Dziś doświadczyłam czegoś, w co nie uwierzy spora ilość mizoginów i w co ja bym nie uwierzyła.
Idziemy z cudem dla mizoginów: pralkę naprawiła mi kobieta.
Siedzicie?
Zrobiła to przez telefon.
Ostatnie pranie zakończyło się niemożliwością otwarcia drzwiczek. Zrobiłam to ręcznie. Kolejne pranie nie chciało załapać, bo nie działała blokada. Myślałam, że to ja zajechałam pralkę, a to kot.
W jaki sposób?
Ano włączył blokadę rodzicielską.
Myślę sobie WTF? Przecież czytam wszystkie instrukcje.
No, czytam, ale nie pomyślałam, żeby przeczytać o tym jak włączyć blokadę rodzicielską. Pominęłam tę część tak jak niektórzy pomijają opisy przyrody, strojów czy czegokolwiek w książkach. Specjalistka z Boscha rozpoznała, pokierowała mną i działa. A jak działa to dla potomności dzielę się tym jak, bo może znowu komuś (np. mi) kot włączy blokadę rodzicielską skacząc z pralki...
Co trzeba zrobić?
Ustawić na program, który był uruchomiony ostatni raz.
Wcisnąć "gotowe za" i trzymać tak długo, aż kluczyk przestanie migotać. Jak już się świeci na stałe wcisnąć "wirowanie" i "gotowe za". I pralka działa.
Gdybym nie miała na ubezpieczenie tej naprawy to przyszedłby specjalista, skasował stówkę, wcisnął trzy przyciski i ja bym była szczęśliwa, że za stówkę mi naprawił :D
Takich awaryjnych sytuacji bank przewiduje 7 w roku. Dwa życia już wykorzystałam :D
W podsuwaniu dziecku
wiedzy zawsze stawiam na lekką i atrakcyjną formę oraz sporą dawkę informacji.
Właśnie z tego powodu stałam się wielką fanką książek Moniki Utnik. Wśród jej
książek zilustrowanych przez Małgorzatę Piątkowską znajdziemy takie tytuły jak
„Po ciemku, czyli co się dzieje w nocy”, „W deszczu, czyli co się dzieje, kiedy pada” i „Pod ziemią,czyli co się kryje wewnątrz naszej planety”. Z kolei Agnieszka Sozańska
zilustrowała tomy: „Czas, czyli wszystko płynie”, „Zapachy, czyli dlaczegowszystko pachnie”."Idą święta! O Bożym Narodzeniu, Mikołaju itradycjach
świątecznych na świecie" zilustrowała Ewa Poklewska-Koziełło. O formę
graficzną do książki „Nasze cztery kąty, czyli jak dawniej mieszkano” zadbała
Joanna Czaplewska. Jak widzicie tych publikacji Moniki Utnik jest już całkiem
sporo. Do tego każda ma swój klimat oraz ilustracje znanych i cenionych
ilustratorek. W innych wydawnictwach pojawiły się też: „Mamma mia. Włochy dla
dociekliwych”, „Krótka Historia Rzeczy”, „Xin chào! Wietnam dla dociekliwych” i
„Brud. Cuchnąca historia higieny”. Można powiedzieć, że pisarka specjalizuje
się w popularyzowaniu wiedzy. Dziś zapraszam Was na spotkanie z książką „Nasze
cztery kąty, czyli jak dawniej mieszkano”.
Tym razem przyglądamy się temu jak zmieniało się i zmienia otoczenie, w którym żyjemy.
Czasami mamy ogólne spojrzenie na otoczenia, a innym razem przyglądamy się
szczegółom. Ten temat będzie pretekstem do zajrzenia do jaskiń, pałaców,
zamków, chat, różnego rodzaju namiotów, dworków, domów, mieszkań. Opowieść
zaczyna się od zajrzenia do jaskini. Mamy zarys warunków, w jakich ludzie
walczyli o przetrwanie, jak organizowali swoją przestrzeń, aby była bezpieczna
i estetyczna, gdzie można znaleźć słynne jaskinie z naściennymi malowidłami, w
jaki sposób tworzono różnorodne malowidła. Następnie przenosimy się nad Tygrys
i Eufrat, gdzie Sumerowie budowali chaty z suszonej gliny oraz zabezpieczali
miasta murami i warunkami naturalnymi. Zobaczymy jak niesamowitą wiedzę mieli o
otoczeniu i w jaki sposób potrafili ją wykorzystać. Dalej zajrzymy na jordańską
pustynię w górach Dżabal asz-Szara, na której znajduje się wąwóz prowadzący do
Petry zamieszkałej przez pasterzy. Dowiemy się, w jaki sposób radzili sobie z
małą ilością wody. Zobaczymy budowle, które po nich przetrwały i dowiemy się, w
jakich warunkach mieszkali. Na kolejnych stronach zostaniemy w okolicy, czyli
przeniesiemy się nieco w stronę piramid, aby poznać budowle stawiane przez
Egipcjan oraz ich nawyki zarządzania posiadanymi rzeczami. Wędrówka na północ
zahaczy o Rzym. Tu domostwa będą pretekstem do poruszenia problemu orientacji w
terenie, sposobów na „numerację” budynków oraz ich rodzaje i rozkład
znajdujących się w nich pomieszczeń. Dalsza podróż w czasie i przemieszczanie
na północ zabiera nas do średniowiecznych zamków i rządów feudałów. Poznamy
wygląd i funkcje takich miejsc, zobaczymy, gdzie mieszkali zwykli ludzie, jak
wyglądało otoczenie zamków i dlaczego było ważne. Przejście do miast i
zaglądanie do domów mieszczańskich pozwoli na zrozumienie znaczenia tych
budowli oraz projektowania ich w taki sposób, aby łączyły funkcje handlowe i
użytkowe. Praca jest tu głównym elementem życia mieszkańców. Bogacenie
przyczyniało się do powstawania klasy możnych, którzy mogli pozwolić sobie na
zbytki. Do takich ludzi należeli przedstawiciele rodu Medyceuszy. Zaglądając do
ich pałacu uświadomimy sobie jak bardzo wyposażenie wnętrz różniło się od tego
sprzed wieków. Autorka podsuwa tu sporą dawkę fachowego słownictwa związanego z
architekturą. Kolejne strony po przeskok na inny kontynent. W tle pojawiają się
odkrycie geograficzne. Wędrujemy po ukrytym w Andach Machu Picchu zbudowanym z
doskonale przylegających do siebie bloków skalnych. Z tego bliskiego natury
otoczenia przenosimy się do zachwycającego, ale cuchnącego Wersalu stworzonego
przez Ludwika XIV. Monika Utnik opowie nam, jakie innowacje tu znajdziemy, czym
inspirowali się twórcy oraz w jaki sposób dbano o higienę w pałacu mogącym
pomieścić 10 tys. dworzan i służby. Dalej udamy się do Wenecji i tam zobaczymy,
w jaki sposób zbudowano słynne domy na wodzie, aby ponownie wrócić do
francuskiego przepychu. Tym razem w pokoiku madame Pompadour. Z przesadnego
wnętrza trafiamy na prerię i przyglądamy się budowie Tipi, koczowniczemu
trybowi życia Indian. W książce nie zabraknie też tradycyjnych japońskich
domów, budowli w stylu empire, szlacheckiego dworku, malowanych chat, pałacu
królowej Wiktorii, nowemu budownictwu na początku XX wieku. To stanie się
punktem wyjścia do opowiedzenia o art nouveau, zakopiańskich willach, domach
preriowych, współczesnych projektach blokowisk, projektach mebli, słynnych
drewnianych budowlach. Czytelnicy zobaczą jak przez lata zmieniał się desing
domów i mieszkań. Autorka opowiada o projektach słynnych mebli, projektach
budowli inspirowanych naturą oraz prostocie z ikei. Mamy też wizję domów
inteligentnych, czyli tego jak może zmienić się nasze otoczenie w najbliższych
latach. Całość fantastycznie napisana. Mamy tu sporo ciekawostek, dużą dawkę podstawowych
informacji wkomponowanych i ilustracje.
Wszystkie publikacje Moniki Utnik wydane przez Naszą Księgarnię są przepiękne:
duży format, rewelacyjne ilustracje oraz druk na dobrej jakości papierze, w
cudownej twardej, matowej, miłej w dotyku oprawie ze zdobieniami oraz bardzo
dobrze zszytymi kartkami. Bardzo dobry, lekko błyszczący papier podkreśla
atrakcyjność stron. Dobrze dobrana czcionka, niedługie teksty, każda podwójna
strona tworząca kolejny rozdział sprawiają, że po tę lekturę mogą sięgać
zarówno przedszkolaki, jak i uczniowie nauczania początkowego. Ilustracje w
każdym tomie zdecydowanie przyciągają uwagę młodych czytelników i oczarowują.
Mamy tu zarówno dokładność, nacisk na realizm, a z drugiej strony cartoonowe
ilustracje w przypadku postaci. Wszystko splecione ze sobą tak, że sprawia wrażenie
magiczności. Zresztą już sama okładka przenosi nas do tego niezwykłego świata.
Nauka przez zabawę,
podsuwanie lekkich treści daje najlepsze efekty. Właśnie z tego powodu w naszym
domu często goszczą książki, po które sama chętnie sięgnęłabym, gdybym była
nastolatką i które podobają się córce. Kochamy publikacje, które stawiają nam
wyzwania. I takie właśnie są lektury podsuwane przez Juana de Aragóna słynącego
z pełnych humorów książek i komiksów historycznych. Wszystkie są fantastyczne i
jeśli kiedyś zobaczycie jakiekolwiek jego książki to zdecydowanie warto po nie
sięgnąć. Bardzo się cieszę, że jego publikacje trafiają na polski rynek, bo
podsuwają sporą dawkę wiedzy w formie rozrywki, wyzwania, czy wręcz gry. Maria
Szafrańska-Brandt, dzięki której możemy te książki czytać po polsku zrobiła
fantastyczną robotę i zachowała humor oraz przełożyła na nasze realia kulturowe
niektóre śmieszne skojarzenia. Jeśli traficie na jej nazwisko jako tłumaczki to
też warto sięgać po te książki (większość Wam polecałam).
„Jak przeżyć w…” to ciekawa seria książek skierowanych dla dzieci i młodzieży.
Historia jest tu pokazana jako pewnego rodzaju gra. Stawką jest życie.
Oczywiście hipotetycznie, ale młodzi czytelnicy uświadomią sobie jak wiele
zagrożeń czyhało w różnych czasach na naszych przodków z każdej strony.
Przeszłość może wydawać nam się przyjemniejsza. Zwłaszcza, kiedy nie było
jeszcze państw i zorganizowanego życia społecznego, bo nie było szkoły, pracy. Do
tego nikt nikogo nie zmuszał do aktywności. Jeśli się chciało to można było
poszukać jedzenia, którego było sporo, bo ludzi mało. Ale czy na pewno tak to
wyglądało? Czy dało się przeżyć w pojedynkę? Czy na pewno nie było przymusu
pracy? W jaki sposób zdobywano jedzenie? Jak je przechowywano? Gdzie mieszkano?
Jakie prawa musieli przestrzegać ludzie w przeszłości? Co tworzyło ich poczucie
wspólnoty? Jeśli uświadomimy sobie, że przeszłość to czasy bez lodówek,
szpitali, jedzenia na wyciągnięcie ręki, sklepów, samochodów, ogrzewania i
ludzie dopiero muszą uczyć się rozpoznawać jakie rośliny i w jakim stanie mięso
jest jadalne to okazuje się, że codzienność naszych przodków nie była łatwa.
Dodanie do tego zawiłych przepisów i zależności sprawia, że przeżycie staje się
prawdziwym wyzwaniem. Każda decyzja może kryć w sobie zagrożenie.
W tej serii ukazały się już dwie publikacje. Jedna oprowadza nas po prehistorii,
druga po starożytnym Rzymie. W zapowiedziach wydawcy pojawiło się już
średniowiecze, więc wypatruję kolejnego tomu, a Was zachęcam po sięgnięcie
tych, które już trafiły do księgarń.
„Jak przeżyć w prehistorii?” to fantastyczny przewodnik po prehistorii.
Przyglądamy się zwyczajom i nawykom żywieniowym pierwotnych ludzi, obserwujemy
ewolucję i poszerzanie wiedzy, a także stajemy się świadkami pierwszych prób
wyjaśniania zjawisk oraz kształtowania się małych społeczności. Autor pokazuje
jak bardzo nasze przetrwanie zależało od przynależności do jakiejkolwiek grupy.
Dowiemy się jak wielkie znaczenie miało wynalezienie pierwszych narzędzi,
poznamy metody przygotowania ich. Dzięki temu samodzielnie będziemy mogli
przetestować trwałość takich pomocy.
Prehistoria to czas pojawienia się pierwszych hominidów. Zobaczymy jak bardzo
zróżnicowanymi grupami byli, jak wielkie znaczenie miały wymiany genów z innymi
społecznościami. Pierwotni ludzie okażą się świetnymi obserwatorami
dostrzegającymi, co szkodzi ich małym społecznościom. Szybko wyciągają wnioski
i zmieniają postępowanie. Tak to przynajmniej wygląda z perspektywy czasu.
Z publikacji dowiemy się, kiedy pojawił się pierwszy człowiek i czy to
automatycznie był pierwszy homo. Przyjrzymy się ewolucji, pierwszym ubraniom,
nawykom żywieniowym, zwyczajom, narzędziom, przedmiotom ułatwiającym życie oraz
pierwotnemu pismu. Młodzi czytelnicy przekonają się, że rosnące dziko rośliny
nie należą do bardzo pożywnych i dużych. Zobaczą jakim wyzwaniem mogła być
pierwsza uprawa i jak bardzo duże znaczenie miało ciągłe selekcjonowanie
nasion. Do tego znajdziemy tu całe mnóstwo wskazówek dotyczących zdobywania
jedzenia. Obserwujemy jak poszerzająca się wiedza przyczynia się do stopniowego
wyłaniania się pierwszych cywilizacji. Poznamy całe mnóstwo nieudanych
eksperymentów żywieniowych i ich skutki. Pierwsi ludzie to badacze, którzy za
błędy płacili swoim życiem, dlatego bardzo ważne było dla nich wymienianie się
zdobytą wiedzą.
„Jak przeżyć w starożytnym Rzymie” podsuwa nam dużą dawkę wiedzy o budowaniu
państwa, tworzeniu wspólnot, budynkach tworzonych przez starożytnych Rzymian,
miejscach, w których mieszkali (zarówno pod względem architektonicznym jak i
podbojów), codzienności, prawach, sytuacji kobiet, upodobaniach. Do tego nie
zabraknie tu tematu wierzeń i kilku najważniejszych mitów. Publikację otwiera
legenda o Romulusie i Remusie. Są też historie o prawdziwych władcach i przy
okazji poznamy Nerona, Cezara oraz dowiemy się skąd wzięło się
powiedzenie: „I ty, Brutusie, przeciwko mnie?”. Do tego mamy tu fragment najsłynniejszej
epopei rzymskiej, czyli „Eneidy”. Sporo miejsca poświęcono językowi, strojom,
architekturze rozrywkom, obowiązkom. Dowiemy się, czym mogli się zajmować,
jakie zawody wykonywali, znaczenie poglądów politycznych, zmiany w ustrojach państwa.
Przyjrzymy się też życiu gladiatorów, poznamy ich rodzaje, funkcjonowaniu
teatru i znaczeniu tańca. Będziemy mieli też okazję zobaczyć jak wyglądało
życie w mieście i na wsi, dowiemy się, jakie znaczenie miała służba wojskowa
oraz nauczymy się oddawać cześć bogom (nie zabraknie informacji o ich
pochodzeniu i funkcji). Dowiemy się też, dlaczego przestrzeganie prawa w
starożytnym Rzymie było niesamowicie ważne oraz jak wyglądały kary za brak
dostosowania się do wymogów aktualnej władzy.
Seria „Jak przeżyć w..." Juana de
Aragóna to książki-gry. Mamy tu całe mnóstwo wyzwań, pokazanie możliwych
wyborów i ich skutków. Czytelnik zmuszony jest do ciągłego analizowania tego
jaka decyzja będzie właściwa. Wydawca przewiduje, że odbiorcami książek są
nastolatkowie, ale po zainteresowaniu publikacją w otoczeniu wiem, że można po
nie sięgnąć już z uczniami nauczania początkowego, bo ze względu na kompozycję
i ilość ilustracji oraz formę podania informacji się spodoba młodym czytelnikom,
a dorośli z przyjemnością będą ją czytać swoim pociechom.
Autor w tych książkach porusza tu wiele ważnych tematów. W pierwszym tomie obok
problemów z przetrwaniem nie zabraknie też teorii ewolucji i znaczenia
różnorodności genetycznej, a także bogactwa składników odżywczych, zmiany
klimatyczne, zmiany wyglądów lądów i linii brzegowych, kształtowaniu życia
społecznego oraz pierwotnym wierzeniom, a także wiele praktycznych zwyczajów
(np. rytualne zjadanie zmarłych) oraz problemom nierówności społecznych. Do
tego dowiemy się, czym jest epoka i jak długa trwa, w jaki sposób była
wyznaczana, w jaki sposób obróbka metali wpłynęła na zrewolucjonizowanie życia
człowieka. W drugim bardziej skupiamy się na architekturze, tworzeniu
zależności społecznych i ich wpływu na losy jednostek.
W książkach znajdziemy proste i pełne humoru cartonoowe ilustracje współgrające
z tekstem. Całość bardzo przyjemna w odbiorze. Polecam.
Depresja jest jedną z poważniejszych chorób wpływających na sposób
funkcjonowania społeczeństw. Istnieje przekonanie, że coraz więcej osób na nią
choruje. Czy tak faktycznie jest? Trudno stwierdzić. Na pewno jest coraz
częściej diagnozowana, ponieważ więcej osób zdaje sobie sprawę, że są chorzy i
mogą otrzymać pomoc. Otrzymanie wsparcia zmienia nie tylko jakość życia i
relacje z otoczeniem, ale też przekłada się na to, co my możemy dać od siebie
innym i jak oceniamy to, co inni dają nam. Depresja to podstępne zaburzenie
sprawiające, że czarne macki odbierają chorym siły do życia. Uświadomienie
sobie tego i wskazanie źródła własnego bezwładu to połowa sukcesu. Drugą połową
będzie ciężka praca nad sobą, które czasami będzie potrzebowało wsparcia
farmakologicznego. Jedną z ciekawszych lektur dla każdego odbiorcy wprowadzających
w tematykę depresji jest „Wszystko w porządku” Debbie Tung. Wielkim plusem jest
to, że jest to osobista historia autorki, dlatego lepiej pokazuje, z czym musi
mierzyć się osoba chora.
„Zachowuj się łagodnie wobec innych. Ale nie zapominaj o łagodności również
wobec siebie”.
Historia zaczyna się od wchodzenia młodej kobiety w dorosłe, samodzielne życie.
To sprawia, że musi pracować, zdobywać doświadczenie, mieć czas na bliskich,
zdobywać uznanie. W świecie, w którym wszyscy pędzą nie jest to łatwe.
Zwłaszcza, kiedy włącza się nam mechanizm porównywania. Autorka pokazuje nam,
że często innych traktujemy dobrze, ale wobec siebie jesteśmy niesamowicie
krytyczni. Inni zawsze wypadają lepiej: mają ładniejsze zdjęcia w mediach
społecznościowych, lepszą i stabilniejszą pracę, szczęśliwsze życie, większe
sukcesy, brak porażek (bo kto o nich publicznie mówi?), więcej robią. Każdy
jest lepszy z czegoś innego, ale kiedy ciągle się porównujemy to nie skupiamy
się na tym, że często te cechy różnych osób tylko jak my wypadamy na ich tle.
To prowadzi do zaniżenia samooceny. I tak jest też w przypadku przepracowującej
się Debbie, która ma coraz bardziej negatywne myśli na swój temat, przejmuje
się zdaniem innych oraz sama bardzo surowo się ocenia.
„Nie zdawałam sobie sprawy, że kiedy cierpisz na chorobę psychiczną i za długo
wszystko w sobie tłamsisz… w końcu się rozpadasz.”
Widzimy jak z każdą stroną, która może być odzwierciedleniem procesów
trwających miesiące, bohaterka traci siły i dopadają ją różnorodne zmory w
postaci lęków, złego samopoczucia. Później śledzimy diagnozę i kolejne kroki
pracy z psychologiem poznawczym zmieniającym jej nastawienie do wielu rzeczy.
Praca nie jest łatwa. Wychodzenie z depresji trwa wiele tygodni. Na szczęście Debbie
wcześnie zauważyła niepokojące symptomy i mogła zwrócić się po pomoc do
specjalisty.
Cała historia jest bardzo osobista i ciepła. Autorka opowiada o sobie i swoich
doświadczeniach z empatią. Pięknie opisuje kolejne etapy wchodzenia w depresję,
zagubienia, a później wychodzenia. Przyglądamy się jej mozolnej pracy z
terapeutką. Pokazuje, w jaki sposób samodzielnie zacząć pracę nad sobą.
Przyglądamy się jej trybowi życia i mamy okazję przemyśleć czy i my nie popełniamy
podobnych błędów.
„Wszystko w porządku” to historia szukania równowagi między pracą, rozrywkami,
czasem poświęconym bliskim i odpoczynkowi. Emocjonalne blokady i spadek formy
pokazany jest tu jako coś normalnego, efekt uboczny kumulujących się
negatywnych czynników. Krok po kroku prześledzimy zmianę nawyków. Jedną z
ważnych rzeczy jest tu rozwinięcie umiejętności doceniania siebie.
Debbie Tung podsuwa nam nie tylko estetyczny i ładny komiks, ale też
wartościową opowieść o tym, dlaczego warto szukać pomocy, jak leczenie
przekłada się na poprawienie jakości naszego życia, jak trudnym procesem jest zdrowienie
i jak dużego zaangażowania osoby chorej potrzebuje.
Ten komiks jest nie tylko świetny treściowo, ale zwyczajnie bardzo ładny.
Chociaż kreska Debbie Tung jest prosta, to równocześnie widać w niej łagodność,
a także dziecięcość pozbawioną infantylności. Z pewnością jest przyjemna dla
oka, ale też daje jakieś nieuchwytne poczucie spokoju. Do tego mamy ważne
przesłanie: sięgnij po pomoc, bo warto sobie pomóc.
Ze względu, że sam proces popadania w depresję i leczenia jest bardzo
uproszczony do kilku tygodni lub miesięcy może wydawać się, że to łatwy proces.
Trzeba sobie uświadomić, że między poszczególnymi wydarzeniami pokazanymi w
komiksie mijają tygodnie i miesiące, a pokazane scenki są reprezentacyjne do
określonego okresu. Właśnie ten powolny proces zmian sprawia, że na początku
chory nie jest w stanie zauważyć, że coś jest nie tak. Po prostu ma mniej
energii i czuje się przepracowany, ma mniejszą koncentrację. Debbie Tung pokazuje,
że dostrzeżenie tego to pierwszy krok ku zmianom. Później trzeba zwrócić się do
dobrego specjalisty i intensywnie nad sobą pracować. Nie ma tu obietnicy, że
będzie szybko, łatwo. Za to mamy pokazane jak praca z psycholożką zmienia
postrzeganie siebie i pomaga w wypracowaniu innych zachowań.
Na końcu lektury znajdziemy wskazówki, gdzie szukać pomocy. Są to ważne numery,
więc znajdziecie je poniżej:
- 112 – Numer alarmowy
- 800 12 12 12 – Dziecięcy telefon zaufania Rzecznika Praw Dziecka (działa
całodobowo/7dni)
- 116 111 – Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży (działa całodobowo/7 dni)
- 801 120 002 – Ogólnopolski telefon dla ofiar przemocy w rodzinie „Niebieska
Linia”
- 800 199 990 – Ogólnopolski Telefon Zaufania (codziennie od 16 do 21)
Utarte wzorce społeczne ułatwiają życie, jeśli wpisujemy się
w schematy. Ich istnienie powoduje, że wiele rzeczy przyjmujemy za oczywistość
i w związku z tym mamy określone oczekiwania, a to sprawia, że odstawanie od
normy jest niemile widziane, budzi niepokój, przyczynia się do zagubienia i
agresji, której ofiarami parają osoby odbiegające od społecznych oczekiwań. O
takim problemie jest książka Lewisa Hancoxa „Witajcie w St. Hell. Moje
transpłciowe dojrzewanie”.
Autor zabiera nas do małego miasteczka. Jest dorosłym mężczyzną, który wraca w
rodzinne strony. Już na początku dowiadujemy się, że czas szkoły, dorastania i
dojrzewania nie był dobrym okresem, w jego życiu. Krok po kroku śledzimy
kolejne etapy, z jakimi musiał się mierzyć oraz zobaczymy, jaki był. Już na
pierwszych stronach poznajemy Lois: zbuntowaną nastolatkę ocenianą jako
chłopczyca. I taka właśnie była odkąd pamięta. Już jako dziecko wolała
aktywność przypisywaną chłopcom. Lois świetnie czuła się wspinając się po
drzewach, psocąc, grając w piłkę nożną. Często postrzegana jako chłopak nie
czuła widziała w tym nic złego. Dopiero odkrywanie przez innych, że mają do
czynienia z dziewczyną wywoływało negatywne reakcje. Problem jest jednak dużo
poważniejszy niż tylko oceny innych, ponieważ bohater/ka ma inną płeć niż przypisana
jej przy urodzeniu na podstawie wyglądu genitaliów.
Płciowo jest chłopakiem uwięzionym w ciele dziewczyny. Zobaczymy jak reaguje na
zmiany zachodzące w jej ciele w czasie dojrzewania, jakim zabiegom się poddaje,
aby zminimalizować kobiece kształty, z jakimi dylematami mierzy się w sferze
seksualności i w jaki sposób stopniowo odkrywa swoją prawdziwą płeć. Cały
proces próby ustalenie swojego prawdziwego ja, poszukiwania swojej płciowości i
seksualności pokazany jest tu realistycznie. Widzimy jak bardzo trudno
bohaterce wyjść poza schematy, w jaki sposób ocenia ją otoczenie i reaguje na
jej samookreślenie. Lewis patrzy na swoją młodszą wersję w postaci Lois i daje
wskazówki, pokazuje, że w przyszłości nie będzie musiała się szarpać z własnymi
odczuciami i emocjami. Tranzycja jest tu uwolnieniem od niechcianego ciała.
„Witajcie w St. Hell. Moje transpłciowe dorastanie” to poruszająca i
inspirująca opowieść trudnościach, z jakimi zmierzył się bohater. Zobaczymy
historię samoidentyfikacji osoby transpłciowej. Autor dzieli się z czytelnikami
swoją osobistą historię. Pokazuje z jak wieloma trudnościami się zmierzył nim
dojrzał do odkrycia i zrozumienia swojej płciowości. Pokazuje też, że samo
wychowanie na dziewczynkę nie sprawia, że może nią być. Nawet jeśli ma takie
ciało to poczucie bycia mężczyzną jest silniejsze.
Wielkim plusem jest tu pokazanie tych doświadczeń w firmie powieści graficznej,
czyli takiego dłuższego komiksu. Lekka forma sprawia, że publikacja ma szansę
trafić do szerszego grona odbiorców, pokazać im jak wyglądają doświadczenia transpłciowych
nastolatków. Z jednej strony będzie to publikacja terapeutyczna dla osób takich
jak Lois i jej rodzice. Zobaczą, że to, co się z nimi dzieje jest normalne i naturalne,
że warto dać sobie szansę i zmienić płeć, pomoże zaakceptować to, że dziecko
nie jest takie jak się oczekuje. Książka pozwala każdemu z nas zobaczyć, z
jakimi dylematami musiał mierzyć się autor. Taka osobista historia pomaga w budowaniu
empatii i tolerancji. Mający trzysta stron komiks świetnie wprowadza w życie
transpłciowej nastolatki. Jest to historia procesu odkrywania siebie i
akceptowania swojej odmienności.
Mamy tu fantastycznie pokazane życie osoby, która nie czuła się dobrze w swoim
ciele, ale ze względu na mały dostęp do wiedzy o różnorodności musiała wiele
wycierpieć i poszukiwać na własną rękę, doświadczyć wykluczenia społecznego
wśród rówieśników, zagubienia z powodu innych potrzeb oraz niewpisywania się w
schematy.
Lektura skierowana jest do osób od 14 roku życia. Myślę jednak, że warto po nią
sięgnąć, kiedy pojawia się proces dojrzewania, aby wielu rzeczy móc uniknąć, na
wiele spraw spojrzeć z innej strony i uniknąć wieloletniego szarpania z
wyglądem ciała. Taka książka pomoże też na otwieranie się na osoby wyglądające
i funkcjonujące inaczej. Podsuwana nastolatkom pomoże zmniejszyć agresję wobec
osób, których zachowanie i wygląd niepokoją. Myślę, że to będzie fantastyczny
wstęp do rozmów o tym jak wygląda życie płodowe, jak przebiegają zmiany, kiedy
i dlaczego pojawia się transpłciowość.
Ze względu na to, że mamy do czynienia z komiksem dużą rolę odgrywają tu
ilustracje. Są one proste, kartonowe i czarno-białe. Autor bazuje na chwytach
zarysowania tła, pokazania otoczenia i usuwania go w kolejnych kadrach, aby
pokazać relacje między bohaterami. Zapraszam na stronę wydawcy
Wypalenie, poczucie bezsensu, zagubienie – to tematy, które
pojawiają się w prostej książce dla dzieci zatytułowanej „Moko.
Najśmieszniejszy klaun na świecie”. Gérard Moncomble pod kostiumem prostej
opowieści o klaunie, który przestaje być śmieszny pokazuje młodym czytelnikom
wiele ważnych problemów. Mamy tu z jednej strony utracenie zdolności
rozśmieszania innych, stratę pracy, poczucie bezsensu, zagubienie, danie
wsparcia i wspólne realizowanie celów.
Zacznijmy jednak od zawartej w książce historii. Moko jest klaunem, więc jego
praca polega na rozśmieszaniu innych. Z czasem jednak coś się w nim zmienia i
traci tę zdolność. Z tego powodu dyrektor cyrku zwalnia go. Moko, który do tej
pory utożsamiał się z byciem klaunem, dla którego ta praca stanowiła sens życia
powoli się rozpada. Widzimy jak każda część ciała woli go zostawić niż być z
nieśmiesznym bohaterem. I tym sposobem przestaje istnieć. Jednak zjawia się
dziecko, które bierze czerwoną kuleczkę (nos), zaczyna się nią bawić i w ten
sposób pomaga klaunowi w pozbieraniu się, wystartowaniu od nowa, ale tym razem
w duecie.
Ta opowieść ma dwa poziomy: pierwszy to oczywista, prosta, obrazowa i zabawna historia
o uciekających częściach ciała. Jest w tym zachowaniu bohaterów coś z zabawy w
chowanego czy berka. Do tego rozpadanie się ma formę wyliczanki opartej na powtórzeniach,
co może kojarzyć się z zaczarowywaniem świata. Pojawiające się dziecko, które
swoim zachowaniem poprawia nastrój pokazuje jak niesamowicie bardzo ważne są
relacje, kontakt z drugim człowiekiem. Samo bycie oglądanym nie uszczęśliwia.
Dopiero interakcja daje poczucie szczęścia.
Książka Gérarda Moncomble’a to jedna z tych publikacji, w których głównym
przesłaniem jest danie nadziei wtedy, kiedy wydaje nam się, że już nie ma szans
na żadne wsparcie. Publikację wzbogacają ilustracje Pawła Pawlaka. Mamy tu jego
charakterystyczną prostą kreskę połączoną z kontrastującymi kolorami.
Rozmieszczenie tekstu i dopełniających go rysunków jest przemyślane. Do tego
jedno i drugie świetnie oddziałuje na wyobraźnię, wprowadza element
humorystyczny do poważnego tematu i w ciekawy sposób pokazuje relacje z innymi,
budowanie wspólnoty, pracy zespołowej. Całość wydrukowana ba bardzo dobrej
jakości papierze, który zszyto i oprawiono w solidną, kartonową okładkę.
Wizualnie publikacja zdecydowanie przyciąga uwagę młodych czytelników. Do tego
pozwala na poruszenie ważnych tematów. Myślę, że z powodzeniem można
wykorzystać ją w gabinetach pedagogów i psychologów, jako punkt wyjścia do
rozmów o emocjach, postrzeganiu siebie i swojego miejsca w świecie.
Tolerancja jest
niesamowicie ważna. To na niej buduje się dobre społeczeństwo, czyli takie, w
którym będziemy lubić siebie i szanować innych. Prawidłowe poczucie własnej
wartości pozwala na dostrzeganie własnych zalet i dostrzegania atutów innych.
To pierwszy krok do współpracy i docenienia różnorodności. Świadomość tego, że
nie ma dwóch takich samych osób pomaga w otwieraniu się na siebie i innych, bo
z jednej strony przestajemy czuć potrzebę dopasowania się do otoczenia, a z
drugiej nie wymagamy, aby inni dostosowali się do nas. Warto wspierać tę sferę
od najmłodszych lat. Z pomocą przyjdzie Wam książka Ewy Borowskiej „Budujemy
poczucie własnej wartości”, autorki książki „Idziemy do pierwszej klasy” Obie
publikacje należą do cyklu „Szkoła i ja”, czyli są lekturami wprowadzającymi
wżycie szkolne.
O budowaniu poczucia własnej wartości powstało sporo książek i dość dużo Wam
polecałam. Nawet jeśli znacie z dzieckiem wszystkie to i tak warto sięgnąć po
tę nowość. Tu poza pokazaniem ważnych problemów mamy do czynienia z tłem
szkolnym. Wszystko, co dotyczy bohaterów dzieje się w szkole. Młodzi czytelnicy
na przykładach z życia widzą jak powinni się zachować, w jaki sposób sobie
pomagać, jak reagować, aby tworzyć dobre relacje.
Publikację otwiera spotkanie z nauczycielką, która na szkolnej tablicy wypisała
najważniejsze zasady obowiązujące w ich klasie. Jeśli oczekujecie, że będą tu hasła
„musicie się lubić” to się zawiedziecie. Za to mamy zdrowe podejście, w którym
widzimy, że nie wszystkich musimy lubić, ale to nie znaczy, że nie musimy okazywać
im szacunku. On jest tu kluczową wartością napędzającą inne działanie.
Opowieść szkolna toczy się wokół zwyczajnych wydarzeń: przyglądamy się
umiejętnościom i zainteresowaniom uczniów, zobaczymy ich w chwilach, kiedy
zapominają śniadanie, potrzebują pomocy innych, mogą się czymś podzielić,
wesprzeć, walczą z przemocą, są asertywni, potrafią docenić swoje i cudze
sukcesy, poznają nowe osoby, przeżywają różnorodne emocje i pocieszają się.
Spotkanie zaczyna się od ustalenia zasad, a później śledzimy jak wygląda dzień
w szkole i po lekcjach. Każde z dzieci potrafi określić, jakie ma umiejętności,
w jakiej dziedzinie potrzebuje wsparcia. Pojawia się tu problem konieczności
bycia najlepszym ze wszystkiego i bycia lubianym przez wszystkich. Autorka
subtelnie tłumaczy dzieciom, że każdy ma mocne i słabe strony. Pokazuje,
dlaczego różnorodność jest piękna.
„Budujemy poczucie własnej wartości” to książka świetnie dopełniająca „Idziemy
do pierwszej klasy”. Jest całkowicie autonomiczna, więc nie trzeba znać
pierwszej, żeby sięgnąć po drugą, ale warto. Zwłaszcza, kiedy dziecko po raz
pierwszy ma dołączyć do grupy rówieśniczej lub kiedy z przedszkola przechodzi
do szkoły. Powiem szczerze, że bardzo brakowało mi takiej pozycji, kiedy
przygotowywaliśmy córkę do edukacji szkolnej. Sięgałam wówczas po książki,
które przygotowywały ją do przedszkola, opowiadałam o podróży autobusem,
szatni, ale to nie to samo. Pierwszoklasistów uważa się za wystarczająco
dużych, dojrzałych i gotowych na wejście w nowe środowisko, a przecież to
nieprawda. Dzieci, które mają pójść do szkoły bardzo przeżywają czekające na
nich zmiany. Jest dużo wiadomości do przyswojenia. Budynki szkół podstawowych są
większe od przedszkolnych. Do tego nie ma już takiej ilości zabawy i jest dużo
więcej osób, z którymi uczniowie mają kontakt. Ewa Borowska swoją publikacją
świetnie wypełnia lukę i pomaga dzieciom w adaptacji szkolnej. Autorka jest
świadoma tego, co dzieciom może sprawiać trudność, a wszystko dzięki
umiejętności obserwacji i pracy z dziećmi. Jako nauczycielka wczesnoszkolna i
logopedka wie, z czym młodzi uczniowie mają problem. Wiele rad znajdziecie na
jej blogu „Nauczycielka z pasją”.
Podobnie jak w „Budujemy poczucie własnej wartości” w „Idziemy do pierwszej
klasy” otwiera powitanie głównych bohaterów będących bliźniakami: Iga i Filip. Z
kolejnych stron poznajemy ich zainteresowania i upodobania, a następnie młodzi
bohaterzy zabierają młodych czytelników na spacer po szkole. W pierwszej
książce akcja skupiona jest na osobistych odczuciach, pokazaniu dziecka w
szkole i dlatego zobaczymy jak wygląda pierwszy dzień w szkole, w jaki sposób
uczniowie poznają swojego nauczyciela lub nauczycielkę. Następnie przyjrzymy
się przekrojowi budynku, zobaczymy różnorodne pomieszczenia i będziemy mieli
okazję dowiedzieć się kogo tam spotkamy, jaką rolę pełni w szkole. Na kolejnych
stronach krok po kroku poznamy zasady panujące w szkole. Bliźniaki zabiorą nas
na spacer po szatni, sali lekcyjnej, bibliotece, gabinecie pielęgniarki,
świetlicy, stołówce, sali gimnastycznej i łazience. Przy okazji pojawiają się
cenne informacje o tym, jakie zakupy trzeba zrobić przed pójściem do szkoły,
skąd rodzice wiedzą, co potrzebne jest dzieciom, gdzie znajdą takie informacje.
W „Budowaniu poczucia własnej wartości” najważniejsze jest przyglądanie się
emocjom oraz zachowaniom uczniów.
Podoba mi się to, że w tematyką oby publikacji wpleciono temat różnorodności.
Nie brakuje tu też opowieści o klasach integracyjnych, wsparciu dla uczniów
potrzebujących pomocy, tolerancji, empatii. Dzieci będą przygotowane na to, że
niektórzy uczniowie mogą w inny sposób funkcjonować lub poruszać się oraz tego,
że w klasie będzie dodatkowy nauczyciel pomagający dzieciom z
niepełnosprawnościami. Zrozumieją dlaczego takie wsparcie jest im potrzebne.
Zobaczą też, w jaki sposób zachować się, kiedy widzą przemoc.
Plusem jest też to, że po szkole oprowadza dzieci dziewczynka i chłopiec.
Rodzeństwo wspólnie wyjaśnia wiele spraw. Publikacja będzie świetnym wsparciem
dla dzieci i ich rodziców, którzy chcą, aby ich pociechy nie traciły dziecięcej
ciekawości świata i zaangażowania oraz w czasie robienia nowych rzeczy czuły
się pewnie.
Na końcu książki znajdziemy wskazówki dla dorosłych, w jaki sposób wspierać
dzieci w czasie podejmowania przez nie nowych wyzwań („Idziemy do pierwszej
klasy”) i jak budować poczucie własnej wartości („Budujemy poczucie własnej
wartości). Całość napisana bardzo przystępnym językiem dostosowanym do
odbiorców. Tekstu nie mamy dużo, dzięki czemu przedszkolaki chętnie słuchają o
tym, co je będzie czekało w szkole. Seria „Szkoła i ja” zawiera lektury, które pomogą
w budowaniu poczucia bezpieczeństwa, budowaniu pewności siebie i oswajaniu z
nowymi sytuacjami oraz wskażą właściwe postawy społeczne.
Całość dopełniają proste i bardzo dobrze dopełniające tekst ilustracje. Przyglądamy
się rozpoczęciu dnia, lekcji i zachowaniom uczniów w czasie przerwy. Ilustracje
są proste, cartoonowe i z ciekawym doborem barw. Do tego strona wizualna dominuje
na rozkładówkach. Tekstu do czytania mamy mało, dzięki czemu młodym czytelnikom
łatwiej będzie słuchać i czytać książkę. Zdecydowanie polecam te książki
wszystkim przedszkolakom, którzy mają od września zacząć szkolną przygodę. Zapraszam na stronę wydawcy
Jestem zdecydowaną
miłośniczką książek Marty Guzowskiej, ponieważ pisze ona rewelacyjne książki
zarówno dla młodszych czytelników, jak i dla starszych. Każda z jej serii
wychowuje inną grupę wiekową. Do tego ma wspaniały dar łączenia pokoleń. I to
szczególnie widać w książkach z serii „Detektywi z Tajemniczej 5” oraz
„Detektywi z Tajemniczej 5 kontra duchy”. Obie wzajemnie się uzupełniają, mają
tych samych bohaterów, ale tematyka jest nieco inna. W pierwszej serii akcja
toczy się wokół zwyczajnych wydarzeń w znanych miejscach, a w drugiej młodzi
bohaterzy muszą udowodnić, że dziwne wydarzenia to wynik działania ludzi,
zjawisk przyrodniczych, wykorzystania praw fizyki i technologii oraz
właściwości chemicznych różnych substancji, a nie sił nadprzyrodzonych. W
książkach tych poznajemy młodych bohaterów łamiących stereotypy i potrafiących
najnowsze media wykorzystać do zdobywania informacji.
Współczesne dzieciaki kojarzą nam się z telefonami i uzależnieniem od nich oraz
uwielbieniem do youtuberów. Często wydaje się nam, że młode pokolenie żyje
tylko i wyłącznie w świecie technologii i ostatnią rzeczą, która mogłaby je
zainteresować to historia, muzea, wykopaliska, ruiny, nawiedzone budynki, tematyczne
festyny naukowe i inne tego typu miejsca oraz wydarzenia. Marta Guzowska
udowadnia nam, że dzieci da się zainteresować naszym dziedzictwem kulturowym,
zachęcić do poznawania przeszłości, a do tego do wchodzenia w obszar metod
badania naukowego. Wystarczy po prostu zabierać swoje pociechy w miejsca, w
których mogą poznać wycinek naszej historii i samemu wykazywać zainteresowanie
związanymi z nimi ciekawostkami oraz wspólnie czytać książki przemycające
wiedzę na ten temat. Właśnie takie podejście króluje wśród rodziców w obu
wspomnianych seriach. Jej młodzi bohaterzy są ciekawi świata i żądni
rozwiązania kolejnych zagadek. Akcja całej serii książek „Detektywi z
Tajemniczej 5” toczy się wokół kradzieży ważnych, zabytkowych przedmiotów oraz
dziwnych zjawisk. Druga seria bazuje na tym samym motywie, ale tu wchodzimy w
obszar manipulacji przekonaniami odbiorców oraz wyjaśniania zjawisk
nadprzyrodzonych. I do tej pory właśnie tak było. Kolejny tom jednak odbiega
nieco od wcześniejszych, pozostawia sporo niedomówień oraz spore pole do
wyobraźni. A wszystko przez to, że prawdy dowiemy się w kolejnym tomie. W tym
mamy dopiero pierwsze śledztwo.
W „Zagadce Łysej Góry” razem ze znanymi bohaterami udajemy się na Łysą Górę. Dzieci
będą miały okazję zobaczyć wiele ciekawych rzeczy związanych z dawną kulturą
słowiańską, a wszystko dzięki temu, że zorganizowano festyn przybliżający życie
ludzi sprzed wieków. Są tu fryzury, spinki, zwierzęta, tworzenie mieczy, a
nawet projekcje czarownicy. Tym razem Jaga jest przekonana, że Baba Jaga istniała
i jest dumna z tego, że ma takie samo imię jak ona. Mimo, że w tle pojawi się
czarownica to nie ona będzie tematem śledztwa. Tym razem młodzi bohaterzy
poszukają specjalistycznego sprzętu, czyli kosztownej rzeczy. Kto zabrał
projektor? Komu zależało na pokazie, którego nadzorująca festyn profesorka
zakazała? Jakim sposobem pokaz odbył się, w innym miejscu? Przekonajcie się
samo sięgając po książkę.
Cykl „Detektywi z Tajemniczej 5 kontra duchy” to wakacyjne przygody z duchami w
tle. Akcję nakręca zajęcie Lidki, nastoletniej kuzynki Piotrka i Jagi.
Nastolatka marzy o byciu dziennikarką i powoli wprawia się w swoim fachu.
Trójka bohaterów (bo w podróż rusza też koleżanka Piotrka, Anka) znana z
wcześniejszych książek Marty Guzowskiej pomaga jej w tropieniu manipulacji oraz
poszukiwaniach zaginionych przedmiotów. Razem z bohaterami odwiedzamy takie
miejsca jak Ogrodzieniec, Węgrowo i najbliższą okolicę, w której mieszkają, las
w Witkowicach oraz Łysą Górę.
Po raz kolejny nie zawiodłam się na książce Marty Guzowskiej, która bardzo
umiejętnie stworzyła ciekawą intrygę z interesującymi, sympatycznymi i
wyrazistymi bohaterami. Szczególnie udały jej się portrety dzieci, pokazanie
konfliktu wynikającego z różnicy wieku. Mamy tu starszego brata, który
niechętnie włącza siostrę do śledztwa, ale wie, że jeśli nie będzie dobrze
opiekował się młodszą siostrą to w przyszłości może być pozbawiony możliwości
uczestniczenia w kolejnych wyprawach kuzynki. Odkryje też, że w ciągu roku Jaga
nauczyła się ona bardzo wielu rzeczy. Obserwujemy jak relacje między
rodzeństwem zmieniają się w każdym tomie. Poruszony jest też problem zagubienia
się w tłumie, sposobu na znalezienie się. Zobaczymy też jak czasami możemy reagować
na zachowanie innych. Do tego mamy ciekawą akcję. Pisarka w interesujący sposób
pokazuje kolejne kroki prowadzenia śledztwa z pokazaniem drogi, jaką bohaterzy
odkryli prawdę, zachęca do samodzielnego myślenia i znalezienia odpowiedzi. W
tym celu poszczególne etapy śledztwa podsumowano pytaniami, na które młodzi
czytelnicy muszą spróbować znaleźć odpowiedzi, a przy okazji uczą się metody
dedukcyjnej. Sporo tu fachowego słownictwa wyjaśnionego w prosty sposób.
Wszystko brzmi bardzo poważnie, ale mogę Was śmiało zapewnić, że książkę czyta
się bardzo szybko, a przemycane w niej wiadomości pochłania jak bajkę o
żelaznym smoku czy opowieści o najnowszych technologiach i ich możliwościach.
Do tego nie zabraknie tu oczywiście technologii, przez którą dorośli czasami
tracą głowę. Stawiane przez pisarkę pytania są dla czytelników sygnałem, że w
tym miejscu powinni się zatrzymać o spróbować wyjaśnić zagadki. Dzięki kolejnym
krokom dzieci będą miały okazję poćwiczyć logiczne myślenie.
Książki z serii „Detektywi z Tajemniczej 5” i ich wakacyjna odsłona „Detektywi
z Tajemniczej 5 kontra duchy” to świetne lektury ćwiczące wiele umiejętności
oraz przemycające sporą dawkę wiedzy i wzbogacające słownictwo. Każdy tom
skupia się wokół innych ciekawostek historycznych, dziwnych zjawiskach i
krążących o określonej okolicy opowieściach.
Książki napisane bardzo przystępnie. Spora dawka humoru, dobrego nastawienia do
życia, dziecięcego spojrzenia na świat, naiwnego relacjonowania wydarzeń
sprawiają, że kolejne przygody mają też spory urok dla dorosłych i świetnie
zastąpią lekką prozę dla dorosłych, a do tego pozwolą zmienić nastawienie do
świata, rozbudzą empatię, poprawią nastrój. W książce poznamy różne typy
osobowości i nie tylko dorośli bywają tu specyficzni. Także dzieci mają swoje
zainteresowania, sposób zdobywania i dzielenia się wiedzą, a także spojrzenia
na własną samodzielność i manipulowanie poczuciem odpowiedzialności, a do tego
uwielbiających jagodzianki łasuchów. Całość wzbogacona licznymi interesującymi
i estetycznymi ilustracjami Asi Gwis. Niedługie rozdziały z szybką akcją sprawiły,
że każdą z książek pochłaniamy w jedno popołudnie. Zdecydowanie polecam. Zapraszam na stronę wydawcy