niedziela, 3 sierpnia 2014

Tomasz Białkowski "Teoria ruchów Vorbla"



http://www.jankawydawnictwo.pl/recenzje6.html
Tomasz Białkowski, Teoria ruchów Vorbla, Pruszków „JanKa” 2011
O mężczyznach w wieku średnim i po kryzysie tego wieku było wiele książek i filmów. Nawet nie muszę daleko szukać pamięcią, ponieważ niedawno czytałam Grzegorza Kozery "Drogę do Tarvisio", a z filmów idealnie w ten klimat wpisuje się „Dzień świra” reż. Marka Konrada. Wszystkie one pokazują mężczyzn, jako istoty aspołeczne, cierpiące na różnorodne kompleksy i mające przykre doświadczenia ze służbami zdrowia. Łączy je też płeć autorów: mężczyźni i to mężczyźni po lub w trakcie kryzysu. „Teoria ruchów Vorbla” Tomasza Białkowskiego nie odbiega od tych schematów. Ach, ten biedny, prześladowany i upokarzany przez ponętne, a do tego ciągle gotowe do łóżkowych figlów kobiet, które z powodu braku zaspokojenia ze strony mężczyzn zatrudniają prostytutki, rozbijają rodziny, bo męski romans jest naturalny, a kobiecy to szczyt bezczelności nawet, jeśli ogranicza się do przyjaźni, jak w „Innej kobiecie” reż. Nicka Cassavertesa. Severyna Vorbla nic od tych bohaterów nie różni. Jest przewidywalnym dużym dzieckiem, które potrzebuje ciągle kobiecej opieki, a jednocześnie – z powodu braku umiejętności społecznych – odcina się od żony, by być bliżej kochanego psa, po śmierci, którego jego życie traci sens i pogrąża się w rozpaczy.
Jednocześnie przy całej tej banalności jest to powieść nietypowa, ponieważ autor przekonuje nas, że ludzie kiedyś się spotykają i dochodzi do zbiorowej konfrontacji bliskich. W normalnych rodzinach przewiduje się takie wydarzenia regularnie w święta, ale przecież nie wszystkie są takie. Czasami bliscy żyją obok siebie jak obcy ludzie, a później los rzuca ich w różna zakątki świata, by jeszcze od siebie oddalić: „Pomyślałem sobie, że jesteśmy – my, ludzie – jak te cząstki. Zderzamy się ze sobą, wpadamy na innych, znowu odbijamy, nasze ruchy są zygzakowate, niby wiemy czego chcemy, ale odpijamy się bezsensownie od siebie”.
Ten sam los bawiąc się człowiekiem zmusza go do wędrówek, które prowadzą wiele osób w jedno miejsce. Przypadkowe tory poruszania się – jak w przypadku bakterii – mogą ostatecznie spotkać się: „W tym miejscu pojedyncze ludzkie cząstki, dotychczas wykonujące dziwaczne zygzakowate ruchy, przekierunkowują się. Przez lata beznamiętnie zderzały się ze sobą, teraz obierają jednakowy zwrot. Odtąd ich trajektorie będą wycelowane w ten sam punkt. Losy pojedynczej cząsteczki stają się zbiorowym losem wszystkich”.
Książka została napisana nietypowo, ponieważ mamy w niej ciągle do czynienia z różnymi kadrami, spojrzeniami na bohaterów, którzy ze sobą się spotykają. Nie jesteśmy pewni dokąd owe relacje i przypadkowe zbiegi okoliczności mogą prowadzić. Nie zachowano tu ani chronologii, ani też wspólnego miejsca. Czytelnik jest rzucany – tak jak bohaterowie, którzy mogą symbolizować każdego – z miejsca do miejsca, a te wydarzenia nie mają żadnej logiki. Gdyby nie ten wymiar symboliczny książki, a fabułę poukładano by pięknie to całość straciłaby nie tylko urok, ale stałaby się łatwym czytadłem, które przez liczne zabiegi zostało zmienione w powieść dla czytelnika z bardzo podzielną uwagą i potrafiącego śledzić kilka wątków. Książka posiada kompozycję klamrową, która czytelnika zbija z tropu. To, co my oczekujemy, jako koniec tu jest tylko punktem, który wprowadza elementy w kolejny ruch. Nawet dramatyczne spotkanie członków pod stołem, na który leci sufit z przedwojenną trumną niewiele zmienią w ich relacjach. Jeśli komuś spodobały się „Kuzyneczki” Teresy Rudzkiej i ma ochotę na mniejszą plątaninę to „Teoria ruchów Vorbla” spełni oczekiwania. Mnie troszkę ten labirynt wydarzeń przypominał „Początek” czy „Grę z ogniem” Andrzeja Szczypiorskiego.
Zastanawiające jest motto na początku książki. Gdybyśmy czytali całość przez ten pryzmat, który sugeruje też zakończenie to całość nabiera zupełnie innej wartości. Staje się jawą umierającego, który marzy o spotkaniu się ludzkich cząstek, ale przez swoje bezsensowne działanie tylko odbija (oddala) ludzi od siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz