Większość z nas ma mniejsze lub większe rodziny i normą jest dla nas, że nie żyjemy w społecznej próżni. A co by było, gdybyśmy mieli tylko jednego rodzica, który nie chce nic opowiadać o krewnych? Jak wyglądałoby nasze dzieciństwo bez babć, dziadków, opowieści o pradziadkach, bez cioć, wujków, kuzynów, poczucia, że jest się skazanym na bliskich? Czy nie tęsknilibyśmy za osadzeniem nas w konkretnej społeczności? Takie pytania nasunęły mi się w czasie czytania książki Alicji Filipowskiej „Ani słowa o rodzinie”.
Historia zaczyna się od podróży Kai Wesołowskiej do Kamionki na Lubelszczyźnie.
Prowincjonalne polskie miasteczka (czy wieś mająca niecałe 2 tys. mieszkańców)
nie robi dobrego wrażenia na dziewczynie wychowanej w dużym niemieckim mieście.
Przepaść ekonomiczna i mentalna jest spora. Chodząca w trampkach wytatuowana
dziewczyna nie pasuje do otoczenia. Szybko dowiadujemy się, że młoda kobieta
chce poznać rodzinę. Stopniowo poznajemy jej historię, przyglądamy się jej
oczami samotnie mieszkającemu dziadkowi. On stracił żonę, ona matkę. Jednak nie
są sami. Mają nie tylko siebie, ale i całe mnóstwo krewnych, które Kaja
stopniowo będzie miała okazję poznać. Do tego odkryje, że może i można się cały
rok kłócić z rodziną, ale w święta trzeba usiąść do wspólnego stołu. Z każdą
stroną sucha gałązka drzewa genealogicznego, na którego rysowanie była skazana
w dzieciństwie rozrasta się i przybiera realny wygląd, określony wygląd.
Dotychczas drzewo genealogiczne „wyglądało jak wyschnięty badyl po tym, gdy
pierwszy mróz ściął ostatnie liście i zostały tam tylko dwa jabłka".
Równolegle z akcją poznajemy wcześniejsze losy bohaterki, zobaczymy jak
wyglądało jej życie w Hamburgu, dowiemy się, w jaki sposób przeżywała brak
kontaktu z krewnymi, jakie były jej oczekiwania wobec przyjazdu do Polski i
odnalezieniu bliskich. Wizyta w rodzinnym domu matki okazuje się ciągiem
rozczarowań. Dziadek jest typem zgryźliwego samotnika, który nie wita wnuczki z
otwartymi ramionami. Babci nie ma okazji poznać, bo zmarła kilka lat wcześniej.
Chłód, dystans, a nawet traktowanie Kai jak intruza nie zniechęcą jej do
zacieśniania relacji. Nawykła do wygodnego życia młoda kobieta będzie musiała
zmierzyć się z urokami życia na prowincji, czyli kiepskiej komunikacji
publicznej, złych warunków w domu dziadka, braku udogodnień. Zapuszczony przez
starszego mężczyznę dom nie zachęca do pozostania w nim dłużej. Kaja jednak
uparła się, aby poznać krewnych. Dziadek jest jedynym tropem, który może ją
poprowadzić dalej. Niestety okazuje się, że nie utrzymuje on z nikim kontaktów
i prowadzi specyficzny tryb życia. Do tego nie ma najlepszych relacji z
ekscentrycznymi sąsiadkami. Główna bohaterka jest kobietą przebojową, potrafiącą
wykorzystać swoje umiejętności. Kiedy okazuje się, że niedostaje się na studia
szybko znajduje pracę w pobliskiej stadninie, w której okazuje się stworzona do
pracy z końmi.
"Ani słowa o rodzinie" Alicji Filipowskiej to książka podsuwająca nam
historię o zawiłych losach ludzi żyjących na prowincji, kierujących się
tradycją i przejmujących się tym, co ludzie o nich sądzą lub co powiedzą oraz
skomplikowanymi relacjami. Dużo tu dbania o pozory, dbania o obcych i
odrzucania bliskich, ranienia ich. Mamy tu opowieść o ucieczce, izolacji, dystansie,
ranieniu się słowami. Są też traumy, po których trzeba leczyć rany. Wydarzenia
poznajemy z dwóch perspektyw: Kai i jej dziadka Stanisława, który po latach
uzmysławia sobie, że nigdy nie był dobrym ojcem. Bohaterzy są wyraziści, mają
osobisty bagaż doświadczeń, każdy na swój sposób jest uparty i buduje relacja
na własnych zasadach oczekując, że inni się po prostu dostosują. Między
bohaterami jest mur z tajemnic. Dlaczego mama nie chciała opowiadać o rodzinie?
Dlaczego dziadek nie utrzymuje z nikim kontaktów? Kaja stopniowo poznaje
przeszłość, odkrywa tajemnice i może lepiej zrozumieć postępowanie bliskich.
Alicja Filipowska zabiera nas do świata emocji, problemów społecznych, trudnych
doświadczeń, zawiłych relacji międzyludzkich, tajemnic rodzinnych, poczucia
straty, zagubienia i potrzeby odnalezienia swojej tożsamości. Pisarka
wykreowała całą gamę różnorodnych bohaterów, którzy wzajemnie na siebie
oddziałują. „Ani słowa o rodzinie” to opowieść o pragnieniu miłości, potrzebie
bliskości i marzeniach o rodzinie oraz uporaniu się z żałobą. Obecność bliskich
ma wypełnić lukę, która powstała po śmierci mamy oraz zapełnić pustkę odczuwaną
przez całe życie.
Akcja powieści toczy się pozornie spokojnie. Mamy tu zwyczajną codzienność, w
którą wplecione są przemyślenia, doświadczenia bohaterów oraz starcia i
stopniowe otwieranie się.
Recenzja napisana dzięki bezpłatnemu egzemplarzowi recenzenckiemu od Wydawnictwa Zysk i S-ka.
Recenzja napisana dzięki bezpłatnemu egzemplarzowi recenzenckiemu od Wydawnictwa Zysk i S-ka.
Muszę przeczytać, bo recenzja mnie przekonała! Też piszę blog o książkach. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńFajna i zachęcająca recenzja.
OdpowiedzUsuń