Etykiety

niedziela, 31 maja 2020

Kiedy świeci słońce, kiedy pada deszcz, kiedy wiatr zacina w oczy i gdy wieje w plecy...

"Ola ma autyzm, bo za dużo klei" - napisała mi zupełnie obca osoba z drugiego końca Polski, która o autyzmie wie tyle, ile gdzieś tam w tv zobaczy, bo z rozmowy z nią dowiedziałam się, że nikt w jej otoczeniu nie ma takiego problemu, bo nikt nie każe dziecku tyle kleić. Pewien pan uświadamiał mnie, ze to od spacerów po lesie. Inny pan pouczał mnie, że to od czytania. Każdy ma swoją teorię. A ja mam praktykę. Mam codzienne doświadczanie, codzienne poszukiwanie, codzienne rozmowy ze specjalistami. Jest tego tak dużo, że czasami już nie mam sił. A później patrzę na spokojną Olę tworzącą sobie, pięknie skupiającą się w czasie czytania, wracająca do świata w czasie spacerów, wyciszającą się i nabierającą pozytywnego spojrzenia. Widzę jej uśmiech, radość z małych rzeczy. Ola jest dzieckiem, dla którego zabawka za złotówkę (z lupmeksu) będzie tak samo ważna jak ta za dwieście złotych, bo będzie to zwierzaczek przez nią wybrany, zaopiekowany. Ostatnio z wielkim rozczuleniem obserwuję tę jej opiekę: robienie bułeczek i rogalików z ciastoliny dla całego zwierzyńca, a na spacerze uczenie maskotek, aby aportowały, szły równo z nogą i nie obwąchiwały przechodniów. Zwierzaczki potrafią wytarzać się w skoszonej trawie, kałużach, błotku, a później po powrocie są dokładnie myte (a wręcz wygniatane, żeby wypłukać błotko). Ola wchodzi pięknie w fazę naśladowania nas. I to jest piękne.
Siedzę sobie, piję kawę, patrzę z rozczuleniem jak Ola w skupieniu klei, koloruje, karmi zwierzaki. Za nami już dwa momenty odpływania, łapania jej uwagi, wyciszania i dotleniania. Dwa spokojne spacery z tatą, psem i kotem, który chodzi kryjąc się po krzakach, ale towarzyszy. Za nami karmienie naszych domowych czworonogów, tulenie, wyczesywanie. Siedzę i patrzę z rozczuleniem, ile Ola daje im serca i uwagi. Przypominam sobie te wszystkie chwile, kiedy było bardzo trudno. Tak trudno, że nawet pies nie dawał rady tylko znikał w kąciku do odpoczywania. Kot wiele zmienił w naszym życiu. Lekarstwa też. Pies lgnie do Olki. Pilnuje, aby ją usypiać. Rok temu widziałam po nim, że ma czas przepracowania. Normalnie psy do terapii dzieci z autyzmem pracują 4 h dziennie i po każdych 30 minutach pracy powinny mieć 30 minut spaceru. A on miał Olką ciągle. Ja też. Kotek stał się dla niego odskocznią, odciążeniem, jakimś takim czynnikiem, w którym jest nas więcej do pomagania Oli, aby wychodziła naprzeciw światu.

piątek, 29 maja 2020

Roman Ciepliński "Ukryte myśli"



Życie społeczne pełne jest niejasności, masek, podwójnych ról, zakrytych kart, które nie pozwalają nam na jasną ocenę sytuacji. Bez pełnej wiedzy jesteśmy jak ślepcy błądzący w ciemnościach, ulegamy złudzeniom podsuwanym przez znajomych i sami tworzymy fałszywe tropy. Na tym właśnie polega odwieczna rola świata jako teatru. Ludzie tu wchodzą, wychodzą. Aktorzy się zmieniają, grają różne role, zakładają inne maski, wychodzą naprzeciw wymaganiom sceny, są elastyczni jak chińscy akrobaci i od tego się nie uwolnimy, bo życie to teatr, któremu trzeba stawić czoło. Jednak w tym graniu jest pewna granica: nie wolno krzywdzić innych. I właśnie tym różni się wolne społeczeństwo od zniewolonego: odgrywanie ról nie jest podszyte systemowo zaplanowaną krzywdą. Totalitaryzm niesie nasilenie gry społecznej, dbanie o pozory zachowań. Gra w układzie politycznym nigdy nie może być jawna. Musi być podszyta niepewnością, strachem i sposobem na realizowanie własnych celów, których – być może – bez wsparcia władzy, której pomagamy nie bylibyśmy w stanie osiągnąć. Wpadamy jednak w pułapkę, w której jesteśmy nie tylko śledzącym drapieżnikiem, ale i ofiarą śledzenia. Nitki powiązań pięknie wyłaniają się w IPN-ie, w czasie studiowania teczek towarzyszy.
„Ukryte myśli” Romana Cieplińskiego to powieść zabierająca nas do współczesnej Polski, w której w różnych układach nadal działają dawni działacze komunistyczni. Tym razem jednak w maskach zagorzałych opozycjonistów, obrońców demokracji, ofiar pokrzywdzonych przez wcześniejszy system. Niejawność dała im możliwość płynnego przeniesienia swoich wpływów do nowego ustroju. Dawne znajomości znają, powiązania rozwijają się, a każdy z towarzyszy gra zgorszenie, że ktoś z ich środowisku mógł donosić. Patriotyzm przelewa się. Staje się poczuciem obowiązku na pokaz, aby odpędzić od siebie podejrzenie o kolaboracje z komunistami. Lustracja sprawia, że coraz więcej materiałów staje się jawnych, coraz łatwiej można dotrzeć do wiedzy. I z tego korzysta pierwszoosobowy narrator rozliczający się ze swojej przyjaźni z Albertem Cyremkiem. Powolne studiowanie akt jest tu niczym proustowska magdalenka prowadząca od wspomnienia do wspomnienia. Podążamy za bohaterem i razem z nim wchodzimy w coraz dziwniejszy labirynt zależności. Każde wspomnienie przybliża pierwszoosobowego narratora do przerażających odkryć, które uwypuklić mają powracające w tle dwa znaczące obrazy: „Pokusy świętego Antoniego” Salvadora Dalego i „Ogród rozkoszy ziemskich” Hieronima Boscha. Obie prace łączy surrealistyczne zobrazowanie ludzkich słabości, tego, co motywuje ludzi do czynienia występków. Dziwne i zademonstrowane postacie na reprodukcjach zdobią ściany TW „Emanuela”. To od nich wychodzi nasz bohater, który próbuje się odnaleźć w świecie, w którym każdy w jakimś stopniu powiązany jest z dawnym ustrojem. Zagubiony, zdezorientowany, bo nieznający wcześniejszych zależności, wolny od wpływów minionej władzy w obliczu nici powiązań coraz lepiej rozumie bierność swoich znajomych ze studiów, a później pracy. Kolejne sprawy przynoszą rozjaśnienie, ale czy mogą dać zrozumienie?
Powieść Cieplińskiego to rozrachunek z otoczeniem, w którym ciągle wiele spraw nie wyjaśniono, nie można poznać prawdy o współpracownikach, dlatego żyjemy w świecie złudzeń. Wchodzimy w świat zła rozmyślnego, czynionego w dbaniu o interes własny pod przykrywką dbania o „dobro ludu”. Napotykamy ludzi, którzy w swojej przebiegłości płyną z nurtem wydarzeń dostosowując do nich swoją rolę i zmieniając maski. Z tej perspektywy transformacja traci na znaczeniu. Odkrywamy jak bardzo rozbudowane były struktury, jak sprytnie działali agenci, w jaki sposób dobierano osoby mające tworzyć raporty. Wchodzimy do świata dobrze zbudowanego, a jednocześnie będącego w dziwnym rozkładzie. Kontrastuje z tym doświadczenie Zachodu, w którym wykluczenie społeczne ma zupełnie inny wymiar: jest w nim pewnego rodzaju poczucie wolności, przekonanie o braku zobowiązań, ale jednocześnie ludzie nadal stosują wobec siebie przemoc. Zderzenie tych dwóch światów sprawia, że „Ukryte myśli” jest nie tylko historią o zależnościach w społeczeństwie komunistycznym, ale i o ludzkiej naturze, dążeniu jednostek do realizowania własnych celów. Roman Ciepliński obnaża tu człowieka i poddaje wiwisekcji. Patrzymy na funkcjonowanie jednostek w totalitaryzmie i w wolnym kraju. Dostrzegamy, że brak rozliczeń nie przynosi żadnych zmian. Nadal mamy tych samych aktorów, ale w innych maskach i odmiennych rolach.

„Odkryłem przerażającą rzecz, być może dotyczącą wszelkiej władzy, a zwłaszcza totalitaryzmu: władza mogła dowolną bzdurę uznać za dogmat, świętość i prawdę objawioną, a nawet oficjalną doktrynę państwa i karać tych, którzy tę jawną niedorzeczność próbowaliby podważyć. Jeśli władza zadeklaruje, że białe jest czarne, biada temu, kto spróbuje zaprzeczyć”.

„Kiedy normą staje się geniusz, geniusz traci na wartości, jak zaatakowana przez spekulantów waluta”.

„W Polsce za komuny zawsze wszystko się psuło. To był kraj popsutych rzeczy. Wszystko się rozpadało, nawet nowe przedmioty miały w sobie zalążek rozpadu”.

„Jeżeli ktoś zaczyna się zmieniać, a to z powodu choroby, upływającego czasu, nałogów czy też z powodu zgryzoty lub – co rzadziej – szczęścia, to zazwyczaj dzieje się to stopniowo: powoli chodnie, starzeje się, tyje, szarzeje lub przeciwnie: nabiera kolorów, pięknieje, a niekiedy – jak się złudnie zdaje obserwatorom – młodnieje. Zdarza się oczywiście, że, kiedy człowieka atakuje śmiertelna choroba, zmiany następują błyskawicznie, czasem i w ciągu zaledwie tygodni, a śmierć pojawia się tak szybko, że ludzie nawet nie zdążą tej przemiany zarejestrować, przez co później wydaje im się, że ‘wyglądał dobrze, nie chorował i nagle umarł’”.

„W świecie zwierząt, roślin i minerałów apokalipsa trwa nieustannie. Wszystko ulega przemianie. Katastrofa wpisana jest w każdy byt. (…) Tę katastrofę człowiek przerabia na swoja modłę, czyni z niej wartość, nazywając ją rozwojem. Katastrofa wpisana w byt jest czynnikiem rozwoju. Bez apokalipsy kolejnych pokoleń nie byłoby tego, co nazywamy – nowoczesnością. A życie i dzieje narodów i społeczeństw nie miałyby sensu. Widmo rozkładu, czyli ruchu wstecz, powoduje pragnienie wzbudzenia ruchu w stronę przeciwną”.

„Polityka podobnie jak kłamstwo zawsze wyprzedza świadomość tak zwanych normalnych ludzi. Zawsze jest krok dalej. Dopóki nie zostanie obnażona. Dopóki król jest ubrany… iluzja działa. Gdy szaty opadną, widzimy wówczas całą prawdę, ale bywa, że jest już za późno. Jeszcze długo po rewolucji, która rewolucją nie była (ale to dotarło do pewnej części społeczeństwa dopiero później), nazwanej dla zmydlenia oczu transformacją, rządzili ci sami ludzie, co przed ‘wielkimi zmianami’. Polityka zawsze jest o krok dalej, dopiero później, zazwyczaj od historyków, dowiadujemy się ‘jak było naprawdę’ i dostrzegamy też przedziwną bierność ludzi. Ale czy pasywność ta jest naprawdę ‘prawdziwa’? Nie, to tylko efekt ‘bycia krok w tyle’, braku wiedzy. Podobnie jest zresztą z każdą historią: dopóki się ona dzieje na naszych oczach, wydaje się taka, a nie inna. Kiedy jednak mija parę lat, widzimy ją -w kontekście późniejszych i wcześniejszych zdarzeń – niekiedy zupełnie inaczej niż w z tamtej ‘żabiej perspektywy’”.

„Kiedy zdałem sobie sprawę, że będę dla historyka jak okaz jakiegoś dziejowego insekta, zacząłem myśleć nad zmianą perspektywy. Świadomość, że to co robię, traci wartość chwilę po skonsumowaniu przez czytelnika jest frustrująca. Zacząłem więc pisać – wzorem klasyków – dziennik. Ku przerażeniu historyków zdecydowałem się więc pisać – historię świata i okolic z perspektywy konkretnego człowieka, o imieniu, nazwisku, dacie urodzenia z konkretnym adresem”.

„Kto by pomyślał, że to Platon, idealista, stworzył model państwa totalitarnego, niemal wzór państwa sowieckiego, w którym nie było miejsca dla poetów. Paradoks jednak polega na tym, z czego bolszewicy sprawy sobie nie zdawali, że miejsce poety jest właśnie tam, gdzie go nie chcą. Prawdziwa poezja rzadko rodzi się tam, gdzie poetów zapraszają, rozpieszczają i słono wynagradzają. Tłuste koty nie piszą wierszy”.

„Cierpieć z własnego wyboru to szczęście, zwłaszcza dla masochisty, ale cierpieć wbrew własnej woli to dopiero źródło prawdziwego bólu. Czy cierpi więc naprawdę ten, który wybiera cierpienie?”

„Wybujałe ambicje prawie zawsze są żałosne i chyba zawsze są owocem ‘choroby autoimmunologicznej wyobraźni’”.

„Człowiek, który chce tworzyć z pozycji kolan, może po prostu nie jest jeszcze artystą, a może i nie będzie nim nigdy”.

„Dopóki człowiek odróżnię dobro od zła i czyni to w sposób umiarkowany, jest zdrowy”.

„Cienka jest granica między tym, kto ma władzę a tym, kto jest tej władzy przedmiotem. Okazuje się bowiem, że role mogą się szybko odwrócić, a wtedy ofiary stają się wyjątkowo łatwo katami”.

„Zło czynione bez wiedzy, dla samego zła sensu nie ma. Wpisuje się ono tylko w naturalne procesy destrukcji, erozji, i utleniania materii, nie rodzi natomiast wielostopniowych konsekwencji w sferze ducha, nie działa jak zasada domina, lecz zdycha śmiercią naturalną, odchodzi do historii jako jednorazowy fenomen podobnie jak trzęsienie ziemi w Lizbonie czy tsunami na wyspie Puket”.

Zapraszam na stronę wydawcy




czwartek, 28 maja 2020

Odpowiedzialność społeczna

Niby na każdego z nas łożono jakieś tam środki na wychowanie i edukację i z tego powodu niby każdy powinien rozumieć zasady działania wspólnot, w których silniejsi mają większy wkład, a słabsi nie uchylają się przed jakimkolwiek wkładem. Niby wiemy, że są narzędzia zachęcania i przymuszania do pracy na rzecz społeczności i w domach jakoś to jesteśmy w stanie pojąć, ale kiedy zasady wspólnoty rozciągają się na społeczeństwo to nagle udajemy oburzonych tym, że jesteśmy wspólnotą i nagle nie podoba nam się to, że jedni mają większy wkład, a inni mniejszy.
Jest taki prostu sposób, aby nie wychować dziecko na egoistycznego prawicowca (uwaga: prawicowość nie ma nic wspólnego z religijnością tylko z podejściem do pieniędzy i rozwiązań społecznych):
1) Zagoń dziecko do obowiązków domowych (pranie, sprzątanie, zakupy).
2) Umów się, że za każdą pracę będziesz płacić, ale mało. Wytłumacz, że jest młody i na pewno nie ma dużych potrzeb, a budżet domowy potrzebuje jego wyrozumiałości.
3) Pobieraj opłaty za korzystanie z pokoju, kuchni, toalety (po prostu traktuj jak lokatora, bo przecież wspólnota nie istnieje i jest zła).
4) Przerzuć ne dziecko obowiązek kupowania sobie wszystkiego, co potrzebuje (ubrań, jedzenia, podręczników).
5) Jeśli uważa, że rodzic powinien go utrzymywać to objaśni mu, że to lewackie myślenie.
6) Jeśli dziecku brakuje pieniędzy na potrzebne rzeczy zaproponuj mu lichwiarski kredyt i wyjaśnij, że jak będzie więcej i ciężej pracował to uda mu się odnieść sukces.
7) Kiedy dziecko więcej pracuje po prostu obniż mu wypłatę objaśniając, że nie ma takiego zapotrzebowania na jego usługi, więc ceny spadają.
8) Powtarzaj te czynności, aż zrozumie dlaczego wspólnota jest ważna i trzeba uczestniczyć w kosztach tworzenia jej.


Marta Guzowska "Detektywi z Tajemniczej 5" il. Agata Raczyńska


Często wydaje się nam, że młode pokolenie żyje tylko i wyłącznie w świecie technologii i ostatnią rzeczą, która mogłaby je zainteresować to historia, muzea, wykopaliska i inne tego typu miejsca. Marta Guzowska udowadnia nam, że dzieci da się zainteresować naszym dziedzictwem kulturowym, zachęcić do poznawania przeszłości, a do tego do wchodzenia w obszar metod badania naukowego. Wystarczy po prostu zabierać swoje pociechy w miejsca, w których mogą poznać wycinek naszej historii i samemu wykazywać zainteresowanie związanymi z nimi ciekawostkami oraz wspólnie czytać książki przemycające wiedzę na ten temat. Właśnie takie podejście króluje wśród rodziców z „Detektywów z Tajemniczej 5”. Jej młodzi bohaterzy są ciekawi świata i rządni rozwiązania kolejnych zagadek. Akcja całej serii książek „Detektywi z Tajemniczej 5” toczy się wokół kradzieży ważnych, zabytkowych przedmiotów. W pierwszym tomie mogliśmy prześledzić, w jaki sposób młodzi detektywi poradzą sobie ze sprawą zaginięcia broszki. Przy okazji dzieci dowiedziały się wielu ciekawostek. Drugi tom natomiast zabrał nas w mroczne klimaty, a wszystko dzięki wakacjom u wujka Janka prowadzącego z kolegą z pracy i dwiema studentkami wykopaliska archeologiczne. Nie są to jednak zwykłe badania terenowe, dzięki którym wyłania się z ziemi skorupki naczyń, ale prace tuż przy cmentarzu, a do tego dotyczą niezwykłego grobu, ponieważ badaczom udało się odkryć pochówek wampiryczny. Wokół niego oczywiście dzieje się wiele pozornie niezwykłych rzeczy, ale dzieci potrafią wyjaśnić wszystko logicznie. Tak jest też w trzecim tomie pt. „Zagadka królowej myszy”, w którym dowiemy się wiele ciekawostek na temat malarstwa Olgi Boznańskiej oraz poznamy realia, w których żyła. W „Zagadce zbuntowanego robota” odwiedzamy Centrum Nauki Kopernik, gdzie mają zobaczyć adaptację „Bajek robotów”, ale okazuje się, że jeden z aktorów znika. W piątym tomie odwiedzamy dom Chopina.

„Zagadka ducha Chopina” rozpoczyna wycieczka do Żelaznej Woli, gdzie urodził się kompozytor. W czasie jazdy samochodem dzieciaki się przekomarzają, kiedy już starsze z nich oddychają z ulgą, że dojechali na miejsce i nie będą musiały znosić sprzeczek młodszych okazuje się, że zwiedzania nie będzie, ponieważ właśnie zginął bardzo cenny eksponat i trwają poszukiwania, dlatego muzeum jest zamknięte. Ance, Piotrkowi i Jadze udaje się przekonać, żeby zostali wpuszczeni chociaż do przedsionka, gdzie będą mogli napić się wody i schronić przed upałem. Kiedy dostają przysłowiowy palec łapią za rękę, czyli zaczynają prowadzić własne śledztwo. Chodzą od pracownika do pracownika muzeum i wypytują o ich poranne zajęcia. Jeden z czterech podejrzanych kłamie. Który? Nie będzie to takie łatwe do rozwiązania zwłaszcza, że każdy troszkę rozmija się z prawdą. Kto miał interes w zabraniu eksponatu? Gdzie go ukrył? Tego musicie dowiedzieć się sami czytając piąty tom „Detektywów z Tajemniczej 5”.
Po raz kolejny nie zawiodłam się na książce Marty Guzowskiej, która bardzo umiejętnie stworzyła ciekawą intrygę z interesującymi i sympatycznymi bohaterami. Szczególnie udały jej się portrety dzieci, pokazanie konfliktu wynikającego z różnicy wieku. Mamy tu starszego brata, który niechętnie włącza siostrę do śledztwa i przebojową, upartą oraz stanowczą i pomysłową młodszą siostrę, którą nie łatwo zbyć. Pojawiają się też rozrabiający kuzynowie oraz koleżanka Ania, która dostrzega ciekawe spostrzeżenia siostry Piotrka. Do tego pisarka w interesujący sposób pokazuje kolejne kroki prowadzenia śledztwa z pokazaniem drogi, jaką bohaterzy odkryli prawdę, zachęca do samodzielnego myślenia i znalezienia odpowiedzi. W tym celu poszczególne etapy śledztwa podsumowano pytaniami, na które młodzi czytelnicy muszą spróbować znaleźć odpowiedzi, a przy okazji uczą się metody dedukcyjnej. Sporo tu fachowego słownictwa wyjaśnionego w prosty sposób. Wszystko brzmi bardzo poważnie, ale mogę Was śmiało zapewnić, że książkę czyta się bardzo szybko, a przemycane w niej wiadomości pochłania jak bajkę o żelaznym smoku czy opowieści o najnowszych technologiach i ich możliwościach.
Dla dorosłego czytelnika akcja jest przewidywalna (no, ale nie dla dorosłych jest ona adresowana) i już na pierwszych stronach może się domyślić, kto jest sprawcą, ale dla dzieci rozwiązywanie zagadki będzie prawdziwa frajdą, a do tego nabędą ważnej umiejętności: zwracania uwagi na szczegóły, porównywania, wykluczania określonych rozwiązań. Stawiane przez pisarkę pytania są dla czytelników sygnałem, że w tym miejscu powinni się zatrzymać o spróbować wyjaśnić zagadki. Dzięki kolejnym krokom dzieci będą miały okazję poćwiczyć logiczne myślenie.
Książki z serii „Detektywi z Tajemniczej 5” to świetne lektury ćwiczące wiele umiejętności oraz przemycające sporą dawkę wiedzy i wzbogacające słownictwo. Każdy tom skupia się wokół innych ciekawostek historycznych. W pierwszym mogliśmy dowiedzieć się wielu informacji o kamei, a w drugim sporo wiadomości o wampirach, a w trzecim o malarstwie. W czwartym było sporo ciekawostek o robotach, a w piątym o dbaniu o eksponaty.
Książki napisane bardzo przystępnie. Spora dawka humoru, dobrego nastawienia do życia, dziecięcego spojrzenia na świat, naiwnego relacjonowania wydarzeń sprawiają, że kolejne przygody mają też spory urok dla dorosłych i świetnie zastąpią lekką prozę dla dorosłych, a do tego pozwolą zmienić nastawienie do świata, rozbudzą empatię, poprawią nastrój. W książce poznamy różne typy osobowości i nie tylko dorośli bywają tu specyficzni. Także dzieci mają swoje zainteresowania, sposób zdobywania i dzielenia się wiedzą, a także spojrzenia na własną samodzielność i manipulowanie poczuciem odpowiedzialności, a do tego uwielbiających jagodzianki łasuchów. Całość wzbogacona licznymi interesującymi i estetycznymi ilustracjami Agaty Raczyńskiej znaną nam ze strony graficznej serii „Zosia z ulicy Kociej”. Niedługie rozdziały z szybką akcją sprawiły, że każdą z książek pochłaniamy w jedno popołudnie. Zdecydowanie polecam.
Zapraszam na stronę wydawcy