poniedziałek, 20 maja 2024

Joanna Lato "Żmija"


Książek o seryjnych mordercach mamy całkiem sporo. Większość z nich to historie o mężczyznach ekscytujących się widokiem krwi i cierpieniem ofiar, doznających ekstazy w obliczu przerażenia zabijanej osoby. Kobiet morderczyń w literaturze mamy niewiele. Jednak ich pojawianie zwykle związane jest z koniecznością zemsty, czy niesieniem pewnego rodzaju sprawiedliwości. I nie ważne, że jest to misja przez nie wymyślona. Po ten chwyt sięga też Joanna Lato w książce „Żmija”.
Sama okładka zapowiada mroczną opowieść. We mnie wywołała skojarzenia z kulturami dawnych religii, nasunęła wizję ciemnych borów (chociaż z badań naukowych wiemy, że dawne lasy wcale nie były tak ciemne jak nam się wydaje). Do współczesnego świata weszłam z lekkim zaskoczeniem. Pierwszoosobowa narratorka wprowadza nas w swoją codzienność. Dowiadujemy się, że zajmuje się morderstwami na zlecenie. I tu w umyśle czytelnika może powstać obraz złej kobiety, w której z daleka można rozpoznać seryjną morderczynię. Ona jednak rozwiewa te złudzenia, opowiada o tym jak wygląda jaj codzienność, w jaki sposób się kamufluje, zbiera informacje, kolekcjonuje dowody.
Akcję otwiera otrzymanie kolejnego zlecenia. Jest jednak ono inne niż wszystkie wcześniejsze. Tym razem ma za zadanie zabić byłego partnera, więc zemsta będzie też osobista. Z kolejnych scenek wyłania nam się obraz osoby dobrze zorganizowanej, obeznanej w technologii, rynku, twardo stąpającej po ziemi i potrafiącej dobrze się kamuflować. Akcja oczywiście nagina sporo faktów. Dowiemy się m.in., że dzwoni z zakupionych w kioskach starterów bez ich aktywacji w postaci przypisania do konkretnej osoby na podstawie dokumentu. Oczywiście mamy tu fikcję i do jej potrzeb nagięto sporo takich szczegółów. Jeśli ktoś liczy na trzymanie się rzeczywistości to zdecydowanie nie jest to tego typu książka. Za to mamy ciekawe pokazanie polowania, osaczania ofiary. Przygotowania są długie, precyzyjne. Bohaterka jest postacią pedantyczną, dbającą o każdy szczegół. Chłodno podchodzi do każdego zlecenia. W jej działaniu widzimy pewnego rodzaju rutynę i precyzję osoby doświadczonej w swoim fachu. I w sumie nie miałaby, o czym opowiadać, bo kolejne zlecenie to dla niej nic nowego. Jednak osobiste doświadczenia sprawiają, że zabiera nas do swojego świata, pokazuje kolejne kroki tworzenia pozorów, wicia zasadzki. Jej podejście do zadania jest chłodne, z nastawieniem na cel. W przygotowaniach wycisza emocje.
Mimo tej prostoty akcja obfituje w szczegóły, podsuwa ciekawe spostrzeżenia na temat życia społecznego, tworzenia pozorów, kierowania się popędami. Sporo tu problemów społecznych, wyzwań, chorób, wiary w cuda i cudowne mikstury oraz problemu zdrady, doświadczenia rozczarowania, pytań o możliwość wybaczenia. Pierwszoosobowa narratorka mężczyzn skaczących z kwiatka na kwiatek pokazuje z takiej perspektywy, z jakiej stereotypowo patrzy się na kobiety postępujące w ten sposób i mające wielu partnerów. Nie ma tu usprawiedliwiania do braku umiejętności panowania nad swoim popędem. Nadia, czyli tytułowa żmija to kobieta zraniona i w wypaczony sposób dążąca do sprawiedliwości, zadośćuczynienia za zło, które niesie przez łamanie serc kolejnym niewinnym zakochanym partnerkom. Nadia jest tu niczym nieczuły anioł śmierci nastawiony na cel. Zestawienie jej myśli z obrazem świata mężczyzn daje ciekawe spojrzenie na problem zemsty i czasami pokazuje wiele sytuacji w krzywym zwierciadle.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz