Etykiety

czwartek, 27 czerwca 2019

Coutrney Carver "Duchowa prostota. Jak mieć więcej, mając mniej"

Coutrney Carver, Duchowa prostota. Jak mieć więcej, mając mniej, tł. Agnieszka Sobolewska, Kraków „Wydawnictwo Literackie” 2019
Czasami trzeba dostać ostry łomot od życia, aby je całkowicie przemeblować i przeanalizować wartości, którymi do tej pory się kierowaliśmy, by w końcu odetchnąć i prowadzić szczęśliwsze życie. Nic nie działa tak ożywczo jak zimny prysznic w postaci diagnozy. Tak było też w przypadku Courtney Carver, która pewnego dnia usłyszała, że ma stwardnienie rozsiane (SM), które miało ją unieruchomić, uniemożliwić twórczą pracę. Dla pracowitej (a raczej zapracowanej) autorki było to jak wyrok. W takich przypadkach ludzie obierają jedną z trzech dróg: załamują się albo są obojętni (nic nie zmieniają) albo zaczynają walczyć. Courtney chciała coś zmienić, ale nie wiedziała co, a wszystko przez to, że „była przecież taka zapracowana” i miała bardzo dużo długów, z których bez pracy nie da się wyjść. Ale czy na pewno trzeba więcej pracować, aby więcej zaoszczędzić?
Autorka stopniowo odkrywała inne style życia. Uświadomiła sobie jak bardzo wiele robi zbędnych zakupów, które mają zabić nudę lub poprawić nastrój, jak wiele kredytów wzięła, jak wiele nic niewnoszących do je życia zobowiązań oraz przedmiotów wprowadziła, a wszystko po to, by dążyć do nieokreślonego ideału sukcesu.
Courtney Carver jest jak większość z nas: zapracowuje się, aby kupować prezenty i w ten sposób okazywać miłość. Tym sposobem gubiła siebie, traciła swój czas oraz energię na zdobywanie pieniędzy zamiast dać je dziecku, mężowi i przede wszystkim sobie. To sprawiło, że przeoczyła pierwsze sygnały wysyłane jej przez ciało, serce i duszę, że jej życie toczy się wokół niepotrzebnych i nie wartościowych rzeczy. Działała jak maszyna, a przecież i one po jakimś czasie się psują. Diagnoza ją ocuciła i pozwoliła spojrzeć na życie z innej perspektywy, przeanalizować dotychczasowe życie, wyznaczyć nowe cele, które sprawią, że będzie szczęśliwa. I wtedy właśnie uświadomiła sobie, że posiadanie dużej ilości przedmiotów wcale jej nie uszczęśliwia, a duży dom pełen gratów wcale nie sprawia, że ma więcej możliwości przebywania z kochanymi przez nią osobami, ale więcej sprzątania oraz opłat. Na swoją życiową przestrzeń zaczęła patrzeć przez pryzmat relacji z bliskimi i znajomymi. To sprawiło, że poczuła paradoks posiadania domu o powierzchni sto siedemdziesiąt metrów kwadratowych na trzy osoby, spłacania wysokiej hipoteki i pracowania, aby spłacać kolejne kredyty na kartach w różnych sklepach, by kupić kolejne przedmioty wypełniające tę dużą przestrzeń. Uwalnianie się od nadmiaru dóbr wcale nie było takie łatwe, ponieważ każda rzecz miała dla niej jakąś wartość. Jeśli nie chciała zostawić jej ze względów sentymentalnych to w grę wchodziła argumentacja dotycząca wydatków na określony przedmiot lub możliwość tego, że będzie on potrzebny w przyszłości. Brzmi znajomo? Mam dokładnie te same problemy z robieniem porządków. Miałam nawet szafę pełną „przydasiów”. Autorka była dużo lepsza: miała cały dom, komórkę i garaż takich zbędnych rzeczy. Krytyczne podejście do przedmiotów pozwoliło jej część z nich sprzedać (te powyżej wartości, która sprawiała, że opłacało się wystawić na sprzedać), część rozdała biednym, a pozostałą część rozdała zainteresowanym. Do tego razem z mężem sprzedała olbrzymi dom, kupiła mniejszy, co pozwoliło na uwolnienie się części generowanych kosztów i uwolnienia od olbrzymiego kredytu hipotecznego.
Wszystko na pierwszy rzut oka wygląda nieprawdopodobnie, ponieważ każdy marzy o jeszcze większym domu, jeszcze nowszym samochodzie, jeszcze większej ilości posiadanych ubrań itd., a kiedy udaje się zrobić porządki to tylko głównie po to, aby wolną przestrzeń zapełnić kolejnymi kupionymi rzeczami… Od czasu do czasu każdy z nas ma przebłyski, że chciałby uporządkować swoje otoczenie i życie, ale nie wie jak się do tego zabrać. Myślę, że tu z pomocą może przyjść książka „Duchowa prostota. Jak mieć więcej, mając mniej”. Autorka krok po kroku przeprowadzi nas przez swoje zmiany, pokaże, w jaki sposób dokonała rewolucji w swoim życiu i z zapracowanej pracownicy korporacji stała się kreatywną blogerką i autorką poradnika o upraszczaniu sobie życia. Brzmi naiwnie i infantylnie? Nie do końca. Sporo tu epikurejskiego podejścia i dlatego warto sięgnąć po tę książkę, aby nauczyć się wyzwolić od zakupów, zobaczyć jak alternatywnie można spędzać czas, w jaki sposób rozwijać siebie, pozwolić na cieszenie się urokami, podróżami zamiast zdobywanymi w kolejnych miejscach pobytu rzeczami. Autorka dokona też ciekawego odkrycia: większa ilość rzeczy wcale nie sprawia, że dostajemy więcej komplementów tylko staje się przyczyną naszego niezdecydowania i konieczności dłuższego dobierania strojów zamiast cieszenia się chwilą. Kwestii szafy i garderoby poświęcono naprawdę sporo miejsca.
Myślę, że warto sięgnąć po tę książkę, kiedy czujemy, że nasze życie wymyka się spod kontroli. Niby mamy tu sporo oczywistości, ale kiedy uświadomimy sobie, że nie jesteśmy ze swoimi błędami osamotnieni to będzie nam łatwiej wziąć życie za bary i wprowadzić w nim ład oraz ożywczą przestrzeń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz