Meg Meeker, 10 zwyczajów szczęśliwych matek, tł.
Maria Smulewska, Kraków „Wydawnictwo M” 2013
Jeszcze trzydzieści lat temu
ludzie kończyli szkołę średnią i mogli dostać pracę odpowiadającą im
kwalifikacjom. Powoli zaczynał się wyścig szczurów, ale nie był w ten sposób
postrzegany. Należało znaleźć pracę, żonę/męża, założyć rodzinę i cieszyć się
umową o pracę, urlopami, kupionymi dzięki znajomościom drobiazgami i dzięki
założeniu rodziny meblami, pralką, lodówką, a wirówką, jak się postarało o
potomstwo. Motywacja do założenia rodziny była. Państwo o to dbało. Żyło się
trudniej, ale mniej nerwowo. Jak nie było czegoś to wszyscy tego nie mieli. Chodzenie
w ubraniach uszytych ze starszych ubrań czy po starszym rodzeństwie lub kuzynostwie
było standardem. Wnukami zajmowali się dziadkowie, którym czas płynął wolniej.
Później nastąpił wielki
wybuch… Zalała nas cywilizacja Zachodnia ze swoimi osiągnięciami, łatwością
dostępu do wszystkiego. Oszaleliśmy na punkcie zdobywania, ulepszania życia
swojego i dzieci.
Dziś każdy chce być najlepszy.
Niektórzy w tych dążeniach przypisują sobie kwalifikacje wyższe i lepsze niż
zdobyli oraz przekonują innych o ich posiadaniu. Nadszedł czas wyścigów.
Uczelnie już nie zatrudniają magistrów, by przez dziesięć lat spokojnie robili
doktorat. Dziś doktorant nadal jest studentem, a po obronie musi ostro walczyć
na rynku pracy i podnosić kwalifikacje. Do tego poziom jego pracy magisterskiej
jest często bardzo bliski (czasami wyższy) od dawnych prac doktorskich
(naczytałam się, więc wiem, co mówię). Wszystko w imię doskonalenia, bycia
ciągle lepszym od innych. Można stwierdzić, że powoli popadamy w chorobę
polegającą na ciągłym zagrożeniu, że nie jesteśmy najlepsi.
Tym prądom uległy i matki,
które dały się zwariować. Muszą być idealne, pracowite, zaradne, a do tego
wychować geniusza. Dziecko musi znać naście języków obcych, chodzić do
najlepszej szkoły, być olimpijczykiem, skończyć najlepsze studia i dostać super
pracę. Nawet dzieci ustawionych politycznie jednostek twierdzą, że wystarczy
tylko troszkę się wysilić i pieniądze płyną strumieniami. Nie rozumie się tych,
którym w życiu wiedzie się gorzej, są mniej idealni, a ich dzieci nie zdobywają
nagród tylko z trudem próbują wejść w relacje w świecie. Ich rodzice mają
przypięte łatki leni. Takim ocenom szczególnie są poddawane matki. Jak one mogą
być szczęśliwe w świecie nieustającej presji?
W książce „10 zwyczajów
szczęśliwych matek” Meg Meeker znajdziemy kilka wskazówek, by odnaleźć
równowagę. Z niektórymi się zgadzam, o innych czytałam z wątpiącym uśmiechem.
Autorka podkreśla, że ważne jest życie w świecie pozytywnych myśli i ludzi.
Należy unikać tych, którzy w innych widzą zło, świat w czarnych barwach oraz
pełen złych zamiarów. Ważne jest poczucie własnej wartości i sensu tego, co się
robi. Aby było łatwiej trzeba znaleźć cel w życiu oraz otoczyć się ludźmi
radosnymi, którzy pomogą rozwiązywać problemy i których problemy nie będą
sztucznie tworzone. Meg Meeker radzi również, by samemu darzyć innych dobrym
spojrzeniem, pozytywnym rozwiązywaniem problemów, nauczyć się samodzielnie
podejmować decyzje oraz wyzwolić od pędu, co pozwoli nam wychować
niezestresowane dzieci ceniące własną wartość.
W książce na pewno
znajdziemy wiele cennych rad, które sprawdzą się nie tylko w przypadku matek i
kobiet, ale książka głównie do nich została skierowana. Do tego jest to pozycja
skierowana szczególnie do osób wierzących, ale i ci niewierzący znajdą wiele
cennych, ale oczywistych wskazówek. Niestety często bywa tak, że nawet
oczywiste rzeczy, jeśli nie zostaną spisane i przeczytane nie są stosowane,
więc warto sięgnąć po nią, przemyśleć i modyfikować swoje życie. Poradnik
należy do tych, do których trzeba wracać, kiedy zaczynamy szukać sztucznych
problemów, wyszukiwać zła, otaczać się ludźmi emanujących siłą złych myśli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz