Magdalena Kulus, Nie tylko o łajdakach, Warszawa „SOL”
2014
Spokój,
wieś, dzieciaki, święta, katolickie święta w tle i nieco nakręcona rodzinka –
to są dodatki do mieszkania w Maszkarce, czyli brzydkim domku na wsi, którego
nabyli rodzice Nastki (Anastazji), która właśnie kończy nieżyciowe studia
(filologię polską) i przeżywa stratę mężczyzny, którego można określić jako „pasożytującego
fajtłapę”: rozgarnięty nie jest, szuka darmowej kobiety, która go utrzyma i
wmawia sobie, że potrzebuje w związku iskier. Odnalezienie iskier sprawia, że
Nastka, która liczyła na coś więcej niż „sexfriend” jest zrozpaczona. Całą jej
rozpacz topi sytuacja: ciągłe najeżdżanie i nachodzenie rodziny, przed którą
musi grać zadowoloną z życia, a troskliwi rodzice w ramach terapii porozstaniowej
wysyłają ją nad morze z grupą muzyków.
W
międzyczasie zostaje ona też panią od komunii, mimo że ma być panią od
polskiego, przez co musi się pilnować, co mówi i robi, co jest niezmiernie
trudne w obliczu ciekawskich bliższych i dalszych sąsiadów, którzy wieści
roznoszą szybko, a i rodzinie zdają relacje z poczynań młodej damy, która na dobrze
osłoniętym podwórzu postanawia opalać się toples. „Przypadkowo” odwiedzają ją
wtedy młody ksiądz i zaciekawiona sytuacją sąsiadka, która wie lepiej, co
zaszło między Nastką a kapłanem… Jak wybrnie z tej sytuacji? Co jest dla ludzi
na wsi ważne? Musicie przekonać się sami.
Z
jednej strony naiwność bohaterki i jej sentymentalne myślenie o związku,
którego przecież nie było były dość irytujące, a z drugiej strony przypominało
mi się sielankowe dzieciństwo wśród rodziny w małej miejscowości, w której
wszyscy wszystkich znają i odwiedzają, w której plotki roznoszą się w zawrotnym
tempie, a ludzie mieszkają często dość niewygodnie.
Życie
bohaterki nie jest łatwe. Powoli wchodzi w dorosłość: ma swoje pieniądze ze
stypendium socjalnego(?), bo naukowe nie jest tak wielkie, by z niego wyżyć,
mieszka jeszcze z rodzicami, ale ma już ich po dziurki w nosie, a do tego
jeszcze miłość do chłopaka, którego nie potrafią zaakceptować jej rodzice,
ponieważ nic nie robi tylko dużo je.
Inną
miłością – taka sprzed lat – jest Michał, który wrócił z Irlandii z przyszłą
żoną i chce (wbrew narzeczonej) założyć gospodarstwo agroturystyczne. Baśka
oczywiście podświadomie wyczuwa dawne uczucia i zawsze zastaje swoją „rywalkę”
w dziwnych sytuacjach z narzeczonym. Jak zakończą się te relacje? Czy dojdzie
do ślubu? Żeby było ciekawiej w tle pojawia się jeszcze skrzypek Julian ze
słynnego zespołu muzycznego, który jest wdowcem…
„Nie
tylko o łajdakach” jest opowieścią o wewnętrznym dojrzewaniu. Do tego
potrzebuje świadomości, że jej cierpienie nie jest wcale wielkie, że musi
jeszcze wiele w życiu przeżyć, by osiągnąć spokój i równowagę, że nie wszystko
to, co uważamy za ważne jest ważne oraz musi nauczyć się po swojemu zmierzyć z
rzeczywistością, a także uczenia się życia, by móc podsumować swoje
dotychczasowe życie: „Doświadczyłam namacalnie bliskości śmierci i jej
nieuchronności, pojęłam też, że w obliczu odchodzenia wiele drobnostek nie ma
znaczenia. Ja z tych drobnostek dotychczas potrafiłam sobie i innym robić
piekło”
„Nie
tylko o łajdakach” jest książką z jednej strony bardzo irytującą (ach to głupie
dziewczę tak mocno przeżywa rozstanie z takim czymś jak Olek), a z drugiej
pełną pozytywnego spojrzenia, humoru, bo wszystko, co dzieje się na wsi jest mi
bliskie, ale i odległe przez perspektywę czasu. Książkę czyta się w zawrotnym
tempie. Jest to lektura lekka i radosna. Polecam wszystkim, którzy potrzebuję troszkę
pozytywnego spojrzenia i krzywego zwierciadła, by na nowo spojrzeć na
codzienność.
Czasami pozytywne myślenie dobrze poprzeć odpowiednią lekturą. :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że nie tylko pozytywne spojrzenie. Ja jestem przekonana o wielkiej mocy literatury (zwłaszcza w perspektywie samobójstw po wydaniu "Cierpień młodego Wertera". My troszkę nie doceniamy tej mocy myśli, jakie przekazują nam autorzy. Gdybyśmy ją doceniali to wielkim łukiem omijalibyśmy książki przygnębiające, czy zachęcające do występków, a sięgalibyśmy po takie, po których człowiek jest szczęśliwy i na codzienność patrzy z wielkim dystansem. Ja staram się tak robić. Po co się unieszczęśliwiać ;)
Usuń