Małgorzata Danuta Kłaczyńska to autorka poruszająca
w swych książkach bardzo ważne tematy. Pierwsza z serii „Ważne rozmowy Krysi o świecie” bardzo subtelnie i interesująco wyjaśnia potrzebę bycia tolerancyjnym
wobec innych. Uniwersalizm książki sprawia, że nie powinna być to lektura
obowiązkowa wyłącznie dla dzieci, ale i dorosłych. W końcu dla dojrzałych
czytelników istnieje wiele pozycji książkowych, których bohaterem jest dziecko,
a tematy i przesłanie każe nam je umieszczać w zbiorze literatury nie tylko
poważnej, ale i filozoficznej. Książki Małgorzaty Kłaczyńskiej polecam
wszystkim, którzy chcą na chwilę się zatrzymać i pomyśleć o świecie, aby
naprawiać swoje życie.
Zachęcam do przeczytania mojej rozmowy z autorką,
która nie tylko posiada rozległą wiedzę, ale i emanuje optymizmem oraz ciepłem
i życzliwością wobec ludzi.
Anna
Sikorska: Pani książka zaskoczyła mnie
niesamowitą dojrzałością społeczną. Jak pani ją osiągnęła?
Małgorzata
D. Kłaczyńska: Dość prosto.
Urosłam i dojrzałam (śmiech).
AS: Każdy dorosły byłby wówczas dojrzały społecznie, a
przecież tak nie jest.
Małgorzata
D. Kłaczyńska: Trudno mi
odpowiedzieć na tak postawione pytanie, bo czy jestem dojrzała społecznie? Nie
wiem. Wydaje mi się, choć pewnie pani, jako filozof, więcej na ten temat może
powiedzieć, że „dojrzałość społeczna” jest definicją wynikającą z systemu
społecznego, czyli konstrukcji, owszem porządkującej świat, ale skrajnie
nienaturalnej. Stworzonej przez ludzi dla
ich zsubiektywizowanych potrzeb. Ja sama, z natury i po „dojrzeniu”, mam embiwalentne
podejście do wszelkich systemów, form i norm.
Jeśli dobrze rozumiem, „dojrzałość społeczną” definiuje
się, jako umiejętność współżycia w zespole. Oczywiście w dużym uproszczeniu.
Jestem krańcową indywidualistką, więc tej umiejętności natura mi raczej poskąpiła.
W tym znaczeniu nie spełniam warunków, określonych dla dojrzałej społecznie
jednostki.
Jestem natomiast wystarczajaco empatyczna, aby czuć,
co może czuć ktoś. Mam też świadomość konsekwencji, jakie mogą przynieść
konkretne zachowania ludzi i grup. A to już zasługa raczej wiedzy historycznej
i książek.
Jeśli empatia i wiedza wystarczają by wyczerpać
znaczenie „dojrzałości społecznej”, to tak, jestem dojrzała społecznie.
AS: Skąd pomysł na książki o trudnych i ważnych
tematach?
Małgorzata
D. Kłaczyńska: Nie było takich na
rynku. Kontrowersyjna tematyka społeczna jest traktowana przez pisarzy trochę
jak przypuszczalny zbuk. Trudno znaleźć chętnego, aby takie jajko otworzył i
potwierdził przypuszczenie.
AS: Może to raczej wydawcy nie chcą inwestować w taką tematykę?
Małgorzata
D. Kłaczyńska: Może. Niemniej
efekt końcowy jest taki sam. Tego rodzaju książki nie powstają. Rodzic, który
chce mieć wyedukowane, mądre społecznie dziecko, mimo że szuka, nie potrafi
znaleźć, choć jednej pozycji na rynku wydawniczym, która pomogłaby mu dziecko,
w tym konkretnym zakresie, wychować.
AS: Czy braki na rynku książek dotyczą każdego z
poruszanych przez panią zagadnień?
Małgorzata
D. Kłaczyńska: Niemal. Jakiś czas
temu szukałam dla swojej córeczki angielsko lub polskojęzycznej dziecięcej
pozycji o konsumpcjonizmie – największego problemu współczesnego świata – i nie
znalazłam. Szukałam książki o roli kobiet i też nie znalazłam. Temat
homoseksualności w polskiej literaturze beletrystycznej dla dzieci jest praktycznie
nieakceptowalny. I tak dalej, i tak dalej.
AS: Wierzy pani w ewolucję człowieka: będziemy coraz
doskonalsi i bardziej doceniający innych?
Małgorzata
D. Kłaczyńska: Czy wierzę? Chyba
nie. To pytanie raczej do specjalistów w dziedzinie psychologii i ewolucji,
albo do futurologów. Moja mała wiedza podpowiada mi, że instynkty, namiętności,
emocje towarzyszą ludzkości od początku. Przez lata ewolucji wiele w nas się
zmieniło, lecz pewne aspekty naszej natury pozstały niezmienne. Wie pani, w co
bardziej mogłabym uwierzyć? Że na przestrzeni lat pragmatyzm wpłynie na zanik
naszych autodestrukcyjnych poczynań. Tak bardzo będziemy bali się skutków
wojny, że na wszelki wypadek wyeliminujemy z życia wszystko to, co może do niej
zmierzać. Na przykład nietolerancyjne poglądy.
