Etykiety

środa, 30 lipca 2014

rachunek sumienia - lipiec

Lipiec był miesiącem dobrych książek. Jedna urzekła mnie na tyle, że będę czytała kolejne książki autora. Jest to „UT” Jacka Ostrowskiego: powieść, która niesie wielki ładunek etyczno-kulturowy i w delikatny sposób porusza tematy drażliwe i kontrowersyjne, a wszystko to w otoczce thrillera wymieszanego z romansem. Wszystko niby znane, ale zakończenie zaskakujące i dające wiele do myślenia. Wiele z tematów poruszonych w „UT” znajdziemy w „Pułapce gender” Marzeny Nykiel, która uchyli nam rąbka tajemnicy manipulacji badaniami nad seksualnością. Jej książka pozwoli nam nabrać zdrowego dystansu do hiperpoprawności politycznej stosowanej przez wielu polityków.
Wielbicielom krótszych form polecam zbiór opowiadań Anny Frajlich "Laboratorium", w którym elementy życia zostają poddane obserwacji i opisowi, by utrwalić przeżycia. Historia rzuca bohaterkę z państwa do państwa, aż ląduje ona za Oceanem na emigracji. Za wody z Polski trafiają również bohaterowie opowiadań grozy Piotra Surmaczyńskiego "Wyspa dreszczowców", a których autor umiejętnie buduje napięcie.
Wiele radości i pozytywnej energii czerpałam z książki Moniki Szwai "Anioł w kapeluszu", której zwariowani bohaterowie dopuszczają się wielu wykroczeń, aby pomóc chłopcu i z całej akcji czerpią nieprzyzwoitą satysfakcję. Pełna optymizmu i odrobiny szyderstwa jest powieść  Agaty Pruchniewskiej "I dobry Bóg stworzył AKTORKĘ", która doskonale sprawdzi się – podobnie jak książka Szwai - na chandrę.
Z popularnonaukowych polecam z jednej strony prace dość solidne, z drugiej skomponowane w interesujący sposób. Tu pierwszeństwo ma książka zmarłej już profesor Anny Świderkówny "O przypowieściach, św. Pawle i Apokalipsie”, z którą powinien zapoznać się każdy średnio wykształcony Polak. Na drugim miejscu znajduje się praca Wiesława Budzyńskiego "Miłość i śmierć Krzysztofa Kamila” , która przybliża nam sylwetkę poety z pokolenia Kolumbów. Obszerną i ciekawą pracą jest Adama Szymański ego "Zapomniany bohater" o człowieku, którego losy determinowała walka o wolność ojczyzny. Kolejna interesującą pozycją popularnonaukową jest książka o wielkim niemieckim kompozytorze, którego losy są osnute tajemnicą, a błędy i wybryki często wybielane przez najbliższych, czego starał się uniknąć Gottfried Wagner  w "Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną”.

Polecam wpisy:

Czasopisma:

Zachęcam do przeczytania wywiadów, które przeprowadziłam z nie zwykłymi pisarzami w lipcu:

Książka miesiąca:  
http://annasikorska.blogspot.com/2014/07/jacek-ostrowski-ut.html

Gottfried Wagner "Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną"



http://www.mwydawnictwo.pl/p/1160/nie-b%C4%99dziesz-mia%C5%82-bog%C3%B3w-cudzych-przede-mn%C4%85
Gottfried Wagner, Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną. Ryszard Wagner – pole minowe, Kraków „wydawnictwo m” 2014
Muzyka kształtuje obyczaje – powtarzała moja nauczycielka od języka polskiego w liceum. Jak bardzo kształtuje o tym się przekonali Niemcy, których poprowadził Ryszard Wagner dzięki swoim operom, które niosą wielki ładunek propagandowy, który często – w imię mówienia dobrze o zmarłym (zwłaszcza przez bliskich) – jest przemilczany, czy nawet zamazywany. Prawnuk, Gottfried Wagner, historyk muzykologii, należy do nielicznych, którzy chcą mówić prawdę o wielkim twórcy, który ukształtował współczesną historię. To samo można by było powiedzieć o Adamie Mickiewiczu, gdyby udało mu się porwać za sobą tłumy. Obaj romantycy mieli ze sobą dużo wspólnego: czuli się lepsi od innych i bezlitośnie niszczyli konkurentów, o czym w przypadku Wagnera przekonał się Liszt, a w przypadku Mickiewicza – Słowacki.
Ryszard Wagner to dość kontrowersyjna postać: nie znamy jego korzeni, prowadził rozrzutne i oparte na egoistycznym zaspakajaniu własnych potrzeb kosztem najbliższych, czyli typowa rozkapryszona jednostka z wielkim mniemaniem o sobie po przewertowaniu książek Fryderyka Nietzschego (chyba go ostatnio za często wspominam, ale taka tematyka), przez to uważająca, że jednostki wyjątkowe mogą więcej. Podobnie uważał Jose Ortega y Gasset, ale w kontekście nawoływań do powściągliwości i ascezy oraz pracowitości. U Ryszarda Wagnera tych pozytywnych dążeń brak.
Wielki kompozytor został przedstawiony przez swego prawnuka, jako osoba od dziecka dążąca do wykorzystania innych, a do tego leniwa. Ryszard Wagner nigdy nie skończył żadnej szkoły. Wszystko, co osiągnął było wynikiem jego ciężkiej pracy, przez co popadał w samozachwyt.
Gottfried Wagner ujawnia w swojej książce to, czego nie mówią o wielkim kompozytorze jego krewni, ale nie jest to nowość. Często powołuje się również na krytykę współczesnych twórcy oper przesyconych antysemityzmem i szowinizmem. Jego poglądy były zgodne z etosem germańskim, przez co znalazł on wielkie uznanie w III Rzeszy. Jego największym wielbicielem był Adolf Hitler, którego potencjał rozbudzały opery Wagnera.
Książka napisana jest przystępnie i urozmaicona bujnym życiem twórcy. Polecam wszystkim, którzy interesują się historią, muzyką, filozofią, socjologią, wpływaniem na masy.

Marzena Nykiel "Pułapka gender"



http://www.mwydawnictwo.pl/p/1164/pu%C5%82apka-gender
Marzena Nykiel, Pułapka gender. Karły kontra orły – wojna cywilizacji, Kraków „wydawnictwo m” 2014
Gender to ostatnio temat numer 1 zarówno w lewicowych, jak i prawicowych mediach. Wokół badań nad płcią, uwarunkowaniami kulturowymi, biologicznymi, społecznymi, i psychicznymi toczą się ostre dyskusje popadające w skrajności. Gender są badaniami, które próbują wyjaśnić, w jakim stopniu zachowanie ludzi jest uwarunkowane biologią, a w jakim kulturą, w której żyją. Wszystko zaczęło się od językoznawców (hipotezy Sapira – Whorfa), którzy zauważyli, że postrzegany przez ludzi język determinuje postrzeganie świata. To stało się iskrą zapalną do badań nad układami społecznymi, czyli również nad rolą kobiety i mężczyzny w społeczeństwie.
Dziś prawicowi krzykacze nawołują do zamknięcia kobiet w domach i rodzenia dzieci oraz usługiwania mężowi, bo tak było od zawsze… Od zawsze też istniały radykalne podziały na biednych i bogatych, których nie dało się przeskoczyć w ciągu jednego pokolenia i z tym się nie zgadzają, jako naturalnym zjawiskiem, które Fryderyk Nietzsche uważał, jako zdrową prawidłowość…
Podobnie jest z Marzeną Nykiel, która z jednej strony chce zamknąć kobiety w domu (sama kształcąc się dzięki ruchom feministycznym!), a wszystko, co odstaje od „normy” karać. Za głoszenie tych poglądów jestem na nią zła: jak się nie podoba praca to niech siedzi w domu i służy mężowi, dzieciom i komu sobie życzy. Prawdziwie prawicowa kobieta nie wypowiada się, bo kobiety i ryby głosu nie mają. Podczas czytania książki miałam ochotę wysłać tę panią w czasy, kiedy kobieta musiała być niewolnicą męża. Wehikułów czasu jeszcze nie mamy. A szkoda.
Po przebrnięciu przez tę niestrawną dla normalnych kobiet część nastąpiły wywody na temat seksualności i mimo, że we wcześniejszej części nie zgadzałam się z autorką to w tej gratulowałam jej zdrowego dystansu, którego brak naszym hiperpoprawnym politykom, którzy dla zdobycia kolejnych głosów zrobią wszystko, a w to wszystko wchodzi prawne zatwierdzenie czynów krzywdzących innych ludzi: gwałty, pedofila, pederastia. O ile jeszcze jestem w stanie zrozumieć dążenia do prawnej akceptacji zoofilii to już zachowania (seksualne i inne) mające na celu ranienie innych jest dla mnie zbrodnią.
Książka jest bardzo aktualna i daje do myślenia. Oczywiście z wyjątkiem tych durnot o kobietach, które muszą pracować i są w pracy wykorzystywane seksualnie, ponieważ kobieta siedząca w domu też była wykorzystywana i gwałcona. W książce znajdziemy wiele opisów błędów badawczych nad seksualnością i skrajnym podejściem do włączania dzieci w stosunki seksualne. Często wówczas nie bierze się pod uwagę odczuć ofiar, które wypowiadają się jednoznacznie: to była największa trauma życia, która wpłynęła na teraźniejszość.
Książkę polecam wszystkim, którzy chcą przemyśleć współczesne tolerancyjne trendy, które tłumaczy się koniecznością wyzwolenia wszystkich, ponieważ demokracja tego wymaga. To najgorsze łgarstwo świata, ponieważ demokracja niczego nie wymaga. W starożytnych demokratycznych Atenach istniało niewolnictwo i dążenie na siłę do wyzwolenia wszystkich było postrzegane, jako szaleństwo. Dziś każdy ma równe prawa, każdego głos znaczy tyle samo i to nie przez ukochaną demokrację, ale przez socjalizm.

wtorek, 29 lipca 2014

Jacek Ostrowski "UT"



http://www.jankawydawnictwo.pl/ksiazki.html
Jacek Ostrowski, UT, Pruszków „JanKa” 2012
„UT” to książka tak dobra, że cokolwiek napiszę o niej to i tak będzie źle i nie odda jej bogactwa. „UT” kryje w sobie zawiłą i tajemniczą historię, która czasami zwodzi nas na manowce i próbuje udawać romans, by za chwile zaskoczyć nas swoją drapieżnością i odmienną delikatnością. Kiedy zaczyna nam się coś wydawać pojawiają się inne okoliczności, które zmuszają nas do weryfikacji, przez co do samego końca nie wiemy jak się cała historia skończy i nie jesteśmy do końca pewni gatunku. Do tego w bardzo umiejętny sposób zbudowano w niej napięcie. Od pierwszych stron zostajemy wprowadzeni w świat dziwnego układu i do samego końca czekamy na wyjaśnienie. Po drodze – mniej lub bardzie przypadkowo – giną ludzie, którzy chcą przekazać bohaterce informacje o tajemniczej organizacji, w której działania została wplątana. Jacek Ostrowski porusza w swojej książce bardzo wiele ważnych spraw: problemy biedy, głodu, wykorzystania seksualnego, eksperymentów na ludziach, handlu żywym towarem, egoizmu, zbrodni wojennych, przemocy i granicy między człowieczeństwem a staniem się bestią. Hasło to, co nas nie zabije to nas wzmocni jest postrzegane, jako błąd: prześladowani sami zaczynają prześladować.
Nie jest to jednak zwykła powieść z wątkami kryminalno-romansowymi. Niesie ona w sobie głębsze przesłanie i to nie tylko dotyczące powtarzalności dziejów i ciągłego rozliczania, ale sumienia, które – nawet zabite – pewnego dnia może się obudzić i zniszczyć nam życie lub wyzwolić nas od przeszłości i poddać przemianie. Zbrodniarze czasami się nie zmieniają, a czasami stają się nowymi ludźmi. Potrzebują tylko impulsu, by zmienić swoje postępowanie.
Autor wydaje się głosić filozofię przeciwną do poglądów Fryderyka Nietzschego, który uważał, że tylko silnym jednostkom należy się wszystko i muszą one walczyć o swoje prawa bez dbania o innych, bo człowiek z natury jest zły. Tu jest zupełnie inaczej: z dobrych dzieci przez styczność z ze złymi ludźmi wyrastają potwory, które trafiają do najlepiej strzeżonych więzień świata. Dlaczego zostają wypuszczeni? Kto stoi za tak absurdalnym pomysłem? W jaki sposób można im pokazać ich błędy i zmusić do wyciągnięcia wniosków?
Jacek Ostrowski zmusza nas również do refleksji nad wpływem poczynań naszych przodków na nasze teraźniejsze życie i przekonuje, że za błędy dziadków zapłacą też wnuki, a ich kara będzie zależała od tego, jakimi ludźmi są, czy udało im się wyzwolić od piętna błędów przodków. Czy my tego nie znamy z „Biblii”?
“(15) Lecz jeżeli nie usłuchasz głosu Pana, Boga twego, i nie będziesz pilnie spełniał wszystkich jego przykazań i ustaw jego, które ja ci dziś nadaję, to przyjdą na cię te wszystkie przekleństwa i dosięgną cię. (16) Przeklęty będziesz w mieście i przeklęty będziesz na polu. (17) Przeklęty będzie twój kosz i twoja dzieża” itd.(Księga Powtórzonego Prawa 28:15-58)
„UT” Jacka Ostrowskiego nie tylko jest doskonałą rozrywką, ale książką, która zmusza do refleksji nad światem. Widmo siły karzącej, obecnej w wielu religiach – mimo przerażającej wizji- staje się pocieszeniem, że zło kiedyś zostanie ukarane. Czy istnieje sposób na przerwanie tego makabrycznego tańca zła.
Książka bardzo mocno została wpisana nie tylko w historię europejską, ale całą jej kulturę z naleciałościami judaistycznymi, w której nad życiem każdego człowieka czuwa Bóg czyhający na nasze potknięcia i czerpiący satysfakcję z karania. UT jest tu właśnie taką siłą, która może wszystko, a posłańcy są jak prorocy ze „Starego Testamentu”: wiedzą, że ich życie nie może ulec zmianie, bo ich życie nie należy do nich.
Jacek Ostrowski napisał powieść specyficzną, balansującą na granicy realności i fantastyki: mimo osadzenia w konkretnym czasie i miejscu oraz wykorzystaniu historii i współczesnych wydarzeń, a także problemów, z którymi zmierzajmy się w naszej cywilizacji to akcja jest dość oderwana od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni: niewytłumaczalne sploty akcji, wydarzenia paranormalne. Wszystko zostało podkreślone nieco innym językiem niż znany nam ze współczesnych książek pisarzy, którzy efekty mierzą ilością wulgaryzmów w zdaniach. Tu ich nie znajdziemy, a mimo tego przeniknie ona przez nas i zszokuje. Jest ona bardzo bliska wielkim dziełom takim, jak „Dżuma” Alberta Camusa, „Bunt aniołów” Anatola France’a, czy „Zbrodni i kary” Fiodora Dostojewskiego. Sama akcja – mimo że tak wciągająca – w obliczu przekazywanych wartości wydaje się mało istotna. Autor przenosi nas do Pietrasanty, włoskiego miasteczka, które utrzymuje się z turystyki. Hotel Villa La Fonte jest jednym z wielu miejsc, w którym mogą nocować podróżni. Nie należy on do wygodnych i luksusowych hoteli. Jego mury kryją wiele tajemnic, z którymi przyjdzie zmierzyć się nowej właścicielce. Tajemnicza postać Raula Gomesa jest niczym starotestamentowy anioł zemsty. Ile będzie miał ofiar? Kto będzie kontynuował historię, aby na nowo mogła się zapętlić?
Książkę Jacka Ostrowskiego polecam wszystkim, którzy szukają dobrej książki, od której będzie trudno się oderwać. Ponad to jest to bardzo subtelny moralitet o konieczności odpokutowania swoich win.

Tomasz Pietrzak "Umlauty"

http://www.wforma.eu/umlauty.html
Tomasz Pietrzak, Umlauty, Szczecin, Bezrzecze „forma” 2014
Umlauty to samogłoski typowe dla języka niemieckiego, mające odmienny sposób odczytania niż zrobiłby to niewtajemniczony (nieznający podstaw) w język. Dla obserwatora z boku pojawiają się i znikają bez uzasadnienia, ale mają one swoje usprawiedliwienie w historii, przez co ciągle powracają jak przeszłość, która wkrada się w codzienność. W naszym języku ich nie ma. Ale czy aby na pewno? Przecież były. A co z obcokrajowcami, którzy wchodzą w nasze społeczeństwo ze swoimi cechami i umlautami? Są obcy, a jednak stanowią element społecznej układanki. Podobnie jest z podmiotami lirycznymi wierszy: są zagubieni między płciami, nacjami, poglądami, zwyczajami i czasem na swą przeszłość patrzą przez pryzmat bliskich, którzy nie dowierzają:

„Trop”
Mieliśmy w rodzinie Żyda,
może nawet kilku i oni weszli w nas.
Teraz, kiedy kochamy się z mężem,
on nie wierzy, że jestem po Żydzie.

Straciliśmy ich po drodze, na zakręcie,
w pośpiesznej żeniaczce z Niemcami.

O genach przypominają jedynie
ciemniejsze, niż u innych genitalia.
Czytałem gdzieś, że tak mają Semici,
ale ludy germańskie podobno też.

Podmiot liryczny, będący kobietą zmienia perspektywę płci. Czyżby mąż szukał potwierdzeń żony, a może to obserwator całego zamieszania z mieszaniem ras? Badacz? Ciekawski przeciętniak zbawiający świat za pomocą swojej tandetnej pracy, by skończyć po śmierci we fleszach, bo tak zwyczaj nakazuje? Wielowiekowe upamiętnianie zmarłych, portrety trumienne to była niemal specjalność sztuki dawnej Polski. Mieć taki portret na swoim ostatnim łożu po wieki to było coś: świadczyło o bogactwie, pozycji, bo kto rozsądnie zarządzający majątkiem i mający go niewiele wyrzuci pieniądze na taką wątpliwą przyjemność? Czasy się zmieniły i owa przyjemność przeniosła się na wszystkich. Fotka z trupem w tle, a raczej fotka trupa z bliskimi w tle, jak w wierszu, będącym – jednym z wielu – obrazkiem z codzienności:

„Ujęcie 5”
Dziwne imprezy
mają na gwarnym Śląsku.
Trupek w trumnie,
a oni mu cykają zdjęcia,
doświetlają mordkę.
I jest gładki, jak ta lala.

W tle też cuda –
jakieś travesti, trzy ciotki,
okno z upalnym widokiem.
Żywi na to w roztopie.

I to fotograf obejdzie.
Gdzie trzeba zgasi,
pojaśni wuja, resztę postawi
do pionu przefiltruje.

Tylko tego co leży
i ni dycho trudno zgumować.

On się rozłazi, wychodzi wywołany.
Pakuje się w skrzynkę poleconym
i w bąblach, z życzeniami zdrowia
i słojem letniej konfitury.

Mimo tego zachłannego upamiętniania drastycznych chwil wielu ludziom brakuje zdjęć bliskich. Przeszłość zakopali, spalili, aby nie było dowodów. Przeszłość jest niebezpieczna, przodków trzeba pochować do szaf pamięci i ich nie pokazywać, nie chwalić się nimi, bo przyjdzie inna koniunktura i pojawią się problemy. Tak jest w wierszu „Skład” (tak jak skład węgla wieziony pociągami?). Eliminacja pewnych jednostek nie udała się. Zostały resztki, które wymieszano razem by mogły tworzyć całość bez korzeni i przeszłości.

 „Skład”
Jestem z tego, co nie odesłali
w czterdziestym piątym
i z tego, co nawieziono latem
w bydlęcych od wschodu,
dlatego oczy mam wciąż otwarte
i uszy nasłuchujące;

podskórnie przeczuwam
oddech ciężkiego zwierzęcia –
zbliża się, choć jeszcze nie wie,
że wzbiera się w nim głód.

Właśnie przez ową niepewną historię rodzin o niektórych przodkach się nie mówi, nie wspomina ich dokonań, obecności genów. Trzeba ich ukrywać:

„Bezkost”
W moim domu przechowujemy
tylko niektóre zdjęcia.
Trudno więc sięgnąć do początku, wejrzeć w zaranie.

Dlatego zazdroszczę
tym małym gadom i płazom,
co się ostały, bo wiedzą,
że zanim skarlały do reszty,
przed nimi było coś wielkiego,
godnego gabloty.

Wiersze niosą w sobie wielki ładunek historii, która czasami jest powiedziana wprost, a innym razem trzeba się jej domyślać. Dzieje ludzi są tu ukazane jak wielkie zawirowania, które rzucają jednostki z miejsca w miejsce i zmuszają do ukrywania się. Polecam osobom, które lubią posiedzieć nad książką i pomyśleć. Zbiór, w którym życie poddano wyszydzeniu jest doskonały na samotne, refleksyjne spacery.