Etykiety

czwartek, 27 sierpnia 2020

Agnieszka Dydycz i Antoś Oniśko "O Wojtku z planety Uran"


Każdy z nas czasami czuje, że nie pasuje do otoczenia. Mam wrażenie, że w czasach mojej edukacji podkreślano, że trzeba być takim jak inni, nie odstawać, wtapiać się w tłum. Może patrzę na to z perspektywy czasu i wyolbrzymiam. Dziś wiem, że bycie innym nie jest złe. Inny może nas wiele nauczyć, pokazać, że to, co mamy jest ważne, piękne i niezwykłe. Różnorodność sprawia, że każdy od każdego może uczyć się czegoś nowego, dostrzegać swoje zalety i wady, poprawiać otoczenie, unikać błędów. Otwarcie na napotykane osoby pozwala na zawarcie wartościowych przyjaźni. I właśnie o tak ważnych tematach jest książka Agnieszki Dydycz i Antosia Oniśki „O Wojtku z planety Uran”.
Wszystko zaczęło się od drugiego z autorów, który pewnej nocy spotkał Wojtka i opowiedział o tym mamie, która „chwyciła za pióro” i spisała tę niezwykłą przygodę z małym mieszkańcem planety Uran. Sam wybór planety jest dość zaskakujący i wywołuje wiele pytań, bo każdy z nas, w jakimś stopniu przywykł już do opowieści o Marsjanach. Ale nawiedzający Ziemie przybysz z Urana? Tego jeszcze nie było! Gazowy olbrzym, na którym ponoć padają z nieba diamenty zamiast deszczu nie zachęcał do snucia opowieści o jego mieszkańcach. Długo niewidoczna dla nas planeta (dopiero pod koniec XVIII wieku) jest całkowicie inny niż ta, którą my zamieszkujemy: inaczej wygląda rok, pogoda, inna odległość od Słońca, nachylenie (tam, gdzie inne planety mają równik tu jest jeden z biegunów), grawitacja i należy do jedne z tych planet, które nie zachęcają do zamieszkania. Dziecięcej fantazji jednak nigdy nie przeszkadzają różnice. Zamiast szukać podobieństw i przeszkód do zamieszkania jej stwierdza, że żyją tam czworonożne ludziki z sześcioma oczami i czułkami na głowie. Można ? Można!
Ilość nóg, oczu, kolor skóry i wszelkie cechy świadczące o odmienności Wojtka wcale nie sprawią, że wszyscy będą mu się przyglądać, szydzić z niego, wykluczać. Wręcz przeciwnie. Znajdzie on na Ziemi kilkudniową opiekę, będzie mógł odwiedzić zoo, „przyszyć” sobie babcię, nauczyć się jeździć na rowerze i wiele innych rzeczy. A wszystko dzięki temu, że rodzina Antosia jest bardzo otwarta i tak samo wychowała chłopca.
Autorzy przenoszą nas do świata, w którym Wojtek po wylądowaniu na Ziemi odkrywa, że jego pojazd nie jest sprawny do dalszego lotu. Nie martwi się tym jednak, ponieważ ma już 150 lat (czyli tyle co Antoś na ziemskie lata) i to nie pierwszy jego samodzielny lot. Dłuższy pobyt i spotkanie ludzi wykorzystuje jako pretekst do próbowania nowych rzeczy. A tych będzie sporo, bo jedzenie i przyroda, a także całe mnóstwo urządzeń na Uranie jest całkowicie inne. Nawet relacje społeczne są odmienne, dlatego Wojtek nie ma tam babci. Mieszkanie ze ziemską rodziną pozwala mu nie tylko na odkrywanie różnic, ale też planowanie zmian w swoim otoczeniu. Kto wie, jakie nawyki rozprzestrzeni na swojej planecie?
„O Wojtku z planety Uran” to ciepła opowieść o przyjaźni oraz różnicach pozwalających nam uczyć się nowych rzeczy, tolerancji otwierającej na czerpanie pozytywnych wzorców, rozwijaniu empatii. Z książki płynie też przesłanie, że literalna znajomość słów czasami może wprowadzić zamieszanie. Do tego dzięki Wojtkowi odkryjemy, że wcale nie jest głupio czegoś nie umieć, bo zawsze można się tego nauczyć. Poza tym każdy z nas ma inne talenty i to my czasami możemy stać się nauczycielami dla innych. Ważne, aby ciekawość świata i chęć rozwijania talentów nie zanikła w nas.
Książka świetnie sprawdzi się jako lektura terapeutyczna dla dzieci nieśmiałych, przekonanych, że ich odmienność sprawia, że są gorsze od otoczenia.
Ponad to sięgając po tę książkę pomagacie, ponieważ dzięki sponsorom firmowym i prywatnym, razem z Wydawnictwem Alegoria uzbierano fundusze na pokrycie kosztów jej wydania, a autorzy i ilustratorka zrezygnowali z honorarium, dzięki czemu aż w 70% dochodu ze sprzedaży tej publikacji trafia do Fundacji Pomóżmy Dzieciom!







 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz