Pandemiczne obostrzenia zmieniły biurowy dress code z eleganckiego na wygody, aby szybko zamienić go zaniedbanym. Powrót z pracy zdalnej do biurowej może być trudny. Zwłaszcza, kiedy otaczają nas przez lata oglądane twarze, a w firmie nie mamy co liczyć na awans, więc nie ma sensu się starać. Pozostaje rozdarcie: tkwić w tych realiach czy dać sobie szansę na zmiany? Co może się stać kiedy opuścimy strefę komfortu? To możemy zobaczyć w książce Ady Kussowskiej „O, Ida!”.
Do powieści wprowadza nas obraz popandemicznej bylejakości, zapuszczenia się,
domowego zdziczenia i powolne próby wyjścia z tego. Nie jest to łatwe. Do tego
bohaterki są nieco zniechęcone pracą. Oczywiście do czasu, kiedy nadarza się
okazja do zmiany miejsca zatrudniania, znalezienie nowego celu, dania sobie
szansy na awans. Trzy przyjaciółki Ida, Natalia i Bernadetta razem pracują w
korporacji. Są inteligentne, ironiczne, przebojowe i wiele osiągają w życiu
zawodowy. O prywatnym niewiele wiadomo. Jedno jest pewne: są zadowolone z
własnych osiągnięć i wsparcia bliskich. Dzięki temu mają sporą samodzielność,
bo ich życie wolne jest od trosk o czynsz lub raty kredytu. Własne mieszkania
dają im swobodę i prywatną przestrzeń. Ciasne, ale własne. Wolność finansowa
pozwala im na luźniejsze zarządzanie finansami, czyli mogą pozwolić sobie na
małe i duże podróże. Po powrocie do pustych mieszkań muszą podjąć decyzję, czy
są wolne czy samotne. Wychodzi jednak na to, że do pełni szczęścia czegoś im
brakuje i może to dać tylko druga osoba: czułość, bliskość, miłość. Tylko jak
to znaleźć, kiedy nawet się nie szuka i dawno pogodziło się ze swoją sytuacją?
Co zrobić jeśli zegar biologiczny tyka i każda przypomina sobie, że jednak
chciałaby mieć dziecko, ale nie ma z kim? Tymi pytaniami nie zawracają sobie za
bardzo głowy. Skupiają się na codzienności i wyzwaniach jakie ona niesie. A
pojawi się ich sporo. Zwłaszcza, że do polskiej filii zajrzą zagraniczni
goście. Na drodze kobiet staną też mężczyźni, z którymi zaczną się umawiać w
tajemnicy przed przyjaciółkami.
„O, Ida!” to lekka, zabawka lektura. Słowotok bohaterek wciąga od pierwszej
strony i podsuwa ironiczne spojrzenie na świat. Bohaterki potrafią popatrzeć na
siebie z ironią. Język jest żywy, niesie za sobą sporo skojarzeń, a szybka
akcja obfituje w humorystyczne elementy podkreślone autoironią. Celne riposty,
ciekawie podsumowane zachowania osób należących do różnych pokoleń i wplatanie
przeszłości w postaci licznych dygresji sprawia, że jest to powieść pędząca
niczym nurt górskiego strumienia, aby z czasem lekko spowolnić i połączyć się z
innymi. A tu tylko innymi jest akcja tocząca się wokół wszystkich przyjaciółek i
ich planów.
Do historii wprowadza nas zabawna scena z teleturnieju, w którym pada pytanie o
korpożula. I właśnie od tego Ida zaczyna snuć opowieść o sobie i swoim
korporacyjnym życiu, które nie jest ani nudne, ani przewidywalne. Podsuwany
przez Adę Kussowską humor jest subtelny. Autorka nie rzuca wulgaryzmami by
zaskoczyć lub zszokować czytelnika, ale trafnymi porównaniami, zestawieniem
pragnień z czynami. Akcja z biurowego życia przesuwa się w kierunku oprowadzania
gości z Niemiec, randek z aplikacji, by wylądować na wakacjach. A tam wszystko
może się zdarzyć. Łącznie z przesunięciem komediowej obyczajówki w kierunku
lekkiego erotyku, a mężczyźni zaczynają do bohaterek lgnąć. A wszystko po to,
aby wyjaśnić podsunięte na początku pojęcie korpożula. Dokąd nas te objaśnienia
zaprowadzą? Przekonajcie się sami. A ja nie mogę doczekać się kolejnego tomu.
Dużym plusem tej książki jest pokazanie Katowic jako miejsca ciekawego,
obfitującego w nowe budynki, dającego spore szanse młodym ludziom. Aż chce się
tam pojechać i zobaczyć opisane w powieści miejsca.
Zapraszam na stronę wydawcy
Zapraszam na stronę wydawcy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz