Fronda zawsze kojarzyła mi się ze skrajnie
katolickim podejściem do wszystkiego. Fundamentalizm miał się tu przejawiać w
braku tolerancji do wszystkiego, co inne i inteligentne lub genialne. Nie
podejrzewałabym autorów czasopisma o powoływanie się na Webera czy pisanie o Louisie
–Ferdinandzie Célinie oraz seksie. Mam kilku znajomych z takimi poglądami i
skłonna byłam czasopismu przypisywać postawę bliską pewnemu słynnemu filozofowi
monarchiście z Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika (chociaż on o piśmie
wypowiada się, że jest „lewackie”).
Ku memu zaskoczeniu (już po raz drugi) czasopismo
czyta się przyjemnie. Można znaleźć w nim wiele tematów do przemyślenia. Można (a
nawet trzeba) z wieloma poglądami się nie zgadzać i w myślach polemizować (czy
nawet się kłócić). Numer, którego hasłem przewodnim stało się „Meczety i
maczety” porusza bardzo ważne dla naszej kultury sprawy. Nie są one ważne
wyłącznie dla katolików, ale całego Zachodniego świata, który od wieków zderza się
z brutalnością Wschodniego. Uświadamia nam, że różnice między tymi dwoma
światami są większe niż nam się wydaje. Purytańskie chrześcijaństwo wydaje się
w tym szkicu niewinny i bardzo humanitarny przy brutalnym, brudnym świecie
opartym na męskich rządach i skupieniu na przyrodzeniu płci brzydkiej, której
zachowania kulturowe odbiegają od naszych. Męskość graniczy tu z pedofilią,
pederastią oraz oparta jest na agresywnym wykorzystywaniu słabszych przy
jednoczesnym poddaństwie wobec silniejszych. Granice „rozsądku” swoich zysków i
strat w podporządkowaniu są tu idealnie zachowane. A wszystko to w otoczce
słodkiego nieróbstwa, ponieważ dobra doczesne są mało istotne („Gospodarka w
imię Allacha”). Autorzy podkreślają, że religia ogranicza myślenie i postęp.
Wszystko w kontekście analizy islamu. Można to spojrzenie rozszerzyć i
zastanowić się w jaki sposób inne religie wpłynęły na gospodarkę. Wstępem do
tej analizy może być znakomite dzieło Maxa Webera, który niemiecki
protestantyzm wskazywał jako religię idealną dla ludzi chcących rozwijać
gospodarkę. Hasło „pracuj i módl się” z naciskiem na „pracuj” doskonale
sprawdza się i w dzisiejszej gospodarce. Islam przepełniony jest nakazami
modlitwy. Nawet stosunek seksualny jest pełen „odpowiednich” modlitw („Czego nie widzi Allach?”)
Mimo zachwytu nad naszym zachodnim światem spotkamy
się tam i z krytyką pędu, jakiemu ulegliśmy. Pędu, który zmusza nas każdego
dnia do wysiłku. Pracoholizm to wymysł cywilizacji Zachodu. To dotyczy wielu
dziedzin. Najbardziej widoczny jest w nauce.
Błąd współczesnej nauki polega na pędzeniu. Brakuje
refleksji, zatrzymania się przeżuwania, a przecież największych odkryć dokonano
nie w pędzie, ale w chwilach ponownego wchodzenia w zebrane materiały. Ciągłe
myślenie, analizowanie jednego tematu pozwala go zgłębić. Współczesnej edukacji
brakuje tego podejścia. Każda poważniejsza praca ma poruszać nowy temat.
Magisterka nie może być kontynuacją licencjatu, doktorat magisterki. Ile jest w
stanie zbadać człowiek przez dwa lata? Zebrać materiały do wniosku na kolejne
badania, które muszą być całkowicie odrębne od tego, czym się człowiek zajmował
dotychczas? Wszystko zostaje liźnięte. Liczą się strony a nie wartość pracy.
Mnogość teorii jest lepsza od jednego dogłębnego podsumowania – to są zasady
współczesności. Jakub Lubelski swoim artykułem „Wykład prof. Literackiego o
byciu krową” zmusza do refleksji nad tym powszechnym trendem. Upadek kultury
zachodniej polega na jej pędzie. Trzeba czytać szybko, analizować szybko,
skakać z tekstu na tekst i pisać. To jest ważne. Współcześni istnieją przez
pisanie. Już nawet czytanie nie jest tak ważne. Można nie czytać, ale pisać
trzeba i to nie mało. Im więcej tym lepiej. Produkować co kwartał nową książkę,
setki recenzji, aby nas widziano. Nie ważna jest refleksja, ale widoczność.
Tekst Lubelskiego może być wstępem do naszej refleksji o stanie elit, które
powinny mieć czas na refleksję, myślenie.
Numer „Meczety i maczety” jest doskonałym wstępem do
przyjrzenia się wielu problemów naszej cywilizacji oraz zderzeń z kultury zachodniej
za wschodnią. Bardzo interesujące są spojrzenia na ów problem osób, które żyją
na pograniczu dwóch kultur.
Bardzo ciekawe omówienie tego czasopisma. Osobiście raczej unikam skrajnie konserwatywnych przedstawicieli chrześcijaństwa, pan Terlikowski również kojarzy mi się dość negatywnie, ale sama gazeta wydaje się ogromnie inspirująca, skłaniająca do refleksji, do myślenia, a to już sytuacja dość rzadka jeśli chodzi o polską prasę (tę z głównego nurtu).
OdpowiedzUsuńJa jestem anty i bardzo proetyczna, ale o dziwo czasopismo i książki wydawane przez frondę mimo mnie zaskoczyły. Oczywiście nie zawsze się zgadzam z prezentowanym stanowiskiem.
Usuń