Za pisanie o kolejnych tomach „Serii Niefortunnych Zdarzeń” zabierałam się od kilkunastu dni. Zastanawiałam się jak podejść do tematu, aby z jednej strony pokazać Wam, o czym jest seria, a z drugiej skupić na najnowszych tomach. Kompromisu raczej nie osiągnęłam. No chyba, że mamy tu na myśli kompromis w wersji takiej jak od 1993 serwują kobietom w tym kraju politycy: my Wam powiemy, co dla Was lepsze. To ja Wam mówię, że to jest absolutnie fantastyczna seria. Za każdym razem kolejne tomy czytam kolejne tomy po kilka razy na głos, ponieważ moja córka uwielbia słuchać czytania i zawsze zaskakuje mnie, że ponownie chce słuchać, bo naprawdę rzadko wraca do książek. A tu robi to z zapałem i pilnuje, żeby niczego nie pominąć (zwłaszcza, kiedy jest to kolejne czytanie). Mnie w tych książkach uderza niesamowita trafność opisów paradoksów. Wszystkie te zderzenia z szybą biurokracji: po drugiej stronie widzisz rozwiązanie, ale biurokraci ci na nie nie pozwolą, chociaż prawo leży po Twojej stronie (czyli celnie wskazujesz zagrożenie w postaci hrabiego Olafa), bo ufają temu, co im się wydaje. To jest tak świetna parodia każdego aspektu naszego życia, że zdecydowanie każdy powinien ją przeczytać. Gdybym była polskimi politykami to bym Wam nakazała w ramach kompromisu czytelniczego. I właśnie z tego powodu opowiem Wam o całej serii, bo jest tego warta.
„Jeśli szukacie opowieści ze szczęśliwym zakończeniem, poczytajcie sobie lepiej
coś innego. Ta książka nie tylko nie kończy się szczęśliwie, ale nawet
szczęśliwie się nie zaczyna, a w środku też nie układa się za wesoło”.
„Seria niefortunnych zdarzeń” Lemony’ego Snicketa to historia przerysowana. Nie
ma w niej nic dobrego. Każde złe wydarzenie prowadzi do kolejnego złego i tylko
cudem udaje się bohaterom przetrwać, przeżyć zaskakujące przygody, które
przywodzą na myśl „Proces” Franza Kafki. Podobnie jak bohater czeskiej powieści
tu dzieci wpadają w nurt wydarzeń, na które nie mają wielkiego wpływu. Dryfują
ku zatraceniu, a towarzyszący im ludzie bezmyślnie wykonują polecenia, rozkazy,
poddają się sile sugestii. Cała seria jest świetną satyrą na wszystko, z czym
mamy do czynienia. Jest tu ogrom biurokracji, skupienie się na tym, co mają do
powiedzenia dorośli, odebranie głosu dzieciom. Podoba mi się w niej to, że
nawiązuje do różnorodnych powieści, w których są zarówno zamknięte społeczności
religijne z absurdalnymi przepisami, podróże podwodne, poszukiwanie
tajemniczego przedmiotu niczym świętego Grala. Nim jednak zawędrujemy z
bohaterami tak daleko trzeba zacząć tę przykrą przygodę.
„Jeżeli sami kiedyś straciliście kogoś bardzo ważnego, to dobrze wiecie jak się
czuli - a jeśli nie, to i tak nie zdołacie sobie tego wyobrazić”.
„Przykry Początek” to pierwsza księga opowiadająca los rodzeństwa Baudelaire:
Wioletki, Klausa i Słoneczka. Poznajemy tu bardzo inteligentne i pomysłowe
dzieci, które prześladuje pech. Wszystko zaczyna się od pożaru domu, w którym
giną rodzice. Cała opowieść przesiąknięta jest smutkiem. Nawet zwyczajny,
piknikowy dzień jest przygnębiający, bo pochmurny. Dzieci jednak widzą w tym
zaletę: mają wówczas plażę wyłącznie dla siebie. W takich warunkach mogą
przeprowadzać eksperymenty, puszczać wodze fantazji, rozwijać zainteresowania.
Na pierwszych stronach poznajemy bohaterów, w których los wchodzimy coraz
bardziej. Mamy tu 14-letnią Wioletkę uwielbiającą wymyślać różnorodne
konstrukcje, 12-letniego Klausa uwielbiającego czytać książki i zdobywać wiedzę
i Słoneczko będące niemowlakiem, ale już przejawiające zamiłowanie do
gryzienia. W wyniku pożaru stają się bezdomnymi sierotami, które trafią do
opiekują wskazanego przez pracującego w banku pana Poe. Ten zawozi ich do
najbliższego krewnego, hrabiego Olafa, o którym dzieci nigdy nie słyszały,
chociaż mieszka dość blisko nich.
Wydawałoby się, że nie będzie gorszej wiadomości od śmierci rodziców i utraty
domu. Nic bardziej mylnego. Dom, do którego trafiają jest w fatalnym stanie.
Nie tylko jest nieprzystosowany do dzieci, ale jest zaniedbany. Najlepiej
obrazowałoby go słowo ruina. Właściciel jest antypatycznym człowiekiem dającym
dzieciom całe mnóstwo obowiązków i planujący przejęcie ich majątku.
„Gabinet gadów” zabiera nas na kolejne spotkanie z bohaterami. Wioletka, Klaus
i Słoneczko muszą dojść do siebie po kiepskich doświadczeniach w domu Hrabiego
Olafa. Tym razem ma być lepiej, rodzeństwo trafia do domu Doktora
Montgomery’ego kochającego gady na naciskiem na żmije. Dzieci będą tu miały
sporo wyzwań związanych z mieszkaniem u ekscentrycznego wujka. Poza
koniecznością znoszenia niemiłych zapachów muszą uważać na jadowitego węża. Do
tego pojawi się depczący dzieciom po piętach Hrabia Olaf zamierzający przejąć
majątek Baudelaire’ów.
Trzeci tom zabiera nas w okolice „Jeziora Łzawego”, gdzie po tragicznym
zakończeniu z poprzedniego tomu mają w końcu znaleźć bezpieczne miejsce na
ziemi i kochającą opiekunkę, którą ma być ciotka Józefina, wdowa, której niedawno
w jeziorze zginął mąż. Dzieci szybko się przekonają, że miłująca gramatykę i
niesamowicie lękliwa kobieta nie zapewni im dobrego życia. Mieszkanie w
chłodnym domu na skarpie to nie jedyne wyzwanie. W porcie zamieszka też hrabia
Olaf, który wykorzysta wszelkich możliwych sposobów, aby dobrać się do
Baudelaire’ów.
W trzecim tomie pojawią się zagadki do rozszyfrowania, wyzwania, którym trzeba
będzie stawić czoło. Do tego nie zabraknie tematu lęków i pokonywania ich.
Dzieci po raz kolejny okażą się zaradniejsze od dorosłych, którzy mają się nimi
zaopiekować.
Czwarty tom pt. „Tartak tortur” zawiera historię zamieszkania dzieci w małej
mieścinie w Tartaku Szczęsna Woń, w którym są wykorzystywane jako darmowa siła
robocza. Podobnie jest z innymi robotnikami, którzy za dach nad głową pracują
bardzo ciężko. Ich nowy opiekun jest człowiekiem, o którym niewiele wiadomo
poza tym, że lubi cygara i potrafi robić dobry interes na wyzysku i
manipulacji. Jednak to nie jest najgorsze w całej opowieści, bo poza fatalnymi warunkami
młodzi bohaterzy po raz kolejny staną oko w oko z Hrabim Olafem. Tym razem będą
musieli stawić czoło wpływowi hipnozy i wykorzystaniu nauki do złych celów.
Piąty tom pt. „Akademia antypatii” to opowieść o szkole, w której przemoc wobec
uczniów postawiona jest na pierwszym miejscu. Nie ma tu rozwijania
zainteresowań uczniów. Wręcz przeciwnie: nudne zajęcia, podział uczniów na dwie
klasy i spełnianie kaprysów nauczycieli uosabiających całe zło, z którym mamy
do czynienia w przypadku fatalnych nauczycieli. Każdy dorosły jest tu
egocentrykiem pragnącym uwielbienia i bezwzględnego słuchania. Dyrektor jako
niespełniony skrzypek wykorzystuje swoją posadę do torturowania dzieci codziennymi
koncertami, nauczyciel opowiadający nudne historie dzieli się z uczniami
szczegółami ze swojego życia i każde uczyć się ich na pamięć, nauczycielka
kochająca mierzenie różnych przedmiotów każe dzieciom wszystko mierzyć i zapamiętywać
wymiary, a nauczyciel wuefu znajdzie program aktywizacji sierot, którego najważniejszym
punktem będzie kult codziennego (a raczej całonocnego) biegania. Pomyślicie, że
to bardzo oderwane od życia? A uczyliście się kiedyś nudnych faktów
przypisanych do dat bez wyjaśnienia, co kryje się pod tymi zdarzeniami? A może musieliście
znać ilość wyprodukowanych przez dany kraj zasobów? A może mieliście wuefistę,
przez którego do dziś nienawidzicie sportu?
W piątym tomie pojawiają się nowi bohaterzy. Są to trojaczki Bagienne, z
których zostało tylko dwójka rodzeństwa. Zobaczymy w jaki sposób współpraca pomaga
Baudelairom przetrwać.
W szóstym tomie pt. „Winda widmo” wprowadza nas w świat ciągłej pogoni za modą.
To właśnie przez te zabiegi nasi bohaterzy trafiają do gigantycznego apartamentu
państwa Szpetnych mieszkających przy Alei Ciemnej. Skupiona na bycie na topie
pani domu chętnie adoptuje sieroty, bo są one w modzie. Dba też, aby modnym
budynku, w którym mieszka było ciemno, bo jasność nie jest w modzie. Cokolwiek
w życiu robi kieruje się tym, w jaki sposób będzie oceniana przez otoczenie.
Jest to świetna karykatura podkreślająca jak bardzo stajemy się niewolnikami
podążania za trendami. W tle oczywiście nie zabraknie hrabiego Olafa, który tym
razem przebierze się za najmodniejszego licytatora aukcji, dzięki której
Szpetni mają być jeszcze bardziej bogaci.
W tym tomie pojawia się problem nierówności społecznych i dążenia do podtrzymania
jej. Zobaczymy bohaterów, którzy popisują się pieniędzmi i nie bardzo wiedzą
jak je wydawać, bo wszystko mają i zaczynają tworzyć sztuczne potrzeby oraz
nakręcać się modami. Ich stosunek do ludzi biednych i zatroskanie jest podsumowane
tym, że nie mogą rozdawać pieniędzy, bo wtedy biedni przestaliby istnieć, a
gdyby biedni przestali istnieć to oni nie byliby bogaci.
Muszę przyznać, że po "Serię niefortunnych zdarzeń" sięgnęłam
przypadkowo i bez przekonania, bo tytuł zdecydowanie nie zachęca. Jednak po
przeczytaniu pierwszych stron odkryłam, że rewelacyjnie czyta się je na głos, a
dla mnie to niesamowicie ważne. Do tego zwroty do czytelnika polecające
odłożenie lektury zdecydowanie zaintrygowały córkę. Po pierwszym tomie
wiedziałyśmy, że będziemy wyglądać kolejnych. Po drugim niecierpliwiłyśmy się,
kiedy pojawią się kolejne i niesamowicie bardzo się cieszę, że tym razem miałam
dwa tomy od razu, jednego dnia, bo naprawdę czyta się bardzo przyjemnie także
na głos. Przez tekst się płynie.
„Gdy dzieci popadają w kłopoty, mówi się często, że dzieje się tak z powodu
niskiej samooceny. ‘Niską samoocenę’ przypisuje się dzieciom, które niezbyt
dobrze myślą o sobie. Uważają, na przykład, że są brzydkie albo nudne, albo że
nic nie umieją dobrze robić – albo wszystko naraz – i bez względu na to, czy
mają rację, czy nie mają, łatwo zrozumieć, że takie myślenie wpędza człowieka w
kłopoty. Jednak w olbrzymiej większości wypadków popadanie w kłopoty nie ma nic
wspólnego z niską samooceną. Ma znaczenie więcej wspólnego z konkretną
przyczyną kłopotów – potworem, kierowcą autobusu, skórką od banana albo kąśliwą
pszczołą – niż z tym, co człowiek myśli sam o sobie”.
Daniel Handler, piszący pod pseudonimem Lemony Snicket, wykreował rewelacyjną
opowieść, którą fantastycznie przetłumaczyła Jolanta Kozak. „Seria
niefortunnych zdarzeń" to opowieść o rodzeństwie, któremu ciągle
przytrafia się coś złego. Spotykamy się z lękami bohaterów, które są pokazane
tak jak je dzieci przeżywają. Każde wyzwanie urasta do rangi zagrożenia i
wielkiej próby, której początkiem jest strata rodziców. Seria zabiera nas w
świat dziecięcych emocji i pozwala zrozumieć, a młodych czytelników zachęca do
opowiadania o własnym punkcie widzenia, doświadczeń, które często nie są lekkie
i przyjemne, bo dzieci doznają wielu przykrych rzeczy: od mierzenia się z
przemocą rówieśniczą, przez tę, z którą mają do czynienia w domu po serwowaną
im w szkole. Wielkim plusem jest to, że bohaterzy "Serii niefortunnych
zdarzeń" nie są bierni. Wioletka, Klaus i Słoneczko, dzięki swoim
zainteresowaniom, otwartości i wykorzystywaniu wiedzy stawiają czoło
przeciwnościom losu.
„Gdy człowiek jest nieszczęśliwy, często ma chęć unieszczęśliwić innych wokół
siebie, chociaż to nigdy nie pomaga”.
Teoretycznie jest to książka dla młodych czytelników. Jednak sięgnąć może po
nią każdy. Seria przyniesie wiele ciekawych spostrzeżeń, pouczających scen.
Patrzymy na swoją codzienność w krzywym zwierciadle uwypuklającym wiele
społecznych bolączek, podkreślających jakie aspekty naszego życia i otoczenia powinny
być zmienione. Do tego napisana jest takim językiem, że przez tekst niemal się
mknie.
„Z bajki o Królewnie Śnieżce wynika morał: „Nigdy nie jedz jabłek”. A z
pierwszej wojny światowej wynika morał: „Nigdy nie dokonuj zamachu na
arcyksięcia Ferdynanda””.
Duże litery, ciekawe i często zabawne spostrzeżenia zaskakują, urozmaicają
akcję, nadają specyficznego tempa akcji i sprawiają, że książkę czyta się
szybko, łatwo i z zainteresowaniem. Solidna oprawa i nieliczne szkice
dopełniają całość. Bardzo zaskoczyło mnie zaangażowanie córki w tę historię.
Jest nią zachwycona.
„Frustracja to ciekawy stan emocjonalny, bo ujawnia często najgorsze cechy
osoby sfrustrowanej. Sfrustrowane niemowlę pluje jedzeniem i rozmazuje je po
stole. Sfrustrowani obywatele ścinają głowy królom i królowym, po czym
zaprowadzają demokrację”.
Zdecydowanie polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz