Etykiety

piątek, 30 czerwca 2023

To mogą zrobić tylko mężczyźni

Od czasu do czasu pojawia się w internetach mężczyzna/yźni, który/rzy czują potrzebę objaśnienia mi, że skoro nie jestem mężczyzną nie mogłam samodzielnie zamontować wanny w łazience, otynkować, wygipsować i wymalować ścian. I myślę sobie: co takiego mają mężczyźni, czego ja nie mam. Hmmm. Penisa. Więc odpisuję: "Co prawda penisa nie mam i było ciężko, ale za to mam dwa cycki i dały radę zastąpić penisa. Było trudno, ale dałam radę". I co? I objaśniono mi, że sprowadzam mężczyzn do penisa. 😃

Nie, nie sprowadzam mężczyzn do penisa. To mężczyźni objaśniający, że kobieta czegoś nie może zrobić, bo nie jest mężczyzną sprowadzają się do tego penisa. Mi np. do głowy by nie przyszło, żeby pisać jakiemukolwiek ojcu dziecka organizującemu świetnie zabawę swojej pociesze, sprzątającemu i gotującemu nie przyszłoby do głowy napisać: "Ej, ale to nie możliwe, bo nie jesteś kobietą".

Michał Książek "Atlas dziur i szczelin"


Od początku ubiegłego wieku obrazy miasta w sztuce utrwalają pęd, nacisk na masowość, dobitne pokazanie znaczenia techniki i technologii. Nie ma w nich miejsca na zatrzymanie się, zwolnienie, zauważanie otoczenia. Szybkość zmieniających się obrazów nie sprzyja uważności. Za to potęguje wrażenie tego, że wszystko wokół nas jest nastawione na posiadanie i zdobywanie, a żeby móc to osiągnąć trzeba przyspieszać i przyspieszać, aby być niczym szczury z filmików pokazujących dramat ludzkiej egzystencji nastawionej na rywalizację. A gdyby się tak zatrzymać? Dostrzec w swoim otoczeniu coś więcej niż czubek własnego nosa i ludzi stających na drodze? Gdyby się rozejrzeć i zauważyć przyrodę, przyjrzeć się ptakom, ssakom, owadom, grzybom i roślinom żyjącym w dostępnych szparach i szparkach zmieni, na stropodachach, elewacjach budynków, wiatach śmietnikowych, patkach, zabytkach, restauracjach, marketach. Na taką przygodę zabiera nas Michał Książek w swojej książce „Atlas dziur i szczelin”.
Wchodząc do tej publikacji zauważamy, że nie będzie to powieść czy atlas oprowadzający nas po faunie i florze Warszawy. Wejdziemy do otoczenia centrum stolicy i przyjrzymy się przyrodzie, która mimo dążenia do betonozy próbuje przetrwać to starcie z człowiekiem. Autor dzieli się z czytelnikami własnymi spostrzeżeniami, odczuciami, relacjami z przyrodą i ludźmi. Opisy bywają poszarpane, poszczątkowane, poetyckie. Pełno w nich luk i niedopowiedzeń oraz pasji obserwowania otoczenia, bo to ono odgrywa tu główną rolę. Zaraz po ludzkim wzroku próbującym uchwycić te skrawki, które w sobie kryją życie. Nie mijamy tu roślin w pędzie uniemożliwiającym dostrzegania czegokolwiek. Na każdym kroku zatrzymujemy się, a to przy drzewie, a to przy żywopłocie, murze będącym świetnym miejscem do osiedlania ptaków. Zobaczymy, w jaki sposób zwierzęta w mieście zaspokajają swoje potrzeby, jak walczą o przetrwanie w przestrzeni, która nie jest przyjazna, w otoczeniu hałaśliwym i niebezpiecznym, ale będącym ich domem. Uświadomimy sobie, że nasiona kiełkują i rozrastają się w najdziwniejszych miejscach. Czasami będą to murki, innym razem dachy, na których wypuszczą korzenie i zawalczą o możliwość dorośnięcia i wytworzenia nasion. Ujrzymy przebiegłość ptaków, ssaków, owadów w tych trudnych warunkach, niesamowitą zdolność dostosowania się. Zobaczymy jak flora i fauna potrafi przejąć przestrzeń wdzierając się najpierw do małych szczelin i stopniowo je powiększając. Spotkamy tu też ludzi, dla których kontakt ze zwierzętami to część codzienności. Michał Książek oprowadzając nas po swoim otoczeniu podsuwa inspirujące obrazy oraz zachętę do zatrzymania się, wykorzystania czasu na dostrzeganie przyrody, docenienie tego, że mimo otoczenia betonem ona walczy, daje nam cień i miejsce na gniazda. Reportaż ten uświadamia nam jak bardzo otoczenie, w którym żyjemy jest żywotne i nadal ciągle stara się być niezależne od niszczycielskich działań człowieka. Czy uda nam się wesprzeć to, co jeszcze pozostało? Czy miasta mogą być bardziej zielone i czyste? Czy jest szansa na piękniejsze otoczenie bez stawiania szpetnych betonowych donic? To pytania, które pojawiły się w mojej głowie w czasie lektury. Lektura jest zachętom do dbania o miejsca, w których mogą osiedlać się ptaki, które mają bardzo trudne życie w mieście.
„Atlas dziur i szczelin” to lektura nietypowa, bo zamiast spotkania z ludźmi (ci także się pojawiają) mamy relacjonowanie spotkań z przyrodą. Autor podsuwa sporą dawkę informacji o żyjących w mieście gatunkach. Na pewno nie są to wszystkie obecne w mieście zwierzęta. To bardziej zbiór tych napotkanych. Ciekawa książka, lekka i zarazem nastrajająca na kontakt z przyrodą.











czwartek, 29 czerwca 2023

Lato z książką


Już za chwilę będziecie mogli wziąć udział w kolejnej edycji Lata z książką, którego organizację zapoczątkowano w 2012 roku. Jest to jedno z ciekawszych wydarzeń literackich w naszym kraju. Przez ostatnie lata impreza kulturalna odbywała się cyklicznie w Łebie, Mikołajkach, Ustroniu, Szczyrku, Olecku, Rewalu, Gryfowie Śląskim, Zielonej Górze zapewniając wszystkim odwiedzającym literacką rozrywkę. W czasie wydarzenia organizatorzy zapewniają ciekawe i zróżnicowane spotkania autorskie, warsztaty dla dzieci, kiermasze książek, konkursy, spotkania z gwiazdami.
W tym roku, literackie namioty pojawią się w Poznaniu, Łebie oraz Mikołajkach.
Adresatami wydarzenia są nie tylko przypadkowi wczasowicze, wypoczywający w danych miejscowościach, ale fani dobrej literatury z całej Polski. Lato z książką kierujemy do wszystkich, niezależnie od wieku, bo przecież książka jest idealną formą rozrywki dla każdego z nas!


Monika Filipina "Dobranoc, Misiu"


Czasami jest tak, że czytamy książkę, jesteśmy nią zachwyceni, a później siadamy do napisania o niej i mamy pustkę w głowie. I to nie dlatego, że nie wiemy, co napisać tylko dlatego, że nie wiadomo od czego zacząć. Odkładanie pomaga. Ponowne lektury sprawiają, że obraz nam się rozjaśnia i stwierdzamy, że najlepiej to napisać właśnie o naszych dylematach związanych z opisaniem, bo z jednej strony dobrze powiedzieć wiele, ale nie za wiele, pokazać jak uroczą książkę przeczytaliśmy, ale nie przesłodzić, wprowadzić w świat bohatera, ale to zawsze jest opowieść o własnym otoczeniu i sobie oraz tym jak bardzo jesteśmy świadomi istnienia określonych problemów. I ja tak mam właśnie po wielokrotnym czytaniu książki „Dobranoc Misiu” Moniki Filipiny.
Ilustratorka słynie z takich fantastycznych książek jak „Sowa Ninja” czy „Wielka złość małego zająca”, a także „Opowiem ci, mamo, co robi moje ciało” oraz ilustracji do „O maluchu w brzuchu” i „Traktor Stasia”. Po raz kolejny mamy spotkanie z fantastycznymi, uroczymi ilustracjami. Z jednej strony bazują na prostych kształtach, oszczędnej kresce, a z drugiej widzimy niesamowite bogactwo akcji oraz kolorów. Emocje też są tu oddane za pomocą rysunków: to wdzierający się przez okno chaos kolorów, kształtów i zawijasów kojarzących się z wybuchem kontrastujący z próbującym zasnąć spokojnie niedźwiedziem. Strona po której jest miś wydaje się płynąć, sąsiednia to odczucie burzy i zdecydowanie przyciąga uwagę niczym wkurzający dźwięk, który nie pozwala nam odpłynąć do krainy snów. Znajdujący się pod ilustracją tekst jest oszczędny i świetnie wkomponowany w ilustracje przy jednoczesnym nietraceniu z wyrazistości. Kiedy otwieramy książkę naszą uwagę przykuwają wszelkiego rodzaju dywany i dywaniki o fantastycznych wzorach. Jeden z nich leży dalej na podłodze w domku misia. Z kolei na niebieskiej czy ginącej w mroku zachodzącego słońca ścianie dostrzeżemy portrety innych miśków, które są niczym obrazy utrwalające bliskich czy przyjaciół. Z ilustracji wiele dowiemy się też o bohaterze opowieści: przykryty kolorowym kocykiem, który znowu przywodzi na myśl pierwsze strony, ukochany króliczek, królicze kapcie, książka na nocnej szafce. Wszystko to przyciąga i zachęca do opowiadania o bohaterze, bo dobra publikacja dla dzieci to taka, w której możemy wyjść poza tekst i jest o czym opowiadać.
Kolejne rozkładówki przyniosą nam różnorodne obrazki: spotkamy pracowite bobry uwijające się w tartaku, a dookoła zobaczymy fantastyczny, bajeczny las, pojawią się szopy pracze z zacięciem chlupoczące w czasie prania ubrań, wiewiórki wrzucające żołędzie do wiader, śpiewające ptaki, myszy jedzące kolację w czasie oglądania horroru z kotem w roli głównej i sprzątające po posiłku, łoś myjący się w stawie, lisy grające w karty, zające na rolkach, jelenie ćwiczące jogę, tupiące jeże, zwierzaki bawiące się przy ognisku. Wszyscy są beztroscy i aktywni. Nie zwracają uwagi, że mogą komuś przeszkadzać. Dopiero, kiedy nastaje cisza Misiu zasypia, a inny odkrywają jak to jest, kiedy ktoś przeszkadza.
Monika Filipina za pomocą ilustracji świetnie też pokazała dynamikę akcji. Początkowo oglądamy powolną zmianę scenek, reakcje Misia na hałasy, a później przez szybkie zmiany scen i umieszczanie w sąsiedztwie kilku przyspiesza. Młody czytelnik na podstawie tego, co zobaczył na początku może się domyślić, że między kolejnymi prośbami jest chwile, kiedy niedźwiedź wraca do łóżka i odgłosy zza okna wprowadzają chaos. Młody czytelnik w ten sposób w dostosowany do wieku i poziomu intelektualnego uczy się wypełniania miejsc pustych w opowieściach. Do tego dostaje fantastyczną historię o tym, że czasami przeszkadzamy innym nie zwracając uwagi na potrzeby innych, a później odkrywamy, że sami mamy problem z dźwiękami wydawanymi przez innych. Działa to też w drugą stronę: wymagamy ciszy i spokoju, a sami nie potrafimy tej ciszy zachować, kiedy już ona jest.
Całość wydrukowana na bardzo dobrym papierze, bardzo dobrze zszyta oraz oprawiona w kartonową oprawę. Piękna i pouczająca historia z dużą dawką humoru. Książka skierowana jest do przedszkolaków, ale uważam, że ze względu na ilustracje i możliwość wykorzystania ich do opowiadania warto też sięgnąć ze starszymi czytelnikami. Zdecydowanie polecam.






















środa, 28 czerwca 2023

Kiera Cass "Tysiąc uderzeń serca"


„Zgoda buduje, niezgoda rujnuje” – poucza nas ludowe porzekadło. Jest w tym niesamowicie wiele prawdy. Kiedy uczymy się współpracować, wspieramy się życie staje się łatwiejsze dla każdego, możemy tworzyć wspaniałe rzeczy. Jednak, kiedy swoja energię i pomysłowość nakierujemy na walkę, zemstę, intrygi i realizacje wyłącznie swoich celów okaże się, że jest to niesamowicie trudne. O takich problemach są książki Kiery Cass, w których pojawia się problem buntu, dyktatury, rządów, manipulacji informacjami oraz przymusu społecznego. W każdej też poznamy fantastyczne młode kobiety, które mimo ograniczeń starają się zrobić wiele wspaniałych rzeczy. Właśnie z powodu tych kobiecych postaci sięgnęłam po „Tysiąc uderzeń serca”.
Nim wejdziemy w opowieść zobaczymy mapę terenów, na których rozgrywa się akcja. Mamy bliżej nieokreślone czasy klimatem przypominające średniowiecze. Główną rolę w państwie odgrywa będący tyranem król. Nieznoszący sprzeciwu władca podporządkowuje sobie dzieci. Ich los ma zapewnić przetrwanie królestwa i uwolnienie go od problemów związanych z pojawieniem się potomków innych rodów chcących objąć tron. Jest przekonany, że mądre decyzje w tej sferze mogą rozwiązać problemy. Nie chce jednak dostrzec jak bardzo wyniszczające dla dzieci mogą być takie związki.
„Annika i Lennox skupili się na nadchodzącym dniu, jedno nieświadome istnienia drugiego i tego, w jaki sposób zmieni się życie obojga.
Ani tego, że już zmieniło się bezpowrotnie”.
Do książki wchodzimy, kiedy Annika sięga po ukryty w swojej komnacie miecz. Lennox w tym czasie wyciera swój od krwi. On wraca z wyprawy, ona musi stawić czoła codzienności. Jego przywódca ciągle znieważa i wystawia na kolejne próby, ją ojciec zmusza do małżeństwa z mężczyzną, którego nie kocha. W ich otoczeniu zobaczymy całe mnóstwo bohaterów, których życie splątały złe decyzje innych. Mamy tu opowieść o osobach, które kogoś lub coś straciły: żonę, męża, ukochaną, ukochanego, matkę, ojca, przyjaciela, dom, królestwo, miejsce na ziemi, bezpieczeństwo, wolność. Uwikłani w zależności społeczne ranią i są ranieni. Czasami robią to przypadkowo, a czasami z rozmysłem zadają kolejne ciosy. Wchodzimy do świata trudnych emocji i poczucia klęski towarzyszącej niezrozumieniu swoich własnych emocji i ich źródeł. Krok po kroku będziemy odkrywać prawdę o przeszłości oraz zobaczymy jakim wyzwoleniem może być otwarcie się, zaufanie i wybaczenie. Idąca za tym miłość sprawi, że w końcu nastanie przewidywalny prawdziwy pokój. Jaka droga doprowadzi bohaterów do tego celu? Z jakimi przeciwnościami muszą się zmierzyć? Jakie decyzje podjąć?
„Tysiąc uderzeń serca” to baśniowa opowieść o wyzwaniach, cierpieniu, nienawiści. Wchodzimy w klimat dworskich intryg, zobaczymy pozornie dwa modele rządzenia oraz staniemy się świadkami podstępu. W książce Kiery Cass natura wydaje się pomagać bohaterom w wychodzeniu sobie naprzeciw, zmusza ich do kontaktu z sobą. Zobaczymy, z jakim impetem potrafi zaatakować w kluczowych momentach, co potęguje wrażenie złości przyrody na podejmowane przez nich decyzje. Pozornie jest to świat pełen bardzo różnorodnych bohaterów mających odmienne cele. Wszystkich łączy jednak pragnienie miłości, bliskości, zrozumienia. Odrzucenie, walka o uczucie wywołuje frustracje i przyczynia się do budzenia demonów w umyśle bohaterów.
Pisarka do świata „Tysiąca uderzeń serca” wprowadza nas podsuwając dwie perspektywy: Anniki i Lenoxa. Każdy z nich pochodzi z innych realiów. Ona mieszka w pięknym zamku Meckonah w królestwie Kadier, on jest zwykłym żołnierzem mieszkającym w zamku, bo jego przodkowie stracili Dahrain. Ona ma brata, przyjaciół i ojca, a on może liczyć tylko na siebie i kiedy wydaje mu się, że już gorzej być nie może zostaje wysłany na trudną misję z przypadkowymi osobami.
Kiera Cass snuje poruszającą opowieść o przeciwnościach, jakim muszą stawić czoło bohaterzy. Pisarka powoli tka opowieść, przez co staje się ona bardziej realistyczna. Bohaterzy muszą mieć czas na przetrawienie emocji, wyjaśnienie tajemnic pojawiających się już na pierwszych stronach.
„Nawet w najmroczniejszych miejscach, nawet w samym środku wojny, czasami ludzie znajdują światło w innych.”
„Tysiąc uderzeń serca” to ciekawa opowieść o władzy, przekraczaniu granic, manipulacji informacjami, ograniczaniu i kontrolowaniu dostępu do prawdy, buncie, przemocy, podziałach społecznych. Autorka ma na swoim koncie także powieść „The Siren”, którą wydała własnymi środkami, ale sławę przyniosła jej bardzo realna baśniowa opowieść o konkursie i życiu w państwie totalitarnym, czyli „Selekcja”, w której bohaterzy nie dostrzegają wielu rzeczy, są dla nich normą (godzina policyjna, podziały społeczne, wykluczenia, więzienia za działalność polityczną). Sama akcja jest tu dość spokojna i dostosowana do konkursu a la reality show, który musi trzymać widzów przez wiele miesięcy w napięciu. Szybko uświadamiamy sobie, że sama selekcja dziewcząt ma odciągnąć uwagę społeczeństwa od dużo ważniejszych problemów. W „Tysiącu uderzeń serca” mamy podobny klimat, ale z intrygą i odkrywaniem prawdy bardziej przypomina mi „Zamczysko” Agnieszki Korol. Takie połączenie dwóch sposobów budowania klimatu sprawia, że mamy świetną opowieść, którą można z powodzeniem wykorzystać na lekcjach etyki do poruszenia wielu ważnych problemów społecznych: od tworzenia idealnego społeczeństwa, przez manipulację po wybór kogo skazać, a komu darować życie.














Nikola Kucharska "Miasto Kotów"


W książkach dla dzieci ilustracja jest najważniejsza. To ona jest tym, co najmłodsi czytelnicy mogą dostrzec, czemu mogą się przyjrzeć i co może ich zaintrygować. Bez dobrej ilustracji książka dla dzieci przechodzi bez echa. Nawet ta najlepsza. Umiejętność przyciągnięcia uwagi rysunkami najmłodszych to cenny talent. Nikola Kucharska bez wątpienia należy do ilustratorek, obok których młodzi czytelnicy nie przechodzą obojętnie. Do tego książki, które wzbogaca w swoje prace są im bliskie tematycznie. Mamy tu obok smoków kotki i pieski. Obok zamku bibliotekę i plac budowy. Obok ciała człowieka organizmy różnych zwierząt. Bogactwo tematów, umiejętność rozrysowania, stworzenia ilustracji będącej czymś w rodzaju instrukcji, w której możemy podążać za wyobraźnią, a z drugiej strony stać się podglądającymi badaczami poznającymi otoczenie. W publikacjach przy jej współpracy jest umiar między fantazją i nauką, wykorzystywanie wiedzy, aby opowiedzieć o tematach mitycznych i pozwolenie na wyobraźnię w czasie zabierania w podróż po nauce. To sprawia, że książki powstałe przy współpracy z nią są nieszablonowe, zaskakujące, pełne humoru, ciekawych porównań, trafnych zestawień oraz całej masy pobudzających młodych czytelników do działania, wchodzenia w świat kolejnych odkryć i ćwiczenia umiejętności. Każdą publikację z ilustracjami Nikoli Kucharskiej polecam.
Dziś zabieram Was na spacer po niezwykłych miastach: „Mieście psów” i „Mieście kotów”, które mogą przywołać skojarzenie z serią „Detektyw Pierre w labiryncie” Chihiro Maruyama i Hiro Kamigaki, a mojej córce skojarzyło się z czytanką „Liczypieski” Ewy Kozyry-Pawlak zabierającej nas do miasta psów, ale sporo mniejszego i z dużo mniejszą ilością szczegółów. Pod tym kątem bliżej jej do „Roku w mieście” Katarzyny Boguckiej, ale też nie, bo w mieście psów i kotów dzieje się więcej. Bardziej przypomina to, co znacie z „Mitów greckich dla dzieci w obrazkach” i „Opowiem ci, mamo, co robią koty” Nikoli Kucharskiej. A jak nie znacie to zdecydowanie polecam.
Jak widzicie, jestem wielką fanką ilustracji tej artystki, a wszystko przez powodzenie jakim cieszą się w naszym domu jej książki. Córka tygodniami zaczytywała się w publikacjach wprowadzających w tajniki anatomii i oprowadzających po zakamarkach zamków oraz mitycznych krain. Kiedy trafiło do nas „Miasto psów” także wyruszyłyśmy w spacer po różnorodnych zakamarkach. Taka zabawa pozwoliła nam na ćwiczenie spostrzegawczości. No i wypatrywałyśmy czegoś, co ta książka zapowiadała: „Miasto kotów”, aby z kolejnymi zwierzakami udać się na fascynujący spacer.
Co łączy obie publikacje? Zdecydowanie sposób oprowadzania nas po tych dwóch miejscach. Na początku lektury dostajemy plan miasta. Widzimy różne ciekawe budowle, poznajemy trasę, którą przewędrujemy, zobaczymy ważne punkty, dowiemy się jak będzie wyglądała nasza wycieczka z psem wabiącym się Naleśnik i kotem Szprotą (w zależności czy wędrujemy przez psie czy kocie miasto). Dostajemy coś na wzór średniowiecznych grodów otoczonych murem miejskim. Można do niego wejść czterema drogami. Znajdziemy tu też zamek, szkoły, muzeum, targ, park i fort. Dowiemy się, z jakimi miastami sąsiaduje miasto, dokąd prowadzą główne trakty, czyli mamy zapowiedzi kolejnych książek i mam nadzieję, że to w przyszłości zaowocuje też gigantyczną planszą do poskładania i powieszenia na ścianie.
Podróż po „Mieście psów” zaczynamy wchodząc do grodu drogą prowadzącą z miasta kotów. Od razu wchodzimy na gwarny rynek z targowiskiem. Psiaki mogą tu upić karmę, kostki, ale też kłócą się, są artystami naukowcami. Szukają odzieży, zabawek, biżuterii, zgłaszają policji kradzieże, grają na instrumentach, korzystają z komunikacji miejskiej. Kolejna rozkładówka to muzeum z całym bogactwem niezwykłych, zadziwiających eksponatów oraz zabawy ze związkami frazeologicznymi (np. kość niezgody). Tu także nie zabraknie sprytnych złodziejaszków chcących przywłaszczyć sobie cenne dzieło sztuki. Dalej zostajemy zabrani do świata sław. Dowiadujemy się o dokonaniach mieszkańców. Dyscypliny są bardzo zróżnicowane: od bycia najgłośniejszym psem, przez bycie największym łasuchem po bycie największym psem. Kolejne miejsce to psi teatr, w którym wystawiana jest sztuka „Koty”. Bogato zdobione wnętrza i wystrojona widownia są na pierwszym planie, ale w psim teatrze jest też miejsce na pomieszczenia, w których trwają próby, robione są rekwizyty, psi aktorzy przebierani są za bohaterów przedstawienia. Znajdziemy tu też instytuty badań, zapachomaty i wiele innych atrakcji.
Wędrówkę po „Mieście kotów” otwierają odwiedziny na placu Pogromczyni Dzikiej Sfory, w którego centrum znajdziemy specyficzny pomnik kota ujeżdżającego psa. Wokół dzieje się bardzo wiele. Akcja jest żywa, a na kocich pyszczkach widzimy całe mnóstwo emocji. Jedne są zadowolone delektując się miłym dniem, inne przerażone tryskającym hydrantem. Znajdziemy tu też pokazy magii lub technologii, pogonie za ptakami, kocich przedszkolaków, krawców. Kolejne miejsce to fabryka pudeł i kartonów, w której przekonamy się jak świetną zabawą może być ulubiona praca. Spotkamy się też ze słynnymi obywatelami Miasta Kotów i poznamy ich dokonania. Niedługie teksty napisano z humorem. Po łyku wiedzy czas na relaks w kocim spa. Tam czeka na nas wylegiwanie się, pielęgnacja sierści i pazurków, gimnastyka, kontakt z naturą i wiele innych atrakcji. Każde pomieszczenie pozwala na przeniesienie się w inne realia. Wypielęgnowani lądujemy na Bulwarze Dziewięciu Żywotów pełnym różnorodnych rozrywek typu kina, teatry, dyskoteki. Bywa tu też niebezpiecznie. Dalej zajrzymy do Ratusza, w którym życie urozmaicają odwiedziny sąsiadów, śluby, sprzeczki. Dowiemy się też, w jaki sposób komunikują się ze sobą koty, jak wyglądają ich zachowania społeczne, jak pomagają sobie w codziennym życiu. Odwiedzimy także centrum konferencyjne, poznamy różnorodne święta i festyny, zajrzymy do muzeum sztuki, parku miejskiego, kotłowni, która okaże się największym parkiem rozrywki.
Zarówno w „Mieście psów” jak i „Mieście kotów” dziecko na każdej stronie ma za zadanie znaleźć kilka określonych przedmiotów. Publikację śmiało można wykorzystać do rozwijania nauki opowiadania, ćwiczenia koncentracji oraz spostrzegawczości.
Te dwie publikacje różni też grubość stron. W „Mieście psów” mamy grube, kartonowe, solidne i matowe w dotyku strony sprawiają, że książka jest trwała. Natomiast „Miasto kotów” wydrukowano na bardzo dobrej jakości papierze, który zszyto i oprawiono w solidną, matową, kartonową okładkę. Obie książki są bardzo atrakcyjne dla dzieci. Lekturę polecam głównie przedszkolakom, ale z powodzeniem można ją wykorzystać w pracy z uczniami nauczania początkowego do nauki tworzenia własnych powieści, trenowania umiejętności językowych. Piękne ilustracje autorstwa Nikoli Kucharskiej sprawiają, że książki są estetyczne i jednocześnie zabawne, ilustracje opierają się na prostych skojarzeniach, dzięki czemu młodym czytelnikom będzie łatwiej wejść w temat i odnaleźć odwołania do niego w swoim otoczeniu.