Robert
Bly, Żelazny Jan, tł. Jacek
Tittenbrun, Warszawa “Zysk i S-ka” 2017
Mitologia zawsze wyłazi tam, gdzie kończy się nauka i
naukowe uzasadnianie. Mitologia kryzysu wieku średniego połączona z mitologią
upadku męskości i więzi męskich sprawiają, że do takich wartości, które gdzieś
tam w przeszłości ponoć były zaczynamy wzdychać. Jeśli wzdychamy zbyt mocno
powinniśmy sięgnąć po książki naukowe z socjologii, antropologii, historii
zamiast po mitologie. Umysł ludzki jednak jest przewrotny: kochamy bajki.
Właśnie owo zamiłowanie do bajek zmusza nas do sięgania po sf czy romanse oraz
wszelkiego rodzaju poradniki oderwane od realiów, ale bazujące na wymyślonych
wartościach. Szczególnym powodzeniem cieszą się ostatnio mitologie męskości,
które podobnie jak wszelkie inne płciowe mitologie uszczęśliwiające ludzi mają
się dobrze. Im ludzie mają większe możliwości wyboru, większą swobodę działania
i samospełnienia tym bardziej wzdychają do mitów ograniczających te wybory. Z
tego powodu wielu dorosłych tak bardzo tęskni za dzieciństwem, czyli czasem,
kiedy nie mogliśmy sami o sobie stanowić zamiast przejść do pogodzenia się z
odpowiedzialnością za siebie i swoje czyny. „Żelazny Jan” sięga po podobne narzędzia:
to ktoś za nas powinien zdecydować i wprowadzić nas w świat dorosłych. Sięganie
po mitologie, mieszanie z kulturą sprawia, że książka staje się postjungowskim
męskim odpowiednikiem „Biegnącej z wilkami”, czyli lekturą pokazującą jak to
dawniej było cudownie, bo starsze pokolenia wprowadzały w świat dorosłych.
Każdy znawca historii i socjologii wie, że to mit ociekający mizogynią.
Bazujące na legendzie o Żelaznym Janie pomysły Roberta Bly’a sprawia, że
bezrefleksyjni czytelnicy zachwycą się skrajną separacją męskości od
kobiecości, co w kulturze jest bardzo niezdrowe i prowadzi do przemocy jednej
płci wobec drugiej.
„Żelazny Jan” to lektura chcąca uchodzić za poradnik
dla zagubionych mężczyzn w świecie równych szans i przekonujących ich, że
współpraca międzypłciowa jest złem, czyli przynoszącym wiele szkody, ponieważ
może pogłębić zagubienie, w rzeczywistości, w której ludzie w pracy i związku
mają być partnerami dążącymi do wspólnego celu.
Książka stylizowana jest na poradnik dla mężczyzn. Główne
przesłanie to „odkryj swoje wnętrze”. Wnętrzem ma być tu Dzikus z legendy i na
tym koniec pomysłu na męskość i radzenie sobie z traumami wynikającymi z
zagubienia w świecie nowych wartości, w których kobieta przestaje być
własnością, a staje się podmiotem, z którego zdaniem trzeba się liczyć. Czy
taki powrót do dawnych „lepszych” czasów jest dobry musicie sobie odpowiedzieć
sami. Ja należę do zwolenniczek filozofii Berlina, w której dorosły człowiek
zawsze ma wybór i zawsze ponosi konsekwencje swoich wyborów. Bly zaprasza do
czasów męskiego dzieciństwa, w którym to inni odpowiadają za traumy i złe
wybory. To mit więzi ojca z synem i przekonanie, że dawniej było lepiej, bo owa
więź istniała jest tu motywem przewodnim. Jeśli sięgniemy do historii
społecznej szybko odkryjemy jak owa mityczna „więź” wyglądała i że była
poddaniem się autorytarnej woli ojca (samca Alfy stada ludzkiego). W takiej
postawie jest coś z dziecięcej bezradności: niech inni zdecydują za mnie, bo
wiedzą lepiej. Takie podporządkowanie prowadzi też do braku konfliktów,
ponieważ syn nie ma się, o co z ojcem sprzeczać, ponieważ wykonuje jego
polecenia.
Gdyby całość napisano prosto i dosadnie zaznaczono:
synku słuchaj się tatusia nie byłoby zachwytu. Autor jest jednak sprytny i
ucieka się do zasłonienia się legendą o Żelaznym Janie, który ma sprawić, że
pomysły mają być wzniosłe. Potraktowanie lektury z dystansem do męskich mitów i
szacunkiem do historii sprawia, że treść staje się śmieszna, a później wręcz
irytująca, ponieważ zaczynamy sobie uzmysławiać jak wielu niewykształconych i
nieznających przeszłości mężczyzn sięgnie po nie i uzna bełkot za objawioną
prawdę. Całkowite oderwanie od naukowości sprawia, że poradnik staje się
gawędzeniem pijanego wujka, który wie lepiej, a nawet jeśli nie wie to i tak
nie szkodzi, bo ważne, że ma coś do powiedzenia, a treść staje się nieważna, bo
najważniejsze, że otoczenie może sobie go posłuchać, a on poopowiadać.
Opowiadanie krąży wokół klasycznej literatury,
laickiego omówienia zwyczajów ludów pierwotnych, powtarzanie bajek o
starożytnych zwyczajach zmieszanymi z własnymi przekonaniami i wierszykami
własnego autorstwa. Całość oderwana od faktów snuta jest jak baśń o żelaznym
smoku, który ma zachwycać i olśniewać. Bogata bibliografia niemająca nic
wspólnego z naukowością ma sprawić jej wrażenie. Spodziewałam się dużo lepszej i profesjonalniejszej lektury, a zostałam zaskoczona mitologią, która może krzywdzić mężczyzn, ponieważ jest w niej coś z argumentacji jak w poradnikach pozytywnego myślenia: jeśli chorujesz to jest to twoja wina.
Książka będzie dobrą lekturą dla osób, które kochają
mit męskości oderwany od wiedzy naukowej, a zwłaszcza neurobiologii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz