Teresa
Monika Rudzka, Kuzyneczki, Warszawa
2013
Każdy ma w domu swoje
piekiełko. Normalność okazuje się nienormalna, a piękna otoczka to tylko
opakowanie wielkich brudów i przemocy wobec bliskich. Mimo tego książka jest
przepełniona uśmiechem, pozytywną energią i kobietami, które walczą o byt
rodziny. Mężczyźni są tu jedynie dodatkiem, który często nie potrafi odnaleźć
się w życiu, a co dopiero utrzymać rodzinę. Ten obowiązek spoczywa na płci
pięknej, która mimo pracowitości i zaradności ciągle jest dyskryminowana, przez
mężczyzn wychowanych przez mamusie na egoistów. Takie małżeństwa nie mogą i nie
są szczęśliwe. Oczywiście możemy znaleźć wyjątki, ale są tak nieliczne, że to
właśnie one wydają się nam patologiczne na tle normalnych kłótni, wypominania,
wzajemnych pretensji i obgadywania domowników, bo wiadomo, że domownik zawsze
najgorszy i zawsze najzłośliwszy. Inni zawsze mają lepiej: począwszy od
synowych, zięciów po dzieci i pracę. Takie pozory tworzyli bohaterowie powieści
Barbary Tomaszewskiej „Iluzja” i Jolanty Kwiatkowskiej „Przewrotność dobra".
Miniaturkę można zobaczyć w filmie „Sierpień w hrabstwie Osage” reż. Johna Wellsa. Despotyczne matki i teściowe traktują innych tak jak same były traktowane przez
swoje matki i teściowe. Ta spirala powoli się rozwija, a dzieci jednak
zmieniają swoje wpływy, ale są one niewielkie.
„Kuzyneczki” Teresy Moniki
Rudziej to bardzo interesujący obraz kobiet, które żyły w jednej rodzinie na
przełomie różnorodnych wydarzeń. Począwszy od czasów przedwojennych po
współczesność starają się żyć po swojemu i podejmują mniej lub bardziej trafne
decyzje, utrzymują lepsze lub gorsze relacje z bliskimi i znajomymi oraz
nieznajomymi, a także mają odmienne charaktery. Całość sprawia wrażenie
opowieści o przeciętnej rodzinie. Usytuowanie w Polsce to tylko wybór tła do
ich bogatego życia i ciągłej walki. Jednak nie są one przywiązane do jednego
miejsca. Mogłyby mieszkać w jakimkolwiek innym kraju. Jest to opowieść o
kobietach i ich miejscu w społeczeństwie, które ciągle pozostaje tradycyjne:
Jakie
jest najlepsze wyjście dla kobiety?
Powszechnie
sądzi się, że wyjście za mąż, założenie rodziny. Cóż, „z rodziną najlepiej
wychodzi się na zdjęciu, mówiłam (nie pierwsza, nie ostatnia) po wielokrotnym
wysłuchaniu tych samych historii opowiadanych przez kilka osób, z różnych
punktów widzenia. Mając w pamięci także własne przypadki, zapragnęłam, podobnie
jak wielu przede mną, spróbować opisać i wyjaśnić zagadkę trudnego życia wśród
najbliższych
Otoczka
tego „wyjścia" musiała być odpowiednia, ale przecież nie każda uważa, że jest to
dobre wyjście, ponieważ kobieta z mężem czy bez zawsze pozostaje skazana na
radzenie sobie z wieloma trudami codzienności i własnymi upadkom:
Ślub
kościelny, wielkie rzeczy. Jak człowiek sam o siebie nie zadba, nikt inny tego
nie zrobi. Jeśli Bóg istnieje to widzi człowieka na wylot, a ludzie zawsze będą
gadać.
Jak z opowieściami o
rodzinach bywa i ta jest rozbudowania, sprawiająca wrażenie chaotycznej, ale
jednocześnie bardzo dokładna oraz pisana w „stylu gadanym”: ma się wrażenie, że
to kobiety między sobą wspominają wcześniejsze lata. Doskonale do oceny książki
pasują słowa Reni o literaturze: Właściwie kto powiedział, że dobra
literatura stoi Mannem i Proustem? To przecież jak jedzenie – są w nim i
poważne pieczenie wieprzowe, i polędwica wołowa, są lekkie naleśniki, chłodnik,
lody o różnych smakach. Nieważne co, ważne jak jest przyrządzone i to samo
dotyczy książek.
Czytając
„Kuzyneczki” w myślach szukałam podobnego sposobu pisania i innych znanych mi
pisarzy. Skojarzeń było kilka: od Denisa Diderota („Kubuś Fatalista i jego pan”)
przez Karolinę Lanckorońską („Wspomnienia wojenne") po Hankę Bielicką („Uśmiech w kapeluszu”) oraz Marcela Prousta ("W poszukiwaniu straconego czasu"). Oczywiście u każdego z tych autorów inny aspekt był ważny: u
francuskiego filozofa – żywy dialog i nasycenie zabawnymi wydarzeniami
przeplatanymi z nieszczęściami, u polsko – węgiersko – austriackiej arystokratki
spojrzenie na świat i życzliwość wobec bliźnich, natomiast od polskiej aktorki
okraszanie wszystkiego uśmiechem i podsumowanie złego uśmiechem czy żartem. Od francuskiego pisarza wydaje się być zapożyczony styl "strumienia świadomości", ale u Rudzkiej jest to strumień skojarzeń dwóch kobiet, których wspomnienia stają się pretekstem do opowieści o ciotkach, kuzynkach, siostrach, matkach, córkach. Można śmiało powiedzieć, że to nasz polski literacki Almodóvar trafnie pokazujący kobiety.
Polecam
książkę wszystkim, którzy nie boją się skomplikowanej fabuły i refleksji nad życiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz