Etykiety

piątek, 26 kwietnia 2024

Uszkodzona blokada drzwiczek w pralce Bosch

Dziś doświadczyłam czegoś, w co nie uwierzy spora ilość mizoginów i w co ja bym nie uwierzyła.
Idziemy z cudem dla mizoginów: pralkę naprawiła mi kobieta.
Siedzicie?
Zrobiła to przez telefon.
Ostatnie pranie zakończyło się niemożliwością otwarcia drzwiczek. Zrobiłam to ręcznie. Kolejne pranie nie chciało załapać, bo nie działała blokada. Myślałam, że to ja zajechałam pralkę, a to kot.
W jaki sposób?
Ano włączył blokadę rodzicielską.
Myślę sobie WTF? Przecież czytam wszystkie instrukcje.
No, czytam, ale nie pomyślałam, żeby przeczytać o tym jak włączyć blokadę rodzicielską. Pominęłam tę część tak jak niektórzy pomijają opisy przyrody, strojów czy czegokolwiek w książkach. Specjalistka z Boscha rozpoznała, pokierowała mną i działa. A jak działa to dla potomności dzielę się tym jak, bo może znowu komuś (np. mi) kot włączy blokadę rodzicielską skacząc z pralki...
Co trzeba zrobić?
Ustawić na program, który był uruchomiony ostatni raz.
Wcisnąć "gotowe za" i trzymać tak długo, aż kluczyk przestanie migotać. Jak już się świeci na stałe wcisnąć "wirowanie" i "gotowe za". I pralka działa.
Gdybym nie miała na ubezpieczenie tej naprawy to przyszedłby specjalista, skasował stówkę, wcisnął trzy przyciski i ja bym była szczęśliwa, że za stówkę mi naprawił :D
Takich awaryjnych sytuacji bank przewiduje 7 w roku. Dwa życia już wykorzystałam :D
A Was co ostatnio zaskoczyło?
#pralka #awaria #blokadarodzicielska #zepsutezamknięcie #zepsutablokada #bosch

Monika Utnik "Nasze cztery kąty, czyli jak dawniej mieszkano" il. Joanna Czaplewska


W podsuwaniu dziecku wiedzy zawsze stawiam na lekką i atrakcyjną formę oraz sporą dawkę informacji. Właśnie z tego powodu stałam się wielką fanką książek Moniki Utnik. Wśród jej książek zilustrowanych przez Małgorzatę Piątkowską znajdziemy takie tytuły jak „
Po ciemku, czyli co się dzieje w nocy”, „W deszczu, czyli co się dzieje, kiedy pada” i „Pod ziemią,czyli co się kryje wewnątrz naszej planety”. Z kolei Agnieszka Sozańska zilustrowała tomy: „Czas, czyli wszystko płynie”, „Zapachy, czyli dlaczegowszystko pachnie”."Idą święta! O Bożym Narodzeniu, Mikołaju itradycjach świątecznych na świecie" zilustrowała Ewa Poklewska-Koziełło. O formę graficzną do książki „Nasze cztery kąty, czyli jak dawniej mieszkano” zadbała Joanna Czaplewska. Jak widzicie tych publikacji Moniki Utnik jest już całkiem sporo. Do tego każda ma swój klimat oraz ilustracje znanych i cenionych ilustratorek. W innych wydawnictwach pojawiły się też: „Mamma mia. Włochy dla dociekliwych”, „Krótka Historia Rzeczy”, „Xin chào! Wietnam dla dociekliwych” i „Brud. Cuchnąca historia higieny”. Można powiedzieć, że pisarka specjalizuje się w popularyzowaniu wiedzy. Dziś zapraszam Was na spotkanie z książką „Nasze cztery kąty, czyli jak dawniej mieszkano”.

Tym razem przyglądamy się temu jak zmieniało się i zmienia otoczenie, w którym żyjemy. Czasami mamy ogólne spojrzenie na otoczenia, a innym razem przyglądamy się szczegółom. Ten temat będzie pretekstem do zajrzenia do jaskiń, pałaców, zamków, chat, różnego rodzaju namiotów, dworków, domów, mieszkań. Opowieść zaczyna się od zajrzenia do jaskini. Mamy zarys warunków, w jakich ludzie walczyli o przetrwanie, jak organizowali swoją przestrzeń, aby była bezpieczna i estetyczna, gdzie można znaleźć słynne jaskinie z naściennymi malowidłami, w jaki sposób tworzono różnorodne malowidła. Następnie przenosimy się nad Tygrys i Eufrat, gdzie Sumerowie budowali chaty z suszonej gliny oraz zabezpieczali miasta murami i warunkami naturalnymi. Zobaczymy jak niesamowitą wiedzę mieli o otoczeniu i w jaki sposób potrafili ją wykorzystać. Dalej zajrzymy na jordańską pustynię w górach Dżabal asz-Szara, na której znajduje się wąwóz prowadzący do Petry zamieszkałej przez pasterzy. Dowiemy się, w jaki sposób radzili sobie z małą ilością wody. Zobaczymy budowle, które po nich przetrwały i dowiemy się, w jakich warunkach mieszkali. Na kolejnych stronach zostaniemy w okolicy, czyli przeniesiemy się nieco w stronę piramid, aby poznać budowle stawiane przez Egipcjan oraz ich nawyki zarządzania posiadanymi rzeczami. Wędrówka na północ zahaczy o Rzym. Tu domostwa będą pretekstem do poruszenia problemu orientacji w terenie, sposobów na „numerację” budynków oraz ich rodzaje i rozkład znajdujących się w nich pomieszczeń. Dalsza podróż w czasie i przemieszczanie na północ zabiera nas do średniowiecznych zamków i rządów feudałów. Poznamy wygląd i funkcje takich miejsc, zobaczymy, gdzie mieszkali zwykli ludzie, jak wyglądało otoczenie zamków i dlaczego było ważne. Przejście do miast i zaglądanie do domów mieszczańskich pozwoli na zrozumienie znaczenia tych budowli oraz projektowania ich w taki sposób, aby łączyły funkcje handlowe i użytkowe. Praca jest tu głównym elementem życia mieszkańców. Bogacenie przyczyniało się do powstawania klasy możnych, którzy mogli pozwolić sobie na zbytki. Do takich ludzi należeli przedstawiciele rodu Medyceuszy. Zaglądając do ich pałacu uświadomimy sobie jak bardzo wyposażenie wnętrz różniło się od tego sprzed wieków. Autorka podsuwa tu sporą dawkę fachowego słownictwa związanego z architekturą. Kolejne strony po przeskok na inny kontynent. W tle pojawiają się odkrycie geograficzne. Wędrujemy po ukrytym w Andach Machu Picchu zbudowanym z doskonale przylegających do siebie bloków skalnych. Z tego bliskiego natury otoczenia przenosimy się do zachwycającego, ale cuchnącego Wersalu stworzonego przez Ludwika XIV. Monika Utnik opowie nam, jakie innowacje tu znajdziemy, czym inspirowali się twórcy oraz w jaki sposób dbano o higienę w pałacu mogącym pomieścić 10 tys. dworzan i służby. Dalej udamy się do Wenecji i tam zobaczymy, w jaki sposób zbudowano słynne domy na wodzie, aby ponownie wrócić do francuskiego przepychu. Tym razem w pokoiku madame Pompadour. Z przesadnego wnętrza trafiamy na prerię i przyglądamy się budowie Tipi, koczowniczemu trybowi życia Indian. W książce nie zabraknie też tradycyjnych japońskich domów, budowli w stylu empire, szlacheckiego dworku, malowanych chat, pałacu królowej Wiktorii, nowemu budownictwu na początku XX wieku. To stanie się punktem wyjścia do opowiedzenia o art nouveau, zakopiańskich willach, domach preriowych, współczesnych projektach blokowisk, projektach mebli, słynnych drewnianych budowlach. Czytelnicy zobaczą jak przez lata zmieniał się desing domów i mieszkań. Autorka opowiada o projektach słynnych mebli, projektach budowli inspirowanych naturą oraz prostocie z ikei. Mamy też wizję domów inteligentnych, czyli tego jak może zmienić się nasze otoczenie w najbliższych latach. Całość fantastycznie napisana. Mamy tu sporo ciekawostek, dużą dawkę podstawowych informacji wkomponowanych i ilustracje.

Wszystkie publikacje Moniki Utnik wydane przez Naszą Księgarnię są przepiękne: duży format, rewelacyjne ilustracje oraz druk na dobrej jakości papierze, w cudownej twardej, matowej, miłej w dotyku oprawie ze zdobieniami oraz bardzo dobrze zszytymi kartkami. Bardzo dobry, lekko błyszczący papier podkreśla atrakcyjność stron. Dobrze dobrana czcionka, niedługie teksty, każda podwójna strona tworząca kolejny rozdział sprawiają, że po tę lekturę mogą sięgać zarówno przedszkolaki, jak i uczniowie nauczania początkowego. Ilustracje w każdym tomie zdecydowanie przyciągają uwagę młodych czytelników i oczarowują. Mamy tu zarówno dokładność, nacisk na realizm, a z drugiej strony cartoonowe ilustracje w przypadku postaci. Wszystko splecione ze sobą tak, że sprawia wrażenie magiczności. Zresztą już sama okładka przenosi nas do tego niezwykłego świata.
















czwartek, 25 kwietnia 2024

Juan de Aragón "Jak przeżyć w starożytnym Rzymie"


Nauka przez zabawę, podsuwanie lekkich treści daje najlepsze efekty. Właśnie z tego powodu w naszym domu często goszczą książki, po które sama chętnie sięgnęłabym, gdybym była nastolatką i które podobają się córce. Kochamy publikacje, które stawiają nam wyzwania. I takie właśnie są lektury podsuwane przez Juana de Aragóna słynącego z pełnych humorów książek i komiksów historycznych. Wszystkie są fantastyczne i jeśli kiedyś zobaczycie jakiekolwiek jego książki to zdecydowanie warto po nie sięgnąć. Bardzo się cieszę, że jego publikacje trafiają na polski rynek, bo podsuwają sporą dawkę wiedzy w formie rozrywki, wyzwania, czy wręcz gry. Maria Szafrańska-Brandt, dzięki której możemy te książki czytać po polsku zrobiła fantastyczną robotę i zachowała humor oraz przełożyła na nasze realia kulturowe niektóre śmieszne skojarzenia. Jeśli traficie na jej nazwisko jako tłumaczki to też warto sięgać po te książki (większość Wam polecałam).

„Jak przeżyć w…” to ciekawa seria książek skierowanych dla dzieci i młodzieży. Historia jest tu pokazana jako pewnego rodzaju gra. Stawką jest życie. Oczywiście hipotetycznie, ale młodzi czytelnicy uświadomią sobie jak wiele zagrożeń czyhało w różnych czasach na naszych przodków z każdej strony. Przeszłość może wydawać nam się przyjemniejsza. Zwłaszcza, kiedy nie było jeszcze państw i zorganizowanego życia społecznego, bo nie było szkoły, pracy. Do tego nikt nikogo nie zmuszał do aktywności. Jeśli się chciało to można było poszukać jedzenia, którego było sporo, bo ludzi mało. Ale czy na pewno tak to wyglądało? Czy dało się przeżyć w pojedynkę? Czy na pewno nie było przymusu pracy? W jaki sposób zdobywano jedzenie? Jak je przechowywano? Gdzie mieszkano? Jakie prawa musieli przestrzegać ludzie w przeszłości? Co tworzyło ich poczucie wspólnoty? Jeśli uświadomimy sobie, że przeszłość to czasy bez lodówek, szpitali, jedzenia na wyciągnięcie ręki, sklepów, samochodów, ogrzewania i ludzie dopiero muszą uczyć się rozpoznawać jakie rośliny i w jakim stanie mięso jest jadalne to okazuje się, że codzienność naszych przodków nie była łatwa. Dodanie do tego zawiłych przepisów i zależności sprawia, że przeżycie staje się prawdziwym wyzwaniem. Każda decyzja może kryć w sobie zagrożenie.

W tej serii ukazały się już dwie publikacje. Jedna oprowadza nas po prehistorii, druga po starożytnym Rzymie. W zapowiedziach wydawcy pojawiło się już średniowiecze, więc wypatruję kolejnego tomu, a Was zachęcam po sięgnięcie tych, które już trafiły do księgarń.
„Jak przeżyć w prehistorii?” to fantastyczny przewodnik po prehistorii. Przyglądamy się zwyczajom i nawykom żywieniowym pierwotnych ludzi, obserwujemy ewolucję i poszerzanie wiedzy, a także stajemy się świadkami pierwszych prób wyjaśniania zjawisk oraz kształtowania się małych społeczności. Autor pokazuje jak bardzo nasze przetrwanie zależało od przynależności do jakiejkolwiek grupy. Dowiemy się jak wielkie znaczenie miało wynalezienie pierwszych narzędzi, poznamy metody przygotowania ich. Dzięki temu samodzielnie będziemy mogli przetestować trwałość takich pomocy.
Prehistoria to czas pojawienia się pierwszych hominidów. Zobaczymy jak bardzo zróżnicowanymi grupami byli, jak wielkie znaczenie miały wymiany genów z innymi społecznościami. Pierwotni ludzie okażą się świetnymi obserwatorami dostrzegającymi, co szkodzi ich małym społecznościom. Szybko wyciągają wnioski i zmieniają postępowanie. Tak to przynajmniej wygląda z perspektywy czasu.
Z publikacji dowiemy się, kiedy pojawił się pierwszy człowiek i czy to automatycznie był pierwszy homo. Przyjrzymy się ewolucji, pierwszym ubraniom, nawykom żywieniowym, zwyczajom, narzędziom, przedmiotom ułatwiającym życie oraz pierwotnemu pismu. Młodzi czytelnicy przekonają się, że rosnące dziko rośliny nie należą do bardzo pożywnych i dużych. Zobaczą jakim wyzwaniem mogła być pierwsza uprawa i jak bardzo duże znaczenie miało ciągłe selekcjonowanie nasion. Do tego znajdziemy tu całe mnóstwo wskazówek dotyczących zdobywania jedzenia. Obserwujemy jak poszerzająca się wiedza przyczynia się do stopniowego wyłaniania się pierwszych cywilizacji. Poznamy całe mnóstwo nieudanych eksperymentów żywieniowych i ich skutki. Pierwsi ludzie to badacze, którzy za błędy płacili swoim życiem, dlatego bardzo ważne było dla nich wymienianie się zdobytą wiedzą.
„Jak przeżyć w starożytnym Rzymie” podsuwa nam dużą dawkę wiedzy o budowaniu państwa, tworzeniu wspólnot, budynkach tworzonych przez starożytnych Rzymian, miejscach, w których mieszkali (zarówno pod względem architektonicznym jak i podbojów), codzienności, prawach, sytuacji kobiet, upodobaniach. Do tego nie zabraknie tu tematu wierzeń i kilku najważniejszych mitów. Publikację otwiera legenda o Romulusie i Remusie. Są też historie o prawdziwych władcach i przy okazji poznamy Nerona, Cezara oraz dowiemy się skąd wzięło się powiedzenie: „I ty, Brutusie, przeciwko mnie?”. Do tego mamy tu fragment najsłynniejszej epopei rzymskiej, czyli „Eneidy”. Sporo miejsca poświęcono językowi, strojom, architekturze rozrywkom, obowiązkom. Dowiemy się, czym mogli się zajmować, jakie zawody wykonywali, znaczenie poglądów politycznych, zmiany w ustrojach państwa. Przyjrzymy się też życiu gladiatorów, poznamy ich rodzaje, funkcjonowaniu teatru i znaczeniu tańca. Będziemy mieli też okazję zobaczyć jak wyglądało życie w mieście i na wsi, dowiemy się, jakie znaczenie miała służba wojskowa oraz nauczymy się oddawać cześć bogom (nie zabraknie informacji o ich pochodzeniu i funkcji). Dowiemy się też, dlaczego przestrzeganie prawa w starożytnym Rzymie było niesamowicie ważne oraz jak wyglądały kary za brak dostosowania się do wymogów aktualnej władzy.
Seria „Jak przeżyć w..." Juana de Aragóna to książki-gry. Mamy tu całe mnóstwo wyzwań, pokazanie możliwych wyborów i ich skutków. Czytelnik zmuszony jest do ciągłego analizowania tego jaka decyzja będzie właściwa. Wydawca przewiduje, że odbiorcami książek są nastolatkowie, ale po zainteresowaniu publikacją w otoczeniu wiem, że można po nie sięgnąć już z uczniami nauczania początkowego, bo ze względu na kompozycję i ilość ilustracji oraz formę podania informacji się spodoba młodym czytelnikom, a dorośli z przyjemnością będą ją czytać swoim pociechom.
Autor w tych książkach porusza tu wiele ważnych tematów. W pierwszym tomie obok problemów z przetrwaniem nie zabraknie też teorii ewolucji i znaczenia różnorodności genetycznej, a także bogactwa składników odżywczych, zmiany klimatyczne, zmiany wyglądów lądów i linii brzegowych, kształtowaniu życia społecznego oraz pierwotnym wierzeniom, a także wiele praktycznych zwyczajów (np. rytualne zjadanie zmarłych) oraz problemom nierówności społecznych. Do tego dowiemy się, czym jest epoka i jak długa trwa, w jaki sposób była wyznaczana, w jaki sposób obróbka metali wpłynęła na zrewolucjonizowanie życia człowieka. W drugim bardziej skupiamy się na architekturze, tworzeniu zależności społecznych i ich wpływu na losy jednostek.
W książkach znajdziemy proste i pełne humoru cartonoowe ilustracje współgrające z tekstem. Całość bardzo przyjemna w odbiorze. Polecam.











środa, 24 kwietnia 2024

Debbie Tung "Wszystko w porządku"


Depresja jest jedną z poważniejszych chorób wpływających na sposób funkcjonowania społeczeństw. Istnieje przekonanie, że coraz więcej osób na nią choruje. Czy tak faktycznie jest? Trudno stwierdzić. Na pewno jest coraz częściej diagnozowana, ponieważ więcej osób zdaje sobie sprawę, że są chorzy i mogą otrzymać pomoc. Otrzymanie wsparcia zmienia nie tylko jakość życia i relacje z otoczeniem, ale też przekłada się na to, co my możemy dać od siebie innym i jak oceniamy to, co inni dają nam. Depresja to podstępne zaburzenie sprawiające, że czarne macki odbierają chorym siły do życia. Uświadomienie sobie tego i wskazanie źródła własnego bezwładu to połowa sukcesu. Drugą połową będzie ciężka praca nad sobą, które czasami będzie potrzebowało wsparcia farmakologicznego. Jedną z ciekawszych lektur dla każdego odbiorcy wprowadzających w tematykę depresji jest „Wszystko w porządku” Debbie Tung. Wielkim plusem jest to, że jest to osobista historia autorki, dlatego lepiej pokazuje, z czym musi mierzyć się osoba chora.

„Zachowuj się łagodnie wobec innych. Ale nie zapominaj o łagodności również wobec siebie”.
Historia zaczyna się od wchodzenia młodej kobiety w dorosłe, samodzielne życie. To sprawia, że musi pracować, zdobywać doświadczenie, mieć czas na bliskich, zdobywać uznanie. W świecie, w którym wszyscy pędzą nie jest to łatwe. Zwłaszcza, kiedy włącza się nam mechanizm porównywania. Autorka pokazuje nam, że często innych traktujemy dobrze, ale wobec siebie jesteśmy niesamowicie krytyczni. Inni zawsze wypadają lepiej: mają ładniejsze zdjęcia w mediach społecznościowych, lepszą i stabilniejszą pracę, szczęśliwsze życie, większe sukcesy, brak porażek (bo kto o nich publicznie mówi?), więcej robią. Każdy jest lepszy z czegoś innego, ale kiedy ciągle się porównujemy to nie skupiamy się na tym, że często te cechy różnych osób tylko jak my wypadamy na ich tle. To prowadzi do zaniżenia samooceny. I tak jest też w przypadku przepracowującej się Debbie, która ma coraz bardziej negatywne myśli na swój temat, przejmuje się zdaniem innych oraz sama bardzo surowo się ocenia.
„Nie zdawałam sobie sprawy, że kiedy cierpisz na chorobę psychiczną i za długo wszystko w sobie tłamsisz… w końcu się rozpadasz.”
Widzimy jak z każdą stroną, która może być odzwierciedleniem procesów trwających miesiące, bohaterka traci siły i dopadają ją różnorodne zmory w postaci lęków, złego samopoczucia. Później śledzimy diagnozę i kolejne kroki pracy z psychologiem poznawczym zmieniającym jej nastawienie do wielu rzeczy. Praca nie jest łatwa. Wychodzenie z depresji trwa wiele tygodni. Na szczęście Debbie wcześnie zauważyła niepokojące symptomy i mogła zwrócić się po pomoc do specjalisty.
Cała historia jest bardzo osobista i ciepła. Autorka opowiada o sobie i swoich doświadczeniach z empatią. Pięknie opisuje kolejne etapy wchodzenia w depresję, zagubienia, a później wychodzenia. Przyglądamy się jej mozolnej pracy z terapeutką. Pokazuje, w jaki sposób samodzielnie zacząć pracę nad sobą. Przyglądamy się jej trybowi życia i mamy okazję przemyśleć czy i my nie popełniamy podobnych błędów.
„Wszystko w porządku” to historia szukania równowagi między pracą, rozrywkami, czasem poświęconym bliskim i odpoczynkowi. Emocjonalne blokady i spadek formy pokazany jest tu jako coś normalnego, efekt uboczny kumulujących się negatywnych czynników. Krok po kroku prześledzimy zmianę nawyków. Jedną z ważnych rzeczy jest tu rozwinięcie umiejętności doceniania siebie.
Debbie Tung podsuwa nam nie tylko estetyczny i ładny komiks, ale też wartościową opowieść o tym, dlaczego warto szukać pomocy, jak leczenie przekłada się na poprawienie jakości naszego życia, jak trudnym procesem jest zdrowienie i jak dużego zaangażowania osoby chorej potrzebuje.
Ten komiks jest nie tylko świetny treściowo, ale zwyczajnie bardzo ładny. Chociaż kreska Debbie Tung jest prosta, to równocześnie widać w niej łagodność, a także dziecięcość pozbawioną infantylności. Z pewnością jest przyjemna dla oka, ale też daje jakieś nieuchwytne poczucie spokoju. Do tego mamy ważne przesłanie: sięgnij po pomoc, bo warto sobie pomóc.
Ze względu, że sam proces popadania w depresję i leczenia jest bardzo uproszczony do kilku tygodni lub miesięcy może wydawać się, że to łatwy proces. Trzeba sobie uświadomić, że między poszczególnymi wydarzeniami pokazanymi w komiksie mijają tygodnie i miesiące, a pokazane scenki są reprezentacyjne do określonego okresu. Właśnie ten powolny proces zmian sprawia, że na początku chory nie jest w stanie zauważyć, że coś jest nie tak. Po prostu ma mniej energii i czuje się przepracowany, ma mniejszą koncentrację. Debbie Tung pokazuje, że dostrzeżenie tego to pierwszy krok ku zmianom. Później trzeba zwrócić się do dobrego specjalisty i intensywnie nad sobą pracować. Nie ma tu obietnicy, że będzie szybko, łatwo. Za to mamy pokazane jak praca z psycholożką zmienia postrzeganie siebie i pomaga w wypracowaniu innych zachowań.
Na końcu lektury znajdziemy wskazówki, gdzie szukać pomocy. Są to ważne numery, więc znajdziecie je poniżej:
- 112 – Numer alarmowy
- 800 12 12 12 – Dziecięcy telefon zaufania Rzecznika Praw Dziecka (działa całodobowo/7dni)
- 116 111 – Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży (działa całodobowo/7 dni)
- 801 120 002 – Ogólnopolski telefon dla ofiar przemocy w rodzinie „Niebieska Linia”
- 800 199 990 – Ogólnopolski Telefon Zaufania (codziennie od 16 do 21)
- Życie warte jest rozmowy (https://zwjr.pl/)









Lewis Hancox "Witajcie w St. Hell. Moje transpłciowe dorastanie"


Utarte wzorce społeczne ułatwiają życie, jeśli wpisujemy się w schematy. Ich istnienie powoduje, że wiele rzeczy przyjmujemy za oczywistość i w związku z tym mamy określone oczekiwania, a to sprawia, że odstawanie od normy jest niemile widziane, budzi niepokój, przyczynia się do zagubienia i agresji, której ofiarami parają osoby odbiegające od społecznych oczekiwań. O takim problemie jest książka Lewisa Hancoxa „Witajcie w St. Hell. Moje transpłciowe dojrzewanie”.

Autor zabiera nas do małego miasteczka. Jest dorosłym mężczyzną, który wraca w rodzinne strony. Już na początku dowiadujemy się, że czas szkoły, dorastania i dojrzewania nie był dobrym okresem, w jego życiu. Krok po kroku śledzimy kolejne etapy, z jakimi musiał się mierzyć oraz zobaczymy, jaki był. Już na pierwszych stronach poznajemy Lois: zbuntowaną nastolatkę ocenianą jako chłopczyca. I taka właśnie była odkąd pamięta. Już jako dziecko wolała aktywność przypisywaną chłopcom. Lois świetnie czuła się wspinając się po drzewach, psocąc, grając w piłkę nożną. Często postrzegana jako chłopak nie czuła widziała w tym nic złego. Dopiero odkrywanie przez innych, że mają do czynienia z dziewczyną wywoływało negatywne reakcje. Problem jest jednak dużo poważniejszy niż tylko oceny innych, ponieważ bohater/ka ma inną płeć niż przypisana jej przy urodzeniu  na podstawie wyglądu genitaliów. Płciowo jest chłopakiem uwięzionym w ciele dziewczyny. Zobaczymy jak reaguje na zmiany zachodzące w jej ciele w czasie dojrzewania, jakim zabiegom się poddaje, aby zminimalizować kobiece kształty, z jakimi dylematami mierzy się w sferze seksualności i w jaki sposób stopniowo odkrywa swoją prawdziwą płeć. Cały proces próby ustalenie swojego prawdziwego ja, poszukiwania swojej płciowości i seksualności pokazany jest tu realistycznie. Widzimy jak bardzo trudno bohaterce wyjść poza schematy, w jaki sposób ocenia ją otoczenie i reaguje na jej samookreślenie. Lewis patrzy na swoją młodszą wersję w postaci Lois i daje wskazówki, pokazuje, że w przyszłości nie będzie musiała się szarpać z własnymi odczuciami i emocjami. Tranzycja jest tu uwolnieniem od niechcianego ciała.
„Witajcie w St. Hell. Moje transpłciowe dorastanie” to poruszająca i inspirująca opowieść trudnościach, z jakimi zmierzył się bohater. Zobaczymy historię samoidentyfikacji osoby transpłciowej. Autor dzieli się z czytelnikami swoją osobistą historię. Pokazuje z jak wieloma trudnościami się zmierzył nim dojrzał do odkrycia i zrozumienia swojej płciowości. Pokazuje też, że samo wychowanie na dziewczynkę nie sprawia, że może nią być. Nawet jeśli ma takie ciało to poczucie bycia mężczyzną jest silniejsze.
Wielkim plusem jest tu pokazanie tych doświadczeń w firmie powieści graficznej, czyli takiego dłuższego komiksu. Lekka forma sprawia, że publikacja ma szansę trafić do szerszego grona odbiorców, pokazać im jak wyglądają doświadczenia transpłciowych nastolatków. Z jednej strony będzie to publikacja terapeutyczna dla osób takich jak Lois i jej rodzice. Zobaczą, że to, co się z nimi dzieje jest normalne i naturalne, że warto dać sobie szansę i zmienić płeć, pomoże zaakceptować to, że dziecko nie jest takie jak się oczekuje. Książka pozwala każdemu z nas zobaczyć, z jakimi dylematami musiał mierzyć się autor. Taka osobista historia pomaga w budowaniu empatii i tolerancji. Mający trzysta stron komiks świetnie wprowadza w życie transpłciowej nastolatki. Jest to historia procesu odkrywania siebie i akceptowania swojej odmienności.
Mamy tu fantastycznie pokazane życie osoby, która nie czuła się dobrze w swoim ciele, ale ze względu na mały dostęp do wiedzy o różnorodności musiała wiele wycierpieć i poszukiwać na własną rękę, doświadczyć wykluczenia społecznego wśród rówieśników, zagubienia z powodu innych potrzeb oraz niewpisywania się w schematy.
Lektura skierowana jest do osób od 14 roku życia. Myślę jednak, że warto po nią sięgnąć, kiedy pojawia się proces dojrzewania, aby wielu rzeczy móc uniknąć, na wiele spraw spojrzeć z innej strony i uniknąć wieloletniego szarpania z wyglądem ciała. Taka książka pomoże też na otwieranie się na osoby wyglądające i funkcjonujące inaczej. Podsuwana nastolatkom pomoże zmniejszyć agresję wobec osób, których zachowanie i wygląd niepokoją. Myślę, że to będzie fantastyczny wstęp do rozmów o tym jak wygląda życie płodowe, jak przebiegają zmiany, kiedy i dlaczego pojawia się transpłciowość.
Ze względu na to, że mamy do czynienia z komiksem dużą rolę odgrywają tu ilustracje. Są one proste, kartonowe i czarno-białe. Autor bazuje na chwytach zarysowania tła, pokazania otoczenia i usuwania go w kolejnych kadrach, aby pokazać relacje między bohaterami.
Zapraszam na stronę wydawcy







wtorek, 23 kwietnia 2024

Gérard Moncomble "Moko. Najśmieszniejszy klaun na świecie" il. Paweł Pawlak


Wypalenie, poczucie bezsensu, zagubienie – to tematy, które pojawiają się w prostej książce dla dzieci zatytułowanej „Moko. Najśmieszniejszy klaun na świecie”. Gérard Moncomble pod kostiumem prostej opowieści o klaunie, który przestaje być śmieszny pokazuje młodym czytelnikom wiele ważnych problemów. Mamy tu z jednej strony utracenie zdolności rozśmieszania innych, stratę pracy, poczucie bezsensu, zagubienie, danie wsparcia i wspólne realizowanie celów.

Zacznijmy jednak od zawartej w książce historii. Moko jest klaunem, więc jego praca polega na rozśmieszaniu innych. Z czasem jednak coś się w nim zmienia i traci tę zdolność. Z tego powodu dyrektor cyrku zwalnia go. Moko, który do tej pory utożsamiał się z byciem klaunem, dla którego ta praca stanowiła sens życia powoli się rozpada. Widzimy jak każda część ciała woli go zostawić niż być z nieśmiesznym bohaterem. I tym sposobem przestaje istnieć. Jednak zjawia się dziecko, które bierze czerwoną kuleczkę (nos), zaczyna się nią bawić i w ten sposób pomaga klaunowi w pozbieraniu się, wystartowaniu od nowa, ale tym razem w duecie.
Ta opowieść ma dwa poziomy: pierwszy to oczywista, prosta, obrazowa i zabawna historia o uciekających częściach ciała. Jest w tym zachowaniu bohaterów coś z zabawy w chowanego czy berka. Do tego rozpadanie się ma formę wyliczanki opartej na powtórzeniach, co może kojarzyć się z zaczarowywaniem świata. Pojawiające się dziecko, które swoim zachowaniem poprawia nastrój pokazuje jak niesamowicie bardzo ważne są relacje, kontakt z drugim człowiekiem. Samo bycie oglądanym nie uszczęśliwia. Dopiero interakcja daje poczucie szczęścia.
Książka Gérarda Moncomble’a to jedna z tych publikacji, w których głównym przesłaniem jest danie nadziei wtedy, kiedy wydaje nam się, że już nie ma szans na żadne wsparcie. Publikację wzbogacają ilustracje Pawła Pawlaka. Mamy tu jego charakterystyczną prostą kreskę połączoną z kontrastującymi kolorami. Rozmieszczenie tekstu i dopełniających go rysunków jest przemyślane. Do tego jedno i drugie świetnie oddziałuje na wyobraźnię, wprowadza element humorystyczny do poważnego tematu i w ciekawy sposób pokazuje relacje z innymi, budowanie wspólnoty, pracy zespołowej. Całość wydrukowana ba bardzo dobrej jakości papierze, który zszyto i oprawiono w solidną, kartonową okładkę. Wizualnie publikacja zdecydowanie przyciąga uwagę młodych czytelników. Do tego pozwala na poruszenie ważnych tematów. Myślę, że z powodzeniem można wykorzystać ją w gabinetach pedagogów i psychologów, jako punkt wyjścia do rozmów o emocjach, postrzeganiu siebie i swojego miejsca w świecie.








Ewa Borowska "Szkoła i ja. Budujemy poczucie własnej wartości" il. Adam Wójcicki


Tolerancja jest niesamowicie ważna. To na niej buduje się dobre społeczeństwo, czyli takie, w którym będziemy lubić siebie i szanować innych. Prawidłowe poczucie własnej wartości pozwala na dostrzeganie własnych zalet i dostrzegania atutów innych. To pierwszy krok do współpracy i docenienia różnorodności. Świadomość tego, że nie ma dwóch takich samych osób pomaga w otwieraniu się na siebie i innych, bo z jednej strony przestajemy czuć potrzebę dopasowania się do otoczenia, a z drugiej nie wymagamy, aby inni dostosowali się do nas. Warto wspierać tę sferę od najmłodszych lat. Z pomocą przyjdzie Wam książka Ewy Borowskiej „Budujemy poczucie własnej wartości”, autorki książki „Idziemy do pierwszej klasy” Obie publikacje należą do cyklu „Szkoła i ja”, czyli są lekturami wprowadzającymi wżycie szkolne.

O budowaniu poczucia własnej wartości powstało sporo książek i dość dużo Wam polecałam. Nawet jeśli znacie z dzieckiem wszystkie to i tak warto sięgnąć po tę nowość. Tu poza pokazaniem ważnych problemów mamy do czynienia z tłem szkolnym. Wszystko, co dotyczy bohaterów dzieje się w szkole. Młodzi czytelnicy na przykładach z życia widzą jak powinni się zachować, w jaki sposób sobie pomagać, jak reagować, aby tworzyć dobre relacje.
Publikację otwiera spotkanie z nauczycielką, która na szkolnej tablicy wypisała najważniejsze zasady obowiązujące w ich klasie. Jeśli oczekujecie, że będą tu hasła „musicie się lubić” to się zawiedziecie. Za to mamy zdrowe podejście, w którym widzimy, że nie wszystkich musimy lubić, ale to nie znaczy, że nie musimy okazywać im szacunku. On jest tu kluczową wartością napędzającą inne działanie.

Opowieść szkolna toczy się wokół zwyczajnych wydarzeń: przyglądamy się umiejętnościom i zainteresowaniom uczniów, zobaczymy ich w chwilach, kiedy zapominają śniadanie, potrzebują pomocy innych, mogą się czymś podzielić, wesprzeć, walczą z przemocą, są asertywni, potrafią docenić swoje i cudze sukcesy, poznają nowe osoby, przeżywają różnorodne emocje i pocieszają się. Spotkanie zaczyna się od ustalenia zasad, a później śledzimy jak wygląda dzień w szkole i po lekcjach. Każde z dzieci potrafi określić, jakie ma umiejętności, w jakiej dziedzinie potrzebuje wsparcia. Pojawia się tu problem konieczności bycia najlepszym ze wszystkiego i bycia lubianym przez wszystkich. Autorka subtelnie tłumaczy dzieciom, że każdy ma mocne i słabe strony. Pokazuje, dlaczego różnorodność jest piękna.
„Budujemy poczucie własnej wartości” to książka świetnie dopełniająca „Idziemy do pierwszej klasy”. Jest całkowicie autonomiczna, więc nie trzeba znać pierwszej, żeby sięgnąć po drugą, ale warto. Zwłaszcza, kiedy dziecko po raz pierwszy ma dołączyć do grupy rówieśniczej lub kiedy z przedszkola przechodzi do szkoły. Powiem szczerze, że bardzo brakowało mi takiej pozycji, kiedy przygotowywaliśmy córkę do edukacji szkolnej. Sięgałam wówczas po książki, które przygotowywały ją do przedszkola, opowiadałam o podróży autobusem, szatni, ale to nie to samo. Pierwszoklasistów uważa się za wystarczająco dużych, dojrzałych i gotowych na wejście w nowe środowisko, a przecież to nieprawda. Dzieci, które mają pójść do szkoły bardzo przeżywają czekające na nich zmiany. Jest dużo wiadomości do przyswojenia. Budynki szkół podstawowych są większe od przedszkolnych. Do tego nie ma już takiej ilości zabawy i jest dużo więcej osób, z którymi uczniowie mają kontakt. Ewa Borowska swoją publikacją świetnie wypełnia lukę i pomaga dzieciom w adaptacji szkolnej. Autorka jest świadoma tego, co dzieciom może sprawiać trudność, a wszystko dzięki umiejętności obserwacji i pracy z dziećmi. Jako nauczycielka wczesnoszkolna i logopedka wie, z czym młodzi uczniowie mają problem. Wiele rad znajdziecie na jej blogu „Nauczycielka z pasją”.
Podobnie jak w „Budujemy poczucie własnej wartości” w „Idziemy do pierwszej klasy” otwiera powitanie głównych bohaterów będących bliźniakami: Iga i Filip. Z kolejnych stron poznajemy ich zainteresowania i upodobania, a następnie młodzi bohaterzy zabierają młodych czytelników na spacer po szkole. W pierwszej książce akcja skupiona jest na osobistych odczuciach, pokazaniu dziecka w szkole i dlatego zobaczymy jak wygląda pierwszy dzień w szkole, w jaki sposób uczniowie poznają swojego nauczyciela lub nauczycielkę. Następnie przyjrzymy się przekrojowi budynku, zobaczymy różnorodne pomieszczenia i będziemy mieli okazję dowiedzieć się kogo tam spotkamy, jaką rolę pełni w szkole. Na kolejnych stronach krok po kroku poznamy zasady panujące w szkole. Bliźniaki zabiorą nas na spacer po szatni, sali lekcyjnej, bibliotece, gabinecie pielęgniarki, świetlicy, stołówce, sali gimnastycznej i łazience. Przy okazji pojawiają się cenne informacje o tym, jakie zakupy trzeba zrobić przed pójściem do szkoły, skąd rodzice wiedzą, co potrzebne jest dzieciom, gdzie znajdą takie informacje. W „Budowaniu poczucia własnej wartości” najważniejsze jest przyglądanie się emocjom oraz zachowaniom uczniów.
Podoba mi się to, że w tematyką oby publikacji wpleciono temat różnorodności. Nie brakuje tu też opowieści o klasach integracyjnych, wsparciu dla uczniów potrzebujących pomocy, tolerancji, empatii. Dzieci będą przygotowane na to, że niektórzy uczniowie mogą w inny sposób funkcjonować lub poruszać się oraz tego, że w klasie będzie dodatkowy nauczyciel pomagający dzieciom z niepełnosprawnościami. Zrozumieją dlaczego takie wsparcie jest im potrzebne. Zobaczą też, w jaki sposób zachować się, kiedy widzą przemoc.
Plusem jest też to, że po szkole oprowadza dzieci dziewczynka i chłopiec. Rodzeństwo wspólnie wyjaśnia wiele spraw. Publikacja będzie świetnym wsparciem dla dzieci i ich rodziców, którzy chcą, aby ich pociechy nie traciły dziecięcej ciekawości świata i zaangażowania oraz w czasie robienia nowych rzeczy czuły się pewnie.
Na końcu książki znajdziemy wskazówki dla dorosłych, w jaki sposób wspierać dzieci w czasie podejmowania przez nie nowych wyzwań („Idziemy do pierwszej klasy”) i jak budować poczucie własnej wartości („Budujemy poczucie własnej wartości). Całość napisana bardzo przystępnym językiem dostosowanym do odbiorców. Tekstu nie mamy dużo, dzięki czemu przedszkolaki chętnie słuchają o tym, co je będzie czekało w szkole. Seria „Szkoła i ja” zawiera lektury, które pomogą w budowaniu poczucia bezpieczeństwa, budowaniu pewności siebie i oswajaniu z nowymi sytuacjami oraz wskażą właściwe postawy społeczne.
Całość dopełniają proste i bardzo dobrze dopełniające tekst ilustracje. Przyglądamy się rozpoczęciu dnia, lekcji i zachowaniom uczniów w czasie przerwy. Ilustracje są proste, cartoonowe i z ciekawym doborem barw. Do tego strona wizualna dominuje na rozkładówkach. Tekstu do czytania mamy mało, dzięki czemu młodym czytelnikom łatwiej będzie słuchać i czytać książkę. Zdecydowanie polecam te książki wszystkim przedszkolakom, którzy mają od września zacząć szkolną przygodę.
Zapraszam na stronę wydawcy








poniedziałek, 22 kwietnia 2024

Marta Guzowska "Zagadka Łysej Góry. Detektywi z Tajemniczej 5 kontra duchy" il. Asia Gwis


Jestem zdecydowaną miłośniczką książek Marty Guzowskiej, ponieważ pisze ona rewelacyjne książki zarówno dla młodszych czytelników, jak i dla starszych. Każda z jej serii wychowuje inną grupę wiekową. Do tego ma wspaniały dar łączenia pokoleń. I to szczególnie widać w książkach z serii „Detektywi z Tajemniczej 5” oraz „Detektywi z Tajemniczej 5 kontra duchy”. Obie wzajemnie się uzupełniają, mają tych samych bohaterów, ale tematyka jest nieco inna. W pierwszej serii akcja toczy się wokół zwyczajnych wydarzeń w znanych miejscach, a w drugiej młodzi bohaterzy muszą udowodnić, że dziwne wydarzenia to wynik działania ludzi, zjawisk przyrodniczych, wykorzystania praw fizyki i technologii oraz właściwości chemicznych różnych substancji, a nie sił nadprzyrodzonych. W książkach tych poznajemy młodych bohaterów łamiących stereotypy i potrafiących najnowsze media wykorzystać do zdobywania informacji.


Współczesne dzieciaki kojarzą nam się z telefonami i uzależnieniem od nich oraz uwielbieniem do youtuberów. Często wydaje się nam, że młode pokolenie żyje tylko i wyłącznie w świecie technologii i ostatnią rzeczą, która mogłaby je zainteresować to historia, muzea, wykopaliska, ruiny, nawiedzone budynki, tematyczne festyny naukowe i inne tego typu miejsca oraz wydarzenia. Marta Guzowska udowadnia nam, że dzieci da się zainteresować naszym dziedzictwem kulturowym, zachęcić do poznawania przeszłości, a do tego do wchodzenia w obszar metod badania naukowego. Wystarczy po prostu zabierać swoje pociechy w miejsca, w których mogą poznać wycinek naszej historii i samemu wykazywać zainteresowanie związanymi z nimi ciekawostkami oraz wspólnie czytać książki przemycające wiedzę na ten temat. Właśnie takie podejście króluje wśród rodziców w obu wspomnianych seriach. Jej młodzi bohaterzy są ciekawi świata i żądni rozwiązania kolejnych zagadek. Akcja całej serii książek „Detektywi z Tajemniczej 5” toczy się wokół kradzieży ważnych, zabytkowych przedmiotów oraz dziwnych zjawisk. Druga seria bazuje na tym samym motywie, ale tu wchodzimy w obszar manipulacji przekonaniami odbiorców oraz wyjaśniania zjawisk nadprzyrodzonych. I do tej pory właśnie tak było. Kolejny tom jednak odbiega nieco od wcześniejszych, pozostawia sporo niedomówień oraz spore pole do wyobraźni. A wszystko przez to, że prawdy dowiemy się w kolejnym tomie. W tym mamy dopiero pierwsze śledztwo.
W „Zagadce Łysej Góry” razem ze znanymi bohaterami udajemy się na Łysą Górę. Dzieci będą miały okazję zobaczyć wiele ciekawych rzeczy związanych z dawną kulturą słowiańską, a wszystko dzięki temu, że zorganizowano festyn przybliżający życie ludzi sprzed wieków. Są tu fryzury, spinki, zwierzęta, tworzenie mieczy, a nawet projekcje czarownicy. Tym razem Jaga jest przekonana, że Baba Jaga istniała i jest dumna z tego, że ma takie samo imię jak ona. Mimo, że w tle pojawi się czarownica to nie ona będzie tematem śledztwa. Tym razem młodzi bohaterzy poszukają specjalistycznego sprzętu, czyli kosztownej rzeczy. Kto zabrał projektor? Komu zależało na pokazie, którego nadzorująca festyn profesorka zakazała? Jakim sposobem pokaz odbył się, w innym miejscu? Przekonajcie się samo sięgając po książkę.
Cykl „Detektywi z Tajemniczej 5 kontra duchy” to wakacyjne przygody z duchami w tle. Akcję nakręca zajęcie Lidki, nastoletniej kuzynki Piotrka i Jagi. Nastolatka marzy o byciu dziennikarką i powoli wprawia się w swoim fachu. Trójka bohaterów (bo w podróż rusza też koleżanka Piotrka, Anka) znana z wcześniejszych książek Marty Guzowskiej pomaga jej w tropieniu manipulacji oraz poszukiwaniach zaginionych przedmiotów. Razem z bohaterami odwiedzamy takie miejsca jak Ogrodzieniec, Węgrowo i najbliższą okolicę, w której mieszkają, las w Witkowicach oraz Łysą Górę.
Po raz kolejny nie zawiodłam się na książce Marty Guzowskiej, która bardzo umiejętnie stworzyła ciekawą intrygę z interesującymi, sympatycznymi i wyrazistymi bohaterami. Szczególnie udały jej się portrety dzieci, pokazanie konfliktu wynikającego z różnicy wieku. Mamy tu starszego brata, który niechętnie włącza siostrę do śledztwa, ale wie, że jeśli nie będzie dobrze opiekował się młodszą siostrą to w przyszłości może być pozbawiony możliwości uczestniczenia w kolejnych wyprawach kuzynki. Odkryje też, że w ciągu roku Jaga nauczyła się ona bardzo wielu rzeczy. Obserwujemy jak relacje między rodzeństwem zmieniają się w każdym tomie. Poruszony jest też problem zagubienia się w tłumie, sposobu na znalezienie się. Zobaczymy też jak czasami możemy reagować na zachowanie innych. Do tego mamy ciekawą akcję. Pisarka w interesujący sposób pokazuje kolejne kroki prowadzenia śledztwa z pokazaniem drogi, jaką bohaterzy odkryli prawdę, zachęca do samodzielnego myślenia i znalezienia odpowiedzi. W tym celu poszczególne etapy śledztwa podsumowano pytaniami, na które młodzi czytelnicy muszą spróbować znaleźć odpowiedzi, a przy okazji uczą się metody dedukcyjnej. Sporo tu fachowego słownictwa wyjaśnionego w prosty sposób. Wszystko brzmi bardzo poważnie, ale mogę Was śmiało zapewnić, że książkę czyta się bardzo szybko, a przemycane w niej wiadomości pochłania jak bajkę o żelaznym smoku czy opowieści o najnowszych technologiach i ich możliwościach. Do tego nie zabraknie tu oczywiście technologii, przez którą dorośli czasami tracą głowę. Stawiane przez pisarkę pytania są dla czytelników sygnałem, że w tym miejscu powinni się zatrzymać o spróbować wyjaśnić zagadki. Dzięki kolejnym krokom dzieci będą miały okazję poćwiczyć logiczne myślenie.
Książki z serii „Detektywi z Tajemniczej 5” i ich wakacyjna odsłona „Detektywi z Tajemniczej 5 kontra duchy” to świetne lektury ćwiczące wiele umiejętności oraz przemycające sporą dawkę wiedzy i wzbogacające słownictwo. Każdy tom skupia się wokół innych ciekawostek historycznych, dziwnych zjawiskach i krążących o określonej okolicy opowieściach.
Książki napisane bardzo przystępnie. Spora dawka humoru, dobrego nastawienia do życia, dziecięcego spojrzenia na świat, naiwnego relacjonowania wydarzeń sprawiają, że kolejne przygody mają też spory urok dla dorosłych i świetnie zastąpią lekką prozę dla dorosłych, a do tego pozwolą zmienić nastawienie do świata, rozbudzą empatię, poprawią nastrój. W książce poznamy różne typy osobowości i nie tylko dorośli bywają tu specyficzni. Także dzieci mają swoje zainteresowania, sposób zdobywania i dzielenia się wiedzą, a także spojrzenia na własną samodzielność i manipulowanie poczuciem odpowiedzialności, a do tego uwielbiających jagodzianki łasuchów. Całość wzbogacona licznymi interesującymi i estetycznymi ilustracjami Asi Gwis. Niedługie rozdziały z szybką akcją sprawiły, że każdą z książek pochłaniamy w jedno popołudnie. Zdecydowanie polecam.
Zapraszam na stronę wydawcy