Consilla Maria Lakotta, Madeleine, Kraków „wydawnictwo m” 2014
„Madeleine”
to powieść stylizowana na Jane Austen. Znajdziemy tam motywy znane z „Dumy i
uprzedzenia” oraz „Rozważnej i romantycznej”, czy nawet „Emmy”, jednak od tych
romansów różni ją czas, w którym dzieje się akcja. Są to czasy bliższe naszym,
ponieważ już istnieją samoloty (wuj dziwi się dlaczego nie lecieli samolotem z
kurortów), a mimo tego ludzie poruszają się wozami, czyli akcja może toczyć się
w okolicach lat 20 XX wieku. Jeśli jej miałaby miejsce na polskiej wsi to nawet
do końca lat osiemdziesiątych konie i wozy były sprawdzonym środkiem lokomocji
(u mnie w miasteczku nawet krowy!), ale język powieści jest typowy dla XVIII
wieku. Pełno tu sztucznej grzeczności, pozorów, poddaństwa wobec rodziców i
tego, co wypada robić. Bardziej konkretne jest miejsce, ponieważ wiemy, że jest
to Normandia. Jest to kraina dla nas dziwna, ponieważ panują inne stosunki międzyludzkie
niż te znane nam z życia codziennego.
Madeleine
i Hélier wprowadzają nas w swój świat
od pierwszych stron, kiedy dowiadujemy się o ich wakacyjnej podróży i planach
wakacyjnej pracy, aby zarobić na studia. Przyszłość przez młodych ludzi została
już zaplanowana: będą ciężko pracować, skończą studia i się pobiorą. Nie
przewidzieli jednak „burzy” w postaci kuzynki Yvonne, która zrobi wszystko, by
uwieźć młodego mężczyznę, który nie zwraca na nią uwagi. To, że ów mężczyzna
jest chłopakiem kuzynki to mało istotny szczegół, a może nawet podgrzewający
atmosferę, ponieważ intrygantce wydaje się niesprawiedliwe, że szara myszka
studiująca farmację, podbiła serce przyszłego lekarza.
Lakotta w powieści zastosowała
bardzo proste chwyty polegające na kontraście głównych bohaterek i bohaterów:
różnią się Madeleine i Yvonne, Hélier i Denis. Wydawałoby się, że owe
małżeństwa, które powstaną przez intrygi Yvonne są rozsądniejsze i tak dobrani
młodzi ludzie lepiej do siebie pasują, ale po latach okazuje się, że miłość
jest szalona i nie zna granic, przez co uczucie między Madeleine i Hélierem
ciągle jest żywe.
Po przeczytaniu „Mariski z węgierskiej puszty” po autorce oczekiwałam zupełnie czegoś innego: akcji
osadzonej w realnym lub prawdopodobnym świecie. Co prawda bohaterowie mają tu
do czynienia z problemami, ale wydają się one oderwane i nierealne. Do tego
wlokąca się akcja, jak w książkach Austen, dlatego polecam tę książkę osobom,
które lubią romanse stylizowane na XVIII wiek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz