Etykiety

sobota, 29 czerwca 2019

Katarzyna Janus "Piękni ludzie"


Katarzyna Janus, Piękni ludzie, Warszawa „Białe Pióro” 2019
Pośpiech nigdy nie jest dobrym doradcą. Kiedy dwoje ludzi się spieszy prędzej czy później dojdzie do tragedii. Czasami udaje im się wyjść z tego bez szwanku i mogą pędzić dalej, ale zwykle ktoś jest poszkodowany. Zwłaszcza kiedy w grę wchodzi zderzenie z samochodem. I tak właśnie zaczyna się powieść „Piękni ludzie” Katarzyny Janus, z zawodu lekarki i to właśnie przekonało mnie, że warto po książkę sięgnąć, ponieważ od razu skojarzyło mi się z Ałbeną Grabowską – neurolożką znaną z licznych świetnych powieści. Muszę przyznać, że się nie zawiodłam. Leszczyńska pisarka potrafi zaczarować i oczarować słowem, przenieść nas do innego świata, a do tego umiejętnie porusza ważne tematy.
Weronika Jarosz i Jędrzej Koziński zaczynają ranek od pośpiechu do pracy. Ona – zapracowana negocjatorka policyjna, on – prawnik. Oboje już lekko spóźnieni. On w czasie jazdy samochodem schyla się, aby zadzwonić do sekretarki, żeby poinformować o swoim późniejszym pojawieniu się w pracy, a ona skraca sobie drogę przebiegając przez jezdnię w niedozwolonym miejscu. Ich losy krzyżują się na masce jego samochodu. To wydarzenie odmienia ich losy: ona trafia do szpitala, gdzie okazuje się, że nie ma czucia w nogach, a on ma wyrzuty sumienia, ale nie ma dowodów na to, że zawinił i nie patrzył cały czas na drogę.
Wypadek wiele zmienia w życiu młodej kobiety. Wiodąca do tej pory samotne życie Weronika zyskuje dwoje adoratorów. W jej życiu pojawia się dwoje mężczyzn: adwokat i lekarz. Oboje bardzo nią zainteresowani. Każdemu z nich Weronika bardzo się podoba, przez co spędzają z nią wiele czasu, nawet wtedy gdy w ramach rehabilitacji zostaje przeniesiona do ośrodka w Górznie, gdzie ma okazję poznać ludzi z podobnymi problemami do swoich. Tam kobieta zostaje miło zaskoczona przez nastawienie pacjentów do świata, ich radość z małych rzeczy i próba aktywnego życia.
„Normalnie, na co dzień, nikt sobie nie zdaje sprawy z tego, jak wiele ludzkich tragedii rozgrywa się wokół nas. Dopiero kiedy przyjedzie się w takie miejsce jak szpital rehabilitacyjny, gdzie te wszystkie nieszczęścia się zebrały, dopiero to sprawia, że sobie ten fakt uświadamiamy”.
A trafiamy tam zwykle dopiero, kiedy problem dotyczy nas samych i tak jak Weronika musimy nauczyć się z nim nie tylko żyć, ale i cieszyć się tym, co mamy.
„«Tyle ludzkich nieszczęść zgromadzonych w jednym miejscu, jakie to przygnębiające»- myślała Weronika. A jednocześnie ile radości w tych ludziach z powodu ich drobnych sukcesów. Tu coś drgnie, tam się poruszy, tu dla odmiany coś poczują…”.
Świadomość tego, że nie jest sama, że inni mimo poważniejszych problemów ciągle walczą o poprawę swojego funkcjonowania mobilizuje ją do działania. Motorem napędowym stają się też jej niezwykłe sny, w których jest zdrowa i przenosi się do 1938 roku, gdzie może doświadczyć nie tylko piękna tej epoki, przeżyć miłość, ale i równie wiele rozczarowań. Pozostaje pytanie: czy tylko w pięknych minionych czasach może przeżyć prawdziwą miłość?
„Błądzimy w poszukiwaniu miłości, tej jednej jedynej, przemierzamy dalekie kraje, doświadczamy różnych związków i przygód. A kiedy rozczarowani zdajemy sobie sprawę, że tej miłości nie znaleźliśmy i z nosem spuszczonym na kwintę wracamy do domu, okazuje się, iż ta miłość cały czas tu na nas czekała. Jednak nie przekona nas o tym fakcie nic i nikt, dopóki sami tego nie zrozumiemy".
Powieść Katarzyny Janus to jedna z tych, które przekonują nas, że nic w naszym życiu nie dzieje się przypadkiem. Bolesne i trudne wydarzenia mogą odmienić naszą życiową monotonię i poczucie niemożności wyjścia poza schematy, wyzwolenia z życiowej ciasnoty. W powieści Katarzyny Janus te rzeczy mają wymiar namacalny: Weronika mieszka w tak małym mieszkaniu, że „z trudem mieściła się jedna osoba. Zresztą całe jej mieszkanie, a właściwie pokój z aneksem kuchennym i minimalistyczną łazienką należał do kategorii mikro. Ale jej to zupełnie wystarczyło. Na tym etapie życia nie miała większych potrzeb”.
Po przeczytaniu książki pojawiają się ważne pytania: czy miałaby szansę na zmianę życia, poznanie miłości swojego życia, gdyby nie wypadek? Ile prawdy jest w jej sennych podróżach? Jak nasze szczęścia i nieszczęścia odmieniają życie innych? I jak sama pisarka napisała: „Czy zatem wszystko, co dzieje się w życiu człowieka, jest tam gdzieś na górze przez kogoś zaplanowane? A jeżeli tak, to czy nic w naszym życiu nie zależy od nas samych? Czy nie jesteśmy właścicielami swojego życia, a jedynie pionkami na szachownicy? Pół biedy, kiedy zdarzenia mają szczęśliwy finał. A jeśli happy endu brak? Do kogo mieć wówczas pretensje? Do kogo mieć żal?”.
„Piękni ludzie” to z jednej strony lekka, przyjemna lektura z romansem i pięknymi strojami z czasów dwudziestolecia przedwojennego, a z drugiej pouczająca historia o sprawach bardzo ważnych. Pisarka uświadamia nas, że niepełnosprawność to wcale nie taki odległy temat, kiedy jesteśmy zdrowi i zabiegani, bo może zdarzyć się jeden wypadek, który wywróci nasze życie do góry nogami i możemy nie mieć tyle szczęścia, że wyjdziemy z niego bez uszczerbku. Dzięki Katarzynie Janus odkrywamy, że nasza empatia, chęć niesienia pomocy w takich przypadkach na niesamowicie duże znaczenie, ponieważ bez życzliwych ludzi system pomocy może okazać się nie dość wystarczający.
Tytułowi "Piękni ludzie" w powieści to zarówno ci z lat 30. XX wieku wystrojeni w bardzo drogie i dobre stroje, prowadzący przyjemne, dworskie życia, jak i ci dający dużo nadziei, siły, odnajdujący się w nowych realiach i motywujący do walki o siebie.
Książkę zdecydowanie polecam osobom poszukującym przyjemnej lektury dyskretnie przemycającej troszkę wiedzy z historii, kultury i podsuwającej ważne problemy etyczne.

Obraz 273 (płótno 24x30, f. akrylowe)


piątek, 28 czerwca 2019

PROSTA TĘCZA | Marek Sobczyk | sobota 29 czerwca, godz. 18

Marek Sobczyk, Prosta tęcza 
instalacja, (replika), 1991/2019

Marek Sobczyk, Prosta tęcza, instalacja, 1991



w sobotę 29 czerwca o godzinie 18

Ponownie wychodzimy ze sztuką na plac Małachowskiego. Rok temu plac przed Zachętą po ponad stu latach przestał być parkingiem, stał się obszarem działań artystycznych i tętnił życiem przez całe lato.
Zapraszamy pod tęczę!

Prosta tęcza powstała w 1991 roku na prezentowaną w Zachęcie wystawę Epitafium i siedem przestrzeni. Drogi, tradycje, osobliwości życia duchowego w Polsce odbite w lustrze sztuki pod koniec XX wieku, przygotowaną przez Janusza Boguckiego i Ninę Smolarz. Tęcza stała na placu Małachowskiego do roku 1993. Po 28 latach ponownie pojawi się na placu i będzie pretekstem do rozmów o współczesnym świecie.

O tęczy można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że jest prosta.



„Daję w darze ten znak, który możecie wypełnić swoją intencją, swoją interpretacją”.

Marek Sobczyk



Projekt powstał przy wsparciu Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych i jest realizowany dzięki wsparciu finansowemu miasta stołecznego Warszawy.

kuratorka: Magdalena Komornicka

29 czerwca 2019–30 czerwca 2020

Plac Małachowskiego

Wspólną przestrzeń w środku miasta udało się stworzyć dzięki współpracy wielu osób — pracowników Zachęty, Zarządu Dróg Miejskich, Urzędu Miasta St. Warszawy, sąsiadów, publiczności, warszawiaków, turystów i artystów. Zapraszamy latem na plac — do udziału w wydarzeniach artystycznych, edukacyjnych i innych. O wszystkich będziemy informować na bieżąco na stronie zacheta.art.pl oraz w mediach społecznościowych.

"Połączyły ich gwiazdy" Minnie Darke

Czasami nawet przeznaczeniu trzeba trochę pomóc...
Gdy przyjaciele z dzieciństwa, Justine (sceptyczny Strzelec) i  Nick (wierzący Wodnik), wpadają na siebie w  dorosłym życiu, romantyczna odmiana ich losów wydaje się nieunikniona. Przynajmniej tak sądzi Justine. Zwłaszcza gdy dowiaduje się, że Nick jest wyznawcą astrologii, którego decyzjami kierują gwiazdy, a  dokładnie horoskopy w ulubionej gazecie. Do której, tak się akurat składa, pisuje też Justine. Gdy Nick uparcie się w niej nie zakochuje, Justine postanawia wziąć horoskop Nicka, i  samo Fatum, w  swoje ręce. Ale Nick nie jest oczywiście jedynym Wodnikiem dokonującym ważnych wyborów na podstawie tego, co napisano w horoskopie...
Połączyły ich gwiazdy to urocza, inteligentna i wzruszająca historia miłosna o przyjaźni, przypadku i tym, jak radzimy sobie z wyborami, z którymi trudno mierzyć się samotnie.

"Hermeneutyka. Od sztuki interpretacji do teorii i filozofii rozumienia" Andrzej Przyłębski

Andrzej Przyłębski, filozof, tłumacz i  dyplomata, w  swojej najnowszej książce jest nie tylko przewodnikiem po historii myśli hermeneutycznej oraz podstawowych pojęciach Filozofii Hermeneutycznej, ale także daje wgląd w  całość – całość, którą jest nie tylko Filozofia Hermeneutyczna, ale również hermeneutyka jako sztuka interpretacji oraz filozofia hermeneutyczna jako refleksja nad fenomenem rozumienia i  jego miejscem w  naszej egzystencji.
Hermeneutyka. Od sztuki interpretacji do teorii i filozofii rozumienia, pisana z perspektywy zaangażowanego filozofa, a nie historyka filozofii, jest pewnego rodzaju podsumowaniem filozoficznej drogi autora. Lektura obowiązkowa dla wszystkich zainteresowanych zgłębieniem tej dziedziny filozofii.

Obraz 276 (płótno 24x30, f. akrylowe)


"Wspomnij Phlebasa" Iain Banks

Pasjonująca wizja science fiction, w  której rasy ludzkie i  obce w  obliczu nieuchronnego konfliktu odkrywają oszałamiającą prawdę o swoim wszechświecie.
W galaktyce szaleje wojna. Miliardy zginęły, dalsze miliardy skazano na zagładę. Księżyce, planety, nawet same gwiazdy czeka brutalne unicestwienie, co gorsza - przypadkowe. Idirianie walczyli za swą Wiarę, Kultura - za swoje moralne prawo do istnienia. Zasady zostały zagrożone. Kapitulacja nie wchodziła w grę.
Wewnątrz kosmicznego konfliktu trwa indywidualna krucjata. Głęboko w  legendarnym labiryncie na jałowym świecie - Planecie Martwych - niedostępnym dla śmiertelników spoczywa zbiegły Umysł. Poszukują go zarówno Kultura, jak i  Idirianie. Los sprawił, że metamorf Horza z barwnym zespołem nieprzewidywalnych najemników, ludzi i maszyn, znalazł Umysł, a z nim własną zagładę…

"Wszechświat jako nadmiar" Marek Oramus

Książka składa się z „małych opowieści o wielkim kosmosie”, a  także z tekstów o końcu świata, o naszych wyobrażeniach na temat kosmitów oraz o udanych i chybionych próbach przewidywania przyszłości. Przy okazji 50-lecia lądowania na Księżycu autor zastanawia się, jak wyglądałaby ziemska astronautyka bez tego ciała niebieskiego, jak przedstawiano Księżyc w literaturze SF i czy dojdzie wkrótce do nowego wyścigu na Srebrny Glob. Nie obawia się dywagować o sensie Wszechświata oraz o pomyśle, że jest to gigantyczny komputer, który coś oblicza. Tytułowy tekst stawia tezę, że potrzeba było tak ogromnego nadmiaru masy, energii i  przestrzeni, by w jednym miejscu kosmosu powstała cywilizacja istot rozumnych.
Nawet gdy autor bierze się za tematy podejmowane wcześniej w literaturze popularnonaukowej, czyni to w sposób odmienny od tradycyjnych ujęć. Wielokrotnie jego sądy idą pod prąd ustalonych poglądów. Dodatkową atrakcją jest odwoływanie się do literatury SF, która w ten sposób staje się tłem i kontrapunktem tych wywodów. Erudycja, kompetencja i szerokie spojrzenie na spektrum tematów związanych z miejscem ludzkości w kosmosie – oto zalety wyróżniające „Wszechświat jako nadmiar” z grona podobnych opracowań.

Obraz 277 (płótno 24x30, f. akrylowe)


"J.R.R. Tolkien. Pisarz stulecia" T.A. Shippey

Fascynujący przewodnik po najsłynniejszych w  historii utworach fantasy, który przybliża ich ponadczasowe przesłanie.
Zgodnie z wynikami najnowszych plebiscytów, J.R.R. Tolkien wciąż pozostaje „najbardziej wpływowym pisarzem stulecia”, a Władca Pierścieni „książką stulecia”. Na poparcie tych ocen profesor Tom Shippey, wybitny mediewista i badacz literatury fantasy, daje nam fascynujący przewodnik po dziełach Tolkiena, koncentrując się szczególnie na Hobbicie, Władcy Pierścieni i Silmarillionie.
Główną część książki stanowią trzy rozdziały poświęcone analizie Władcy Pierścieni jako językowej i  kulturowej mapie, jako skomplikowanej sieci opowieści i jako odpowiedzi na znaczenie mitu. Profesor Shippey analizuje naturę zła we Władcy Pierścieni, omawia także skomplikowane przeplatanie się wielu wątków, gdy narracja koncentruje się na losach kolejnych postaci, które tworzą bogatą i złożoną opowieść, świadczącą o talencie twórcy.
Książka wyjaśnia, co czyni wszystkie te utwory ponadczasowymi. Nie zgadzając się z krytykami, którzy często bywają uprzedzeni do Tolkiena i  fantastyki w  ogóle, profesor Shippey proponuje nowe podejście do Tolkiena i  fantasy, ujawnia wagę języka w  literaturze, a  także pokazuje jak Hobbit, Władca Pierścieni i Silmarillion stały się częścią żywej tradycji snucia opowieści, której korzenie sięgają poprzez baśnie braci Grimm aż do Eddy Starszej i  Beowulfa

Obraz 280 (płótno 24x30, f. akrylowe)


"Nowa Ewa. Początek" Giovanna Fletcher, Tom Fletcher

Elektryzująca historia miłosna, która rozgrywa się w  przyszłości.
Pierwszy tom trylogii autorstwa bestsellerowego pisarza Toma Fletchera i Giovanny Fletcher Ewa jest taka, jak każda inna nastolatka... Tyle że na jej barkach spoczywa los całego świata. Jest pierwszą dziewczyną, jaka się urodziła od pięćdziesięciu lat. Jest odpowiedzią na ich modlitwy. Jest ich ostatnią nadzieją. Co oznacza, że ma do odegrania tylko jedną rolę... Gdy kończy szesnaście lat, musi się zmierzyć ze swoim przeznaczeniem i dokonać wyboru. Wybierze mężczyznę, jednego z trzech starannie wyselekcjonowanych kandydatów.
Zawsze akceptowała swój los. Dopóki nie spotkała Brama. Teraz chce przejąć kontrolę nad swoim życiem. Od Ewy zależy przyszłość planety.
Czy dokona właściwego wyboru?

Obraz 282 (płótno 24x30, f. akrylowe)


"W potrzasku wspomnień" Aleksandra Kosowska

Co zrobiłabyś, gdy pewnego dnia twój świat przestał istnieć, gdyby twoje wspomnienia zostały wymazane? Czy bez nich dalej byłabyś sobą? Czy umiałabyś zacząć wszystko od nowa?
Przed takim dylematem staje dwudziestokilkuletnia Oliwia. Od śmierci ratuje ją nieznany mężczyzna Mateo. Niedoszła samobójczyni niczego nie pamięta, jedyne, co wie o sobie, to imię, którym podpisała list pożegnalny.
Zbieg okoliczności sprawia, że Oliwia sprowadza się do domu swojego wybawiciela. Mateo to mężczyzna z przeszłością. W swoim życiu doznał wiele bólu, podjął też kilka złych decyzji, za które płaci do teraz. Nie jest w stanie zrozumieć, co mogło pchnąć Oliwię do takiego kroku. Życie pod jednym dachem nie jest łatwe, ale tylko do chwili, gdy na jego oczach ona zaczyna odkrywać swoją przeszłość. Co oznaczają przerażające obrazy, które widzi? Jaką tajemnicę skrywa przeszłość? I jak żyć dalej?

czwartek, 27 czerwca 2019

Obraz 283 (płótno 24x30, f. akrylowe)


Coutrney Carver "Duchowa prostota. Jak mieć więcej, mając mniej"

Coutrney Carver, Duchowa prostota. Jak mieć więcej, mając mniej, tł. Agnieszka Sobolewska, Kraków „Wydawnictwo Literackie” 2019
Czasami trzeba dostać ostry łomot od życia, aby je całkowicie przemeblować i przeanalizować wartości, którymi do tej pory się kierowaliśmy, by w końcu odetchnąć i prowadzić szczęśliwsze życie. Nic nie działa tak ożywczo jak zimny prysznic w postaci diagnozy. Tak było też w przypadku Courtney Carver, która pewnego dnia usłyszała, że ma stwardnienie rozsiane (SM), które miało ją unieruchomić, uniemożliwić twórczą pracę. Dla pracowitej (a raczej zapracowanej) autorki było to jak wyrok. W takich przypadkach ludzie obierają jedną z trzech dróg: załamują się albo są obojętni (nic nie zmieniają) albo zaczynają walczyć. Courtney chciała coś zmienić, ale nie wiedziała co, a wszystko przez to, że „była przecież taka zapracowana” i miała bardzo dużo długów, z których bez pracy nie da się wyjść. Ale czy na pewno trzeba więcej pracować, aby więcej zaoszczędzić?
Autorka stopniowo odkrywała inne style życia. Uświadomiła sobie jak bardzo wiele robi zbędnych zakupów, które mają zabić nudę lub poprawić nastrój, jak wiele kredytów wzięła, jak wiele nic niewnoszących do je życia zobowiązań oraz przedmiotów wprowadziła, a wszystko po to, by dążyć do nieokreślonego ideału sukcesu.
Courtney Carver jest jak większość z nas: zapracowuje się, aby kupować prezenty i w ten sposób okazywać miłość. Tym sposobem gubiła siebie, traciła swój czas oraz energię na zdobywanie pieniędzy zamiast dać je dziecku, mężowi i przede wszystkim sobie. To sprawiło, że przeoczyła pierwsze sygnały wysyłane jej przez ciało, serce i duszę, że jej życie toczy się wokół niepotrzebnych i nie wartościowych rzeczy. Działała jak maszyna, a przecież i one po jakimś czasie się psują. Diagnoza ją ocuciła i pozwoliła spojrzeć na życie z innej perspektywy, przeanalizować dotychczasowe życie, wyznaczyć nowe cele, które sprawią, że będzie szczęśliwa. I wtedy właśnie uświadomiła sobie, że posiadanie dużej ilości przedmiotów wcale jej nie uszczęśliwia, a duży dom pełen gratów wcale nie sprawia, że ma więcej możliwości przebywania z kochanymi przez nią osobami, ale więcej sprzątania oraz opłat. Na swoją życiową przestrzeń zaczęła patrzeć przez pryzmat relacji z bliskimi i znajomymi. To sprawiło, że poczuła paradoks posiadania domu o powierzchni sto siedemdziesiąt metrów kwadratowych na trzy osoby, spłacania wysokiej hipoteki i pracowania, aby spłacać kolejne kredyty na kartach w różnych sklepach, by kupić kolejne przedmioty wypełniające tę dużą przestrzeń. Uwalnianie się od nadmiaru dóbr wcale nie było takie łatwe, ponieważ każda rzecz miała dla niej jakąś wartość. Jeśli nie chciała zostawić jej ze względów sentymentalnych to w grę wchodziła argumentacja dotycząca wydatków na określony przedmiot lub możliwość tego, że będzie on potrzebny w przyszłości. Brzmi znajomo? Mam dokładnie te same problemy z robieniem porządków. Miałam nawet szafę pełną „przydasiów”. Autorka była dużo lepsza: miała cały dom, komórkę i garaż takich zbędnych rzeczy. Krytyczne podejście do przedmiotów pozwoliło jej część z nich sprzedać (te powyżej wartości, która sprawiała, że opłacało się wystawić na sprzedać), część rozdała biednym, a pozostałą część rozdała zainteresowanym. Do tego razem z mężem sprzedała olbrzymi dom, kupiła mniejszy, co pozwoliło na uwolnienie się części generowanych kosztów i uwolnienia od olbrzymiego kredytu hipotecznego.
Wszystko na pierwszy rzut oka wygląda nieprawdopodobnie, ponieważ każdy marzy o jeszcze większym domu, jeszcze nowszym samochodzie, jeszcze większej ilości posiadanych ubrań itd., a kiedy udaje się zrobić porządki to tylko głównie po to, aby wolną przestrzeń zapełnić kolejnymi kupionymi rzeczami… Od czasu do czasu każdy z nas ma przebłyski, że chciałby uporządkować swoje otoczenie i życie, ale nie wie jak się do tego zabrać. Myślę, że tu z pomocą może przyjść książka „Duchowa prostota. Jak mieć więcej, mając mniej”. Autorka krok po kroku przeprowadzi nas przez swoje zmiany, pokaże, w jaki sposób dokonała rewolucji w swoim życiu i z zapracowanej pracownicy korporacji stała się kreatywną blogerką i autorką poradnika o upraszczaniu sobie życia. Brzmi naiwnie i infantylnie? Nie do końca. Sporo tu epikurejskiego podejścia i dlatego warto sięgnąć po tę książkę, aby nauczyć się wyzwolić od zakupów, zobaczyć jak alternatywnie można spędzać czas, w jaki sposób rozwijać siebie, pozwolić na cieszenie się urokami, podróżami zamiast zdobywanymi w kolejnych miejscach pobytu rzeczami. Autorka dokona też ciekawego odkrycia: większa ilość rzeczy wcale nie sprawia, że dostajemy więcej komplementów tylko staje się przyczyną naszego niezdecydowania i konieczności dłuższego dobierania strojów zamiast cieszenia się chwilą. Kwestii szafy i garderoby poświęcono naprawdę sporo miejsca.
Myślę, że warto sięgnąć po tę książkę, kiedy czujemy, że nasze życie wymyka się spod kontroli. Niby mamy tu sporo oczywistości, ale kiedy uświadomimy sobie, że nie jesteśmy ze swoimi błędami osamotnieni to będzie nam łatwiej wziąć życie za bary i wprowadzić w nim ład oraz ożywczą przestrzeń.