AS: Z jednej strony pragmatyzm jest doskonałą ideą,
którą warto wykorzystać w społeczeństwie i nauce, ale z drugiej może nas
zapędzić w ślepy róg. Nie uważa pani, że nadmiar tolerancji może być
niebezpieczny? Że możemy zatracić granicę tego, co wolno, a czego nie? W imię
tolerancji dziś uważamy za normalne związki homoseksualne(ja też podzielam ten
pogląd). Każdy, kto uważa inaczej uznawany jest za odszczepieńca. Za
kilkanaście lub kilkadziesiąt lat za normę możemy uznać pedofilię i zoofilię
oraz wszelkie wypaczenia.
Małgorzata
D. Kłaczyńska: Sugeruje pani, iż tolerancja
ma swoją złą stronę? Tak nie jest. Tolerancja jest wyłącznie pozytywną ideą. Definicja
tolerancji, tak jak definicja każdej idei czy filozofii, gdzieś się kończy. W
chwili, gdy się kończy pojawia się coś zupełnie innego, jakaś nowa wartość.
Niemal każda dziedzina życia ilustruje tę prostą zasadę ograniczoności
definicji.
Świetnym przykładem mogłaby być tutaj definicja
„wymiany”. „Wymiana” jest jedną z najpiękniejszych idei wspólnotowych. Ja w tym
roku pomogę ci przy budowie twojego domu, a w przyszłym roku ty pomożesz mi
przy budowie mojego. Ja podrzucę ci kilka słoików własnych ogórków, a ty
popilnujesz mojego dziecka. „Wymiana” była i jest pozytywna, twórcza, łączy
ludzi. Kiedy natomiast polityk mówi do drugiego: ty sfinansujesz moją kampanię
a ja sprawię, że twoja firma wygra przetarg – czy jest to nadal wymiana? Tak.
Lecz nie tylko. Dlatego definicja „wymiany” nie może być tutaj zastosowana.
Panowie zawarli bowiem umowę, która znacznie wykracza poza granicę czystej
„wymiany”. W tym przypadku zaczyna obowiązywać określenie „korupcja”, które definiuje
zjawisko naganne.
To samo dotyczy idei „dobroci”. Nie zaprzeczy pani,
że „dobroć” jest niepodważalnie pozytywną myślą. Mianem „dobrego człowieka”
ocenia się ludzi, którzy nie ustają w pomaganiu innym. Ale i ta definicja ma
swoje ograniczenia. Człowieka, który żyruje kolejny i kolejny kredyt niewypłacalnemu
znajomemu, już nie nazywamy „dobrym”, lecz „naiwnym” lub „nieodpowiedzialnym”.
Na marginesie każdej dobrej idei początek mają inne
idee, czasem skrajne, czasem całkowicie sprzeczne.
AS: Czy tak samo jest z definicją tolerancji?
Małgorzata
D. Kłaczyńska: Dokładnie tak samo.
Tolerancja też się gdzieś kończy. Kończy się tam, gdzie zaczyna się krzywda
innej istoty, człowieka, zwierzęcia, nawet planety, według mnie. Czyli
tolerujemy tylko to, co nie niesie za sobą czyichkolwiek krzywd. To proste.
AS: Dlaczego ważne jest, by uczyć dzieci akceptacji?
Małgorzata
D. Kłaczyńska: Dla nich samych. Ludziom
tolerancyjnym żyje się po prostu lepiej. Mają niższe ciśnienie krwi w żyłach
(śmiech). To samo dotyczy dzieci. Spokój w społeczeństwie jest wartością dodaną.
Najpierw ja, a potem świat J.
AS: Ma pani przepis na walkę z przemocą wśród dzieci? W
pani książce o tolerancji dziewczynki są już starsze i mądre, a do tego
wyrozumiałe. Można powiedzieć, że są wzorem. W rzeczywistości jest jednak
inaczej: rówieśnicy mówią sobie po prostu „spadaj” i nie myślą o swoich
czynach.
Małgorzata
D. Kłaczyńska: Przepisu nie mam.
Gdybym miała opatentowałabym go, a potem sprzedawała licencje rządom tego świata
(śmiech). Mogę tylko domniemywać, co może odwrócić ten bieg. Ale nie chcę powtarzać
słów, które wypowiadało przede mną dziesiątki specjalistków w dziedzinie zmian
społecznych.
AS: Jakie jest pani najstarsze wspomnienia z
dzieciństwa?
Małgorzata
D. Kłaczyńska: Biegajace po
podwórku kury J. A dlaczego pani o to pyta?
AS: Interesują mnie pani doświadczenia z dzieciństwa.
Często to, czego doświadczamy, jako dzieci, odbija na nas piętno. Biegające
kury to taka troszkę wiejska sielanka.
Małgorzata
D. Kłaczyńska: Dzieciństwo
spędziłam na wsi z dziadkami. Bez wątpienia miało ono wpływ na ukształtowanie
moich wartości.
AS: Kiedy pani odkryła w sobie wewnętrzną potrzebę uczenia
się?
Małgorzata
D. Kłaczyńska: Czy pyta pani o świadomość
tego, że wiedza ułatwi mi zrozumienie świata?
AS: Tak. Właśnie o to mi chodzi. O potrzebę, a nie o
konieczność, uczenia się.
Małgorzata
D. Kłaczyńska: Wydaje mi się, że
świadomość wagi, jaką ma wiedza przyszła do mnie wraz z wiedzą (śmiech). Czyli
gdzieś pod koniec moich studiów magisterskich.
Czym więcej czytałam, uczyłam się tym bardziej czułam
potrzebę posiadania wiedzy. Tak chyba jest ze wszystkimi, którzy lubią wiedzieć
(śmiech).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz