„Przebyt” jest słowem, które kojarzy mi się ze średniowieczem, mówieniem o niebie/ rajem, który miał dawać ludziom nadzieję, ale też zachęcać do posłuszeństwa. W „Bogurodzicy pojawia się on w opozycji do życia, które ma być „zbożne” (pobożne, czyli pełne modlitwy i braku przekraczania ustalonych norm społecznych), aby po śmierci mógł nastąpić pobyt w raju.
„A na świecie zbożny pobyt, / Po żywocie rajski przebyt”
Słowo „przebyt” nasuwa mi też skojarzenie z przepychem, czyli byłby to pobyt
inny niż ten ziemski naznaczony cierpieniem i brakami. Przebyt to świat pełen
delikatności oraz dostatku. Nie ma tu miejsca na zło, krzywdę i przywłaszczanie
sobie każdego elementu świata. Zamiast tego współgranie z nim, cieszenie się
tym, że nie trzeba już o nic walczyć.
Wiersze Halszki Olsińskiej tchną
delikatnością, kobiecym spojrzeniem ożywiającym otaczające podmiot
liryczny przedmioty, które mu sprzyjają i czuwają nad każdym dniem
pełnym wątpliwości oraz nacisku na instynkt zwierzęcy wygrywający z intuicją. W
poezji Halszki Olsińskiej obserwujemy przepełnienie,
przesączenie, doprawienie codziennością spotkań ze znajomymi, nieznajomymi,
znanym i nieznanym. Wszystko ma tu swoje życie i naznacza nas swoim spotkaniem,
obok którego nie możemy przejść obojętnie. Spotkania, na które można patrzeć
przez pryzmat „filozofii dialogu” stworzonej przez Rosenzweiga, pielęgnowanej
przez Bubera i Levinasa oraz Tischnera, gdzie "Inny" pozwala poznać
"Ja", ale w wierszach odniesienie się do własnej egzystencji jest
możliwe do „Innego”, który może być upersonifikowanym przedmiotem czy nawet
pojęciem, które pozwala ją naświetlić różne elementy naszego „Ja” obdartego z
Putmanowskiej wizji mózgów w naczyniach, bo przecież kształtowanego przez
spotkania, które są tu bliskie. Dzięki prześwietlonej, zanalizowanej i ożywionej
rzeczywistości możemy poznać siebie, wyznaczyć miejsce swojemu „Ja” w świecie
pełnym „Innego” nakreślonym oszczędnym językiem, by dać szeroki zakres odczytu,
możliwości wepchnięcia siebie w formy zawarte w utworach, do których może
pasować każdy, ponieważ ludzie zostają tu pozbawieni indywidualności. Duże
znaczenie mają tu odwołania do świata
wartości, otoczenia, nauki, sztuki, ontologii, epistemologii, logiki,
astrologii, biologii, odczuć. I tak jest też w tomie „Przebyt”. Na jednej stronie obok ważnych kwestii
epistemologicznych, duchowych, a może nawet religijnych lub tylko biologicznych.
Do tego pojęcia abstrakcyjne są upersonifikowane, żywe: „Cisza/ skrada się/ przyczajone zwierzę/
niezdolne do skoku/ bez widoku przepaści/ gardła”.
„Przebyt” to zbiór utworów skłaniających do wytężonej refleksji. Z jednej strony są
niesamowicie proste, z drugiej kryje się w nich bogactwo prawd o świecie.
Poetka wskazuje drogi niezbadane i nie do końca odkryte przez ludzi. Zawarte w
tomie wiersze sprawiają wrażenie luźno wrzuconych, tak jak nasze myśli
przepływają swobodnie z miejsca w miejsce. Do tego połączenia związków
frazeologicznych, epitetów oraz metafor są tu zaskakujące, wprowadzają nowe
spojrzenie na codzienność i utarte schematy. Dekonstrukcjonizm pozwala na
nadanie zwrotom nowych sensów, na które składa się świat przemyśleń poetki. Idziemy
zakamarkami różnych myśli, wyławiamy z tego cenne wskazówki, próbujemy
odtworzyć lub przetworzyć z tych słów myśli. Zawsze jednak pozostaje nam
ułomność języka upraszczającego przekaz: „nie trafić/ w punkt/ najprościej kulą/
w płot i/ przypadkiem/ trafić/ pod zły adres”.
Słowa nie oddają stanu rzeczy, nie pozwalają na precyzję, ale z drugiej strony
są nierozerwalnym elementem wszelkich ludzkich kultur. To one stwarzają nas,
jako osobowości, ograniczają nas, zasobem słów. W tym pierwszym
minimalistycznym utworze pobrzmiewa echo Wittgensteinowskiego spojrzenia na
język: „Granice naszego języka są granicami naszego świata”. Z jednej strony
dają możliwość, a z drugiej ograniczają. Jednak w granicach naszego osobistego
języka może dziać się wiele. Kilka słów, a jak znaczące to wprowadzenie. Już na
pierwszej stronie dostajemy informacje, że sens będzie tu ważniejszy niż
liryzm, że przesłania będą kryły głębszą prawdę, tę nieuchwytną słowami. Z
drugiej strony jest to fenomenologiczne doświadczenie języka, więc wymaga
wprowadzenia nas w obszary swoich przeżyć, wspomnień, przemyśleń z nimi
związanych, doświadczeń, „jazgot przeszłości”. Wszystko w formie pozornie
ascetycznej, ale w tym ascetyzmie jest coś barokowego, pewnego rodzaju
nawarstwianie się obrazów, znaczeń, zderzenie przeciwieństw. Wszystko
poskładane, poupychane, aby małą ilością słów przekazać wiele. Używane przez
nią zwroty niby niewiele ujawniają sferą językową, ale to tylko pozór: „tylko
ty/ sam zasiejesz/ po sobie/ ciszę”. Ileż w tym dynamiki, zmiany odczuć. Sianie
związane z żywotnością sąsiaduje z ciszą będącą uosobieniem braku,
nieobecnością. Można pokusić się o stwierdzenie, że w tym króciutkim wierszu
znajdziemy paletę emocji: od nadziei, która skłania nas do siania/tworzenia po
ciszę. I znowu ważniejsze jest to, co czujemy poza tymi słowami, jakie obrazy
nam się pojawiają, jakie wywołują skojarzenia.
Nie może się też obyć bez motywu teatru. Jest on już tak na wszystkie strony
przerobiony, wykorzystany, zawłaszczany przez humanistycznych badaczy, że motyw
wcielania się w role, zakładania masek wydaje się oklepany. A jednak Halszka
Olsińska mnie zaskoczyła, pokazała z nieco innej strony. Z jednej strony jest
to teatr sądów, a z drugiej utrwalania siebie za pomocą poetyckiego selfie: „robię
selfie/ rzadko a jednak/ nazbyt często/ słowami/ tak własnymi że/ stają się/
aktami/ w całej rozwiązłości/ nie dla wszystkich/ oczu”.
Poezja Halszki Olsińskiej to poezja skupiająca się na detalach nadających
całości określone znaczenie, uchwyconych chwilach wprowadzających w klimat
otoczenia, w którym istotne są krople deszczu spływające po szybie, pęczniejąca
cisza, rozchodzące się światło czy przedmioty wpisane w naszą codzienność, ale
w różnych sytuacjach postrzegane inaczej:
„obrazek/ zawieszony w ramce/ z ruchomym obłokiem/ nieruchomy// słychać/
pęcznienie ciszy/ jak się rozpiera/ we wszystkich/ kątach/ krzyk niemocy/
nocnego ptaka”.
Prostota, oszczędność sprawiają wrażenie prozy pozbawionej nawet znaków
interpunkcyjnych tak jak w życiu nie ma przerywników. Jesteśmy nosicielami
ciągu doświadczeń oraz potencjalnych wydarzeń: „przestrzenie/ bez dna/ wyrywają
się/ z korzeniami/ z otchłani/ swoich źródeł// wszystko/ dopiero będzie”.
W „Przebycie” Halszki Olskińskiej z jednej strony mamy lekkość, a z drugiej nawarstwianie się. Niby
nie pulchne, a jednak dość wysokie. Troszkę skojarzyło mi się to z ciastem
francuskim i jego warstwami, które wywołują wrażenie, że ciasto nie jest
puchate, ale przerwy między warstwami dają podobny efekt. I tu jest tak samo:
to, co jest niedopowiedziane daje duże możliwości czytelnikowi. Z tego powodu z
jednej strony wiersze Halszki Olsińskiej są bardzo osobiste, bo zabierają w
świat jej doświadczeń, przemyśleń, a z drugiej strony pozwalają na wpisanie w
nie własnych życiorysów przez czytelnika.
Zapraszam na stronę wydawcy
Zapraszam na stronę wydawcy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz