Kolumbia wywołuje w mojej głowie sporą ilość sprzecznych skojarzeń. Obok pięknych wieżowców favele. Kadry niczym z wyjęte z filmu animowanego Rio, chociaż to nie ten kraj, ale podobna kultura (przynajmniej z naszego, europejskiego punktu widzenia) i dużo wspólnej historii związanej z hiszpańskimi podbojami, imperializmem, który sporo tu namieszał. Ta żywiołowość, niesamowita ilość kolorów. A wszystko w sąsiedztwie pięknej natury przywodzącej na myśl raj. Północna część Ameryki Południowej ma swoisty klimat kojarzący się z plażami nad Morzem Karaibskim, Oceanem Spokojnym i Pacyfikiem oraz sporym kawałkiem puszczy amazońskiej i piękne Andy. Do tego trzeba dodać wyspy. Można by powiedzieć, że sielanka w tropikach. Dziewicza przyroda, a w nią wpisany człowiek ze swoimi tworami, problemami, działaniami i interesami. Do tego pięknego otoczenia wprowadzają całe mnóstwo sporów. Bogactwa naturalne (ropa naftowa, gaz ziemny, węgiel kamienny, rudy żelaza, niklu, cynku, miedzi, złoto, szmaragdy) to zawsze łasy kąsek dla tych, którzy chcą się dopchać do władzy i wpływów. Jeśli dodamy do tego fanatyków religijnych, dyktatorów i bossów narkotykowych to mamy zaskakujący tygiel bulgoczący jak wulkan przed erupcją. Liczne wojny, jednoczenie się, rozpadanie federacji, konflikty wewnętrzne – tym naznaczone jest życie kolejnych pokoleń szarpanych przez skrajne (fanatyczne) ugrupowania polityczne. Trwające dziesiątki lat zatargi między liberałami promującymi federalizm i rozdział państwa od Kościoła, a konserwatystami zabiegającymi o totalną władzą Kościoła doprowadziły do katastrofalnych skutków, rządów dyktatora, kolejnych walk, chwilowego przejmowania władzy przez skrajne ugrupowania, których władza kończyła się kolejnymi wojnami domowymi, coraz większym ubóstwem zwyczajnych ludzi. Upadek gospodarki, rozpad więzi społecznych to tylko niektóre problemy. Wieczne przepychanki, rosnąca bieda były świetnym miejscem na rozwój gangów narkotykowych. Kartele przejmowały władzę w dużych miastach. Jednym z nich jest Medellin kojarzony z bossami narkotykowymi mającymi wpływy nawet w Europie( Pablo Escobarem, Jose Gonzalo Rodriguez Gacha oraz bracia Ochoa – Jorge, Juan i Fabio) i ich działalnością, czyli z jednej strony sianie terroru, utrzymywanie władzy, przeciwstawianie się nieudolnym rządom, przemyt, a z drugiej fundowanie boisk, placów, instytucji pomagających najbardziej poszkodowanym przez grupy posiadaczy, czyli uprzywilejowanych rodów. Jego działania były przyczyną ingerencji USA, przy pomocy którego rozbito kartel z Madellin. Dopiero 2016 rok przyniósł koniec wojen domowych, w których w czasie zginęło ponad 250 tys. ludzi. W takich realiach tworzyli Gabriel José de la Concordia García Márquez, Álvaro Mutis Jaramillo, Laura Restrepo, Jorge Franco, Fernando Vallejo, Sergio Cabrera. W ich twórczości pobrzmiewają echa historii kraju. Trak jest też w twórczości Juana Manuela Roci, którego wiersze możemy poznać w zbiorze „Obywatel nocy” w tłumaczeniu Krystyny Rodowskiej. I musze przyznać, że jest to fantastyczny przekład. Tłumaczka fantastycznie oddała wszelkie niuanse językowe, wprowadziła świat poezji kolumbijskiego poety do Polski.
Tytuł zbioru wierszy jest intrygujący. Z jednej strony znajdujemy tu nawiązanie
do słowa „obywatel”, którym możemy nazwać mieszkańca lub członka społeczeństwa określonego
państwa posiadającego prawa i obowiązki. Wyraz mający w naszym kraju czeskie
korzenie ewoluował w języku polskim od neutralnego określania nim osoby mieszkającej
na danym terenie do posiadającej formalnoprawną więź jednostki z państwem, czyli
związanej z określonymi prawami
i obowiązkami. Same przepisy w historii ludzkości też wyglądały bardzo
różnie, a rozważanie o związku obywatela z państwem pojawiają się wraz z powstawaniem
pierwszych państw, czyli już w starożytności. W greckiej kulturze wiąże się to
z powołaniem demokracji i koniecznością ustalenia, kto wchodzi w skład
społeczeństwa, jakie ma obowiązki i prawa. Współczesne spojrzenie wiąże się z
poglądami Johna Locke’a (ochrona jednostki przed zakusami państwa), Georga
Hegela (państwo to obywatele) oraz Alexisa de Tocqueville’a (obywatele
wybierają prawodawców i w ten sposób uczestniczą w zarządzaniu sobą). Dopełnienie
„nocy” nasuwa z kolei skojarzenie z zaciemnieniem, niepewnością, tajemnicą.
Patrząc na utwory napisane przez Juana Manuela Rocę można stwierdzić, że może
chodzić odkrywanie, powoływanie do istnienia, reagowanie na twory. W centrum postawiony
zostaje sprawczy podmiot liryczny, który może użyć różnych narzędzi. Świat
wyłania się ze słów, pociągnięć pędzla, zdzierania nadmiaru materii, doboru
elementów, a nawet ruchu, który potrafi przeistaczać tancerkę w kwiaty czy
owady lub ptaki. Świat sam w sobie nie istnieje. Pojawia się dopiero w
zderzeniu z człowiekiem. To on go zauważa, odkrywa, nadaje znaczenia, dostrzega
to, co ukryte, tworzy kolejne byty. Jest niczym biblijny Adam nazywający
różnorodne zwierzęta, rośliny i elementy krajobrazu i przez to nadający im
znaczenie. Można by się pokusić, że przypada mu wręcz władza demiurga, boga,
który słowem i gestem powołuje do istnienia, czyli jego wpływ jest olbrzymi,
ale nie totalny.
Już od pierwszej strony wchodzimy w tę kreacjonistyczną zdolność podmiotu
lirycznego, który pisząc słowo ożywia „kojota” czyhającego na „słowo zając” i
może przegonić do słowem „stos”. Pierwszy wiersz i z mojej strony pierwszy
zachwyt, bo mamy tu wszystko, co ważne w naszej kulturze. Pojawia się problem wiary
i prądów filozoficznych wiążących słowo z reprezentacją. Do tego wchodzimy do
obszaru kultury, pierwszych narzędzi, bo tam, gdzie pojawia się ogień zaczynają
tworzyć się społeczności skupione wokół ognia, ogniska i stosu pozwalającego
chronić jednostki przed drapieżnymi siłami natury. Z każdą stroną mój zachwyt obrazowością,
umiejętnością łączenie tego, co naturalne ze zdolnościami ludzkimi jest coraz
większy.
„Kamienie:
Krążki wielkiego liczydła,
Skamieliny obłoków, kruchty księżyca.
Sylaby czasu.
Okruchy gwiazdy
Spadłe z ołtarza nieba.
Zanim stał się katedrą,
Wiatrem przyłapanym na gotyckim geście,
Kamień dostąpił chrztu przez rzekę,
Poznał dłuto deszczu.
Czytelnik kamieni
Ogląda ich zaczarowane, niewidome kształty.
Wie, że gdzieś wśród nich
Przebywają bogowie uśpionej krainy.
Czyżby dłoń trafu – Bożego górnika -
Rozstrzygała, który to kamień stanie się więzieniem,
który kościołem, grobowcem,
A który ścianą płaczu, murem egzekucji?” („Czytelnik kamieni” s. 8).
Ta siła sprawcza człowieka, zależność od jego woli i planów pojawia się w
każdym utworze. Przedmioty powoływane do istnienia stają się elementem otoczenia,
czasami nadane im życie jest tak intensywne, że wdzierają się w naszą
codzienność:
„Gdy tylko narysowałem konia,
Następnej nocy spłoszyłem go pędzlem,
Ponieważ nie mogłem słuchać jego rżenia” („Testament chińskiego malarza”, s 9).
Jednak nie tylko materia jest wykorzystywana do tworzenia różnych rzeczy. Można
tworzyć ruchem, nieuchwytnymi dźwiękami, wcielać się w różnorodne elementy
natury i z zaskoczeniem odkrywać swoją prawdziwą istotę, która w kamieniach
potrafi dostrzec uśpiony pomnik:
„wystarczy zdrapać nadmiar powierzchni,
By go znaleźć.
Tak, jak w głębi ołówka są konie,
Piękne dziewczyny o uśpionych włosach,
Schowane żółwie lub mapa skarbu,
Kamienie mogą chować w swoim wnętrzu
Figurę boga deszczu,
Pomnik zapomnianego bohatera,
Głowę zdziczałego byka
Lub wilka wpatrzonego w księżyc.
Należy obserwować uważnie
Przydrożne kamienie
Powiadają czytelnicy otoczaków,
Terapeuci dróg wszelkich.
Chodzi o to, aby wytropić,
Kto tam się ukrywa,
Drzemie,
Kto obawia się niepogody,
kto przemyca istotę zamieszkałą w środku,
Chociaż jest masa kpiarzy,
Co nie wydadzą nigdy swych sekretów,
Jakieś płyty, skałki, kamyki,
Kawałki bazaltu, Łzy wulkanu,
Śpiewy rozsiane,
Które badacze zwą nieużytkami.
Nie ma co się zniechęcać.
Rzeźbiarz odnajdzie kamień, co nań czeka.
I będzie mógł szykować swój młot, swoje dłuto,
A wówczas z głazu wyrośnie
Ptak zakleszczony czy bizon,
Człowiek-więzień, schylona kobieta,
Żelazna maska, kot zwinny
I smok straszliwy
Lub się wyłoni jelonek,
Czekający na głos pobudki”. „Zaklęcia dla stworzenia pomnika”, s. 28-29).
Przyroda jest tu jedynie dostawcą materiału. Człowiek to istota kształtująca to,
co napotyka. Tworzenie jest bardzo szerokie: od wspomnianego nadawania nazw,
rzeźbienia, malowania, tworzenia muzyki, przez ruch, po nadawanie imion i
poszukiwanie inspiracji, kształtowanie kolejnych pokoleń twórców i jednocześnie
korzystanie z dorobku wcześniejszych pokoleń. Jesteśmy tworami i twórcami. Nikt
z nas nie żyje w kulturowej próżni, bo kultura to pełnia tworów: od określonych
wartości, wierzeń po nadawanie rzeczom kształtów. Jednak to panowanie nad
otoczeniem jest chwilowe, bo życie ludzkie jest bardzo ulotne. Jedyną siłą
mającą realną władzę nad wszystkim jest czas:
„Nawet codzienność Rzymu się zatarła.
Pocztówka z Koloseum, którego jedyne oko
Wpatrzone niewzruszenie w mapę nieba
Wślizguje mi się pod drzwi i przypomina,
Że czas jest tajemniczym gladiatorem,
Być może jakimś bogiem, co rozdaje
Tuniki cienia. Choć zamieszkuje
źródła oniemiałe, zrujnowane dzwonnice,
Choć przemierza walące się krużganki
I wyblakłe Kolosea, czas dzieli
Swego imperium między chrześcijan i zgłodniałe lwy” („Pocztówka z Rzymu” s. 14).
Podmiot liryczny w „Obywatelu nocy” to erudyta świadomie obserwujący różne
twory kultury, wchodzący w dialog z ich twórcami, dostrzegający ich moc, ujawniający
niezwykłe zdolności. Jedni zdrapują nadmiar kamienia, inni muskają pędzlem,
inni wprawiają otoczenie w ruch, sprawiają, że wszystko wiruje, unosi się
gdzieś nad miastem, w którym obok kościołów połyskują dachy synagog. To na ile
potrafimy się inspirować zależy od pojemności naszych kieszeni i zakamarków, w
których możemy zgromadzić wiedzę o cudzej twórczości, podsuwanych ideach.
W ujęciu Juana Manuela Roci sztuka przeplata się z wolą ludu. To on czasami ma
potrzebę dania przestrzeni artyście, ale na własnych warunkach, bo „Koń bez
jeźdźca nie zasługuje na plac” („Pomnik z brązu”, s. 30). Zauważa, że sztuka
zmusza nas do stawiania pytań etycznych, szukania ideałów, a te nie zawsze są
właściwe. Mądrość ludu może zawodzić:
„Więc kto może być jeźdźcem z brązu
Na pomnikowym, porywczym rumaku?
To musi być ktoś podziwiany przez wielu obywateli,
Człowiek, co sam dla siebie jest mentorem,
Ktoś, kto walczył jak lew dla swojej chwały i fortuny.
Już mam: wznieśmy pomnik mordercy” („Pomnik z brązu” s. 30-31).
Problem autorytetów, potrzeby czucia się ważnym i znaczącym powraca w
opowieściach o muzeach, placach, miastach, muzyce, tańcu, ale też i życiu
społecznym. Poeta zauważa, że kiepskie autorytety są nam potrzebne, żebyśmy
mogli się dowartościować: „Uczcijmy Nikogo, który pozwala nam chełpić się,/ że
jesteśmy Kimś”. Ten problem polityczny ujęty jest też w opowieści o starym
aniele: „To ja teraz go błogosławię,/ Gdy wyrusza z domu/ Na wędrówki zagrożeń.//Błogosławię
go jak ojciec syna./ Oby tylko nie wpadł po drodze/ W sidła jakiegoś kościoła/
Lub potrzask wojskowego obozu” („Starość anioła”, s. 43).
„Obywatel nocy” Juana Manuela Roci to fantastyczna podróż przez historię i
sztukę. Wchodzimy do świata łączenia różnych elementów, pokazywania jak bardzo
przyroda i kultura się splatają, wzajemnie dopełniają, inspirują, niszczą.
Twory ludzkie są niezwykłe, zachwycające, ale i ulotne. Poeta pokazuje, że na
wiele sposobów korzystamy z tego, co stworzyli ludzie przed nami i sami też
jesteśmy kreatorami otoczenia. Nie tylko wykorzystujemy ruiny, którym nadajemy
nowe życie, ale bierzemy kolejne kamienie i decydujemy o ich losie. Mam
wrażenie, że właśnie owe kamienie / skały (roca) są tu najważniejsze. Mogą mieć
różnorodną wielkość: tworzyć olbrzymie skały, ale też być pyłkami, którymi
zapisujemy tekst, malujemy obrazy, czy wręcz zaledwie pierwiastkami, z których
składamy się także i my. I w ten sposób zamykamy kolejny krąg kreowania, który
przypieczętowujemy nadając nowej osobie imię:
„Przyznali mi ciało, a ciału nadali imię.
Przyzwyczajam się do nich jak tygrys do swego ryku.
Zamieszkuję to ciało jak pewną scenerię, ale będąc
W niej aktorem, reżyserem, jestem równocześnie
Szemrzącą publicznością.
Przyzwyczaiłem się do montażu, który mi oferowano
I który czasem traktuję jak ziemię niczyją.
Biedne ciało mści się, rozwalając
Dekoracje, reagując cierpieniem
Kurtyny w środku.
Gdy wołają mnie po imieniu, po moim skalnym nazwisku
Z epoki Altamiry, to tak, jakby je przyzywano
Gwizdem na najwierniejszego psa.
Kiedy ktoś rzuca mnie pochlebstwami lub urąga mi,
Ponieważ piszę wiersze, może chodzić o tego innego,
O mego współmieszkańca niespełna rozumu.
Ale to ja w nim mieszkam lub tak mi się wydaje” („Kronika mieszkańca” s. 12).
Nadawanie imienia dla ludów pierwotnych było bardzo ważnym elementem. Często
zmieniano je w trakcie życia, aby bardziej pasowało do osobowości nazwanego,
lepiej obrazowało status nazwanego. To jednak nigdy nie sprawiało, że człowiek
bardziej czuł się jednością z innymi. Poczucie samotności, indywidualności
wpisane jest w nasze istnienie, więc i tego problemu w wierszach kolumbijskiego
poety nie mogło zabraknąć:
„Gdy samotność przybiera na sile,
Zdejmując, jedna po drugiej, swoje maski,
Zabieram ją na spacer po plaży.
Bardzo często
Zapraszałem samotność na tańce
Lub wielki kongres samotności
Celebrowany tłumnie na stadionach
Nie chcąc patrzeć na jej poniewierkę,
Któregoś dnia zabrałem ją do krawca.
Wśród ubrań pustych w środku
Krawiec
Z ustami pełnymi szpilek
Niczym lalka vudu
Rozpostarł czarną tkaninę na stole,
Wziął miarę z dzikuski-samotności
I oznaczył kredą jej formę.
Miała dokładnie rozmiar mego ciała” („Przypowieść o samotności” s. 22).
„Obywatel nocy” to tom wypełniony przypowieściami, kronikami, portretami, nawiązaniami
do różnych epok, kultur. Lektura wierszy jest przyjemną podróżą po podsuwanych
przez Rocę skojarzeniach i obrazach.
Zapraszam na stronę wydawcy
Zapraszam na stronę wydawcy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz