Agata
Pruchniewska, I dobry Bóg stworzył
AKTORKĘ, Grójec „SOL” 2014
O
kobietach może opowiadać tylko Bóg. To jest tak oczywiste, że żeńskiej części
ludzkości nie muszę tłumaczyć, dlaczego tak uważam i dlaczego tak jest prawidłowo
i prawdziwie. Mojego bloga czyta również i „piękna” część ludzkości, dlatego
wszystko wszystkim wyjaśnię, jak krowie na rowie. Kobiety są prawdziwymi
aniołami: jedne po jasnej a drugie po ciemnej stronie mocy (a to taki szczegół
w różnicy między synowymi i teściowymi). Piękne anioły nie dość, że nie
zadzierają nosa i nie napuszają się jak pawie (co uwielbia robić płeć „piękna”)
to jeszcze są samokrytyczne (cecha u płci „pięknej” niespotykana). Stworzyć
kobietę jest trudno. Stworzyć idealną kobietę niemożliwe (nawet dla Boga), a
stworzenie idealnej i zadowolonej z siebie aktorki jest tak skomplikowane, jak
przewidywanie przyszłości z kierunku lotu ptaków. O tym wie każdy Bóg, każdej
religii. Wie o tym i ten, który raczy nas opowieścią o Dorotce, która jest dziewczynką
ładną i bardzo zdolną, ale niedoceniającą swoich atutów. Mężczyzna z jej
cechami czułby się królem świata. Ona niestety jest kobietą, więc ciągle
pozostaje krytyczna wobec siebie. Mimo tego wyrasta z niej kobieta chcąca
spełnić swoje marzenie o byciu aktorką. Niestety komisje na studia są
nieprzychylne i mimo wielu godzin ćwiczeń, nauki nie udaje się. Dopiero, kiedy
Dorotka traci wiarę w swoje możliwości. Dostanie się na studia aktorskie jest
pretekstem do opowiedzenia o jej związku z Księciem, jego matką po ciemnej
stronie mocy stojącą (bo przecież żadna normalna teściowa nie jest dobra),
pierwszymi przygodami z drobnymi rólkami oraz frustracjami. Jak to wszystko się
dla niej skończy? Musicie przekonać się sami tym bardziej, że są wakacje, a to
jest doskonała książka na wyjazd: pełna humoru, fabuła prosta, ale nie za
prosta, a do tego interesująca historia, która pozwoli nam na wiele spraw
spojrzeć z dystansu.
Tytuł
skojarzył mi się ze stary francuskim filmem „I Bóg stworzył kobietę” reż.
Rogera Vadima. Poza podobnym tytułem nie łączy je nic. No może kobieca naiwność
i wiara w dobre męskie intencje. Bohaterka książki „I Bóg stworzył aktorkę”
jest dla mnie wzorem cierpliwości, jakim byłam dawno, dawno temu. Dorotka
posiada tę dziwną wiarę w męskie starania, jakie posiadają wszystkie młode
kobiety, które kochają być wykorzystywane: oboje studiują, ale to ona robi
zakupy i sprząta, a nawet gotuje jak matka Księcia nie dostarczy Księciowi
jedzenia. Jej pracowitość i brak wiary w siebie stojący obok wielkiej wiary i
nadziei w wielką przyszłość aktorki sprawia, że Dorotka jest nie do końca pewna
swoich wartości. Ciągle stara się coś udowodnić innym, biega, żyje szybko i
bardzo szybko pakuje się w kłopoty i wiele się uczy, np. że „Nie
zawsze jest ważne, CO, ważne jest, KTO mówi. Oraz drugą. Są ludzie, do których
nie ma co mówić, bo i tak nie usłyszą. I nie mam tu na myśli osób
głuchych", a także „Rzeczywiście, słodycze są szkodliwe dla zdrowia, najbardziej
szkodzą na nerwy. Nawet te niezjedzone”.
Ponoć ma złą aurę, ale o tym nawet sam Bóg
nie wie, więc kiedy się dowiaduje przez chwilę czuje się zbity z tropu i
pozwala Dorotce gnać dalej.
Bardzo
podoba mi się sposób opowiadania o życiu Dorotki: z perspektywy Boga, który
wszystko wie i może sobie pozwolić na cynizm oraz maczanie palców w wydarzeniach.
Troszkę mi to zapachniało Homerem, na wielkim luzie, dlatego książkę "I
dobry Bóg stworzył AKTORKĘ" polecam wszystkim, którzy lubią podczas
czytania się pośmiać. Jest ona doskonałym lekarstwem na doła i własne
kompleksy. Opowieść o Dorotce jest kolejny dowodem na to, że w Polsce mamy
dobrych pisarzy i zamiast czytywać „Dzienniki Bridgiet Jones” czy „Diabeł
ubiera się u Prady” możemy sięgnąć po naszą ojczystą lekką „produkcję” z dużą
dawką humoru, którego nie wstydzi się Katarzyna Grochola, a dla „wielkich”
pisarzy będącego ujmą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz