Anna Sakowicz zawsze będzie dla mnie specjalistką od
trudnych tematów. Pisarka po mistrzowsku pokazuje brutalną codzienność pełną
wyzwań i jednocześnie ubiera ją w humor, aby czytelnikowi łatwiej było wejść w
świat problemów społecznych i chorób. Tematyka kojarząca się ze smutkiem, łzami,
załamaniem u niej jest pokazana w prostej, ale dosadnej formie i okraszona dużą
dawką humoru, aby czytelnik miał szansę przemyśleć, ale nie zdołować się,
uświadomić sobie problemy, ale nie załamać się. Nie znaczy to, że Anna Sakowicz
pokazuje problemy przez różowe okulary. Co to to nie. Mamy brutalną
rzeczywistość, w której osoba niepełnosprawna intelektualnie wysmaruje ściany
własnymi odchodami, chwyta w miejscach publicznych za krocze męża i obnaża się.
Nie brakuje ucieczek, poszukiwań, stresu związanego z wyczerpującą opieką oraz
szczerości, że opieka nad osobą niepełnosprawną to niesamowity trud.
„Dziś jednak wszyscy byli w zupełnie innym miejscu. Wojciech trenował swoją
cierpliwość każdego dnia, karmił, przebierał i mył żonę, choć w jego życiu
gniazdko mościła sobie depresja opiekuna. Pojawiła się ni stąd, ni zowąd jako
wierna towarzyszka alzheimera. Miranda pomagała ojcu, syn jedynie od czasu do
czasu zadzwonił z pytaniem, jak sobie radzą. Zdarzało się, że przysłał
pieniądze na leki dla mamy. Ale we wszystkim i tak byli sami. Znajomych już
dawno nie mieli. Pierwsze objawy choroby skutecznie ich przegoniły. Jakby
alzheimerem można było się zarazić! Państwo też umywało ręce, choć trzeba było
przyznać, że ośrodek pomocy społecznej wypłacał Gosi co miesiąc dwieście
złotych z groszami. Nie wystarczało nawet na nierefundowane leki, ale dobre i
to. W chorobie człowiek bierze wszystko, każdą jałmużnę i każdą oznakę empatii.
Na grymaszenie go nie stać. Zresztą nie przyniosłoby odpowiedniego skutku, bo taki
chory dla państwa jest niewidzialny. Jeżeli nie potrafi postawić krzyżyka w
okienku przy nazwisku kandydata na posła, nie istnieje. Nie opłaca się w niego
inwestować. Samotność więc stała się naturalnym drugim imieniem każdego
opiekuna osoby z niepełnosprawnością”.
Okładka i początek historii sprawiają tworzy otoczkę lekkiej, ciepłej i pełnej humoru opowieści. W sumie nie
zawiedziemy się, bo przecież takie są wszystkie książki Anny Sakowicz. Cechuje
je też zaskakiwanie czytelnika trudnymi tematami. Tym razem pisarka zabiera nas
w świat bardzo jej bliski, bo pokazujący realia niepełnosprawności
intelektualnej. Zderzenie z chorobą jest tym brutalniejsze, że bohaterka
doskonale pamięta swoją matkę jeszcze z czasów, kiedy nie była chora tylko
panowała nad każdym aspektem życia, dbała o karierę, przykładała wielką wagę do
wyglądu i poświęcała się aktywności społecznej, przez co była doceniana wśród
znajomych. Pierwsze objawy zabrały wszystko: erudycję, elegancję i wymiotły
przyjaciół. Zostali przy niej tylko najbliżsi: mąż i córka. Nawet jej matka nie
jest w stanie zaakceptować choroby tylko traktuje jak kaprys i wygodne
podejście. Najbliżsi odizolowani przez alzheimera zostają zaskoczeni wizytą
babci, z którą od początku diagnozy nie mieli kontaktu. Anna Sakowicz dosadnie
pokazuje u niej wyparcie tego, że jej dorosłe dziecko może być niesprawne. Widzimy
jej tłumaczenia, że córka postępuje tak, a nie inaczej nie przez chorobę, ale z
wygody. Później stajemy się świadkami przechodzenia przez żałobę. Nim jednak do
tego dojdzie babcia zrobi sporo zamieszania, bo misja, z którą przybywa do dorosłej
wnuczki jest bardzo ważna i poważna: chce znaleźć grzecznej dziewczynie męża. I
za nic w świecie nie daje się przekonać, że Mirka wcale nie chce się z nikim
związać. Przynajmniej z nikim, kogo babcia uważa za dobrą partię. Do tego dojdzie
przemeblowywanie domu, wprowadzanie ładu bliskiego babci. W nowych warunkach pisarce
trudno jest tworzyć. Pod wpływem natrętnego gościa w jej głowie rodzi się
pomysł napisania kryminału. W końcu w rzeczywistości nie wypada uśmiercić
babci, ale można to zrobić chociaż na kartach książki. O ile początkowo było
zabawnie to z każdą stroną i odkryciem notatek przez ofiarę robi się jeszcze zabawniej.
Mieszkanie pod jednym dachem z upierdliwą staruszką staje się dużym wyzwaniem.
Tym bardziej, że swój żal odreagowuje ona złośliwościami i wprowadzaniem
swojego ładu w domu wnuczki. Jakby tego było mało bohaterka ma na głowie mamę,
targi książki, natrętnego fana i wplątuje się w dziwną aferę, której
zakończenie na pewno Was zaskoczy, bo w jej domu pojawi się jeszcze jeden gość
przemeblowujący jej życie. Wszystko to w tle z chorobą i trudami opieki oraz
świadomością, że los jest okrutny, a niepełnosprawność bardzo kosztowna oraz
odbierająca energię opiekunom. Pisarka pięknie pokazuje to, że opiekunowie
potrzebują nawet godziny wytchnienia w ciągu dnia, że opieka to nie tylko
zajmowanie się w ciągu dnia, ale i nieprzespane nocki, walka z odpływaniem,
ciągła walka o panowanie nad fizjologią.
Anna Sakowicz z wprawą przeplata ważne tematy. Z jednej strony przyglądamy się
starości i nawykom starszych osób, z drugiej niepełnosprawności, z trzeciej
kibicujemy zakochanym, z czwartej widzimy przyjaciółki, które zawsze mogą na
sobie polegać, z piątej stajemy się świadkami molestowania. Pisarka z wprawą
łączy wątki i pokazuje, że życie ma wiele odcieni, dlatego nie warto skupiać
się wyłącznie na jednym tylko doceniać te, które rozjaśniają naszą codzienność,
w której jest też miejsce na gorycz i złość:
„Co państwo obchodzą kłopoty seniorów z alzheimerem? Przecież oni nie głosują,
można więc ich pogrzebać. Ponadto nigdy nie wyzdrowieją! Brakuje domów opieki,
brakuje pomocy dla opiekunów! Państwo ma nas głęboko w czterech literach! Kogo
stać na prywatny ośrodek? Ceny jak z kosmosu! – wyrzuciła z siebie słowa. –
Czasami mam ochotę wziąć granat i wysadzić nasz rząd w powietrze. Tylko że
zaraz przyjdzie następny, który również nic nie zrobi dla chorych seniorów.
Problemy starych ludzi nikogo nie interesują!”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz