cwana tylko ciepła, miła i tworzy rodzinną atmosferę, borsuk nie jest gburem tylko dbającym o dom ojcem, który został sam z trójką dzieci. Autorki pokazują, że ojcowie bywają różni: jedni potrafią stworzyć ciepłą norę, a inni są w ciągłym ruchu i nie potrafią dorosnąć do odpowiedzialności. Każdy bohater ma w tej serii inne podejście do wychowania dzieci, ale przecież nie ma dwóch ludzi, którzy mieliby dokładnie ten sam styl wychowywania swoich pociech. Świetnie pokazano to tzw. rodziny patchworkowe: różne pochodzenie wcale nie oznacza braku współpracy i miłości. Czasami zdarzają się nieporozumienia, ale one mogą być wszędzie. Do tego widzimy jak niesamowicie ważne jest słuchanie innych, korzystanie z ich pomysłów, wspólne szukanie najlepszych rozwiązań.
Komiks bardzo pięknie wydano. Solidna, kartonowa miękka, delikatna w dotyku oprawa, świetnie zszyte strony i urocze, ciepłe ilustracje z rozmywającym się tłem. Poszczególne sceny kolory są delikatne, jakby malowane akwarelą, dającą efekt rozmycia, przechodzenia przez siebie różnych elementów tła, ale zachowano jednak dużą dbałość o szczegóły, szczególnie w sylwetkach zwierzaków. Na pierwszym planie są bohaterzy i relacje między nimi. Niewielka ilość tekstu w dymkach i dość duża jak na komiks czcionka sprawiają, że jest to świetna pierwsza czytanka.
Na polskim rynku wydawniczym autorki jeszcze są mało znane. Na razie wchodzą z opowieściami o Borsuczej i lisiej rodzinie. Mam nadzieję, że będziemy mogły doczekać się także tłumaczeń kolejnych jej książek, bo wyglądają bardzo ciekawie. Zwłaszcza te, które powstały przy współpracy pisarki i ilustratorki. Po serii „Pan Borsuk i pani Lisica” mogę ocenić, że tekst i ilustracje pięknie ze sobą współgrają tworząc ciepłe scenki z życia bohaterów, których połączyła decyzja dorosłych o wspólnym mieszkaniu.






Lylian "Giganci. Tom 3: Bora i Leap" il. Druin, Russo i Lorien


„Giganci” to komiks nawiązujący do różnorodnych mitów. Mamy tu różnorodne niezwykłe istoty powiązane z dziećmi. To właśnie owa więź stała się początkiem całej historii, w której dużą rolę odegrał pewien młody Inuita wychowany na legendach pewnego dnia natyka się w lodowej jaskini na niezwykłą postać zamrożoną w lodzie. Przychodzi do niej codziennie i to sprawia, że wytwarza i rozwija ze stworem więź pozwalającą mu na sterowanie gigantem. I tym sposobem zaczyna się nasza przygoda z komiksem poruszającym wiele ważnych tematów społecznych. Każdy tom ma też określony motyw przewodni i podsuwa troszkę ważnych wydarzeń historycznych. Każdy tom ma też innego dziecięcego bohatera naznaczonego łącznością z gigantem, a przez to mającego władzę nad określonymi elementami natury. Mamy tu też przyjemność płynąca z obcowania z przyrodą oraz radość z pielęgnowania tej relacji.

„Giganci. Tom 1: Erin” to początek historii planowanej na sześć albumów. Twórcy wykorzystując znany motyw młodych bohaterów wybranych przez niezwykłe siły. Owo naznaczenie wynika z zamiłowania do wykonywania określonych rzeczy. W przypadku Erin jest to uprawa roślin, więc gigant, który ją wybrał odpowiada właśnie za tę część przyrody. W drugim tomie poznajemy niepełnosprawnego Zygfryda, dla którego woda jest żywiołem pozwalającym na uwolnienie się od ograniczeń, poczucie wolności i lekkości. W trzecim mamy dwóch bohaterów. Jest to Bora i Leap. Tu właśnie pojawia się pojawia się problem manipulacji medialnej i gigant odpowiadający za skały. W czwartym mamy siłę technologii, postępu. A co szykują kolejne tomy? To się okaże. Na polskim rynku wydawniczym mamy już pierwsze dwa tomy i za chwilę pojawi się trzeci.
Jak już wspomniałam pierwsza część poświęcona jest Erin. Wchodzimy do niego obserwując wyprawę badawczą na Grenlandii. Później stajemy się świadkami tragicznego wypadku, w którym ocalała Erin. Z powodu straty rodziców musi się przeprowadzić. Nim to nastąpi ma czas na pożegnanie swoich ulubionych miejsc. W czasie ostatniej wizyty w domku w lesie zostaje zaczepiona przez bandę łobuzów. Uciekającą przed prześladowcami dziewczynę ratuje kolosalna istota przypominająca zbitek gigantycznych roślin. Bohaterka szybko nawiązuje z nowym przyjacielem nić porozumienia.
Tymczasem na drugim krańcu Ziemi uwięziony w lodzie mroczny olbrzym powoli się budzi dzięki przedsiębiorcy prowadzącemu badania pod pozorem poszerzania wiedzy. Cel jedna jest inny: chce uzyskać nieśmiertelność i absolutną władzę.

W drugim tomie akcja także dzieje się dwutorowo. Tym razem wędrujemy do Niemiec, czyli całkiem blisko nas. Mieszkający tuż przy wybrzeżu (z okien olbrzymiego domu ma widok na plażę i morze) Siegfried powoli staje się buntującym nastolatkiem. Nie może pogodzić się ze swoją niepełnosprawnością. Inteligencją prześciga rówieśników, ale fizycznie niewiele może, bo przykuty jest do wózka. Jego sytuacja sprawia, że wyjątkowo chętnie ucieka do wody, w której może poczuć lekkość, uwolnić się od ograniczeń. Opiekun czuwający nad jego bezpieczeństwem będzie robił wszystko, aby uchronić go przed niebezpieczeństwem. Jednak czasami zagrożenie nie tkwi w żywiołach tylko w ludziach. I to trzeba dostrzec wystarczająco wcześnie, żeby nie było za późno.
Równocześnie poznajemy kolejne działania Crosslanda, właściciela korporacji, który chce zdobyć władzę nad gigantem, aby zawładnąć światem. Działa pod pozorem niesienia pokoju, ratowania świata. Tworzy mit zagrożenia ze strony gigantów, bo zależy mu na strachu. Widzimy jego nadużywanie władzy oraz autorytetu.

Do trzeciego tomu zatytułowanego „Bora i Leap” wchodzimy w czasie popisowej demonstracji Giganta. Właściciel korporacji organizuje spotkanie ludzi z niezwykłą istotą w Nowym Yorku na Times Square. Każdy może podejść blisko, dotknąć, a nawet wejść na dłoń giganta. Inuita, który doprowadził do jego przebudzenia wybudza się spod wpływu środków usypiających i na moment korporacja traci wpływ nad Alypharem. Szybko jednak odzyskują kontrolę.
Równolegle toczy się akcja w Kambodży w Siem Reap, gdzie grupka dzieciaków próbuje zdobyć pożywienie. Źle potraktowani przez bogatego mężczyznę postanawiają się zemścić. Szybko okazuje się, że młodzi rabusie są ofiarami ojca alkoholika. Ich wielkim marzeniem jest uwolnienie się od pijanego i stosującego wobec wszystkich przemoc rodzica. Duża ilość pieniędzy może wybawić ich z opresji, dlatego Bora marzy o posiadaniu władzy nad gigantem, który pomoże mu okraść bogatych, aby pomóc biednym. Jego siostra doskonale zdaje sobie sprawę, że nie tędy droga. Aby zmienić sytuację ubogich nie wystarczy kraść, bo to nie prowadzi do realnych zmian. Uważa, że potrzebna są inne zmiany. Nie ma jednak pomysłów na nie.
Okazuje się, że dziewczyna potrafi rozmawiać ze skałami. Już wiemy, co za tym stoi, dlatego wypatrujemy momentu, kiedy pojawi się gigant. Tym razem mamy odpowiedzialnego za skały. To dzięki niemu poznajemy mityczną historię początków świata oraz zrozumiemy jak wielkim zagrożeniem jest Alyphar. Zaskoczeniem jest to, że tym razem bliźniaki wspólnie mają wpływ na giganta. I to właśnie prowadzi do poważnych problemów, bo pragnący pieniędzy Bora sprzedaje informacje o umiejscowieniu istoty. Nie wie, że to może się dla wszystkich źle skończyć. Co z tego wyniknie przekonajcie się sami sięgając po komiks.
Autorzy zabierają nas w dynamiczną i dobrze skonstruowaną akcję. Dowiadujemy się, że obdarzona niezwykłym mocami Erin nie jest jedyna. Każdy tom poświęcony jest innemu dziecku, powiązanymi z nim olbrzymowi. Osobiste dramaty młodzieży mieszają się tu z problemami planety. Każdy wystawiony jest na inną próbę.
Świetny scenariusz dopełniają piękne ilustracje Loriena przy współpracy w pierwszym tomie Drouina, a w drugim Christa. W trzecim mamy piękne rysunki autorstwa Russo, Drouina i Loriean. Mamy tu klasyczne, bogate w szczegóły, miękkie i sprawiające ciepłych sceny ilustracje. Szczególnie piękne są plansze z gigantami przywodzące na myśl Disneyowskie obrazy połączone z mrocznością, dzięki czemu wyglądają one zjawiskowo.
Cała seria to ciekawa i pouczająca lektura, przekonująca młodych czytelników, że każdy z nas ma jakiś talent i trzeba go pielęgnować. Do tego pojawiające się tu motywy ekologii, dbania o planetę uwrażliwią na problemy płynące z wielu współczesnych zagrożeń, manipulacji medialnej, dążenia do przejęcia władzy, przemocy pod pozorem zdobywania wiedzy. Jest też motyw niepełnosprawności, biedy wykluczenia społecznego, alkoholizmu i przemocy. Już nie mogę się doczekać, kiedy opowiem Wam o kolejnych tomach i poznam zakończenie, bo tego niestety sama nie znam, ale patrząc na pierwsze tomy ta seria ma naprawdę duży potencjał i daje duże pole do popisu tym, którzy chcą wykorzystać je w edukacji.